<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Wyspiański
Tytuł Lelewel
Podtytuł Dramat w 5 aktach, osnuty na tle wypadków sierpniowych w Warszawie 1831 roku
Data wyd. 1899
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
AKT I.
Około stołu siedzą: KSIĄŻE ADAM, NIEMOJOWSKI, BARZYKOWSKI, MORAWSKI i LELEWEL; opodal OLIZAR. DEMBIŃSKI. (stojąc, pochylony nad stołem, gestem kończy długą opowieść; wszyscy słuchają zaciekawieni, zgnębieni, smutni) . . . . .

............
a ostatki żołnierza rozpierzchły się, zbiegły, —
musiały zbiedz, — ha, darmo szukając schroniska;
gdzież ich chaty, ich domy; — rujny i zwaliska,
któż im zaskrzepłe dawno roznieci ogniska
wytlałych zniczów, — chyba uroczyska
leśne dają im schronę; — a wiecie, ich serca
były, jak owe orły poranione!
To patrzeć na nich był żal, była rozpacz,
ta rozpacz, co się beznadziejną zowie,
rozpacz okrętów tonących . . . . .

KSIĄŻE ADAM.

Och mrowie
przechodzi wskróś, gdy taką słyszę
relacyę walki, — więc przepadli.

DEMBIŃSKI.

............
szable i olstry rzucali precz od się
a oczy im się mgliły od łez, — z płaczu;
poszli precz, a kraj cudny żegnali ze łkaniem,
............
tak się za ich odejściem ozwały wołaniem
żalu, te na litewskich drogach smukłe sosny,
taki z nich ku nim biegł jęk skarg żałosny;
............

»wyż to nasi rycerze, wy odlotne ptaki
rzucacie nas; o któreż was powrócą wiosny«
............
płacz był po nich, po dworach, rozpacz. . . . .

KSIĄŻE ADAM.

Tak nie dawno ich miałem u mnie na pokojach;
jacyż to byli huczni, wspaniali młodzieńce.

NIEMOJOWSKI.

Prawdziwie, jak ich wspomnę, żal składa mi ręce
do jakichś modłów, którym słów nie zdołam
przydać,
bo w gardło cisną się słów skargi,
coby się na bluźnierstwo targnąć mogły.

DEMBIŃSKI.

Litwo, uroczy kraju, kochanko Polaków,
Skarż się żałobnym płaczem; — nie wiń twych rodaków,
bo wszystko tobie nieśli, mienie, życie, siły;
jeno, że się wyroki Losu złe spełniły.
............

LELEWEL.

............

(cicho)

wspomniałeś Litwę, zacny generale;
Litwę, jako wyrzekłeś, Polaków kochankę,
a wspomniałeś ją rzewno;. . . .  — mówiłeś o sośnie,
co się przydrożna żegna z żołnierzem miłośnie;
wspomniałeś las, jak szumem gwarzy o Perkunie.
............
Jakie tam gniazda serc; — słuchaj wojaku,
litewskie serca znasz? — myślisz, że runie
nasz święty skarb, skarb duszy białej jak gołębie,
jak lilie, nieskalanej, świętej. —
Czarty przejdą, — a będzie las litewski szumiał
i swoje bogi litośniejsze wskrzesną,

wstaną żywe, —
och strónę gorycznie bolesną
tknąłeś w twojej relacjéj.

DEMBIŃSKI.

Panie, chcesz bym umiał
mówić,
jak się w twej duszy zjawiają pamiątki,
— prawieś Litwin, ty lepiej wiesz, znasz, co was boli,
Smutek wrył się w twe oczy, — może Bóg pozwoli,
że się doczekasz wrócić.

LELEWEL.

