<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Antoni Wotowski
Tytuł Marja Wisnowska
Podtytuł W więzach tragicznej miłości
Wydawca „Drukarnia Teatralna“ F. Syrewicza i S-ki
Data wyd. 1928
Druk „Drukarnia Teatralna“ F. Syrewicza i S-ki
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ZASADZKA

Pokój, do którego przez długi ciemny kurytarz weszła aktorka, sprawiał na tyle ponure, przygnębiające wrażenie, że aż przystanęła na chwilę a z piersi wydarł się okrzyk przestrachu.
— Ach!
Okno izdebki było szczelnie deskami zabite, ściany pokryte lekko fałdowaną czarną materją, takąż materją przesłonięty piec. W pokoju stała jedynie szeroka, kryta ciemnym aksamitem turecka otomana, przed nią mały stolik i krzesło. Podłogę, rzekłbyś, niby całun, zaścielał miękki dywan a pod sufitem wisiał przez całą wielkość pokoju, olbrzymi parasol, do którego przymocowaną była w samym środku nocna lampa, ledwie rozsiewająca mroki komnatki.
— Ależ tu wygląda, jak w grobie!
— Proszę się nie obawiać, ot, tylko taka sobie moja fantazja! odparł pogodnie oficer, — wskazując gestem, by zajęła miejsce na otomanie.
— Ja tylko na chwilę... przedewszystkiem odniosłam rewolwer... pozatem przyszłam, bo zawsze dotrzymuję słowa!
— Szczerze wdzięczny jestem — skłonił się — i mam nadzieję, że zechce pani spędzić parę chwil w mojem towarzystwie...
— Długo nie mogę — tłomaczyła, pragnąc jaknajprędzej opuścić ponury pokój — oczekują na mnie w domu... mam kolację, nawet nieco głodna jestem...
— Och, jeśli o to chodzi, coś nie coś przygotowałem — wskazał na butelki — resztę wkrótce przyniosą...
— Ależ, uprzedzam raz jeszcze, długo nie mogę pozostać!
— Pozostanie pani tu tylko tyle czasu, ile sama zechce!
Ostatnia odpowiedź całkowicie przywróciła humor Wisnowskiej. Zrzuciła też z siebie płaszcz, zdjęła kapelusz, w pokoju było duszno i gorąco; rozpoczęto zwykłą, dość banalną rozmowę, jakby unikając poruszania drażliwych tematów.
Mniej więcej po upływie pół godziny, rozległo się pukanie do drzwi a Bartenjew rozchyliwszy je nieco, odebrał sporą paczkę.
— Poco aż tyle! — zawołała ze śmiechem — toć tem najadłby się cały pułk!
— Dla mojej królowej urządzam przyjęcie! — również wesoło odparł i odkorkowawszy butelki, zapraszał do picia.
Parę kieliszków szampana, niemal siłą wmuszonych przez korneta oraz jego wyjątkowo obecnie łagodny i beztroski humor, rozproszyły ostatnie obawy aktorki. „Jak niesłuszne trapiły mnie obawy! — cieszyła się w duchu; chłopak uspokoił się zupełnie, spełniłam istotnie dobry uczynek!“ Nagle przypomniawszy sobie, że śród gawędy zasiedzieć się musiała bardzo, zapytała która godzina?
— Północ! — oświadczył, spojrzawszy na zegarek.
— Jezus Marja! — pomyślała z przerażeniem, już dwunasta, ja tu siedzę a Myszuga od dziewiątej czeka! — Muszę już iść! — rzekła powstając.
— Prosiłbym, aby pani jeszcze pozostała!
— W żaden sposób nie mogę!
Kornet nagle z uśmiechniętego stał się poważny.
— Czy Palicyn czeka? — zapytał groźnie — Do Palicyna się tak śpieszy?
— Ach, znowu pan zaczyna swoje? — zauważyła niechętnie, kierując się do drzwi.
Bartenjew zagrodził jej drogę i przekręciwszy klucz w zamku, schował go do kieszeni.
— Pani nie wyjdzie!
— Cóż to ma znaczyć? — zawołała oburzona — Proszę mnie puścić!
Kornet patrzył na nią teraz z szatańskim uśmiechem. Wisnowska zbladła.
