Mały lord/XXXIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Mały lord |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1889 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Julia Zaleska |
Ilustrator | Reginald Bathurst Birch |
Tytuł orygin. | Little Lord Fauntleroy |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Odwiózłszy prawnika do jego mieszkania, hrabia rzekł do Tomasza, zamykającego drzwiczki powozu:
— A teraz do willi.
— Do willi! — powtórzył Tomasz stangretowi, siadając obok niego na koźle; a ciszej dodał — teraz dopiero obaczymy różne dziwne rzeczy.
Powóz zatrzymał się przed gankiem willi; Cedryk był właśnie u matki, oboje siedzieli w salonie. Hrabia wszedł bez oznajmienia, wyglądał rozpromieniony, zdawało się, że odmłodniał o lat dziesięć, szedł wyprostowany, z podniesioną głową, z oczu mu strzelały błyskawice, zatrzymał się u progu i zawołał:
— A! i lord Fautleroy jest tutaj.
Pani Errol podbiegła żywo ku niemu, rumieniec twarz jej oblał, drżący głos zdradzał wzruszenie.
— A czy on jest lordem? — spytała — czy jest naprawdę?
— Tak — odpowiedział hrabia — jest lordem, jest jedynym wnukiem moim i prawym spadkobiercą — nie czekając ani chwili, położył dłoń na ramieniu wnuka i podniesionym nieco głosem, z wielką stanowczością rzekł do niego. — A teraz, chłopcze, proś matki w swojem i mojem imieniu, aby jaknajprędzej i nie odkładając przenosiła się do nas na zamek.
Cedryk wydał okrzyk radości, ta wiadomość ucieszyła go daleko więcej, niż zapewnienie, że lordem pozostanie. Skoczył jej na szyję, wołając:
— Na zamek! Kochańcia mieszkać z nami będzie na zamku! O, Kochańciu, jaknajprędzej, dziś jeszcze się przenoś!
Pani Errol podniosła wzrok na hrabiego. Twarz jego była poważna, lecz utraciła prawie zupełnie dawny wyraz surowości, stanowczość tylko na niej pozostała. Znać było, że uczynił silne postanowienie i nie odstąpi od niego. Zrozumiał w ostatnich czasach, iż najpewniejszym sposobem zachowania na przyszłość przywiązania wnuka było pojednanie z jego matką. Po owej rozmowie z młodą kobietą, gdy ją przed kilku dniami odwiedził, przekonał się hrabia, że to pojednanie wcale nie będzie przykrem dla niego, a może nawet nową mu przyniesie pociechę. Czekał więc tylko ostatecznego rozstrzygnięcia sprawy spadku, dłużej odkładać nie chciał ani jednej chwili.
— A czy ja tam z pewnością nikomu zawadzać nie będę w zamku? — spytała pani Errol ze zwykłym swoim wdzięcznym, słodkim uśmiechem.
— Nie, nie, z pewnością, z największą pewnością — odrzekł hrabia żywo — spóźniliśmy się z tem bardzo, nie traćmyż więc czasu.