Kronika Akasha/VIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kronika Akasha |
Podtytuł | Wtajemniczenie w Odwieczną Pamięć Wszechświata |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1915 |
Druk | Drukarnia Zrzeszenia Samorządów Powiatowych |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Jan Rundbaken |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Trzeba sobie zupełnie wyraźnie uprzytomnić, że człowiek później dopiero, a przytem stopniowo przybrał (tę) gęstą materjalność, jaką teraz za swoją uważa.
Chcąc wytworzyć sobie wyobrażenie o jego cielesności na niniejszem omawianym stopniu rozwoju, najlepiej pomyśleć ją podobną do pary wodnej, albo do sunącej w powietrzu chmury. Tylko, że wyobrażenie to, naturalnie, jest przybliżone, zgoła zewnętrznie (rzecz biorąc). Ponieważ chmura ogniowa (resp. cieplna), „człowiek”, jest ożywioną wewnętrznie i zorganizowaną. W stosunku do tego, czem później stał się (człowiek), dusza jego śpi jeszcze; posiada on zupełnie mroczną (głuchą) świadomość. Tej istocie brak jeszcze (tego) wszystkiego, co nazwać można inteligencją, rozsądkiem, rozumem. Porusza się raczej płynąc niż krocząc, przy pomocy czterech organów, podobnych do członków: naprzód, wstecz, w bok, we wszystkie strony. Pozatem o duszy tej istoty już nieco powiedziano.
Nie należy jednak myśleć, że ruchy albo inne przejawy cielesne tej istoty zachodzą nierozumnie albo bezładnie. Odbywały się raczej zupełnie prawidłowo. Wszystko co się działo, posiadało sens i znaczenie. Tylko moc prowadząca, rozsądek tkwił nie w tej istocie samej. Raczej kierował niemi rozsądek, znajdujący się poza niemi. Wyższe istoty, dojrzalsze od nich, niejako okrążały je i kierowały. Ponieważ — to jest ważką cechą zasadniczą mgławicy cieplnej, że wnią wcielać się mogły istoty ludzkie na scharakteryzowanem stadjum swojego bytu, a jednocześnie brały z niej ciało dla siebie również wyższe istoty i w ten sposób mogły (te ostatnie) pozostawać z ludźmi w całkowitem współdziałaniu. Popędy, instynkty, namiętności ludzkie doprowadzone były do tego stopnia, że mogły ukształtować się u mgławicy cieplnej. Pozostałe zaś z przytoczonych istot mogły swoim rozumem, władzą rozsądkową tworzyć w tej mgławicy cieplnej. A nawet posiadały wyższe jeszcze zdolności, dzięki którym sięgały do górniejszych regjonów. Z tych regjonów pochodziły ich postanowienia i impulsy; ale w mgławicy cieplnej ujawniały się fantastyczne skutki tych postanowień. Wszystko, co na ziemi działo się przez człowieka, wynika z uregulowanego obcowania ludzkich ciał mgławicy cieplnej z takiemi samemi (ciałami) istot wyższych. Można powiedzieć zatem, że człowiek dążył wzwyż. Miał rozwinąć w mgławicy cieplnej swoje cechy ludzkie, wyższe od poprzednich (dotychczasowych). Inne istoty dążyły wniż, do materji. Były w drodze do przejawienia w bycie swoich sił twórczych, w coraz gęstszych formach materjalnych. Nie oznacza to jednak — w głębszem rozumieniu — ich obniżenia. Ten punkt należy sobie właśnie kompletnie wyjaśnić. Jest to wyższa moc i zdolność rządzić gęstszemi formami materjalności, niż bardziej rzadkiemi. Te wyższe istoty również posiadały w dawniejszych epokach swojego rozwoju podobnie ograniczoną moc, jak teraz — mniej więcej — człowiek. Posiadały niegdyś, jak człowiek w teraźniejszości, moc nad tem, co działo się „wewnątrz nich”. I nie oddawała im się zewnętrzna gęsta materja. Teraz dążyły do stanu, w jakim miały magicznie kierować, a rządzić rzeczami zewnętrznemi. Zatem w opisywanej epoce wyprzedzały one człowieka. Dążył wzwyż, aby dopiero wcielić rozsądek w subtelniejszą materję, aby następnie dać mu możność działania nazewnątrz; one — już dawniej wcieliły rozsądek[1] i osiągnęły obecnie magiczną siłę wprowadzania rozsądku w otaczający je świat. Człowiek dążył zatem wzwyż po przez mgławicę cieplną. One (istoty wyższe) wchodziły — po przez ten stopień — właśnie wniż, dla rozszerzenia swojej mocy.
