[69]VI. MASKARADA
(TRYPTYK) [71]I.
Męczeństwa
dzieje ogólno‑bydlackie świadczą, że pono
za to wilki tępiono,
iż się nie chciały zlać w społeczeństwa
roślinożerne, w które wnosiły swoje kanony;
wilk — ani weź do brony,
lubi krzywdę cudzą,
rozbój i manowce.
Do urządzeń społecznych niemasz jako owce,
które mięsem nie żyją, więc zawsze się łudzą,
że do życia wystarczy roślinna pobudka.
Smutna to historya i niekrótka.
Otóż, rodzina wilków zagrożonych wieżą,
infamią, kłów wybiciem i utratą mienia,
taką rzecz postanawia ze swoją młodzieżą.
Mając stek skór złupionych z owiec, tą odzieżą
młode wilczki obszywa i w owce zamienia,
którym tak zapowiada: — Pamiętajcie, smarki:
w myśli — korzyść, w słowach — cnota!
[72]
społeczne motta
głosić, baranom karki
głaskać! a ciszkiem‑chyłkiem:
niech ginie hołota!
To róbcie, gdy nie chcecie życia przejść z wysiłkiem
i z czczemi gardły.
Co rzekłszy, stare wilki westchnęły i zmarły.
Zaczem pseudo‑trawożrące
wilczęta
połączyły się ze stadem owiec, następujące
uwarowawszy pacta conventa:
Strzygąc się mają autochtony,
a zaś przybyszom, latem czy zimą,
wolno mieć kożuch nieostrzyżony:
to jest pro primo.
Dalej, ponieważ zowczeni wilcy
mocniejsi w pysku niźli tubylcy,
przeto i zatem
ostatni muszą prenumeratę
na ogólniki uiszczać z góry:
to jest punkt wtóry.
Nakoniec, żeby, w przyszłości, bratnie
zmniejszyć niesnaski,
niech immigranci nazwą się na ski:
to jest po trzecie. Zaś po ostatnie:
ma, dla rękojmi złączonych stanów,
sejm ubezpieczeń
[73]
istnieć z baranów.
Dan góra Wawel.
Owczarz, swojski Maćkiawel,
wymówił sobie wolność zaprzeczeń,
i donająwszy kundla‑adjunkta,
przyjmuje radem
sercem punkta
statutu rzeczy.
I odtąd wszechowczości nastąpiła gala.
Kundle coś wietrzyły zdradę,
ale Maćkiawel przeczy —
przeczy oraz nie pozwala;
często bywał też upity...
Choć jak tu się nie mylić? Też same nazwiska,
taż sama cnota,
taż społeczno‑barania idealność tryska
z mów hipokryty,
co to bij na każdego, kto nie patryota
w gębie, nie stadowiec,
kto nie działa w owczarskiej pozytywki tonie?
Jakże wśród owiec
poznać krwiożercę,
który w najczystszym głosi żargonie,
że milion kocha
calutkiem sercem,
śni o milionie?...
A owca?.. Owca zmysł ma tępy:
nie wierzyła w podstępy,
[74]
nie wierzy i ninie:
więc co i trocha,
to któraś ginie.
Zaskrobał się w łeb owcarz, lecz mówią rabusie,
że zdaje mu się,
albo że — ot, biedna,
namiętnością wiedziona dociekań w naturze,
poszła sama jedna
w gąszcz i że tam ją zaskoczyły burze.
Chodzi owcarz z głupią miną,
a owce giną i giną.
Wilkom raj: syto i miło.
Jak prałaterya, jak gospodynie,
tak to potyło:
każdemu runo w przegubach trzaska.
[75]II.
Raz jakoś adjunkt, na krwawym czynie,
jednego zdybał gdzieś ananaska.
Co? jak? — do sądu: sprawa o mord i o czary.
Oskarżał Tryk-Tryk baran.
