Listy śp. Adama Mickiewicza do Pani Konstancyi/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Adam Mickiewicz
Tytuł Listy śp. Adama Mickiewicza do Pani Konstancyi
Wydawca Komis Ludwika Merzbacha
Data wyd. 1863
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron



LISTY

śp.  ADAMA MICKIEWICZA

do

PANI KONSTANCYI.







POZNAŃ,
W KOMISSIE I CZCIONKAMI LUDWIKA MERZBACHA.


1863.




Własnoręczne Listy ś. p. Adama Mickiewicza, z przyjacielskiéj korespondencyi, z czasów i wypadków ubiegłych świeżo, i z rad sumiennych udzielanych, jako przyjaciela, w zasadach duszy rzetelnie chrześciańskiéj, podajemy Rodakom dla zapoznania ich niegdyś wieszcza, ulubionego w Jego zawodzie życia dalszym, które to listy na dochód Towarzystwa dobroczynności poświęca

Konstancya.



LIST PIERWSZY.





Kochana Pani Konstancyo.

Gdzie jest to miejsce, z którego list tak długo idzie? pisany 18 odebrałem 26? Jesteśmy tu zdrowi i pasujemy się jak zdołamy s tylu biedami. Swoje robić, resztę opatrzności zostawić, to nasza zasada. Staramy się dożyć lepszéj chwili.
Jeżeli będziesz w Ostendzie, dołóż usiłowania zbliżyć się ku nam. Z wielu względów byłbym wdzięczen Tobie za to widzenie się. Mógłbym z méj strony dojechać do Amiens. Wszakże nie bez kłopotu. Jeśli dziennik wyjdzie w którem pracuję, będę musiał szukać zastępcy, a o to bardzo trudno, tymczasem dnia jednego opuszczać niemogę. Są i inne trudności. Postaraj się tedy przyjechać do Paryża, choć na krótko, a że Paryż już znasz, możesz zostać u siebie, nikogo niewidząc tylko tych, z któremi żądasz rozmówić się. Zechciéj tylko, a wiem, że sobie umiesz doradzić. Gdyby to było niepodobna, daj mi znać wcześnie, abym wziął środki do przyjazdu do Amiens. U nas i na to potrzeba paszportu, etc. etc. etc.
Mam nadzieję, że Twoja cholera już minęła. Ja kilka razy zapadałem na coś podobnego. Najlepszem lekarstwem jest moc moralna, zgnębienia choroby, silnem postanowieniem ozdrowienia.
Z emigrantów, którzy niemają czasu chorować, nikt tu nie umarł na cholerę, chociaż sposób ich życia powinienby na nich sprowadzić i tę chorobę i dziesięć innych na dzień. Niedbaj więc wcale na cholerę i odpędzaj ją.
Bardzo mi krótko pisałaś o swojem osobistem powodzeniu i teraźniejszem życiu.
Czy niemiałaś przed wyjazdem wiadomości o Franciszku, moim bracie? Nic on do mnie od dawna nie pisał.

Twój z serca życzliwy.A. Mickiewicz.

Augusta 27.


LIST DRUGI.





Rozradowałaś mnie bardzo, moja Konstancyo, twojem ostatniem pismem. Czuję w niem iskrę życia nowego. Całem twojem usiłowaniem niech będzie usiłowaniem jedynem tę iskrę dochować. Czy ją inni przyjmą, za to nieodpowiesz, ale ciężko odcierpisz, jeźli ją utracisz. Ostrzegam Cię jak najmocniéj, abyś lada skim i lada jako duszą twą niedzieliła się, niewylewała się do dna. Jest to wielka rzecz, wiedzieć s kim mówić w duchu i jak mówić.
Trzeba w przody pokornie modlić się, skupić się i starać się poczuć stan bliźniego, z którem mamy pracować. Na te punkty dobrze uważaj:
1,Ludzi, którzy z siebie i z położenia swego radzi, którzy nie cierpią głodu moralnego, którzy nietęschnią, nieporywają się, omijaj. Chrystus Pan wołał do tych, którzy cierpią i obciążeni są, a syci i spokojni nieprzyjmowali go. Pamiętajmy, że i my, gdyby nam dobrze było na ziemi, dalecybyśmy zostali od prawdy. I nas Bóg naprzód cierpieniami za grzechy dotknął, i nam naprzód pokazał naszą ułomność i nicość, a potem dał pociechę. Zakamieniałe serca Bóg innemi środkami poruszy.
2,Gdziekolwiek obaczysz miękkość ducha, rozrzeniewine[1], łzę, współczucie, a mianowicie ból z obecności i żądzę i nadzieję przyszłości, tam szukaj brata, czy on chłop, czy ekonom, czy żyd, bądz z nim otwarta, więcéj on kiedyś zrobi, nim wszyscy ci, którzy teraz na ziemi stercząc, zdają się być czemsiś. Wkim niema wiary w Boga, stym próżna jest praca.
3,Wiem, że musisz z dawnemi znajomemi wdawać się i niepowinnaś z nimi zrywać. Jest to dług do opłacenia. Poznasz teraz w jakiéj to sferze żyłaś i na jakich to zasadach miałaś z ludźmi związki. Staraj się tym dawnym znajomym pomagać, ale bądź ostrożną. Nie wiele z niemi rozprawiaj, bobyś siły nawet fizyczne utraciła. Stałoby się z tobą to, co z Franusiem. On tem ciężko zawinił, że łaskę przyjętą wylewał z pychą i lekkością, nieprzetrawiwszy jej niezamieniwszy pierwéj w krew i ciało swoje. Pokarm ledwie do ust wzięty, wyrzucał zaraz na ziemię. Strzeż się tego mocno.
Zamiar twój, drukowania spowiedzi, był bardzo niewłaściwy i z dopuszczenia Boskiego, oporem L... zatrzymany. Spowiadajmy się Bogu, a ludziom dawajmy owoc z poprawy naszéj, owoc w postępkach, w czynach sam przez się objawiający się. Wiesz już teraz, że łatwiéj książkę grzechów swoich ogłosić przed całą publicznością, niż z jednym wrogiem prawdy sam na sam rozprawić się, tak aby go poruszyć. Wtakiéj to rozprawie jest ofiara, tam trzeba i duszą zapalić się i sercem i głosem i całym człowiekiem pracować.
Druki teraz nic prawdziwie żywotnego niezawierają. Chrystus Pan codzienną ofiarą uczniom służył, tak nad niemi pracował, stokroćwięcéj od nas cierpiał niż ty w rozprawie z twoim zimnym filozofem. Od wszelkich tedy ogłoszeń drukowanych wstrzymaj się do widzenia się z nami. My musiemy nietylko ducha i ogień puścić na ziemie, ale razem prawa ziemi szanować, ducha w karbie trzymać, w ładzie, w porządku. Ziemia czycha na to, żeby nas, nasz każdy fałszywy krok pochwycić, ona nic niema tylko swój niski ład i takt, my jeśli do tego ładu i taktu ducha dodamy, wtenczas tylko ziemia prawdę uzna.
Jak zaś to dokazać? na to niema reguły ani w książkach ani jéj nieznajdziemy w naszym rozumie i doświadczeniu. Jest to codzienna nasza praca. Codzień trzeba nam stanowisko obejrzeć i pokornie westchnąć, ażeby poczuć skim i jak działać, a kiedy wewnętrzne czucie poświadczy, że działać wypada, wtenczas ufnie i silno uderzajmy.
Odczytuj często nowy testament i mocno dumaj nad nim, czytaj książkę o naśladowaniu Jezusa Chrystusa. Tam znajdziesz źródło siły. Postaram się, abyś miała rychło pisma te.
Niedaj się kusić niecierpliwością i żądzą ludzką, aby publiczność jaknajrychléj twoje czucia przyjęła, aby widzieć wielką liczbę wyznawców prawdy. Zostaw to Bogu, wie On, jak, kogo, kiedy poruszy. Jedna chwila w danym czasie więcéj zrobi, niż całe nasze fałszywe miotania się. Nam oto idzie, abyśmy sami dojrzeli i byli gotowi na tę chwilę. Dobry żołnierz siebie pilnuje a zostawia wodzowi troskanie się o czas bitwy, byleby on był siebie pewny. Bitew niezabraknie.
Ja byłem parę tygodni obłożnie chory z przeziębienia, wczora z łóżka wstałem. Jeszcze jestem słaby, ręka mi ledwie służy w pisaniu, ale czułem obowiązek jak najrychléj tobie odpowiedzieć. Zresztą choroba już przeszła. W domu u mnie wszyscy zdrowi.
Co zemną daléj będzie niewiem, jeszcze na swojem stanowisku czynię a mam nadzieje, że Bóg mnie nie opuści, lubo tu coraz trudniéj mi z rządem. Wielka jest zawziętość przeciwko sprawie, w osobach rządowych.
Bońkowskiego książkę, jeśli druk niewiele kosztuje, czy niemogłabyś wydać, jeśli jéj niechcą, nabyć? albo możeby nabyło w Warszawie? Mnie się zdaje, że ta książka znalazłaby pokup powolny, ale pewny, ile znam czytelników polskich.
Ściskam Cię z całej duszy.
Adam.