W mgławicy cieplnej mogły działać przedewszystkiem te siły, jakie człowiek ma za niższe, siły jego namiętności i popędów. Zarówno człowiek, jak i istoty wyższe posługiwały się temi siłami na omawianym stopniu mgławicy cieplnej. Na opisaną wyżej postać człowieka działają — mianowicie wewnątrz niej — te siły w ten sposób, że może on rozwinąć organy, które następnie czynią go zdolnym do myślenia, zatem do wykształcenia osobowości. W tych wyższych istotach działają owe siły — w rozpatrywanem stadjum — jednak w ten sposób, że mogą (te istoty wyższe) posługiwać się niemi do bezosobistego tworzenia ziemskich urządzeń. Stąd — dzięki tym istotom — powstają na ziemi ukształtowania (utwory), które same są odbiciem praw rozsądku. W człowieku zatem powstają przez działanie sił namiętności osobowe organy rozsądku; dokoła nich — w otoczeniu — formują się przez te same siły organizmy doskonale rozsądne (w swej budowie).
A teraz pomyślmy ten proces w nieco dalej posuniętem stadjum rozwoju albo raczej uprzytomnijmy sobie, co podaje kronika Akasha przy badaniu nieco późniejszego momentu czasu. Wówczas oddziela się księżyc od ziemi. Dokonywa się wielka przemiana. Większa część ciepła ustępuje z ciał, znajdujących się w otoczeniu człowieka. Przeto materjalność rzeczy stała się gęstszą, twardszą. Człowiek musiał żyć w tak ostygłem otoczeniu. A mógł to zrobić, o ile przemienił swoją własną materjalność. Z tem zgęszczeniem materji idzie w parze zmiana kształtu. Ponieważ stan mgławicy cieplnej na ziemi ustąpił zgoła innemu. A skutkiem tego omawiane istoty wyższe nie posiadały już mgławicy cieplnej, jako środka swojej działalności. Również dlatego nie mogły przejawiać nadal swojego wpływu na te duszne uzewnętrznienia życia człowieka, co było głównem polem ich działalności. Ale otrzymały moc nad postacią człowieka, którą przedtem wytworzyły same z mgławicy cieplnej. Ta zmiana w oddziaływaniu idzie w parze ze zmianą postaci ludzkiej. Połowa, obdarzona dwoma organami ruchu, zmieniła się w dolną połowę, która przeto stała się głównie czynnikiem odżywiania i rozmnażania. Druga połowa zwraca się ku górze. Oba pozostałe organy ruchu stały się zarysami rąk. I takie organy, jakie jeszcze uprzednio służyły do odżywiania i rozmnażania, przekształciły się na organy mowy i myśli. Człowiek się wyprostował. Jest to bezpośredni skutek wystąpienia księżyca. A wraz z księżycem zniknęły te wszystkie siły z ciała ziemi, przy pomocy których mógł człowiek — w czasie mgławicy cieplnej — jeszcze sam się zapładniać i wydawać podobne sobie istoty bez zewnętrznego wpływu. Cała jego dolna połowa, którą nazywają często niższą naturą, znalazła się pod rozsądnie kształcącym wpływem wyższych jestestw. Co te jestestwa mogły uprzednio regulować jeszcze w człowieku samym, kiedy „masa siły”, obecnie wydzielona — wraz z księżycem, — znajdowała się w połączeniu z ziemią, to (samo) musiały organizować teraz za pomocą współdziałania obu płci. Przeto się wyjaśnia, dlaczego wtajemniczeni uważają księżyc za symbol siły rozrodźczej. W nim tkwiły niejako te siły. A opisane wyższe istoty mają pewien związek z księżycem; są — w pewnej mierze — bogami księżycowymi. Działały