Małe niedole pożycia małżeńskiego/28

<<< Dane tekstu >>>
Autor Honoré de Balzac
Tytuł Małe niedole pożycia małżeńskiego
Wydawca Biblioteka Boya
Data wyd. 1932
Druk M. Arct S. A.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł orygin. Petites misères de la vie conjugale
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXVIII.
Dym bez ognia

Kobieta pełna wiary w tego którego kocha, jest fantazją powieściopisarza. Ten żeński mit nie istnieje tak samo, jak nie istnieją legendarne posagi. Narzeczona została; ale posag rozpłynął się we mgle... Ufność kobiety błyszczy może chwilę w zaraniu miłości, i gaśnie niebawem, nakształt spadającej gwiazdy.
Dla każdej kobiety, która nie jest ani Holenderką, ani Angielką, ani Belgijką, ani nie pochodzi wogóle z żadnego z tych bagnistych krajów, miłość jest pretekstem do cierpienia, zużyciem nadmiaru wyobraźni i nerwów.
Toteż, drugą myślą jaka opanowuje kobietę szczęśliwą, kobietę kochaną, to obawa utracenia szczęścia; gdyż trzeba oddać jej tę sprawiedliwość, iż pierwszą myślą jest jego użycie. Każdy, kto posiada skarb, obawia się złodziei; lecz nie każdy, jak kobieta, przypisuje skrzydła i nogi złotu które ma w skarbonce.
Kwiatek doskonałego szczęścia nie jest tak pospolity, aby błogosławiony człowiek, trzymający go w rękach, był dość głupim by go z nich wypuścić.

Pewnik

Żadnej kobiety nie opuszcza się bez przyczyny.
Pewnik ten tkwi w sercu wszystkich kobiet: stąd wściekłość opuszczonej kobiety.
Ale nie mieszajmy tutaj małych niedoli miłości; żyjemy w epoce wyrachowania, w której mało kto opuszcza żonę, cobądźby uczyniła, gdyż, ze wszystkich kobiet, prawowita małżonka jest (bez kalamburu) najmniej droga. Otóż, każda kochana kobieta przeszła przez niedolę podejrzeń. Podejrzenia te, prawdziwe czy fałszywe, rodzą mnóstwo utrapień, a oto największe ze wszystkich.
Pewnego dnia, Karolina spostrzega wreszcie, że ukochany Adolf zaniedbuje ją zbyt często dla jakichś interesów, dla jakiejś wiecznej sprawy Chaumontel, która nie kończy się nigdy.

Pewnik

Każde małżeństwo ma swoją sprawę Chaumontel. (Patrz rozdział: Niedola w niedoli).