Paryż, 5. Octobra.


LIST TRZECI.





Piszę do kochanéj Pani z nowego mieszkania i to też tylko nowego mam do doniesienia. Skąd inąd położenie moje i osób mnie otaczających zawsze toż samo i nie prędko się zmieni. Doniosłem już zdaje mi się o moich teraźniejszych zatrudnieniach służbowych, które są raczéj nudne niż trudne. Ja się wcale nieskarzę na nie, ale słyszę, że wielu uważa podobną służbę za lichą i poniżającą. Bo chociaż tak długo w emigracyi biedujemy, humory i nałogi pańskie, a ztąd i sposób widzenia pański kwitną zawsze u nas. Nawet mój syn starszy urodzony na emigracyi, zaczyna nudzić się w szkole i powiada, że chce gdzieś indziéj przenieść się, tym tonem jakim pomnę w Litwie wielcy panowie zapowiadali projekt jechania do dóbr w innym powiecie położonych. Widzę tedy, że państwo jest to nasz grzech pierworodny i zaczynam być pobłażającym dla tych, którzy tę chorobę odziedziczyli razem z wioskami lub magazynami, ale w emigracyi zawsze mi się to dziwno widzi. Spodziewam się, że mi odpiszesz i dasz wiedzieć o sobie.
A cóż się stało z projektami podróży, która na ten rok przypaść miała?
U mnie w domu zdrowi, czekamy córki naszéj Maryni na połowę kwietnia z powrotem do domu. Ja lato całe będę musiał w Paryżu przesiedzieć, gdzie mnie obowiązek wiąże.
Serdecznie pozdrawiam i ręce całuję.
A. Mickiewicz.

1 Marca 1853.


LIST CZWARTY.





Zapewne już w domu jesteś, droga Przyjaciółko. Czekam wiadomości od Ciebie. Mam nadzieję, że ta wiadomość mnie ucieszy, że jesteś swobodniejsza i szczęśliwsza niż byłaś. Mam nadzieję, że obudzone życie wewnętrzne ruch duszy utrzymasz w sobie. Wiem że to trudno. Wszystko co Ciebie otacza, będzie Ciebie studzić, zniżać, plątać. Pamiętaj często, uciekaj w głąb duszy i s tamtąd ze środka czerpaj siłę. Obyś miała tę żywą wiarę, iż siła z prawdziwego źródła idąca, wszystko zwalczy, w tenczas i sama byś poczuła życie łatwiejszem i drugim byś go ułatwiła. Pisałaś do mnie z Bruxelli, że ci przykro było rozstać się zemną w nieporozumieniu. Obwiniasz mnie o jakieś gniewy przeciwko Tobie. Może teraz już to inaczéj widzisz, może już poczułaś, że moje postępowanie szło z prawdziwego dla Ciebie szacunku, ze szczeréj męskiéj miłości i z żądzy, abym Cię jaknajrychléj widział tak swobodną, silną i życia pełną zewnątrz, jaką jesteś w duszy. Nie osiągniesz téj swobody, nie znajdziesz twojéj drogi na ziemi, jeśli ciągle niebędziesz mieć przed oczyma wyższego celu, o którym tyleśmy mówili. A niedość go mieć przed oczyma, pałając, dążyć ku niemu winniśmy. To dążenie jest istota życia, a reszta wszystko dodatkiem. Wiesz ile przyjaźń Twoja dla mnie jest miłą, musiemy i tę przyjaźń uważać tylko za stosunek osładzający nam trud życia, skierowaniem ku wyższemu celowi. A kto się nie trudzi, nie walczy, jakież ma prawo, aby mu życie osładzano? Zasługujmy jedno u drugiego na przyjaźń, i która, mam nadzieję, będzie co raz czystszą i dla nas obojga co raz zbawienniejszą. Ja ciągle zdrów jestem, mimo ciągłych mocnych trudów, czuje się silnem i swobodnem. W domu u mnie wszyscy zdrowi. Żona moja kazała Ciebie serdecznie uściskać. Napisz nam o Twojem teraźniejszem położeniu i o zamiarach na przyszłość. Wierz mojemu dla Ciebie głębokiemu niezmiennemu uczuciu.

Twój

Adam Mickiewicz.


LIST PIĄTY.





Kochana Pani Konstancyo.

Przewidywałem trud twój w interesie o którym mi piszesz, przewidywałem opór. Boją się przeczuć, o ile są winni. Chcieliby koniecznie wmowić w siebie i drugich, że są bohatyrami. Wstręt od spowiedzi, bez której niemasz szczerości, niema postępu, okrywają wybiegami, uciekając się do praw pozytywnych, i do stosunków miejscowych. Na to niema sposobu ludzkiego; jeśli zrobiłaś coś mogła, resztę zostaw opatrzności. Ma ona środki wyciśnienia z człowieka prawdy, jeśli on dobrowolnie do prawdy podnieść się niechce.
Zależało wszystko od przyjęcia idei. Idea prawdziwa dobrowolnie wzięta, rośnie i daje środki dzwigania człowieka. Gwałtem ją wrzucać nie godzi się. Dla tego pismo tobie powierzone zachowaj u siebie i nikomu niepotrzebnie niekomunikuj.
Spodziewam się, żeś zdrowa. Spodziewam się, że nieopuszczasz się i wewnętrznie siebie budujesz, i zewnętrznie oswobadzasz się od trosk i cierpień urojonych troszcząc się tylko o dobro istotne, o postęp nasz i drugich.
Dedykacya o któréj mi wspominasz, nie zdaje mi się właściwa, z wielu powodów, któreby długo było wyliczać. Starajmy się, aby kiedyś w czem ważnem imiona nasze splotły się, jako słudzy jednéj idei, i żeby to stało się w czynie a nie w pismach tylko. Zresztą już to po wielekroć mówiłem, ale tobie nie łatwo w to wierzyć, że ważniejszy jest najmniejszy postępek, niż obszerne dzieło literackie. Doświadczyłaś sama, że trudniéj tobie było, twemu przyjacielowi jedną ideę wlać, niż dać cały tom dla publiczności.
Bardzo nie łaskawie z nami obeszłaś się, żeś tak długo nic nie pisała. Po wyjeździe z Bruxeli, trzy tygodnie przeszło bez wieści. Tem gorzéj, żeśmy słyszeli o przypadku twoim. Nie o Misię byliśmy niespokojni, ale o to, czy z przyczyny Misi niemiałaś jakiego kłopotu. Drugi raz tak nierob z nami.
Pisząc do Michała, jeśli list jest obszerniejszy, niezaniedbaj przestać go franco. Bo Michał nie często ma w gotówce kilka franków na wykupienie listu. Załączam tu listek do Maryni. Pozdrawiam ją i proszę, aby pamiętała na moje przestrogi. —

Ręce twoje całuję i ściskam Ciebie serdecznie.

