Magja i czary/Wysoka Magja/Rozdział IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Magja i czary |
Podtytuł | Szkice z dziedziny wiedzy tajemniczej |
Wydawca | Biblioteka „Izyda” |
Data wyd. | 1926 |
Druk | Olesiński, Merkel i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Myśl o tem, że śmierć następuje wskutek tego, iż nie możemy jej zaradzić, iż nie wynaleźliśmy środka który by jej zapobiegał — jest myślą nie nową i powtarza się wiecznie.
Dlatego też adepci wszystkich czasów zajmowali się pytaniem: czy można wiek ludzki przedłużyć dowolnie a w związku z tem, czy można zachować wieczystą młodość?
Słyszymy zwykle, że tryb życia umiarkowany, regularny i skromny — przedłuża egzystencję.... bardzo to piękne... lecz jest to właściwie tylko przedłużanie starości... nam chodzi o zatrzymanie biegu rozkładowego lat, o zachowanie młodzieńczego wyglądu, niezależnie od wieku.
Czyż to jest możliwem?
Jak pisałem już w moich książkach: „Tajemnice życia i śmierci“ i „O kobiecie wiecznie młodej“ możliwem to jest i znane nam są liczne podobnych fenomenów przykłady.
Więc w XVI w. znakomity uczony, inicjat Wiliam Postel, którego znano, jako zgrzybiałego starca, dnia pewnego pojawia się młody i rzeźki; cera rumiana, włosy i zarost (dawniej siwe) powróciły do naturalnego koloru.
W XVIII w. słynny hr. St. Germain przez lat dziesiątki nie zmienia wyglądu ani na jotę: jest stale przystojnym czterdziestoletnim mężczyzną, w trakcie, gdy współcześni mu umierają, lub chylą plecy, pod ciężarem zgrzybiałej starości.
Toż samo drugi, równocześnie z nim żyjący — hr. Cagliostro — zdawałoby się, że groźny czas żadnego nad magiem nie posiada wpływu.
Cagliostro, na tyle nawet jest uprzejmy, że udziela recepty, za pomocą której można dojść do wieku, w którym samemu człowiekowi życie się znudzi, mianowicie ni mniej ni więcej tylko — 5557 wiosen!
Oto recepta.
Należy z zaufanym przyjacielem udać się na wieś i tam nie widywać z nikim. Przez 32 dni zachować bardzo ścisłą djetę, żywić wyłącznie lekkim rosołem i jarzynami. Dnia 17 oraz 32 puścić krew, poczem przyjąć 6 kropel białej mikstury (skład jej był tajemnicą Cagliostra). Dnia 33 pacjent kładzie się do łóżka i otrzymuje pierwsze ziarenko pierwotnej substancji, stworzonej przez Pana Boga, utraconej przez grzech pierworodny a odzyskanej dzięki zasługom adeptów hermetycznych.
Połknąwszy to ziarenko człowiek traci dar słowa i przytomność na godzin trzy; wtedy następują obfite poty i wydzieliny wszelakiego rodzaju.
Następnego dnia pacjent znów zażywa jedno ziarenko. Przykre objawy powtarzają się i w fazie nowego ataku — gubi zęby, włosy, skóra schodzi z ciała.
Dnia 35 bierze pacjent ciepłą kąpiel; 36 zaś — połyka w kielichu mocnego wina trzecie i ostatnie ziarenko.
Popada po nim w sen głęboki; w czasie snu odrastają zęby i włosy.
Dnia 37 — kąpiel z traw aromatycznych; 39 — otrzymuje 10 kropel specjalnego balsamu w dwóch łyżkach czerwonego wina, a dnia 40 — jest odmłodzonym i odrodzonym, jakby powtórnie przybył na świat.
Taką jest recepta Cagliostra. Powie czytelnik, że szarlatanerja to i oszustwo, bo gdzież jest ten osławiony eliksir — podstawa wszystkiego?
A jednak eliksir istnieje, ów eliksir młodości, o którym opowiadali tyle w wiekach średnich okultyści, to, tak poszukiwane uniwersalne lekarstwo na choroby i śmierć, którego jedna kropelka, jak twierdzili, może stwarzać cuda.
Istnieje — tylko, że całkiem inaczej rzecz należy pojmować!
Naturalnie ponieważ adepci używali ciągle słowa „lekarstwo“ stale i zawsze nasuwało się przypuszczenie, że muszą to być krople, proszki ect., jednem słowem to, co my zwykle pod „medykamentami“ pojmujemy. Dlatego też nowicjusze, pseudo inicjaci całe życie ważyli i prażyli rozmaite substancje — rozumie się bezskutecznie i dochodzili do takich absurdów, iż „początkową materją“ miał być przetwór spermy a nawet uryny ludzkiej! (porównaj eksperymenty Duchanteau w XVIII w. „Tajemnice życia i śmierci“).