przed oddzieleniem się księżyca — jego siłą w człowieku, poczem działają ich siły od zewnątrz na rozmnażanie się człowieka. Można również powiedzieć, że owe szlachetne siły duchowe, które poprzednio oddziaływały za pośrednictwem mgławicy cieplnej na jeszcze wyższe popędy człowieka, zeszły obecnie, aby przejawiać moc swoją w dziedzinie rozmnażania. Faktycznie szlachetne siły bogów działają w tej dziedzinie regulująco i organizująco. A w tem wyraża się ważkie twierdzenie wiedzy tajemnej, które brzmi następująco: Wyższe szlachetne siły boskie mają powinowactwo z — pozornie — niższemi siłami człowieka. Słowo „pozornie” musi tu być ujęte w swojem całkowitem znaczeniu. Ponieważ byłoby to zupełnem zapoznaniem prawd okultystycznych — chcieć widzieć w istocie („an sich”) sił rozmnażania coś niższego. Tylko wtedy tkwi w tych siłach coś niszczącego, kiedy człowiek sił tych nadużywa, kiedy nagina je do służby swoim namiętnościom i popędom, nie zaś, kiedy je uszlachetnia przez wgląd, że tkwi w nich boska siła duchowa. Wtedy odda te siły na służbę dla rozwoju ziemi i w swem, rozumieniu wykonywać będzie zamiary omawianych jestestw wyższych. Uszlachetnienia tej całej dziedziny i oddania jej prawom boskim — uczy wiedza tajemna, nie zaś jej zdławienia. To ostatnie może pochodzić tylko od zewnętrznie ujętych zasad okultystycznych i zniekształconych aż do stopnia źle rozumianego ascetyzmu.
Co rozwinął sobie człowiek w drugiej, górnej połowie, na to omawiane istoty wyższe nie mają żadnego wpływu. Zatem inne istoty osiągnęły władzę nad tą połową. Istoty, które na wcześniejszych stopniach rozwoju wprawdzie dalej posunęły się od człowieka, ale nie tak jeszcze daleko jak bogowie księżycowi. Nie mogły jeszcze przejawić (swojej) mocy w mgławicy cieplnej. Teraz zaś, kiedy nastąpił czas późniejszy, kiedy za pomocą mgławicy cieplnej wytworzono ludzkie organy rozsądku, (a zatem to) przed czem same stały dawniej, (teraz) czas na nie przyszedł. Bogowie księżycowi dawniej już osiągnęli działający nazewnątrz i porządkujący rozsądek. W nich był już ten rozsądek wtedy, kiedy następowała epoka mgławicy cieplnej. Mogli oni oddziaływać nazewnątrz na rzeczy ziemskie. Wzmiankowane tylko co istoty nie doszły we wcześniejszej epoce do wytworzenia takiego nazewnątrz działającego rozsądku. Ale oto jest ten rozsądek. Istnieje w ludziach. I zawładnęły teraz tym rozsądkiem ludzkim, aby przezeń działać na rzeczy ziemskie. O ile uprzednio bogowie księżyca działali na całego człowieka, teraz działają tylko na dolną jego połowę; zaś na górną połowę działa wpływ wzmiankowanych jestestw niższych. W ten sposób dostaje się człowiek pod podwójne kierownictwo. W swojej części niższej znajduje się pod władzą bogów księżyca, w swej ukształtowanej osobowości dostaje się pod kierownictwo tych jestestw, objętych nazwą „Lucifera”, od imienia ich panującego. Bogowie lucyferyczni uzupełniają zatem swój własny rozwój, posługując się wznieconemi siłami ludzkiemi — siłami rozsądku. Nie mogli oni wcześniej doprowadzić swego rozwoju do tego stadjum. Razem z tem jednak dali człowiekowi zaród wolności, (zdolność) odróżniania „dobra i zła”. Pod samym tylko kierownictwem