Adam Mickiewicz.

Adres z Berlina nam niedałaś.

Ażeby czytelnika objaśnić, do czego zastósowana była myśl w liście powyższem, załączamy odezwę oddaną nam przez ś. p. Adama Mickiewicza, dla wręczenia jéj więźniom Stanu na Sądach Berlińskich w roku 1847, gdzie widział w obronie charakter niewłaściwy, uwłaczający świętéj sprawie Narodu naszego, i tę to w owym czasie odezwę, w któréj sam chciał stawić się, w razie nieprzyjęcia jéj, odpisujemy tu, a która to z wypadków nadzwyczajnych nieznana dotąd była publiczności, dla wyjaśnienia charakteru politycznego w
każdéj potrzebie męża tego narodowego, zajmującego się jedynie dobrem Ojczyzny, do listów przyłączona tu następuje:

„Powinniśmy uważać za łaskawe zrządzenie opatrzności, że proces nasz, w którym zadanie moralne, pytania istotne, tyczące się narodowości i ducha, goreją nad pytaniami prawnemi, toczy się przed rządem Monarchy znanego ztąd, że on swoje samoistne (selbststaendige) uczucia moralne wyżéj stawi nad wszelkie względy interessów czasowych i polityki codziennéj. Stajemy przed sędziami uczciwemi i światłemi i nawet bezstronnemi, o ile może dla nas bydź bezstronnym, w sprawie o narodowość, człowiek obcego narodu.
Jeżeli mówimy, że jesteśmy obcym narodem, nie jest to wyraz niechęci ku narodowi niemieckiemu, nie jest to gniewliwa protestacya. Jest to prostem objawieniem prawdy. Wszystko tu dla nas obce. Język którym nas od kolebki uczono modlić się, rozmawiać z Bogiem, którym nam opowiadano biedy domowe i nieszczęścia narodu, którym uczono nas rozmawiać z przodkami naszymi, jest obcy sędziom naszym. Wychowani i wykarmieni jesteśmy w tradycyi narodowéj obcéj sędziom naszym. Przynieśliśmy na świat w duchu naszym obowiązek dla narodu, którego rozległość żeby poznać, trzebaby aż w głąb ducha naszego zajrzeć i w naszem położeniu postawić się.
Te wszystkie obowiązki zawierają się na teraz w jednym obowiązku. Tym obowiązkiem jest dla nas, ciągnąć daléj żywot wielowiekowy narodu naszego. Nie od nas zaczął się obowiązek leżący na narodzie polskim, nie na nas skończy się.
Niema pełnego życia narodowego, bez samoistności narodu. Musieliśmy żądać téj niepodległości, gotowi byliśmy walczyć za nią i zginąć. Zostaliśmy zwyciężeni. Bóg niedał nam tych wielkich przymiotów, jakie są konieczne zbawieniu narodu. Przymiotów, jakie miał Waszyngton, Czarnecki i wielki Elektor Brandenburgski. Bóg żadnemu z nas niedozwolił być Bohatyrem; a do wskrzeszenia narodu, trzeba było być więcéj niż Bohatyrem. Trzeba było mieć na to wyraźne namaszczenie Boże; tegośmy niemieli. Zwyciężeni jesteśmy. Bóg widział czystość zamiarów naszych i daje nam w duchu pociechę, tem zapewnieniem, że wtenczas kiedy wycierpiejem, on obiera sobie inne narzędzie godne swoich zamiarów. My drogę gotowali następcy i Zbawcy naszemu.
My jako narzędzie nieodpowiednie celom opatrzności, złamani jesteśmy. Jako żołnierze nieszczęśliwi, zwyciężeni jesteśmy. Jesteśmy Jeńcami wojennemi (Kriegsgefangene) — Pozostaje nam odezwać się z tego stanowiska do sędziów naszych. Charakter sędziów moralny i nadzwyczajność sprawy, daje nam nadzieję, że sędziowie poznają nadzwyczajność swego położenia i zdobędą się ze swojéj strony na czyn nadzwyczajny, którego pod innym królem, w innym czasie, niepodobna byłoby po sędziach wymagać, a którego teraz mamy prawo oczekiwać. Mamy nadzieję, że sędziowie nasi, podnosząc się nad martwą literę prawa i wchodząc całkiem w duchu sprawy, postrzegą się, że niesą w tej chwili zwyczajnym trybunałem applikującym prawo, ale że są z woli Opatrzności, wielkim i pierwszym sądem przysięgłych, wielkim Juri rodu niemieckiego, wyrzekającym wedle duszy i sumienia (en-leur-ame et conscience) o losie tylu Polakow. Że na wyraz takiego Juri zwrócone są oczy niemiec i świata, że sędziowie widząc w nas Jeńców Wojennych (Kriegsgefangene) zwyciężonego narodu obcego, uznają siebie za niewłaściwy sąd (incompetent) do sądzenia nas, i jako Jeńców wojennych poleca nas Opiece monarchy, naturalnego Wodza siły zbrojnéj zwyciężców naszych. W tem charakterze Jeńców wojennych stać będziemy zawsze przed sumieniem Sędziów naszych, przed opinią publiczną. W tym charakterze staniemy przed historyą. Od litery martwéj prawa odwołujemy się do ducha narodu niemieckiego i do serca króla, które serce jest w ręku Boga.“

Powyższy ustęp, udzielony został Michałowi Chodźko, do jego pism drukiem ogłoszonych.

18 Października 1847.


LIST SZÓSTY.