— »Zachodzą fakta« —
mówił — »nie do wiary,
nad pojęcie wszelkie.
Jak świadczą akta,
i według opinii
biegłych, podsądna tutaj owczyni,
zamordowawszy tę oto, jako dowód rzeczowy
tutaj obecną obywatelkę,
z takowej zżarła
kawał zrazowej.
Owca i mięso bierze do gardła!...
To dziw, to czary;
to wbrew naturze!
Dokąd dążymy?.. Odwieczny
ład tu kona społeczny!..
Chcę głównej kary«.
[76]
Tu obrońca wystąpił — wilk w baraniej skórze.
Zaznaczył z początku,
że mało w oskarżeniu zdrowego myślątku.
»Słyszeliśmy« — tak zaczął wyć — »wysoki sądzie,
jeżeli nas nie mylą prawa akustyki,
słyszeliśmy o czarach — tym przesądzie,
któryśmy wyrzucili, my, już na śmietniki,
wraz z wszelakiem rupieciem istności nadziemnej.
Czarom, gusłom, poezyom dziś kto wierzy? — ciemny.
Śmieszne dziś cuda, entuzyazmy —
dziś, kiedy byle jagnię wytłumaczy, prymus,
wszystko na świecie, prócz protoplazmy!..
Tu tylko zawsze — ignorabimus.
Zaszlim, gdzie można — i dość! Życia kęsa!
życia wołamy, użycia, krwi, mięsa!
Pragniemy haszyszy,
z obór i stajen, z owczarni i chlewka,
a poezyą nam: wycie, gwizd i pozytywka!«..
Tu przerwał, chłepnął wody łyk-dwa i wył ciszej.
— »Owca zagryzła owcę. Oto zbrodni
szkielet. Sędziowie godni!
Cielę wie dziś majowe,
że krowa bodzie krowę,
pies psa wywodzi w pole,
krewne dzióbią się kury,
że świnia... że wogóle
indywiduum swojskie, tak zwane społeczne,
jedno drugiemu szkodzi.
To jest odwieczne
[77]
prawo natury,
a moralność wysoka
ta jest jedynie, co z prawem się godzi.
Kruk tylko — kruk krukowi nie wykolę oka.
Ale czyż prawem dla nas solidarność krucza —
ten jakiś tam światek
prawdziwy lecz nieprawy, bo bez prawnych kratek?
Nie tego nas barania
moralność naucza.
Wobec niej, tutaj niema podstaw do karania:
oskarżona jest bez zmazy...
Ach — z ofiary jadła pieczeń,
czy tam zrazy!..
niema przeczeń.
Lecz sędziowie przysięgli i obywatele moi!
gatunków rozwój, który stoi
na prawdzie docieczeń,
którego broni mędrców plejada,
Zamiast by pchnął nas witać wśród stada,
z krzykiem radości,
owcę niezwykłą, jak mesyasza,
mięsożerności: —
my w niej, w tej owcy, widzim li winę.
Czyż to nie boli?
Czyż zawsze już dla owiec jadłem ma być kasza,
przysmakiem — głaz soli?..
Czyż zawsze się będą z owiec baranowie lęgli?..
Ja sądzę, że łaskawszą będzie przyszłość nasza,
i tusząc, że wilkami będą nasze wnuki,
proszę, wynieście werdykt, sędziowie przysięgli,
na sumieniu oparty i prawach nauki«.
[78]
Dano głos podsądnemu. Ten rzekł:
— »O Minosi!
Jest przysłowie
wśród wilków takie: póty nosi
wilk, aż jego poniosą. Choć, sędziowie,
jeśli
tom rzekł, to nie żeby siebie równać z wilkiem,
tylko — ot mnie ponieśli...
Żyjem, a za chwilkę
śmierć... tfy-tfy!.. pędzi,
śmierć, która nie pyta,
kto tam z krawędzi...
i wyciągasz pazury... tfy-tfy-tfy!.. kopyta.
