Listy Jana Trzeciego Króla Polskiego/List XVI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan III Sobieski
Tytuł Listy Jana Trzeciego Króla Polskiego
Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1883
Druk K. Piller
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
LIST XVI.
8-vo Octobris, milę od Granu.

Jedyna y t. d. — Dzień wczorayszy niebardzośmy mieli szczęśliwy. Ja według zwyczaiu ruszyłem się, skoro dzień, ku mostom Tureckim, posławszy Xdza Zebrzydowskiego do Xcia Lotaryńskiego, aby z swoią kawaleryą szedł zaraz za nami. Straży zaś rozkazałem, aby szli przodem, aby czayki na Dunaiu pozabierali dla Kozaków, a sami aby mię o milę od mostu czekali, a żeby wprzód przed sobą posłali: ieżeliby z tego miasteczka, co przy moście, które się zowie Parkan, mieli na tamtę stronę do Granu uciekać y most za sobą zbierać, to okkupuiemy to miasteczko; a ieśliby zaś miało być iakie woysko, żeby się tam bronić chciało, to staniemy sobie o milę, czekaiąc na Cesarską piechotę y na działa, które ieszcze o kilka mil od nas. Straż tedy nie czekaiąc wiadomości, ani mnie znać dawszy, poszli aż ku mostu, y tam zastali woysko Tureckie, które było tey dopiero nocy przez most przeszło. Tamże się z niemi poczęli hałasować. Nadiechał tam potem P. Woi-da Ruski, który Dragonii kazał zsięść z koni; a gdy się z chróstów większe Tureckie pokazało woysko, iuż się cofnąć nie mogli, bo by byli y Dragonów y siebie zgubili. Do mnie tedy przysyłali posłańca za posłańcem, aby ich ratować. Tymczasem gdy ia idę z pułkami tymi, które były przy mnie bez piechot y dział, bo te były na zadzie, oni też nie powiedali że woisko było wielkie Tureckie, wsiedli na przednie straże, y wsparli ich tak, że Dragonów pieszych odbiedz musieli.
Jam tymczasem uszykował te które przy mnie były pułki. Dopiero się pokazał nieprzyiaciel, y stanął o sto tylko kroków od nas. Nas nie było wszystkich pięciu tysięcy; bo iednych pozabiiano, drudzy pomarli, trzeci chorzy, a naywiększa część w taborze przy wołach, krowach, owcach y zdobyczach. Takem tedy stać kazał nie ruszaiąc się, a tymczasem ustawicznie posyłałem do Xcia Lotaryńskiego y do piechot naszych. Tam zaś postawiwszy P. Woi-dę[1] Ruskiego na prawem skrzydle, a Krakowskiego[2] na lewem, w środku Lubelskiego[3], sam składałem owe woysko, iakom mógł, cienkie okrutnie y zmięszane. Przybiegł potem P. Woi-da Ruski, y począł mię zaklinać, przez P. Boga, przez oyczyznę, abym się wcześnie salwował, bo postrzegł po woysku wielką konfuzyą: iakoż była iuż taka, że Dragonia gwałtem z koni zsiadać nie chciała, a drugie Chorągwie tam póiść y stać, gdzie im kazano. Mnie się iednak to ani zdało, ani godziło, przyszedłszy tam z woyskiem, a potem ich tam zostawiwszy, odiechać. Stałem tedy z Panem Generałem Dynewaldem, który sam tylko był przybiegł od woiska Cesarskiego, uważaiąc la contenance de l’ennemi. Tenże Dynewald posyłał posłańca za posłańcem do Xcia Lotaryńskiego, aby nam cokolwiek kawaleryi przysłał, aleśmy się tego doczekać nie mogli. Tymczasem uderzył nieprzyiaciel na P. Woi-dę Ruskiego. Odparli go iego skrzydło. Drugi raz znowu spróbował: toż uczyniło. Trzeci raz, iak skoczył nieprzyiaciel, tak okrążył skrzydło iego, y w tył mu poszedł, a drudzy z przodu go zmięszali. Gdy tedy to skrzydło zmięszane uchodzić poczęło, ia niewidząc większego bezpieczeństwa, ieno przy Usarzach, (bo iakoż przed Turkami uciekać w pole, iak w dym, y dokąd?) ruszyłem się przeciwko tym, co P. Woi-dy Ruskiego skrzydło iuż z tyłu okrążyli, y przy łasce bożey wsparłbym ich był zaraz. Ale skorom się tylko ruszył y obrócił frontem do nieprzyiaciela, aliści środek y lewe skrzydło, przeciwko któremu y nie było nieprzyiaciela, razem skoczywszy, poczęli uciekać. Wsiadł tedy nieprzyiaciel na nich, y gonił z srogą konfuzyą bez obrócenia się, więcey niżeli pół mili, aż ku infanteryi naszey y ku woysku Cesarskiemu. Mnie wszyscy odbiegli y porzucili, bom wołał, krzyczał, zawracał, iakom tylko mógł. Fanfanikowi kazałem przodem uchodzić, o któregom się potem frasował, nie zaraz się o nim dowiedziawszy, żem mało na mieyscu nie skonał. Sam zaś samoósm za woyskiem uchodziłem: bo w tey mięszaninie ieden drugiego z konia spychał, ieden przed drugim padał, iako się to stało nieborakowi P. Woiewodzie Pomorskiemu,[4] który tamże został, y innych niemało. Zemną byli P. Koniuszy Koronny[5], P. Starosta Łucki, P. Czerkas[6], P. Piekarski, P. Ustrzycki[7], Towarzysz Chorągwi moiey husarskiey, Raytar nieznaiomy, który nam stanął za różany wianek, a ia ósmy. Po wszystkiem woysku naszem y Cesarskiem udano było, żem poległ na placu: iakoż że się to nie stało, iest to cud nad cudami; za co niech P. Bogu będzie cześć y chwała, bo żywa dusza przy mnie się obrócić nie chciała. P. Woy-da Ruski, Lubelski, y inni, szukali mię iako nieżywego za powieścią różnych. Żeby to tedy tam nie zaleciało, dla tego piszę y oznaymuię, żem za łaską bożą zdrów.