List twój z Kissingen odebrałem w Havre, gdzie bawiłem kilka tygodni dla kąpieli morskich. Zdrów jestem jak nigdy i wszyscy u mnie zdrowi. Cieszę się, że masz się lepiéj, a ciągle jedno ci śpiewam, i proszę, żebyś o tem ciągle pamiętała, że Twoje zdrowie najwięcéj zależy od Ciebie, od twego wewnętrznego życia. Im poczujesz się wewnątrz krzepszą, żywszą i silniejszą, tem Ci będzie lepiéj na Ciele. Ale to wewnętrzne życie niezależy na tem, żeby wiele myśli przepędzać przez głowę i plątać się różnemi zamiarami. Trzeba mieć cel zawsze. Tym celem jest dla ciebie podniesienie się do żywéj wiary, że wszystko co się nam zdarza, jest na nasze dobro, że będzie lepiéj na świecie i że my do tego lepszego musiemy w naszéj cząstce przyczynić się. Wszelki kłopot i bieda, na to dane, żeby je zwyciężyć. Uciec, na nic się nieprzyda, jest to samo, co broń złożywszy, emigrować. Zwycięstwo o którem mówię, nie w tem jest, aby rozdąsać się, odeprzeć kłopot gniewem, albo odsunąć go, jako zadanie trudne do rozwiązania. Staraj się o to, żeby wszystką biedę tak rozważyć jak interes i postanowić z góry, w jaki sposób postąpić się ma. W każdem podobnem zdarzeniu dowodem zwycięstwa Twojego będzie, jeśli poczujesz się spokojną w duszy, i nawet wesołą. Staraj się, proszę, każdego dnia z rana, myśl i uczucie zaraz podnieść nad wszystkie trudności i niedawaj sercu i duszy pokoju, aż póki niedoznasz ulgi i pociechy wewnętrznéj. To jest prawdziwe uzbrojenie i nakarmienie żołnierza. Potem można już działać. Ulgi zaś i pociechy niedoznasz inaczéj, jak zagłębiając się w skruchę, ale nie faryzejską, słowną, tylko prawdziwą skruchę żołnierską. Pamiętaj, że kto przegrał, zawsze winien. Jeśli nam nie wiedzie się, powinniśmy dochodzić naprzod, o ile my sami temu przyczyną. A potem dopiero zewnętrzne okoliczności rozważajmy. Ty, kochana Pani, urodziłaś się w czasie i w społeczeństwie, które nie miały innego celu, tylko przepodrożować życie, ile można wygodnie. Ku temu byłaś wychowana. Mając w duszy czucie żywsze i instynkt wyższego, lepszego, porywałaś się i upadałaś, błąkałaś się. Każde dziecko, kiedy probuje chodzić, naprzod musi padać i plątać się. Więc nietrzeba przeszłością trapić się nadto, ale należy koniecznie wciąż ją rozbierać, aby dojrzeć, gdzie jaki błąd, lub występek wyszedł, z jakiego niedostatku, lub złéj woli. Podobna rozwaga, godząc nas z opatrzności rozrządzeniem, uspakaja nas, a razem daje siłę. Wtenczas zapomnisz o wielu drobnych troskach, mając na celu jedno to: aby w czemś ku dobru wspólnemu przyczynić się, a jeśli to nam nie dano, to przynajmniéj, skorzystać o tyle z życia, aby z czemś lepszem i wyższem zejść ze świata. Bo po tem życiu taką nam dadzą ojczyznę i rodzinę, na jaką zasłużymy. Wcześnie tam róbmy przyjacioł i z tamtąd bierze się siła do działania tu w teraźniejszej ojczyźnie.
Piszę Tobie, jak widzisz to co nieraz mówiłem i czego prawdę uznawałaś. Zachowaj to u siebie i złoż w myśli. Oby ci to było pociechą.
Twoj życzliwy  Adam.

P. S. O księgarni proszę nie traktuj w mojem imieniu, bo ja nie rozumiem tego interesu. Napisz mi obszerniéj na co tam imię moje potrzebne? A w każdym razie wstrzymaj się.A. M.

Przesyłką, skoro ją odbiorę, rozporządzę wedle twej woli.


LIST SIÓDMY.





Szanowna i kochana Pani!

Namyślałem się nad Twoim zamiarem obrania jakiego spokojniejszego miejsca na pobyt. Rzeczywiście ze wszystkiego widać, że bieda wspólna czas jakiś przeciągnie się, a nam tylko pozostaje przetrwać burzę i słotę. Byłoby to łatwiej razem niż pojedyńczo. Ale o Twoim zamiarze nic stanowczego nie podobna wyrzec, bez poprzedniczego widzenia się. Należy wiedzieć dokładnie, jaka posiadłość może być na początek nabyta. Obmyśleć przytem środki, aby łożony fundusz był zapewniony łożącemu i pod żadnym pozorem na co innego nie był użyty. Zresztą określić wzajemne obowiązki każdego należnego do składu osady. Miejsce, jak mi się zdaje, dotąd najdogodniejsze we Francyi na granicach szwajcarskich, gdzie klimat i grunt naszemu podobny. Do Ameryki za daleko na nasze lata. Odpisz mi proszę, czy zawsze trwasz w tym zamiarze, i donieś, gdzie i kiedy moglibyśmy rozmówić się, bo bez tego trudno byłoby rzecz uskutecznić.
Ja dotąd zostaję w Paryżu. Czas jakiś byłem niepewny dalszego tu pobytu. Zdaje się, że teraz mię spokojnie zostawią. O naszych rodaków położeniu, nic ci dobrego donieść nie mam. Wszędzie smutek i ucisk i rozpacz. Długo ton stan trwać nie będzie, ale dla nas, kochana Pani, już kilka lat, są niemałym czasem. Szczęśliwy, komu uda się, tu ciężkie lata przetrwać i przechować się na lepsze dni. To co mi piszesz o smutkach w rodzinie, dotknęło mnie, ale nie zdziwiło. Wszelkie stosunki, zamierzone teraz, wedle wyobrażeń i prawideł dawnego społeczeństwa, muszą sprowadzać niedolę. Doznaliśmy tego i powinniśmy ztąd wyciągnąć naukę dla drugich. U mnie wszyscy zdrowi.
Twój zawsze życzliwy sługa.
A. Mickiewicz.
1848.  28 Października.  Batignolles rue de la Santé 42.

Powyższy list odnosi się do powziętej myśli, założenia osady z nieszczęśliwych wygnańców. Tam pod jednem rodzinnem zebraniem, ażeby każdy w części doznał ulgę w położeniu smutnem i podług swoich zdolności odpłacał się dla dobra ogółu. Ten projekt w późniejszej pozycyi nie można było przeprowadzić. Z odpowiedzi niezrozumiałej może czytelnikom wyjaśniamy znaczenie.



LIST ÓSMY.





Kochana Pani Konstancyo!

Widziałem list Twój do Michała, i widzę z żalem Twoje nowe biedy. Mam nadzieję, że ślub twój, który zapewne już nastąpił, położy koniec hałasom. Trwaj w swojem, ale razem wybaczaj z serca przeciwnikom. Opór twemu związkowi pochodzi z wyobrażeń arystokratycznych, pańskich, głęboko zagnieżdżonych w Polszcze starej. Gdybyś szła za mąż za księcia modeńskiego, który jak mówią, jest złym człowiekiem, cieszyliby się z tego małżeństwa ci sami, którzy ciebie prześladują. Pamiętaj i o tem, że opór idzie z rodziny twojej, z osób na które tak długo wpływ miałaś. Zastanów się, w jakich wyobrażeniach u nas żyło młode nawet pokolenie. Coby to było, gdyby ono rządziło? Są to, jak mówiłem, reszty starej Polski, owych wieków, kiedy zamykano do klasztorów siostry, aby zwiększyć posiadłości, albo znaczenie braci. I dziś jeszcze chcianoby toż samo robić. Znałem wielu tych naszego czasu faryzeuszów, którzy wysławiali pobożne, ciche i zamknięte klasztorne życie, siostrzyczkom i matkom, lubo sami nietylko w klasztory, ale w Boga nawet nie wierzyli, a przynajmniéj nigdy o nim nie myśleli.
Ten faryzeizm już do panowania nie wróci. Świat potrzebuje wolności. I panicze nasi lubią wolność, ale tylko dla siebie. Muszą ją i drugim zostawić. Bądź tedy stała, idź za głosem sumienia, ale bądź razem wyrozumiałą i opór twój niech będzie łagodny i pełen pobłażania.
Zdaje mi się, że nazwisko męża przyjąć powinnabyś, ażeby nie ustąpić w niczem fałszowi arystokracyi. W niektórych krajach mąż i żona zachowują swoje nazwiska i przydają do nich nawzajem nazwiska małżeńskie, mąż dodaje nazwę żony, ta męża.
Jest w tem prawda i ta być powinna. Wreszcie to sama uczynisz, co uznasz za słuszne i potrzebne.
My jesteśmy zdrowi. Ja mam zamiar wyjechać na krótko do Włoch, kiedy to nastąpi, jeszcze nie wiem, są różne przeszkody. Piszże, proszę, do mnie, znasz moją dla Ciebie przyjaźń.
Adam Mickiewicz.
1847.  28 Listopada

