Marja Wisnowska/Poznanie
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Marja Wisnowska |
Podtytuł | W więzach tragicznej miłości |
Wydawca | „Drukarnia Teatralna“ F. Syrewicza i S-ki |
Data wyd. | 1928 |
Druk | „Drukarnia Teatralna“ F. Syrewicza i S-ki |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
POZNANIE.
Marja Wisnowska stała u szczytu powodzenia i sławy.
Urodzona w 1860 r. — w momencie naszego opowiadania miała lat 29. Wcześnie straciła ojca a gdy matka powtórnie wyszła zamąż, aby w lat parę później po raz drugi owdowieć — oddana była na pensję, którą ukończyła w Warszawie w siedemnastym roku życia. Od wczesnej młodości ciągnęła ją scena i jeszcze dzieckiem będąc z rówieśniczkami bawiła się w teatr, a później, na pensji z zamiłowaniem występowała w przedstawieniach amatorskich.
Jako młodziutka dziewczyna obiera bez wahania zawód aktorski i dostaje się do teatru we Lwowie, gdzie wstępnym bojem zdobywa sukces niemały. Lecz pierwsze triumfy niezadawalniają Wisnowskiej. Ona nie chce być przeciętną aktoreczką, cieszącą się chwilowym poklaskiem, ona pragnie zdobyć pierwszorzędne stanowisko, stać się drugą Modrzejewską czy Sarą Bernhardt. Pracuje w dalszym ciągu uporczywie nad sobą a gdy echa jej sukcesów dochodzą do Warszawy, zaangażowana w 1881 r., obejmuje odrazu pierwszorzędne role.
Gra bez przerwy przez kilka lat i święcąc coraz nowe triumfy, zdobywa olbrzymią popularność, stając się wraz z drugą świetną artystką Czaki — ulubienicą miasta. Szczególniej zachwyca się nią młodzież, ta z paradyzu, stwarzająca klakę i sławę aktorkom a gdy poczynają się toczyć spory, która z gwiazd stoi wyżej — syreni gród dzieli się na dwa obozy — Wisnowczyków i Czakistów — zwalczających się wzajem namiętnie.
Uwielbienie dla Wisnowskiej jest tak wielkie, iż uczniowie przestają się uczyć, wystając tłumnie przed jej mieszkaniem przy ulicy Złotej № 3, by na chwilę, choć przelotnie w oknie ujrzeć swoje bożyszcze. Teatralny szał młodzieży dochodzi do takich granic, że wdać się musi aż prasa, zaznaczając niewłaściwość podobnych zachwytów a Wisnowska pomieszcza w pismach listy, prosząc uczniów o zaprzestanie spacerów i demonstracyj pod jej oknami.
Owacje publiczne ustają, ale sława artystki, szczególniej po „Lenie“ olbrzymieje.
Nic więc dziwnego, że gdy rozeszła się wieść, iż Marja Wisnowska sama, we własnej osobie, zasiądzie w kasie teatru Wielkiego, aby sprzedawać bilety na przedstawienie, z którego dochód miał być przeznaczony na zapomogę dla zasłużonej a sparaliżowanej aktorki charakterystycznej Mędrzeckiej, kasę obległy tłumy i wszystkie niemal bilety rozchwytano. Spieszono, by zbliska ujrzeć świetną artystkę, by zobaczyć jak wygląda nieucharakteryzowana, może aby pochwycić jeden z jej czarujących uśmiechów, lub z pięknych ust usłyszeć słówko „dziękuję“. Bo Wisnowska, niezwykle dbała o swą popularność, starając się ją podtrzymać a może jeszcze zwiększyć, każdego z nabywców darzyła rozkosznem spojrzeniem, komplementem. Odchodzili też ludziska od kasy radzi i z rozanielonemi minami a tu i owdzie słyszało się szepty pochwalne:
— Jeszcze ładniejsza niż na scenie... a jaka miła!
Jeśli doszukiwać się głębszej przyczyny tego uwielbienia teatralnej gwiazdy, które nie powtarza się w czasach dzisiejszych a które przerastało nawet znacznie hołdy składane obecnie „star’om“ kinematograficznym, to pamiętać należy, iż działo się to w dobie największego ucisku i rusyfikacji, gdy teatr był jedną z najważniejszych placówek narodowych, dzięki czemu jego przedstawiciele, niosący w tłum żywe polskie słowo cieszyli się specjalnym uznaniem i specjalną sympatją szerokich mas...
Nieco z boku, nie chcąc mieszać się z tłumem, przystanęli Prudnikow z Bartenjewym. Umyślnie przeczekiwali dopóki nie skończy się tłok przy kasie, w tych warunkach bowiem, mowy nawet nie mogło być o zamienieniu paru słów z artystką.
Dopiero, gdy liczba kupujących jęła rzednąć, na samym końcu ogonka i posuwając powoli, znaleźli się przed okienkiem, z którego wyjrzała roześmiana twarz aktorki.
— O... i panowie huzarzy zaszczycili mnie swą obecnością — zawołała wesoło, spostrzegłszy mundury — dziękuję bardzo za pamięć... oczywiście... w imieniu Mędrzeckiej — dodała filuternie. Szkoda tylko, że tak późno... zostało jedynie parę biletów na galerję po rublu...
— Ależ bierzemy, oczywiście bierzemy — zawołał po francusku Prudnikow, całując wyciągniętą ku niemu rączkę artystki, ja i mój przyjaciel! Sprowadziłem tu przyjaciela, aby się skromnym datkiem przyłączył. Pozwoli pani sobie przedstawić — monsieur Alexandre Bartenjew... Gorzeje od szeregu dni, niby potępieniec w piekle... tak pragnął osobiście poznać...
Oczy Wisnowskiej spoczęły na Bartenjewie a usta jej ułożyły się do uprzejmego uśmiechu.
Kornet, w tym czasie, wyciągnąwszy z portfelu dwie nowe sturublówki, złożył je ostentacyjnie przed artystką.
— Co za szczodry dar! — zawołała zdziwiona hojnością oficera — doprawdy szczodry! Wiecie panowie miałam dziś jeden z piękniejszych dni mego życia! Przyczyniłam się trochę, aby ulżyć niedoli biednej kobiety...
— I ja dziś miałem piękny dzień! — oświadczył Bartenjew.
— Czyżby... zauważyła, nie rozumiejąc, dokąd kornet zmierza.
— D’avoir fait votre connaissance, mademoiselle, — zakończył z ukłonem.
— No... no... jaki z monsieur Bartenjewa faiseur de compliments, — roześmiała się Wisnowska. Niestety, teraz muszę panów przeprosić, bo zamykamy kasę... Natomiast, gdyby którego dnia panowie zechcieli mnie odwiedzić, będzie mi bardzo miło... bardzo miło... powtórzyła, obrzucając Bartenjewa zalotnem spojrzeniem.
Gdy huzarzy, pożegnawszy artystkę, znaleźli się przed teatrem na ulicy, Bartenjew, który z podwójną energją dzwonił ostrogami a trzaskał długim kawaleryjskim pałaszem, przystanął na chwilę.
— Widzisz... zaprosiła.... oświadczył prężąc pierś dumnie!.. a zauważyłeś jakie puściła do mnie oko... Cudowna, przemiła kobieta...
— Zawsze miałeś szalone powodzenie u niewiast! — odparł z ukrytą ironją Prudnikow — któż się oprze urokowi Bartenjewa?!