Tak, tak. Ot i nieboszczka... Jeszcze wczoraj, giezło
jej bieluteńkie prażyło słoneczko,
a dziś — już się jej zczezło,
jak mówi poeta.
O gdzieżeś, owieczko?..
Gdzie ten bieg twój chybki?
gdzie ta żywość, która ci rozwidniała ślepki?
gdzie ten?... gdzie to?.. gdzie ta?..
jak mówi poeta...
Spotkałem ją sam-na-sam, na rubieży
leśnej. Przywitałem czule.
Rozmowa. Prosi, żeby powiedzieć jej coś o ogóle.
— Rozczytuję się — mówi — w tej waszej bibule,
a kto ogół? gdzie leży?
1kto go stanowi? —
nie wiem, choć mnie tu zabij.
Ten zwrot o zabiciu
[79]
podsuwa mi myśl grecką,
zwaną sofizmatem,
i rzekę: — Ogół — to niby wszyscy, zatem
i ty jego drobiną jesteś, moje dziecko;
a kiedy skręcisz szyję,
po najdłuższem życiu,
to zawsze: ja, ten, tamten, słowem — ogół żyje,
wieczysty,
i ty, jego część, mówiąc stylem finansisty,
masz dywidendę
nieśmiertelnego w ogóle istnienia...
I tu mnie, własnej loiki rozpędem
zdjętego takie natchnęły olśnienia,
żem niebogę wyprawił zaraz między bogi.
Na które was zaklinam..., Jeśli zawiniłem...
niech się los sieroty
spełni co do nogi..., tfy-tfy!... co do joty...
Wam, sędziowie, powierzam swój żywot i dolę«.
Przysięgli — same wiki — rzekli: — »Wolen, Wolen!«
Zaczem w publiczności
szał wybuchnął. Do owcy mniemanej
tłoczą się z objawami czułości barany.
Owce płaczą. Bek. Ciżba: zwarty bok przy boku.
Jagniąt kilkanaścioro
ugnieciono w tłoku...
Ach, oddalibym pióro
społecznym poetom,
radym malować prawno-sercowe rozruchy
i byłaby la tutta favola finita...
Niestety, owczarz krzyknął: — »Nie pozwalam! veto!«
[80]
— »Zajrzyjcie« — pies zawołał — »sędziom pod kożuchy,
mam pewne podejrzenia... tu owca podszyta...«
Lecz przysięgli zawyli chórem klątw, zaprzeczeń,
i sprawę przeniesiono na sejm ubezpieczeń.
[81]III.
Sejm. Owczarnia na Wawelu.
Barany. Owce. Maćkiawel. Przy Maćkiawelu
kundle — pachoły
zbrodnia trzymają za poły.
Rajców brak wielu,
ile że w okresie
apelowania, wedle ustaw procedury,
niejedna się biesiada
rozegrała w lesie,
w ogólniejszym celu,
na który się składa:
szczęścia, dobra i wiedzy orgia wśród stada.
Według zeznania wilków, zdusiły pomorki
znów sześć tryków i skopów pięć i trzy maciorki.
Strach padł. Odzywa się już sporo wotów
nieufności
względem każdego z wilczych patryotów,
co to krzyczy o ogóle,
a sam — sam nie pości:
owszem zjada na boczku smakowne pieczenie.
By uciszyć wrzenie,
tak zagaił sejm baran‑marszałek, Rambouillet:
[82]
»Wszem wiadomo tu wobec« — rzekł — »i po szczególe
każdemu, że owczarni dobro zawiera się
w rasie baranów,
których sprawność
uszlachca mięs i run poprawność.
Bowiem od czubka rogów do spodu kopytek
ideą naszą baranią — pożytek.
Z dumnem czołem wyznajmy tę prawdę niemglistą:
każde bydle z natury jest pozytywistą.