Zamiar twój ogłoszenia drukiem okoliczności twego małżeństwa, uważam za dobry, za użyteczny, ale niesłychanie trudny. Trzebaby to zrobić z taką prostotą, otwartością i urzędową ścisłością sumienną. To trudniej niż pisać dramata, bo to drama istotne. Lepiej tedy, żeś się wstrzymała, ale myśl o tem. Sądzę, że powinnaś to zrobić, skoro będziesz spokojniejsza i w usposobieniu potrzebnem do takiego pisma, a raczej kroku. Takie pismo byłoby czynem, manifestem wojny przeciwko staremu wyobrażeniu o niewolnictwie kobiet. Załączam list Celiny.

A. M.


LIST DZIEWIĄTY.





Kochana Pani Konstancyo!

Między twoim pierwszym i ostatnim listem nic tu nie zaszło takiego, coby mi kazało śpieszyć z odpisem. Zwłaszcza, że spodziewałem się ciebie na Ś. Jan. W rodzinie mojéj wszyscy zdrowi. Ja, wiesz czém jestem zajęty i w czém żyję. Czujesz, że to żywot niełatwy. Miałem tego roku więcej niż kiedy trudu. Przebyłem to wszystko i mam nadzieję, że dalej będzie łatwiej. Mam nadzieję, że twoje życie wyjaśni się dla ciebie samej. Dołóż starania, abyś nie miała zbyt wiele przeszkód zewnętrznych, interesów niepotrzebnych, procesów, słowem tego wszystkiego, co nas więzi i rozrywa. Resztę kłopotu pokonasz energią, moralną. Czekamy tu ciebie. Ja zdaje mi się, że całe lato w Paryżu przebawię, jeślibym ztąd choć na krótko ruszył, uwiadomię ciebie wcześnie. Powtórzę jeszcze, albo raczej, po raz setny przypomnę przestrogę, abyś z małych bied nie robiła sobie dobrowolnie straszliwych nieszczęść. Pamiętaj, że przed kilku lub kilkunastu laty, kiedy położenie twoje zewnętrzne było spokojne i wygodne, miałaś wszakże smutki i trapienia! Widzisz, że to wszystko z wewnątrz nas idzie. Prawda, że dziś masz powodów więcéj rzetelnego smutku, ale ich sama nie masz. Twemu synowi bliżej do ciebie do Budziszewa, niż tylu synom z Sybiru, lub Afryki lub Ameryki.
O interesie z Eustachym nic niewiem. Dawno go nie widziałem. Jak zobaczymy się, zapytam. Proszę znowu, abyś do mnie zawsze na moje tylko ręce pisała. Druków nie rozpocząłem. Wiele mam poprawiać w rękopiśmie, a dotąd czasu zupełnie swobodnego nie pochwyciłem. Pisałem parę razy do mego brata, nie wiem czy odebrał który z moich listów. Napisz do niego słówko o nas. Wam tam łatwiejsza korrespondencya.
Ściskam ciebie serdecznie moja dobra i droga Konstancyo.

Adam Mickiewicz.


LIST DZIESIĄTY.





Kochana Pani Konstancyo!

Zdarza się nam okoliczność odesłania ku nam Mici. Pani Pajer ma wyjechać w tych dniach z Poznania i obiecała ją zabrać. Oznajmij, proszę, o tem panu Grabowskiemu, do którego téż od siebie napiszę. Chciałbym bardzo, aby tej okoliczności nie przepuścić, bo trudno przewidzieć, czy się potem trafi podobna.
My jesteśmy zdrowi i trzymamy się jak można śród ciężkich wypadków. Mam zawsze nadzieję, że przecież nas tu kiedyś choć na krótko odwiedzisz, co teraz żelaznemi drogami tak łatwo dla was. Michał Chodźko wyjechał do Włoch znowu z oddziałem Polaków. Jest teraz w Marsylii, zkąd miał wsiadać na okręt. Nie wiem czy już wyruszył. Nasi we Włoszech stoczyli szóstego Augusta krwawą bitwę z Austryakami. Polaków kilku tylko zginęło. Pułkownik Kamieński dowódca legii raniony ciężko w nogę. Napisz mnie, proszę, gdzie będziesz jesień przebywać, czy w Poznaniu, czy na wsi, bo może zdarzy się kto z jadących do Poznania, a chciałbym z takich zręczności korzystać, dając znać o nas a zapytując o was nawzajem.
Adam Mickiewicz.

Przyjm, kochana Pani Konstancyo, najszczersze moje pozdrowienie. P. Maryi proszę bardzo od nas pozdrowić. P. Pajer będzie miała wręczoną summę na podróż Maryni.

Celina M.


LIST JEDENASTY.





Kochana Pani Konstancyo!

Niepodobno mi było pisać z Rzymu. Miałem chwile zajęte. Myśl z którą tam pojechałem spełnia się. Wyruszyłem z zamiarem legii mimo opór rodaków i rządów, daléj nasz pochód będzie już łatwy i nawet tryumfalny. Zbieramy się i organizujemy się pod chorągwią naszą w Medyolanie. Wystawiałem rodakom, a między nimi byli i obywatele z Księstwa waszego, że tu we Włoszech jedyne jest stanowisko i że z nami łączyć się należy, zostawując rodakom w kraju tak działać, jak im z toku rzeczy wypadnie. Tego nie przyjęli. Pobiegli do was sami wmącie, pobiegli mąt zwiększać. Żałuję ich i was.
Adam Mickiewicz.

Medyolan 9 Maja 1848.


LIST DWÓNASTY.





Kochana Pani Konstancyo!

Odebrałem list twój w Medyolanie na wyjezdnem. Trudniłem się we Włoszech zawiązaniem legii polskiéj, która nakoniec uformowała się w części. Czekałem aż pierwsza kompania uzbrojona wyszła na linią bojową pod dowództwem pułkownika Kamieńskiego.
Mylnie mniemałaś, że miałem iść na wojnę, nie jestem wojskowy, inni mnie tam lepiej zastąpić mogą. Moim obowiązkiem, jako przewodnika narodowego było, zrobić układ z rządami włoskiemi i wszystko ułatwić, co mogło zawadzać formacyi. Największe trudności spotkały nas ze strony rodaków. Stronnictwo arystokratyczne i księży i demokratów mieliśmy przeciwko sobie. Zaczęto do tego dochodzić, że kiedy już pierwsze oddziały wyszły do boju, a tutejszy rząd francuzki upoważnił wystawienie nowej kompanii, rodacy tu głoszą i piszą tu, że ten legion wcale nie exystuje.
Chcą oni przeszkodzić rodakom, aby się nie udawali do Włoch, wolą zatrzymać ich w bezczynnem starciu się partyom.
Ponawiam tobie prośby, abyś wystarała się o sposób rychłego tu wysłania Maryni. Wybaczysz nam, że ci daliśmy ten kłopot i dopominając się oń znowu ciebie kłopocimy. Może téż namyślisz się choć na krótko tu przybyć. Napisz też obszerniej o twojem teraz położeniu, które mnie zawsze również mocno obchodzi. Radbym, żeby twój nowy stosunek dał ci swobodę i pełność życia, bez której niema szczęścia.
Twój życzliwy sługa,

Adam Mickiewicz.