Dla nas, co znamy znaczenie ezoteryzmu, sprawa przedstawia się zgoła inaczej; dla prawdziwego wtajemniczonego Cagliostro nie tylko nie był szarlatanem, lecz mówił jak nie można jaśniej, gdy wymieniał, że dzieje się odrodzenie „za pomocą pierwotnej substancji, stworzonej przez Pana Boga“.
Kto pamięta nasz pierwszy rozdział, domyślił się już, że tą pierwotną materją — było „światło astralne“ które Bóg pierwsze kreował mówiąc: „niech światło się stanie“.
Fluid ten nie tylko jest „causa prima“ hermetystów, jest istotnie uniwersalną medycyną dla tych, co nim operować umieją!
Posiąść więc umiejętność operowania falami astralnemi, to posiąść kamień filozoficzny, to posiąść pramaterję... takim jest sens poszukiwań, z których się śmiano, nie rozumiejąc ukrytej treści, jak my się śmiejemy z bajek starożytności, zawierających mądrość głęboką.
Powszechnem więc lekarstwem — światło astralne, które w stanie jest zamienić na młodzieńca starca, przedłużyć nasz żywot dowolnie.
Medykament ten, rzecz prosta, nie ma nic wspólnego z eksperymentami ani mleczka Miecznikowa, ani badaniami Steinacha ani przeszczepieniami Woronowa i Jaworskiego.
Jest to środek ściśle psychiczny i do jego rozumienia zbliżali się, nie zupełnie go pojmując w XVIII w. Mesmer, a w naszym „sprzedawca szczęścia“, niedawno zmarły Coué.
Wstępem do cudownego uleczania jest wola, wiara, częściowo sam hypnotyzm.
Wyjaśnię na przykładzie.
Do słynnej Ninon de Lenclos (porównaj moją książkę „O kobiecie wiecznie młodej“) w 1620 r. przybywa dnia pewnego jakiś nieznajomy. Zdziwionej oświadcza, że z polecenia sił wyższych ma udzielić jej wszechpotężnego eliksiru młodości i życia — pod jednym warunkiem, by swe nazwisko podpisała na tabliczce. Ninon przeczuwa, że pakt to djabelski, lecz nie ma siły oprzeć się pokusie wiecznej młodości — za tą cenę każda niewiasta, by swą duszę sprzedała! Stary, otrzymawszy cyrograf, odchodzi, pozostawiając tajemnicze flaszki. I odtąd lata płyną... a Ninon wciąż jest jednakowo prześliczna. Ma lat 40 — wygląda na młodziutką panienkę, ma pięćdziesiątkę — toż samo; gdy sześćdziesiąt jej bije... cieszy się powodzeniem jak nigdy; w 70 roku — oglądają pannę de Lenclos jak dziw, ale nie przestają kochać, w 80 r. — dwóch amantów robi pięknej wietrznicy niemożliwe sceny zazdrości.
Z czasem Ninon poczynają szarpać wyrzuty sumienia: wszak sprzedała duszę djabłu, gdy pojawi się powtórnie, przybędzie, by wiecznie młodą powlec do piekła. Obawa zatruwa radość. Aż dnia pewnego istotnie melduje się „on“. Ninon blednie, drży, łapie się za szkaplerz. Lecz czarny jegomość, snać nie ma wrogich zamiarów. Uśmiecha się jeno i tak mówi.
— Proszę się nie obawiać. Nie jestem szatanem! Padła pani ofiarą wielkiej mistyfikacji, która jednak spowodowała pomyślny skutek. Nie ja byłem u pani po raz pierwszy, lecz mój ojciec. Jeśli mnie pani przyjmuje za ojca — to z powodu rodzinnego podobieństwa i sposobu ubrania. Ojciec zaś mój nie był czartem, tylko lekarzem. Chcąc wypróbować siłę działania wiary — zastosował ten środek.
— A co było w buteleczkach? — pyta Ninon.
— Czysta woda — brzmi odpowiedź. — Ale uwierzyła pani, że to tajemniczy eliksir... i wiara sprawiła cud... pozostała wieczna młodość. Bo jeśli oddziałać silnie na stronę psychiczną chorego — odbije się to na jego stronie fizycznej...
Taką była tajemnica eliksiru wiecznie pięknej Ninon.