bogów księżycowych uformowany został wprawdzie ludzki organ rozsądku, ale ci bogowie zostawili by go drzemiącym; w posługiwaniu się nim nie mieli żadnego interesu. Posiadali przecież własne swoje siły rozsądkowe. Istoty lucyferyczne przez wzgląd na siebie samych miały (swój własny) interes w kształceniu ludzkiego rozsądku w zwróceniu go do rzeczy ziemskich. Przeto stały się dla człowieka nauczycielami tego wszystkiego, co może wykonać rozsądek ludzki. Nie mogły być jednak niczem więcej, jak wzbudzicielami. Bowiem nie w sobie, ale właśnie tylko w człowieku mogły ukształcać rozsądek. Stąd począł się dwojaki kierunek działalności na ziemi. Jeden wychodził bezpośrednio z bóstw księżycowych i od początku był prawidłowo uporządkowany, rozumny. Bogowie księżycowi odbyli już dawniej swój czas nauki i teraz znajdowali się ponad możliwością błędu. Współdziałający z ludźmi bogowie lucyferyczni dopiero musieli dopracować się do takiego przejaśnienia. Pod ich kierownictwem musiał człowiek uczyć się wykrywania praw swej istoty. Pod kierownictwem Lucifera człowiek musiał stać się sam jakoby „jednym z bogów”.
Nasuwa się kwestja: jeśli jestestwa lucyferyczne nie doszły do doskonale rozsądnej twórczości w mgławicy cieplnej, na czem się zatrzymały? Do którego stopnia ziemskiego rozwoju sięgała ich zdolność do podjęcia współpracy z bogami księżycowymi? Kronika Akasha daje na to odpowiedź. One — mogły uczestniczyć w twórczości ziemskiej do momentu wystąpienia słońca ze ziemi. Okazuje się, że choć wykonały dotąd mniejszą pracę niż bogowie księżycowi, jednak należą do zespołu boskich twórców. Kiedy rozłączyły się ziemia i słońce, na pierwszej poczęła się czynność, mianowicie praca w mgławicy cieplnej, do której właśnie przygotowani byli bogowie księżyca, nie zaś duchy lucyferyczne. Dla nich tedy nastąpił okres pauzy, czekania. Kiedy następnie przeminęła ogólna mgławica cieplna i poczęły istoty ludzkie pracować nad swoimi organami rozsądku, wówczas mogły duchy lucyferyczne znowu wyjść ze swojego stanu spoczynku. Ponieważ tworzenie rozsądku jest pokrewne działalności słońca. Wzejście rozsądku w naturze ludzkiej jest rozświetleniem się wewnętrznego słońca. A mówi się to nietylko obrazowo, ale w rzeczywistem (tych słów) rozumieniu. W ten sposób znalazły owe duchy wewnątrz człowieka sposobność podjęcia nanowo swoich związanych ze słońcem, czynności, kiedy (już) epoka mgławicy cieplnej przeminęła.
Przeto wyjaśnia się również pochodzenie imienia Lucifer, t. j. „światłonośny”, i dlaczego w wiedzy tajemnej nazywają te istoty — „bogami słonecznymi”.
Wszystko, co następuje dalej, staje się zrozumiałem, jeśli zwrócimy wzrok w epoki, poprzedzające rozwój ziemi. Znajduje to miejsce w dalszym ciągu kroniki Akasha. Tam się wykaże, jaki rozwój odbyły związane ze ziemią istoty na innych planetach, zanim wstąpiły na ziemię. Nauczymy się ściślej jeszcze rozpoznawać naturę „bogów księżycowych” i „słonecznych”. Jednocześnie staje się zupełnie przejrzystym rozwój państwa zwierzęcego, roślinnego i mineralnego.
- ↑ (Przyp. tłóm. wcielić rozsądek w materję, t zn. nadać jej — w jej przejawach — mądrość, jakiej ona sama przez się nie posiada).