LIST TRZYNASTY.





Niewłaściwie, kochana Pani, tłumaczysz nasze milczenie. Prościej było obwinić nas o opieszałość, jeśli można opieszałością nazwać to uczucie, które nas wstrzymuje od udzielania się drugim, ilekroć nie mamy nic pocieszającego udzielić. Stąd to rzadko przychodzi mi ochota pisać. Rok ten był ciężki dla całej naszej kolonii tułaczej. Zewsząd bieda, skwirk i nawet rozpacz. Ja też, lubo z wielu względów, w lepszém jestem położeniu, miałem oprócz zwykłych kłopotów, nowe uciski. Po cobym pisał o tem? W ciężkiej dla wszystkich podróży, nie godzi się swoich ciężarów na barki cudze wrzucać. Dosyć każdemu na własnych troskach. Podobno i tobie ich nie brak. Wszakże trzymam się dotąd i nie daję się pogrążyć. Skoro jaki kłopot nadchodzi, staram się uderzyć nań i odeprzeć, a czasem też mu z drogi na czas ustąpić. Trwam tedy i krzepię się jak mogę. Zdrowie mi dobrze służy, czuję się nawet coraz fizycznie silniejszy, ciągnąc bez ustanku siłę z wewnątrz, bo zkądinąd nie mamy co zaczerpnąć. Spodziewaliśmy się wedle twoich dawnych obietnic, widzieć ciebie tego lata. Przepędziłem część jego na wsi, w okolicach Paryża. Teraz od tygodnia jestem w Havre z synem Władysławem, dla morskich kąpieli, zapewne tu do końca Września zabawię.
Jeżelibyś, kochana Pani, Francyą odwiedziła, mógłbym ciebie gdzie w drodze spotkać, ale za granicę Francyi teraz oddalićbym się nie mógł. Michała w ostatnich miesiącach rzadko widywałem. Przyczyniło się do tego zapewne nasze oddalenie się, bośmy, z dawnego sąsiedniego z nim mieszkania, przenieśli się na drugi koniec Paryża, o milę niemiecką drogi. Może Michał ma i inne jakie powody rzadszego widywania nas. Jest on zawsze w ciężkich biedach, a zdaje mu się często, że ja mógłbym mu więcej niż dotąd dopomagać. Na chęciach mi nie zbywa, ale oprócz chęci, niczem nie podobna mi usłużyć przyjaciołom.
W domu u mnie wszystkich zdrowych zostawiłem. Żona cierpiała napaści chorobliwe, ale teraz już ma się na zdrowiu dobrze.
Nie miałem znowu od dawnego czasu wiadomości o bracie Franciszku. Jeśli o nim co zasłyszysz, donieś mi słówko. Miałem o nim wiadomości od P. Grabowskiego syna i od młodego Turny. Polecał mi Franciszek bliższe z tymi Panami zapoznanie się, ale ich tylko raz jeden widziałem. I nie dziwię się temu. Oni przyjechali Paryż widzieć, mają wiele do widzenia. Ja mieszkam za Paryżem, i z ich znajomymi nie mam żadnych stosunków.
Twój życzliwy sługa i stary.
A. Mickiewicz.

Havre de grace 6 Września 1851.


LIST CZTERNASTY.





I ja też z mojej strony byłem nieco niespokojny o Ciebie, Szanowna Pani, nie odbierając tak długo ani słowa. Wszakże miałem jakąś nadzieję, że tego lata zbliżysz się ku nam. Szkoda, że podróż Twoja nie przechodzi tych granic, w których my z wielu względów i powodów wyrwać się ani na chwilę nie możemy. Byt nasz tu wlecze się jednostajnie, ztąd też i nie wiele ochoty odzywać się do miłych oddalonych osób, zawsze z jednem i tem samem. Dla mnie w szczególności rok ten był ciężki. Oprócz innych kłopotów miałem chorych w domu. Żona moja często bardzo zapadała obłożnie i teraz znowu słaba. W tej chwili odprawiam lekarzy, którzy zeszli się byli na poradę. Niebespieczeństwa niema, ale choroba na długo się zanosi. Dzieci dwoje wysłałem do kąpieli morskich, dwoje drugich wiozę na wieś do znajomej sąsiadki, Marynia zostaje przy matce, zdrowa teraz zupełnie, rośnie i tyje. Mieliśmy tu także i cholerę, która dotąd jeszcze Paryża nie opuściła, nas przecie emigrantów omija, lubo więcej od innych zdają się być usposobieni, do przyjęcia chorób, żyjąc prawie zawsze w stanie chorobnym, a zwłaszcza teraz, kiedy kwestya wschodnia wszystkich trapi gorączką oczekiwań. Tymczasem niema nadziei, żeby coś stanowczego rychło zaszło. Trzeba nam wielkiego zapasu cierpliwości. Mam wszakże przekonanie, że prędzej, czy nieco później, samo parcie wypadków niezależnych od woli ludzkiej, posunie rzeczy dalej, niż się spodziewano w dyplomacyi, i pocieszy tych, którzy czegoś lepszego na świecie wyglądają. Spodziewajmy się, że świt przynajmniej dnia pogodniejszego ujrzemy.
Napisz mi s Kissingen jeszcze, jak wody posłużyły i donieś o zdrowiu córki Maryi.
Serdecznie pozdrawia,
A. Mickiewicz.

Paryż, 10 Lutego.


LIST PIĘTNASTY.





Wybacz jakeś łaskawa, Szanowna Pani, moim tak długim zwłokom w odpowiedziach. Expedycye Twoje obie dawno odebrałem. Rok przeszły właśnie kończył się, kiedy mię doszedł Twój list styczniowy i znalazł mię zakłopotanego chorobą ciężką żony i słabościami dzieci. Żona teraz nieco lepiej, dzieci w lekach i dietach. Słowem bieda. Nowy rok nie lepiej się zaczyna, położenie moje i wielu moich znajomych z różnych powodów znacznie pogorszone. Będziemy jednak, póki żyjemy, dźwigać się i pracować na lepszą przyszłość.
Ów rodak, którego mi w liście polecasz, jeszcze tu nie przybył. Wątpię, żebym mu był w czem pożyteczny. Ułatwiono tu przez czas niejaki wielu rodakom podróż na Wschód. Te ułatwienia od trzech przeszło miesięcy już nie mają miejsca. Niektórzy z moich znajomych wrócili ze Wschodu do Paryża. Sprawy tamtejsze zależą od postanowień i widoków kilku wielkich mocarstw, na które żadna prywatna osoba wpływać nie może. Ci, których cele im tylko samym są w zupełności wiadome. Wszystko zatem co się tu w polityce publicznie w dziennikach gwarzy i w rozmowach, nie zasługuje na uwagę, i nie dziw się, że w listach moich nic o tem nie znajdziesz.
Wiesz zapewne, że teraz przejazdy s Polski na Zachód utrudniły się, a nawet listowe kommunikacye i posyłki stały się niepewne. Nowa to bieda dla tych wszystkich, którzy odbierali s kraju niejakie zasiłki, lubo tych liczba między nami bardzo szczupła. Ucierpiały tu na tem utrudnienia stosunków, niektóre zakłady naukowe polskie, jako szkoły i pensyony, nie wiemy jak przetrwają teraźniejsze przesilenie.
Dodam jeszcze do złych nowin paryskich ciężką bardzo zimę, dla nas mianowicie dotkliwą, ale chwała Bogu już się kończy, mnie też i innych bied wywróży koniec. Bądź zdrowa i zawsze łaskawa i nie zaniedbaj nas odwiedzić, skoro będzie ci podobna.
Najżyczliwszy sługa,
A. Mickiewicz.
Córka moja Marynia była też często cierpiąca. Teraz lepiéj. Przypomina się i kłania się.
A. M.