Żyć — żuć znaczy; pracować — znaczy tworzyć kały.
Raz dajmy wyraz śmiały
naszemu myśleniu!
Niech zdycha, kto w zaślepieniu
tknie w te ideały
wprost czy z ukosa!
Tu, panowie, nie można źdźbła ustąpić, włosa!
I wszelka pobłażliwość tu zgubi owczarnię!...
Nie będziemy rozstrzygać tutaj in merito
sprawy. Panowie! Zabito
owcę. O jednostkę zmalała trzoda pracowitą.
Kto to zdziałał? Podsądny. Niech przepada marnie«,
Tu, z gestem artystycznym, uderzył marszałek
potępień gałką w dno urny od gałek
i dodał: — »Imć panów radców poproszę o zdania«.
Wstał imć baran Negretti, członek urządzania
zabaw na ogólne cele.
Jego mowa skreślała
znaczenie dobrobytu — »W zdrowem« — mówił — »ciele
wszystko; duch wyrasta z ciała
jako z mierzwy zboże —
[83]
duch rasowego, zdrowego barana,
który nie pyta, jak żyć? Wszakże wiemy. Z rana
spacer w ugorze
i lunch. Potem drzemka,
wodopój, obiadek w łubinie
i siesta hygieniczna, bo przedspoczynkowa.
Są to — ani słowa —
obowiązki i prawie — jarzemka,
ale życie płynie
pełne cnót, wesela,
podobne do święta,
spokojne, bez iksa.
Tutaj hoże jagnięta
grono macior mamczy;
inne uczą się manier u dojrzałych matron;
tam się o indygenat samczy
młodzież tryksa
łbami na wiścigi;
a owdzie mężów turniej, z którego wynika,
kogo też powołają na tron
rozpłodnika...
Oto jest życie jedynie
godne obywatela,
członka żurfiksa
arystokratycznej baraniej ligi;
kto się z tym ideałem nie godzi, niech ginie!«
Tu na marszałka
gest, do urny upadła druga czarna gałka.
Z kolei wstał don baran, Wielki Rozpłodowca,
znany ze swawoli.
[84]
Gdzie tylko była owca
mająca, czy kibić
giętką, czy bujniejsza runem,
czy też wdziękiem beczenia pragnąca się wybić;
on ją pierwszy w świat wyższy lansował piorunem,
i mówiąc nawiasem,
gdy chciała minąć kolej,
to ją brał ciupasem;
a tak, mimowoli,
szczęście mnożył ogólne i ulepszał rasę.
Łącznem spojrzeniem ojca i ojczyma
trzody, spojrzeniem jasnem, właściwem junakom
powiódł po sejmie
i rzekł rzecz taką:
— »Płodzić dobytek — to rzeczy jądro,
rerum anima.
Kto wielkiej chętki
wszechsamczej nie ma,
ten sobie cząstkę obrał niemądrą.
Płodzić — a reszta obchodzi mniej mnie.
Co do obecnej tu delinkwentki,
to na nią raz-em
się złasił, ale mnie żgnęła w zadek
niezbyt uprzejmie,
Negretti świadek.
Win puszczać płazem
tych się nie godzi.
Niech ginie każdy, kto samcom szkodzi!«
[85]
Tu, na marszałka
gest, do urny upadła trzecia czarna gałka.
Następnie, głosem cichym, drżącym, eunusim,
Skop przemówił. — »Nad słodką płodzenia zabawę,
od której my się nieco zdala trzymać musim,
nie miałem ja milszego w życiu zatrudnienia.
Lubiłem, gdy samicy grzbiet... ach te wspomnienia
nie dają się zatrzeć,
nie mogą zaróść!..
Dziś mam nogi — słabawe,
doznaję trzęsienia,
wiek już trochę oskopił moją samczą jarość,
nie mam tego wigoru, tego sił rozlewu...
ale i dzisiaj lubię bodajby popatrzeć,
popieścić się wełną...