— — nie pozwoli
mnie Bóg wrócić, powrócić tam, gdzie rwie tęsknota;
gdzie są mojego serca stróny wszystkie zwięzłe
w grunt, kędy żądze moje są ugrzęzłe
w uroczyskach, —
Bóg swoje proroki precz zdala
wygania z sadyb swojskich. —
Perkun by mię strwożył
gromem,
gdybym, jako niewolny powrócił ze sromem.
Rumieniec wstydu spaliłby mi lica,
mnie, . . . .
bo się we mnie pali ta gromnica,
co jest narodów pochodnią i gwiazdą,
tą Mojżeszową kolumną przewodnią,
co ma rozpraszać dolę ponurą i szarą.
— Ja w méj piersi skupiłem wszystkie Litwy serca!
Ja mam je tu! — mam w moich oczach Litwę całą
i ja do was przychodzę ufny, Polsko z wiarą! —
Wiecież wy, co jest szał miłości . . . .wnikać w rolę,
w ziemię, grunt, — jako dęby wkorzenić się w glebę
i wchłonąć we się wszystek czar, chcenie a wolę
mocy tajemnych . . . .

KSIĄŻE ADAM.

Och, Boże na niebie
czyliż nie jaśniej jest określić z prosta,
że jeszcze nie stracone wszystko. — Wszak, prezesie klubu,
że to powiedzieć chciałeś, sądzę.

LELEWEL.

A książe
nie lubi mych wysłuchać marzycielskich zwierzeń.
Już widzę, żebyś gotów rzec, że błądzę
myślami po manowcach zawiłych i trudnych,
żem filozof. — Ja z wielu tych, dla księcia nudnych
rozmyślań, w tajemniczem rozważam skupieniu:
— w słabym, moc się przedziwna objawia w natchnieniu.
Jużem nie jest, jak człowiek słaby, — jużem silny.

KSIĄŻE ADAM.

To, że pan w tych wywodach chcąc być niedościgły,
ile razy na ziemię zstąpisz, miast być pilny
iść z nami ręka w rękę, sam działasz opacznie,
że nić się rwie, co ledwo snuć się zacznie.

LELEWEL.

Niech się rwie nić, gdy nie jest szczerozłota!
Czas idzie, czas, ducha widownie
rozświetlą się, jak zorze różobłyskie;
ziemia da odrodzenie nam. Wiem, że jest bliskie.
Niech jeno się uciszy duch ciemności.
Niech się zgłuszą złe siły w nas; w sieci się złowią,
we swoje własne sieci. —

KSIĄŻE ADAM.

Ja w tej niejasności
filozofowań, nie mogę się znaleść;
profesor-geniusz marzy, — polityka
to nie jest marzycielska rzecz.

LELEWEL.

Myśl, duch przenika
wszelkie matactwa, wykręty, zwodnictwa.
Jam nie pedant, mój umysł wolen od szkolnictwa. —
— Chcę sercem mierzyć serca i na tę serc walkę
pozywam naród.

KSIĄŻE ADAM.

Narodu szukasz pan zbyt nisko.
Zaszedłeś na rozstajne drogi; — tłum, kolisko,
które się koło Waszmość-pana skupia, to krzykacze,
jakowyjś polscy Jakobini; — imitacye,
to wszystko, — to nie z serca. To są kombinacye
efektowe, co prawda, lecz sercu polskiemu
są cierniem, — krwawią panie, bolą. Och nie wierzę,
by miały być konieczne. —

NIEMOJOWSKI.

Piękne jest, że szczerze
mówić tak poczynacie, — wszak porozumienia
trzeba już dawno było. — Też nie są zaprzeczne
argumenty książęce.

KSIĄŻE ADAM.

Chcę, co głos sumienia
mówić mi każe, jawnie przedstawić wszem wobec
— nie cofnę nic z mych działań. Co działam, tysiące
sądzić mogą, bo działam zawsze nie tajemno.
A profesor pod nami zakłada podziemną
minę; — w pożarze tym, co ztąd wybuchnie,
wierzaj mi pan, że cały gmach szarpniony gruchnie
i będzie źle, . . .

LELEWEL.

Źle, co jest, co się dzieje, — to tylko wiadome
Bogu, wszechświata Panu. — My atomy
nikłe, w olbrzymim owym mas pochodzie.
............

Są hen w głębiach drzemiące siły w tym narodzie.
Jeno by zejść tam, trzeba kochać, kochać,
kochać!!
a! książe prezes kochasz, lecz się brzydzisz,
— myśmy może fantaści, lecz fantaści czyści.
Przyjmże walkę na serca, — będą stąd korzyści,

NIEMOJOWSKI.

to, że w własnych się zwadach lubując, zginiemy.