Przedewszystkiem, kobiety nie wierzą z zasady w żadne interesy, jak dyrektorzy teatrów i księgarze nie wierzą w choroby aktorek i autorów.
Z chwilą gdy kochany mężczyzna spędza czas poza domem, każda kobieta, choćby nawet napoiła go do zbytku szczęściem, wyobraża sobie, że on biegnie po inne wrażenia.
Pod tym względem, kobiety przypisują mężczyznom zdolności wprost nadludzkie. Strach powiększa wszystko, rozszerza oczy, serce; czyni kobietę niepoczytalną.
— Gdzie on idzie? — Co robi? — Czemu wychodzi? — Czemu mnie nie bierze z sobą?
Te cztery pytania to cztery główne punkty róży podejrzeń i one to panują nad zwichrzonem morzem samotnych monologów i rozmyślań. Z tych straszliwych burz jakie miotają sercem kobiet, wyłania się postanowienie, niskie, niegodne, które każda kobieta, księżna czy mieszczanka, żona barona czy giełdziarza, anioł czy megera, obojętna czy zakochana, wykonuje natychmiast. Idą za przykładem rządu: zaczynają szpiegować. To co rozum Stanu wprowadza w interesie ogółu, one uważają za dozwolone, uprawnione i legalne w interesie swej miłości. Ta nieszczęsna ciekawość kobiety stawia ją w konieczności posiadania swoich agentów, agentem zaś każdej kobiety, która szanuje jeszcze samą siebie gdy zazdrość nie pozwala jej uszanować niczego:
Ani twoich kasetek, — ani ubrań, — ani neseserów, ani tualetki (kobieta odkrywa w ten sposób, że jej mąż farbował wąsy kiedy był kawalerem, że przechowuje listy dawnej kochanki nadzwyczaj niebezpiecznej, zatem jeszcze o niej pamięta, itd., itd.) — ani twoich pasków elastycznych;
otóż, jej agentem, jedynym w którym kobieta pokłada zaufanie, jest panna służąca, albowiem panna służąca postępowanie jej rozumie, usprawiedliwia i uznaje.
W paroksyzmie ciekawości, namiętności, zazdrości doprowadzonej do szału, kobieta nic nie oblicza, nic nie widzi, chce wiedzieć wszystko.
Justysia jest zachwycona; patrzy z rozkoszą na tę komitywę i przejmuje się namiętnością Karoliny, wchodzi w jej obawy, grozy i podejrzenia z zastraszającą solidarnością. Justysia i Karolina odbywają narady, konszachty. Każde szpiegowanie doprowadza do tego spoufalenia. W tem położeniu, pokojówka staje się panią losu małżonków. Przykładem lord Byron.
— Proszę pani, powiada pewnego dnia Justysia, w istocie pan wychodzi z domu, aby spotykać się z jakąś kobietą.
Karolina blednie.
— Ale niech pani się uspokoi, ona już stara...
— Ach, Justysiu, bywają mężczyźni, dla których niema starych kobiet; mężczyźni są nie do pojęcia.
— Ale, proszę pani, to nie żadna dama, taka sobie prosta kobieta.
— Moja Justysiu, lord Byron żył w Wenecji z rybaczką; pani de Fischtaminel mi to opowiadała.
I Karolina zalewa się łzami.
— Badałam Benedykta.
— I cóż, co myśli Benedykt?
— Benedykt myśli, że ta kobieta jest pośredniczką, bo pan ukrywa się przed wszystkimi, nawet przed Benedyktem.
Przez tydzień Karolina przechodzi prawdziwe piekło; wszystkie jej oszczędności idą na opłacanie szpiegów, na kupowanie wiadomości.
Wreszcie, Justysia odnajduje tę kobietę, która zwie się pani Mahuchet, przekupuje ją, dowiaduje się nakoniec, że panu z czasów burzliwej młodości pozostał owoc, rozkoszny chłopaczek podobny do niego jak dwie krople wody, że ta kobieta jest jego niańką, opiekunką, która czuwa nad małym Fryderykiem, opłaca za niego kolegjum; przez jej ręce przechodzi tysiąc dwieście lub dwa tysiące franków, które pan corocznie rzekomo przegrywa w karty.
— A matka? wykrzykuje Karolina.
Wreszcie, zręczna Justysia, opatrzność swej pani, przynosi wiadomość, że panna Zuzia Beauminet, ex-gryzetka, która, z biegiem czasu, zmieniła się w panią Sainte-Suzanne, zmarła w szpitalu Salpetrière, lub uskładała sobie posag i wyszła za mąż na prowincji, lub też spadła tak nisko, że niema obawy aby pani spotkała się z nią w życiu.
Karolina oddycha; ma uczucie że wydobyto jej sztylet z serca, jest szczęśliwa; lecz i tak zostaje coś na dnie: ma tylko same córki, pragnie syna. Ten mały dramat niesłusznego podejrzenia, komedja domysłów których stara Mahuchet stała się przyczyną, te fazy zazdrości idącej fałszywym tropem, przedstawiliśmy tutaj jako typ sytuacji, której odmiany idą w nieskończoność, podobnie jak charaktery, jak szczeble społeczne, jak gatunki żyjących stworzeń.
To źródło szeregu małych niedoli wskazaliśmy dlatego, aby wszystkie kobiety mogły, niby z brzegu strumienia, przyglądać się biegowi spraw małżeńskich, wyprzedzać go lub zawracać wstecz, aby mogły odnaleźć wszystkie swoje tajemne przygody, troskliwie ukrywane strapienia, igraszki trafu który stał się przyczyną ich omyłki, i szczególne zbiegi okoliczności będące źródłem ich rozdrażnienia, niepotrzebnej rozpaczy, cierpień których mogły sobie oszczędzić, tak szczęśliwe wszystkie ze swej omyłki!...
Tę małą niedolę uzupełnia następna, o wiele groźniejsza i nieraz bez ratunku, zwłaszcza, jeśli ma źródło w błędach innego rodzaju, które nie obchodzą nas tutaj, gdyż w tem dziele przyjęliśmy zasadę, że kobieta, o której mowa, jest kobietą cnotliwą... aż do zakończenia książki.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Honoré de Balzac i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.