Nie wątpimy, że nieprzyiacielowi przybyło hardości, y że się podobno y Wezyr przeprawić tu zechce. Ale my, da P. Bóg iutro, byle piechota nadeszła Cesarska y armata, przecie ten Parkan y most atakować będziemy, przyiąwszy to za sprawiedliwą karę od P. Boga, za rabunki kościołów, zdzierstwa, cudzołoztwa, za co naymnieyszey żaden nie odniósł kary. Widziałem ia to wszystko, iako we zwierciedle, y groziłem nieraz odiazdem, że ia przy takiem woysku być nie mogę, nad którem wisi kara Boża. A do tego, że się rozleżało; exercycyi żadnych nie umieią, y officyerowie głupcy, niedbalcy, niepilni. Sami na nich narzekaią y wołaią żołdaci, osobliwie w Dragonii, których siła marnie potracili, bo nawet y lontów zapalonych[8] nie mieli. Jam ieszcze wczora radził Xciu Lotaryńskiemu, żebyśmy byli poszli na nich na odwrót, lubom na koniu ledwie siedział z wielkiey fatygi y utrudzenia się nieporównanego. Ręce, boki, karwaszami, zbroiami, utłukli uciekaiący; a cóż rowy, trupy, bębny, zbroie, kopie porzucane, przez co było potrzeba wszystko skakać. Ale Xże Lotaryński nie chciał wymawiaiąc się, że ieszcze drugie nie przyszło skrzydło, lubo miało dosyć czasu y mieysca w kupie iść, bo pola było aż nazbyt. Pod P. Starostą Sandomirskim dwa razy koń padał; a szczęście iego, że go ratowano y zdrów cale: Sekretarza tylko Włocha stracił. P. Marszałek[9] Nadworny nie był z nami; był przy Cesarskiem woisku; y pułków także naszych dwóch nie było, które odwód trzymały. Całuię zatem y t. d. — A Mr le Marquis et a ma soeur mes baisemains. Dzieci całuię y obłapiam; Xiążąt pozdrawiam.
(Dopisek.) „Obłapiam za nogi W. K. M., y oznaymuię, żem z łaski bożey zdrów. — W. K. Mci Pani y Dobrodzieyki najniższy sługa, Jakób“.







  1. Wojewoda Ruski Jabłonowski.
  2. Wojewoda krakowski Feliks Potocki.
  3. Wojewoda Lubelski Marcin Zamojski, o którym wyżej było.
  4. Wojewoda Pomorski Denhof, o którym wyżej było.
  5. Koniuszy Koronny Matczyński.
  6. Czerkas szlachcic litewski, o którym wspomina Dalerac, że wraz z Koniuszym koronnym najwięcej się przyłożył do ratowania Jana III. w tem nieszczęśliwem zdarzeniu. Królowa Marya Kazimira zawdzięczając mu tę jego usługę wyznaczyła mu 500 talarów pensyi, które w rocznicę bitwy pod Parkanami pobierał.
  7. Ustrzycki prędzej Mikołaj, Stolnik, niż Maciej Stanisław Kasztelan Sanocki. Tego byłby bowiem po godności i naprzód król wymienił.
  8. Broń ręczna w owym wieku w Polsce nie tak wydoskonaloną była jak teraz; piechota i dragonia, używały karabinów, które lontami zapalano.
  9. Marszałek nadworny Hieronim Lubomirski, o którym wyżej było.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan III Sobieski.