LELEWEL.

Nie panie, nie!! Tak łatwo narody nie giną!
— tu trzeba jest! — to dobrze, że w swarach powiemy
wszystko, co do się czujem. Naród się oczyści,
aże wznijdzie czas owy,
wielką świetlany nowiną
odrodzenia, —
............
ja w Wilnie widziałem poetę,
co był śpiewakiem serca . . . . .

NIEMOJOWSKI.

Młody nauczyciel; —
ach jego wiersze są, jak chłopskie słowa
prostackie, raz znów dziwno napuszysta mowa
bajronistyczna.

KSIĄŻE ADAM.

Zawsze tak rozmowa zbacza,
ilekroć sprawy pilne
(do Lelewela) i to pan tak spacza
nasze premisy.

LELEWEL.

Już milczę.

KSIĄŻE ADAM.

Więc sądzę,
że naczelnego wodza musim zmienić.

NIEMOJOWSKI.

Ha, to smutne.

KSIĄŻE ADAM.

To bolesno, muszę się rumienić
na tę myśl, że te wszystkie zarzuty są słuszne,
żem przewidywał z dawna, żem nastawał.
Że te zwłoki,
to kunktatorstwo jest wprost małoduszne.
Wytykałem je w listach, jeno się nie dały
rzeczy wpierw same złożyć.

BARZYKOWSKI.

Zawsze się nie dadzą;
tak zawsze opak idzie, co jeno wieść trzeba
ręką wprawną do dzieł, wojewódzką
— wtedy by rzeczy szły, ognisto, żwawo.

NIEMOJOWSKI.

Nie pierwszy raz już nad tą myślę sprawą;
— a pan senator mówi pyszno, okazale!
Doprawdy jesteś tęgo bystrym generale;
jeno, że bystrość twoja szwankuje na prymie,
w pierwszym zaraz akordzie, — wiesz, masz Waść olbrzymie
zdolności, zdatność, biegłość;  . . . . .znajdź nam jeno wodza!
Wodza takim żołnierzom, jak my politycy.
Czy to nie jest kryptogryf chwili.

BARZYKOWSKI.

Wodza! Zaiste, śmiały z pana dyplomata.
— Wodzowie się zmieniają u nas, jako lata
nadnilskie. Jednej pracy siewcy coraz nowe.
Co posiew zakiełkuje, już chwast z nim się splata.

NIEMOJOWSKI.

Pan też wskazywać chcesz zło, — ho, ho, jak surowe

krytyki rzucasz na stół dyplomacki;
czemuż się sam nie imasz wodzić.

KSIĄŻĘ ADAM.

Bo junacki
w nim duch niesforny kryje się; w tej piersi
śpi także jeden Bonapart, wiem o tem;
kocham pana z tem jego sercem szczerozłotem;
cierpliwości, — —

NIEMOJOWSKI.

… Więc właśnie wiara wasze zdania
w jedność sprzęgnie. — Oto wszelkie zawikłania
stąd idą, że my siebie sami nie rozumiem.
To dziwna, jak się nasze umysły wikłają
wśród zagadek, gdy jakiś cel, nagły, przejasny
zda się być blisko nas. — Jesteśmy rządem;
nas pięciu, dzierży w dłoniach los narodu.
Książe, panie Lelewel, — wy jak gwiazdy złote
wysokie, niedościgłe; — gdzież szukać powodu,
że się wśród nas mgły jakieś i mroki snowają.
Na drogach naszych serc, stoją zapory,
że jedni drugim swych serc świętość tają
i coraz gasną w nas tęczne kolory,
że jest dłoń jakaś, co nam pierś przemożna tłoczy;
… że ta przyszłość, ku której żądne patrzą oczy,
jest niepewna.

KSIĄŻE ADAM.

Och panie, przestań, słowa bolą.

LELEWEL.