Paryż, 10 Lutego.


LIST SZESNASTY.





Byłem w tych dniach chory i dla tego nie odpisałem zaraz. Teraz już jestem prawie zdrów. Wszyscy u mnie też zdrowi.
Pisemko Twoje ostatnie ma swoję wartość, bo tam wiele jest rzeczy własnych, z własnego uczucia idących. Ile razy dusza się poruszy, sama zawsze wyda głos, idący do dusz bliźnych i ten głos zawsze zachowa swoję siłę i cechę. Ale uczucie Twoje w tem pisemku jest oddane słowami często obcemi naciągnionemi, zmienionemi, słowem niemieckiemi. Styl jest ciężki. Dobry styl, czyli po prostu dobra właściwa mowa, jest ta, która najbardziej zbliża się do mowy, do rozmowy, a nawet wszystkie zwroty pisma, szczególniéj kiedy się rozprawia o rzeczach poważnych, wyższych, powinny prostotą, i szczerotą wchodzić w tok rozmowy prostodusznej, prostoserdecznej. To co piszemy o rzeczach bożych lub ojczystych, powinno być zrozumiałe dla każdego, kto kocha Boga i ojczyznę, a zatem dla pokojowej, dla ekonoma, dla stangreta (czy jak u was mówią dla fornala) nawet. Nie idzie tu o to, aby sposób mówienia zniżać, zbłacniać, skarczemniać. Wszakże pieśni pobożne, i wiele pieśni ludowych, nie mają nic zestawionego, wszakże katechizm jest prosty, ale razem poważny. Owoż trzeba brać wzór z katechizmu i pieśni ludu i dawnych naszych kronikarzy (Stryjkowskiego, Bielskiego) a mianowicie Skargi.
Kto chce pisać, powinien też czytać, mianowicie mówić, a mimowolnie słuchać. Sposób i tok i ciąg rozmowy między ludźmi zajętemi, można rzeczą, chociażby małą, służyć. Kochana Pani! Nie wiem jak Ci przeszedł rok dawny i zaczął się nowy. Niem co życzemy sobie nawzajem, a trzeba też z naszej strony starać się, ażeby przychylne życzenia drugich, mogły się uiścić przez nas samych.
Dziękuję Tobie za Twoją stałą pamięć. Listy odebrałam.
Twój życzliwy przyjaciel,

Adam Mickiewicz.


LIST SIEDMNASTY.





Mamy nadzieję, że teraz podróż Twoja, kochana Pani, w nasze strony już dojdzie do skutku. Tylko proszę, nie zaniedbaj mnie pierwéj uwiadomić, gdzie i jaką drogą i kiedy wyruszysz. Może już słyszałaś, że mi tu miejsce, które miałem w Collèege de France, odebrano. Wszakże jest nadzieja, że mi to z czasem wyjdzie na lepsze. Będę czekał, zwłaszcza, że mam teraz środki utrzymania się z rodziną, nie potrzebując nawet wsparcia rządu. Bądź więc o nas w tym względzie spokojną. Piszę o tem, bo wiem z jaką przychylnością zajmujesz się wszystkiem co nas dotyczy. Jeśli będzie sposobność, donieś i bratu memu, że położenie moje nie pogorszyło się wcale. Doszły mnie Twoje listy i przesyłka w dzień wielkanocny polecona dla Michała, uskuteczniłem. Jeśli będziesz pisać, lub przesyłać co Michałowi zrób to wprost. Wiesz dobrze jak mu szczerze sprzyjałem, dziwnie mi za to odpłacił. Ja w tych czasach byłem cierpiący i dla tego muszę kilka dni na wsi odpocząć.
Życzliwy Twój,
A. Mickiewicz.

Paryż, 30 Kwietnia 1850.


LIST OŚMNASTY.





Nie łatwo mi było w tych czasach pisać do Ciebie, szanowna i kochana Pani. Wprawdzie zdrów jestem, tylko że się czuję mocno wstrząśniony i strudzony. Choroba nieboszczki Celiny długo trwała i cierpienia jej nadzwyczaj były srogie. Takiemi to mękami dobijała się biedna do lepszego stanu duszy, który rzeczywiście osiągnęła, ale aż w ostatnich dopiero tygodniach choroby. Umarła s przytomnością, pokojem i nawet wesołością. Od czasu kiedy się dowiedziała odemnie, że już nie było nadziei życia, zrobiła wszelkie rozrządzenia domowe, pożegnała się ze wszystkimi znajomymi, zupełnie jak przed podróżą. Słowami i czynami dała wtenczas świadectwo prawdom, które o przyszłym świecie przeczuwaliśmy i przewidywaliśmy. Te ostatnie chwile jej wytłumaczyły po części zagadkę tylu lat bolesnych. Można powiedzieć, że w chwilach tych rozłąki połączyliśmy się po raz pierwszy. Jakoż przyrzekała mi, że będzie duchem mnie pomagać i być zemną. Czemuż tego nie było za życia? Nie chcę rozwodzić się nad temi ciężkiemi zdarzeniami. Wolałbym czemś Ciebie, szanowna Pani, pocieszyć, jak mnie pocieszyłaś wiadomością, żeś przyszła do zdrowia i że może nas odwiedzisz. Dobrze się stało, że w tej chwili nie jesteś w Paryżu, bo tu u nas szkaradna niepogoda, ciemno, słotno, zimno. Niema odwagi ruszyć za próg. Przecież to musi skończyć się. Przyjeżdżaj do nas ze słońcem.
W domu u mnie wszyscy zdrowi. Bądź nam zdrowa i łaskawa.
Życzliwy sługa,
A. Mickiewicz.

18 Maja 1851.


LIST DZIEWIĘTNASTY.





Kochana Pani Konstancyo!