— Więc zasadzka? — szepnęła cicho.
— A choćby nawet i tak było!
— To podłość! To podstęp! Jak można w ten sposób postępować z bezbronną kobietą?
— A w jaki sposób ta kobieta tyle czasu postępowała, igrała mną, męczyła i dręczyła?
Stał przed nią z rękoma w kieszeni i spoglądając ironicznie mówił twardo, zawzięcie: Albo będzie pani moją, albo żywa stąd nie wyjdzie!
— Ja mam się oddać? Nigdy! Przenigdy! Łotr! Zwierzę! Zbrodniarz! — krzyknęła, ile było mocy, zarówno dając folgę nienawiści jak sądząc, iż może kto posłyszawszy krzyk, pospieszy na ratunek.
— Proszę głośniej krzyczeć! — uśmiechnął się. Na nic się nie zda, napewno nikt nie usłyszy!... Usunąłem domowników.
Zapadła chwila przerażającego milczenia. Wisnowskiej niby błyskawice, myśli wirowały w głowie. W dobrą pułapkę wpadłam, świtała świadomość, co robić? On przed niczem się nie cofnie! Zgodzić się pozornie, byle zyskać na czasie... toć nie na pustkowiu jestem..
— Dobrze! Zgadzam się!... — lecz proszę wyjść... ja się tu przebiorę...
Spojrzał, ździwiony tak szybką uległością.
— Zgadza się pani? — zapytał.
— Jak pan słyszy!
Bartenjew skinął głową a widząc, że aktorka poczyna się istotnie przebierać, otworzył drzwi i wyszedł na kurytarz. Na to tylko czekała. Pochwyciwszy pustą po szampanie butelkę, jęła nią tłuc z całej siły w deski, pokrywające okno.
— Ratunku! Ratunku!
Wpadł z powrotem do pokoju i porwawszy mocno za rękę aktorkę, cisnął nią brutalnie na otomanę.
— Na to tylko czekałem! — zawołał z pasją — Wiedziałem, że w tej uległości kryje się jakiś podstęp! Ale nic nie szkodzi... krzycz ile chcesz... domowników niema a ściany obito wojłokiem!
Aktorka zastygła w naprężonem milczeniu. Lecz czy Bartenjew mówił prawdę, czy domownicy znajdowali się zbyt daleko, czy alarm nie dobiegał niczyich uszu — w dalszym ciągu panowała grobowa cisza, nikt nie spieszył na pomoc.
— Zbrodniarzu! — zawołała w nagłym przypływie niepohamowanego gniewu — Zabijaj mnie, morduj! Wolę to, niźli ohydę! Żywą mnie nie będziesz miał! Oh... nigdyby Palicyn w ten sposób nie postąpił...
Nazwisko nienawidzonego jenerała, jak uderzenie szpicruty podziałało na huzara. Twarz jego zdradzała coraz bardziej gwałtownie nim miotające uczucia, zawziętości, zazdrości i gniewu. Opanował się z trudem i jął mówić pozornie spokojnie:
— Może przedtem jedynie wypróbować cię chciałem za postępowanie ze mną bez serca. Lecz teraz, gdy padło między nami ponownie nazwisko Palicyna... gorzej się pomszczę!
— Tu w twoich oczach zastrzelę się z rewolweru, przyniesionego przez ciebie. Przyszedłem bez broni, każdy wie, że moja znajdowała się w twojem posiadaniu! Niech później powiedzą, że zabiłaś rosyjskiego oficera... i niech jenerał ma za narzeczoną... aresztantkę...
— Boże! — zalała się łzami Wisnowska, na myśl, jak wyrafinowaną była zemsta korneta i w jak straszliwej sytuacji, w razie spełnienia groźby się znajdzie — Boże, wszystko, tylko nie to!
— Patrz! — mówił, uśmiechając się złośliwie i przykładając rewolwer do piersi — mierzę w serce!
— Nie, nie... — rzuciła się ku niemu, wytrącając broń z ręki.
Bartenjew długo się wahał, wreszcie patrząc uporczywie na Wisnowską, oświadczył:
— W takim razie, nie pozostaje nam nic innego, tylko odbierzemy sobie wspólnie życie!
— Niechaj i tak będzie! — odrzekła płacząc.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Antoni Wotowski.