Nie będzie to rozkoszą zdrowotną, zupełną,
mais que vovlez-vous?
Dzisiaj-em platonik, idealista,
dziś potępiam każdego, kto zbytnio korzysta,
kto skory w czynie...
Podsądny — niech ginie!«
Tu, na marszałka
gest, do urny upadła czwarta czarna gałka.
Piąty głos roztacza
baran wytrawny, cieszący się opinią
ćwika i głowacza,
dla mądrości życiowej nazywany Świnią.
— »Panowie! Ja mniemam,
że dziedzictwo pożytku czyli
[86]
pozytywizm, zabawnictwo czyli
zabaweizm, płodzeniostwo czyli
płodzelityzm, oraz idealistyczne
do płci wzdychanie czyli
skopeizm: wszystkie te dość liczne
kierunki, biegi, prądy czyli
parcia — o słówka rogów nie będziem kruszyli —
słuszne i — mniemam —
ewolucyoniczne.
Nic naprzeciw nie mam.
Zawsze i wszędzie,
taka czy inna moda, szkoła, szkółka
jakowaś być-będzie.
Świat się kręci do koła, gdy chcecie — do kółka.
W sferze polityki,
tryk wczora, skop dzisia;
dziś przewaga barania, jutro — patrzysz — lisia;
wczoraj psów panowanie było, a dziś — kotów.
Z tego zaś wynika;
bądź na wszystko gotów;
w życiu codziennie trzeba zmieniać szyki.
Mądrość na gotowości wsparta, na liczeniu się z gotówką,
jest najlepszym izmem;
nazwałbym go — jeżeli wam chodzi o słówko
tu — gotowizmem.
System ten z fanatyzmu (a to nie przechwałka),
z pesymizmu i z innych smutków duszę leczy...«
— »Do rzeczy! do rzeczy!« —
przerwał głos marszałka —
»Proszę, jaka gałka?«
[87]
— »Ja za większą większością zawsze głosowałem —
rzekł Świnia i do urny wrzucił czarną gałę.
Potem inni mówili mówcy, mniejszej mocy,
lecz niemniej czcigodni.
Więc przemawiał Tęporóg, dobroduszna dusza:
zaczął coś od etyki a skończył na zbrodni.
Najwięcej — mówił — rznięcia
odbywa się w nocy,
kiedy stróże w objęcia
wpadną Morfeusza;
to jeszcze dosyć ujdzie, lecz przy świetle białem
zarzynać — niemoralnie. Rzucił czarną gałę.
Dalej Trykacz, este-tryk, rzekł, że estetryka
może w tłum przenikać:
dość jest trykać, trykać —
zatrykać szkodnika.
Jeszcze mówił Krzywotrycki,
też o sztuce estetryckiej,
czyli o takiem
umieniu stukania łbem, by dusza rosła.
Sztuka to podniosła,
ale trzeba stukać pod społecznym znakiem:
kto łbem w ofiarną
owcę palnie
indywidualnie —
ma gałkę czarną.
Jeszcze, jeszcze mówili, ale już nie zliczym.
Jedni mówili prawdę baranią,
[88]
niektórzy posunęli się aż do oszczerstwa;
zaś mów tłem zasadniczem
była obawa baranożerstwa,
podrzędnym — czary,
Wszyscy chcą — kary!
Przeto kundle schwyciły szkodnika
za bary...
Ten, że tak powiem, nóż mając na krtani,
zawył w głos barani:
— Gwałt, gwałtu, gwałtu!
I wtedy, jak chce owa kronika,
z której czerpalim treść całokształtu
bajki, cud taki się stał tu.
Wilki, jako mąż jeden, zrzuciły domina,
i nie zważając: cnota-li to, błąd-li
jest baranina?
mimo veto owczarskie, mimo opór kundli —
co do jednego zjadły karmazyna.
|