Niech bolą, niechże cierniem serca rwą i kolą
pierś, —
książe, — generale, — zacny dyplomato,
słuchajcie, wiem, . . . . . już mnie wyjawione
są te rzekome tajnie, — te nieodgadnione
problemy, — w czem nieufność leży.
— Boż wie naród

do czego dąży, — jaki rząd uzyszcze.
— Dotychczas widzi wciąż rujny i zgliszcze;
a jeśli z ruin plemię się odrodzi,
alboż kto wie . . . . . może się spłodzi
ktoś, który nas powiedzie w dynastyczne jugi,
że miasto wolne pany, będziem sługi.

NIEMOJOWSKI.

Panie Lelewel, słowa przykre, niestosowne.

LELEWEL.

Niestosowne, mój dyplomato są, ale wymowne.

KSIĄŻE ADAM.

Podejrzliwość i swary; kłótnie gołosłowne.

LELEWEL.

Przedemną się nie skryje nic, — rozważ to książę. —
Ja oto właśnie dwie te sfery wiąże.
Ja wam daję rękojmię, że tłum będzie z nami
i klubowi wzajemnie za was ręczę.

KSIĄŻE ADAM.

Po cóż to knowanie. —

LELEWEL.

Po co? —
By w szachu trzymać partye, partyzanckie plany!
W was nie dość rewolucyi jest; rozbuntowany
nie dość jeszcze nasz kraj. Trza rewolucyi!
Trzeba, by wstały huczące orkany
jak ziemna straż! — Związywać spiski potajemne
coraz szerzej . . . . . konspirować, planować, fermenty
coraz głębiej niech sięgną; niech brudy i męty
przewalą się, przesypią, — złoto się oczyści
w takich ogniach.

NIEMOJOWSKI.

Wyraźnie, to wojna domowa!

LELEWEL.

A właśnie, — tak tu, w domu, a będzie nam zdrowa

burza, huragan. — Niech prawda się świetli!
Niech gwiazdy nasze bledną; — wstaną nowe!

KSIĄŻE ADAM.

Co pan mówisz?

LELEWEL. (wstaje).

Ha książe, — rozumiem osnowę twych planów.

NIEMOJOWSKI (do Lelewela).

— Co się znaczy, pan jesteś tak blady,
pan jesteś rozdrażniony.

LELEWEL.

Nie szukaj pan zwady;
czy to pan stróżny księcia!

NIEMOJOWSKI.

Jestem, tem się chwalę.

LELEWEL.

Więc, wy wrogowie moi,…

NIEMOJOWSKI.

Jesteś w szale
panie, — co znaczy?

LELEWEL.

Co znaczy, że książę . . . .

KSIĄŻE ADAM.

Co pan chcesz mówić?!!

LELEWEL.

Bledniesz panie.

NIEMOJOWSKI.

Książe !? —
W istocie, książe pobladł, — pan jesteś szalony.

LELEWEL.

Co znaczy, że w Puławach ukryte korony
insygnia....

KSIĄŻE ADAM. (zrywając się z miejsca)

Zamilcz!

LELEWEL.

Przez listy twoje, wiem —  . . . . przywieść kazałeś

do Warszawy — do twego pałacu, — ty chciałeś
korony na twe czoło.

KSIĄŻE ADAM.

Chryste!

LELEWEL.

 . . . . . Tak, tak, książe zdradzasz.

BARZYKOWSKI.

Kalumnia!

NIEMOJOWSKI.

Potwarz, — pan brednie powiadasz.

KSIĄŻE ADAM. (chwyta Lelewela za pierś).

Ja to, czyli ty zdrajca!! — panowie, jak sędzie
wydajcie wyrok!

(stają jak wryci wszyscy).

MORAWSKI.

Panie Lelewelu!

NIEMOJOWSKI.

Książe!
— to szał, — lecz cóżto, obaj stoją bladzi
i mierzą się oczyma. —

LELEWEL. (oczy spuszcza).
KSIĄŻE ADAM.

Niech Bóg, co prowadzi
nasze losy, — kiedyś pańskie sumienie rozwiąże.
............

KSIĄŻE ADAM. (wychodzi spiesznie, nie żegnając nikogo;)
(wszyscy stoją zawstydzeni zajściem).
LELEWEL. (wzrok wbity w ziemię. — po chwili opada na
krzesło, — podnosi oczy, patrząc przed się)
.

............





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Wyspiański.