Po wizycie tej, niemal w parę dni, zamieniła się w staruszkę... zestarzała, bo „straciła wiarę“.
Więc.
Chcieć być zawsze szczęśliwym i młodym oraz silnie wierzyć iż stać się tak może — to pierwsza zasada magicznego eliksiru życia!
Bowiem chcieć — to módz!
Na tej zasadzie buduje się cała Taumaturgja t. j. hermetyczne uleczanie.
Tedy terapeutyka tajemna wyklucza wszelkie leki zwykłe. Używa słów, tchnięć i nadaje przy pomocy woli, siłę substancjom najzwyklejszym jako to: wodzie, oliwie, winu, kamforze ect.
Najważniejszym, istotnym czynnikiem jest wiara w lekarza — wiara, która tworzy cuda.
Nawet szarlatan potrafi działać niezawodnie i skutecznie, jeśli wytworzy dokoła siebie łańcuch magnetyczny bezwzględnego zaufania. Ks. Thiers w swym „Traktacie o zabobonach“ pisze, iż razu pewnego przybyła doń niewiasta i oświadczyła, że została z ciężkiej niemocy uleczoną przez wielkiego czarownika, przy pomocy szatańskich zaklęć. Kazał jej nosić przy sobie jakiś djabelski pakt. Od tej pory istotnie jest zdrowa, ale dusza należy do czarta. Wobec tego prosi proboszcza, czy nie zachciałby uwolnić ją z pod władzy ducha ciemności. Zainteresowany Ks. Thiers poleca coprędzej okazać szatański dokument. Stały tam słowa: „Eruat diabolus oculos tuos et repleat stercoribus loca vacantia“ („niech szatan wyrwie ci oczy i napełni nieczystościami twoje....). Ksiądz nie mógł się powstrzymać od śmiechu i przetłómaczył kobiecie straszliwy cyrograf. Ta była zdumiona... tem nie mniej również była uleczoną. Figlarz, dzięki ślepej wierze, okazał się znakomitym lekarzem!
Tchnienia są najważniejszym zabiegiem medycyny hermetycznej, gdyż jest to znak przelewania życia. Inspirować (in-spiro) oznacza przelewać coś z siebie, oznacza transmisję swego ducha.
Zależnie od tego czy tchnienie jest ciepłe czy zimne, jest ono przyciągające lub odpychające.
Ciepłe tchnienie odpowiada elektryczności dodatniej, zimne elektryczności ujemnej. Dlatego zwierzęta o sierści naelektryzowanej i nerwowe obawiają się zimnych dmuchnięć: łatwo się o tem przekonać, robiąc doświadczenie z kotem.
Tchnienie ciepłe i długie przywraca normalną cyrkulację krwi, leczy z bólów reumatycznych i podagry, odnawia równowagę ducha, usuwa znużenie. Wykonywane przez osobę sympatyczną jest powszechnym, uspakajającym środkiem.
Zimne tchnienie uśmierza bóle kurczowe i powstałe na skutek zgęszczeń fluidycznych.
Te same znaczenie co tchnienia, posiadają passy magnetyczne, powodują one promieniowanie ciepła wewnętrznego. Końce palców naszych bowiem, gdzie zbiegają się wszystkie nerwy są tym aparatem, który wydziela lub wchłania światło astralne, zależnie od kierunku, jaki mu nadaje wola.
Passy powolne — odpowiadają ciepłym tchnieniom i odnoszą ten sam skutek t. j. działają uspakajająco.
Passy szybkie — korespondują zimnym tchnieniom.
Aby więc wywołać uczucie ciepła należy robić pociągnięcia powolne od góry do dołu, zimna — ruchy szybkie, jakby drgawkowe, od dołu do góry.
W ten nieskomplikowany sposób leczymy nie tylko migreny, bóle zębów, reumatyzmy ect. — lecz choroby serca, paraliż t. j. nawet wypadki takie, gdy medycyna oficjalna opuszcza bezradnie ręce.
Bodaj jednym z najsłynniejszych lekarzy okultystycznych tego kierunku był Philippe, przyjaciel Papusa, o którego cudownych kuracjach znajdujemy szereg sprawozdań w „Magji praktycznej“.
System Philippe’a jest o tyle jeszcze bardziej zastanawiający, że leczył on bez żadnych zabiegów, nie dotykając i niemal nie widząc chorego. Oto przykład.
P. Rivoiron pisze:
Gdy byłem przejazdem w Lyonie, uległem atakowi apoplektycznemu na ulicy. Przeniesiono mnie do apteki. Tam po bezskutecznych zabiegach przywrócenia mi przytomności farmaceuta oświadczył mej żonie, że sam nic poradzić nie może i należy wezwać lekarza.