Miło mi wiedzieć, żeś zdrowsza (z twéj słabości oczu) miło że piszesz do mnie. Bądźże nadal zdrowa i pisz. Ty powinnabyś często czuć potrzebę pisać do mnie. Do mojego listu dodam Tobie niektóre uwagi.
Powiadasz, że Ci trudno jechać do Berlina. Rozważ zkąd trudność, nie patrz na rozkazy lub rozporządzenia ogólne, dowiesz się, (a może i wiesz) od kogo zależy dać Tobie pozwolenie. W każdej sprawie jest ktoś od kogo ona zależy. Musi być ktoś u Was, który może pozwolić i wzbronić. Otóż nie zważając na to co myślą lub mówią sama osobiście udaj się, a jeźli po prostu i szczerze i sumiennie rzecz wyłożymy, może i skutek otrzyma. Ale to trudno u Was szczerze i sumiennie cokolwiek bądź robić. U Was gdzie krzyże i żółć daje ton Waszemu społeczeństwu smutnemu. Ja Ciebie znam, żeś Ty wyższa wewnątrz nad to co Ciebie otacza. Aleś daleko od tego, żeby tę wyższość uczuć i pokazać. Ty nie boisz się siły zbrojnej, ale boisz się albo może zlękniesz się tego, co u Was nazywają opinią. Nie bój się tego. Raz na zawsze wzgardź nią, bo głupia u Was. Weź na oko com Ci pisał, ale widzisz, że nie daję rozkazów, ani chcę unikać, uważ słowa sama, co możesz wykonać, to jest co niepodobno, zostaw Bogu i czasowi.
A zawsze to powtarzam, Kochana Konstancyo, abyś starała się nie wpadać w ospalstwo, w zgryzoty, w rządze duchowne, w melancholią, w troski drobne, (które Ty dziwnie sobie powiększasz). Poczuj czem i kim Ty jesteś na ziemi naszej. Ty masz i miejsce i środki. A w duszy i w sercu nie daj się nikomu. Ty masz prawo żyć. Tego jednego od Ciebie wymagam. Żyć niepodlegle od waszéj opinii i sądów i zdań i gawęd.
Wiem jak to Tobie trudno, i że trzeba wysoko sięgnąć po taką swobodę. Sięgajże tam. Szukaj wszystkiego co Cię pociesza, co Cię podnosi, co Cię stawi w tym stanie w jakim Ciebie nieraz widziałem i czułem przy sobie. Bo to życie.
Nie daj nikomu z Ludzi panować nad Tobą. Bądź wolną. Oceń wszystkie prawa, wszystkie środki które posiadasz, i wszystkiego broń i niczego nie daj sobie wydrzeć. Pokoju ducha, nie daj sobie nikomu wydrzeć.
Skoro będziesz mogła przyjedź do nas. Czasem i po ludzku zatęsknim do Ciebie, ale wiesz, że teraz tylko tego pożądam, żebyś Ty była szczęśliwsza, nie żyjąc wyższem życiem dla drugich i dla siebie. Bardzo wyższem życiem! nowem życiem! nie zaśnij. Pamiętaj cośmy przemówili z sobą. Wszystko Tobie wolno, tylko zasypiać się, i drobnostkami zasypiać się nie wolno, i opiniom Waszym ulegać nie wolno.
Ja zdrów jestem i Rodzeństwo zdrowe. (U mnie należysz do mego Rodzeństwa, więc nie powiem czy wszyscy zdrowi, jeśliś Ty nie zdrowa). Dzieci zdrowe. Żyjemy Konstancyo.
Twój stary przyjaciel.

Adam.


LIST DWUDZIESTY.





Jak Ci Kochana Pani odpowiedzieć na to pytanie: gdzie będziemy we Wrześniu; Żyjemy zawsze z dnia na dzień. Nie wiem nawet dotąd z pewnością, czy biblioteka będzie miała wakacye latowe. Słychać wszakże, że ją zamkną od pierwszego Augusta do piętnastego Września. Byłbym tedy wolny, gdyby nie domowe przeszkody. Chcę dzieci na jakiś czas wywieść; obmyślam gdzie i jak to da się zrobić. Tymczasem znowu miałem nadzieje otrzymać uwolnienie na czas dłuższy z poleceniem podróży naukowej dalekiej. Te wszystkie zamiary w zawieszeniu. Koniec końców, zda mi się że August cały, a może i połowę Września przebędę w Paryżu lub okolicach. Więcej nie wiem. Gdyby zaszła jaka nowa okoliczność, doniosę o niej.
Zdrowi jesteśmy. Marynia wyjechała z ciotką do Bordeaux na miesięczną lub dwumiesięczną podróż. Tam na południu kąpiele morskie już uczęszczane, tu zaś na północ jeszcze za wcześnie. Z północnych znam naprzód Havre. Jest to miasto znaczne, ale można w niem żyć incognito. Z Paryża do Havre, dzień podróży drogą żelazną. Z drugiej strony Normandyi, jadąc przez Caen, są wody w Luc, Langiane, St. Aubin etc. W tem ostatniem miasteczku przeszłego roku było dwoje moich dzieci. Życie tam tańsze, ale niezbyt wygodne, bo trudno o drób, o świeże mięso etc. Żyje się rakami i rybą. Za to brzeg jest bardzo ożywiony morzczyzną i ciekawszy do widzenia, niż kamienie w Havre. Do Caen jedzie się częścią żelazną drogą, częścią dyliżansem, a z Caen jest powóz do Langiane Luc etc. Można też jechać na Havre, a stamtąd do Caen statkiem, ale podróż ta drożej kosztuje. Są jeszcze kąpiele na przeciw Havre w Trenville. Miejsce dość wesołe, tylko wielu bywa kąpiących się i śród niewielu domów, zdaje się, że się żyje w karczmie przy jarmacznym rynku. Innych kąpieli nieznam.
Będziesz, spodziewam się, łaskawa napisać mi o tej swojej chorobie, czy to coś złego bardzo, czy też jaka tylko słabość. Kilka razy już pytałem o to, nie miałem odpowiedzi.
Gdyby nie utrudzenia graniczne, jakżebym był rad choć na krótko odwiedzić Karlsbad. Tameczne wody bardzo mi służyły, lub w ówczas byłem zdrów, czułem, że mi przydawały zdrowia. W tej chwili w domu moim nie wielu nas. Jest tylko przy mnie syn starszy, Helenka, która gospodaruje i syn najmłodszy. Dwaj chłopcy w szkole aż do pół Sierpnia zostaną. Zapewne w Karlsbadzie zabawisz. Napisz mi proszę znowu i rychło o swoich zamiarach i przyjmij serdeczne uściśnienie.
Paryż, 26 Juli.

Adam Mickiewicz.
LIST DWUDZIESTYPIERWSZY.





Kochana Pani Konstancyo!

Niepodobieństwem jest teraz dla mnie wyjechać za granicę Francyi. Przeszkody są liczne i długoby pisać o nich. Wszakże to się zmienić może, ale odmiana nie od mojej woli zależy. Bolesnie mi byłoby, niewidzieć się jeśli zbliżysz się ku nam. Może zdołasz choć na krótko nasze miasto odwiedzić, a przynajmniej za granicę tutejszego kraju wjechać, w takim razie mógłbym z mojej strony ku granicy dojechać. Przekonany zawsze będę, że mogłabyś, lekko, puściwszy się żelazną drogą, nas odwiedzić. Amiens miasto jest wpół drogi między Bruxellą a nami. W nadziei, że się obaczymy, nie piszę Tobie, droga Pani, o tem co się tu z nami dzieje. Pociesznego nic nie mamy donieść. U mnie wszyscy zdrowi.
7 Augusta.
Ręce Twoje całuję.
Adam Mickiewicz.


Niniejsze Listy z wieloletniej korrespondencyi, które jeszcze w takiej ilości pozostały, jako drogie pamiątki drukiem ogłoszone, Czci należnej śp. Adamowi Mickiewiczowi, jako w dowodzie jego zasad najwznioślejszych poświęca prawa przyjaciółka, zastrzegając sobie z tych listów przedruku w żadnem innem piśmie.

Konstancya.





  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – rozrzewnienie.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adam Mickiewicz.