Gdy przybył dr. Musy, obejrzał mnie starannie poczem orzekł, że nie wiele zostało nadziei utrzymania przy życiu i że zapewne nie przeżyję paru dni. Wszystko to znakomicie słyszałem, gdyż mimo pozbawienia mowy i władzy w członkach czułem i rozumiałem, co się dokoła działo.
Ponieważ dr. Musy swe obowiązki pojmował serjo, zaaplikował najprzeróżniejsze synopizmy i zadecydował przewiezienie do miejskiego szpitala, co było równoznacznem z rychłą podróżą w zaświaty.
Żona moja, nie wiedząc co czynić, błaga przyjaciółkę, by ta sprowadziła p. Philippa, zamieszkałego w Lyonie, o którym wiele słyszała.
P. Philippe wysłuchał jej uważnie. Oświadczył, że obecność jego jest zbyteczna, lecz na odległość mnie uleczy, powstrzyma dalsze postępy choroby i że w ciągu 48 godzin będę uzdrowiony.
Istotnie w szpitalu stopniowo począłem powracać do zmysłów; skutki paraliżu znikały, jakby same przez się. Lekarze, którzy z ciekawością mnie obserwowali, kręcili tylko głowami, a naczelny doktór oświadczył: „przyznaję, że nic z tego nie rozumiem“.
Wieczorem zasnąłem spokojnie a nazajutrz rano mogłem swobodnie rozmawiać z żoną. Dawałem przytomne odpowiedzi asystentom, oglądającym mnie jako dziw; powróciła mi władza w członkach. Chciałem wstawać; zatrzymano mnie przez ostrożność jeszcze jeden dzień w łóżku; po tym czasie zerwałem się z posłania silny i rzeźki, jak nigdy w życiu, podczas gdy czterdzieści osiem godzin wstecz byłem łupem śmierci.
W jaki sposób zostałem uleczony? To jest właśnie cud i tajemnica!
Być opuszczonym przez otaczających lekarzy, twierdzących, że rady niema — a uleczonym przez tego, którego nie widziało się nigdy — czyż rezultat podobny osiągnęła kiedy medycyna praktyczna?
Oto ścisłe opowiadanie zaszłych wypadków, które moim podpisem stwierdzam.
(Serbette, Isera).
Aby zakończyć ten rozdział hermetycznych uleczeń, przytoczę jeszcze przykłady kuracji w wypadku opętania.
U osób, które obawiają się czyjejś zemsty, czy nienawiści, z tych czy innych względów podległych mniemaniu, że zagraża im niebezpieczeństwo — a więc w typowych wypadkach, t. zw. manji prześladowczej — powstaje larwa, nie dająca nawiedzonym spokoju. Typowy przykład oswobodzenia od podobnej larwy podaje Papus. Opowiada, — co następuje:
Gdy znajdowałem się w Londynie, udało mi się wejść w kontakt z pewną mistyczką, która, słusznie, czy niesłusznie twierdziła, iż ulega prześladowaniom wroga, bardzo uświadomionego w zakresie magji praktycznej.
Opętanie to było tak silne, iż spowodowało dwukrotne usiłowania pozbawienia się życia, udaremnione przez domowników — temniemniej chora nie rozstawała się z myślą o samobójstwie.
Przystąpiłem do następującego eksperymentu:
Pomiędzy osobami, które ową panią odwiedzały zauważyłem pewną damę nerwową i dotychczas nigdy nie hypnotyzowaną.
Za jej zgodą pogrążyłem ją w trans. Muszę zaznaczyć, że nie była uświadomioną, co do treści tajemniczego prześladowania, jakiemu ulegała chora. Podczas snu magnetycznego oświadcza, iż widzi wielki węzeł fluidyczny w jednym z rogów pokoju. Według jej wskazówek rysuję ten węzeł na arkuszu papieru, konsekrowanego na miejscu magicznym sposobem. Następnie wymawiam formułę zaklęć, by złączyć obraz fizyczny z wzorem astralnym. Dalej krajemy rysunek na kawałki, co według twierdzenia medjum ma wpływ natychmiastowy na tajemniczy węzeł i w ten sposób niszczymy go ostatecznie. Czy to na skutek suggestji, czy innych przyczyn — lecz chora ozdrowiała natychmiast i popędy samobójcze opuściły ją na zawsze.
Tyle Papus.
Zapewne stało się wyłącznie dzięki suggestji. Więc przyznajmy, że świetny to środek na uleczanie manji prześladowczej, która tyle ofiar za sobą na tamten świat pociąga.