Mgła (Unamuno)/XXIX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Mgła |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze „Rój” |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Drukarnia artystyczna |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Edward Boyé |
Tytuł orygin. | Niebla |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wszystko było już gotowe do ślubu. August życzył sobie, aby ślub był cichy i skromny, ale przyszła małżonka chciała nadać ślubowi więcej uroczystego charakteru.
W miarę, gdy dzień upragniony się zbliżał, August zaczął sobie pozwalać na malutkie poufałości, ale Eugenja trzymała się w coraz większej rezerwie.
— Przecież niedługo będziemy należeli do siebie...
— Właśnie dlatego powinniśmy się zacząć szanować!
— Szacunek.. szacunek! Szacunek wyklucza czułość!
— To chyba tylko według pana.
August zauważył jakiś przymus, jakąś sztuczność w swojej narzeczonej. Niejednokrotnie wydawało mu się, że unika jego spojrzeń. Przypominał sobie swoją matkę, swoją najdroższą matkę i jej gorące pragnienie, aby jej syn ożenił się dobrze. Teraz w chwili, gdy się miał żenić, ciągle myślał o tem, co mu mówił Maurycy o swoim zamiarze połączenia się z Rosario. Odczuwał zazdrość i wściekłość, że stracił okazję, że okazał się śmieszny wobec tej dziewczyny.
„Napewno śmieją się teraz ze mnie“ — a on śmieje się podwójnie, ponieważ sprzatnął mi z przed nosa Rosario. Często przychodziła mu do głowy myśl, żeby zerwać z narzeczoną i odbić Rosario Maurycemu.
— A z tą młodą dziewczyną, z Rosario co się stało? — zapytała Eugenja na kilka dni przed ślubem.
— Dlaczego mi teraz o tem przypominasz?
— Jeżeli ci to wspomnienie sprawi... przykrość...
— Nie... nie, lecz...
— Przerwała nam kiedyś rozmowę... Czyś nic już o niej nie słyszał? — i Eugenja spojrzała na niego badawczo.
— Nie, nie słyszałem.
— Ciekaw jestem kto się teraz koło niej kręci.. do kogo teraz należy?
Dziwne przeczucia przeszły Augustowi przez myśl. „Wydaje mi się, że ona wie coś nie coś“
— Czy wiesz coś?
— Ja? — zapytała z udaną obojętnością, patrząc na niego z pod oka. Dlaczego tak uporczywie powracasz do tego tematu?
— Czy ja wiem? Mówmy zresztą o czemś innem...
— Ciekaw jestem co myśli mężczyzna, gdy mu drugi mężczyzna zabierze kobietę, o którą tamten się starał, której asystował...
Krew uderzyła Augustowi do głowy, gdy to usłyszał. Chciał w tej chwili polecieć na poszukiwanie Rosario, odnaleźć ją, zdobyć z powrotem i przyprowadziwszy ją do Eugenji, powiedzieć: „Oto ona, ona, która należy do mnie, a nie do twego Maurycego“.
Było to na trzy dni przed ślubem. August wyszedł od narzeczonej z głową, nabitą myślami. W nocy nie mógł zasnąć.
Nazajutrz rano Liduvina weszła do pokoju z listem w ręku.
— Przynieśli list do pana. Wydaje mi się, że to od panny Eugenji.
— List od niej? List? Połóż go na stoliku!
Liduvina wyszła. Złe przeczucie owładnęło Augustem. Przypomniał sobie Rosario i Maurycego.
Spojrzał na kopertę z przestrachem. Wstał z łóżka, ubrał się, umył, zażądał śniadania, które połknął z pośpiechem. „Nie nie będę tutaj czytał“ — pomyślał.
Wyszedł na miasto, wszedł do najbliższego kościoła i zmieszawszy się tam z tłumem wiernych, którzy słuchali mszy, otworzył list. „Tutaj będę musiał panować nad sobą“ — rzekł półgłosem.
List brzmiał następująco:
Drogi Auguście! Gdy pan będzie czytał te słowa, ja będę już daleko. Wyjeżdżam z Maurycym do Cordoby, gdzie dzięki pańskim staraniom otrzymał posadę. Jego zarobki, oraz moja renta pozwolą nam na spokojne życie. Nie proszę pana, aby pan mi przebaczył, gdyż po tem co zaszło, uświadamia pan sobie chyba już jasno, że ani ja pana nie mogłabym uczynić szczęśliwym, ani pan mnie. Gdy pan ochłonie z pierwszego wrażenia, napiszę list obszerniejszy, wyjaśniając powody, które mnie do tego kroku skłoniły. Maurycy chciał, abyśmy uciekli w sam dzień ślubu, zaraz po mojem wyjściu z kościoła, ale ten plan był zbyt skomplikowany i zbyt okrutny. Sądzę, że pozostaniemy przyjaciółmi.
- Życzliwa
P. S. Rosario nie wyjeżdża z nami.
August bezwładnie upadł na ławkę.
Wyszedłszy z kościoła, udał się do mieszkania Eugenji. Biedny don Firmin i biedna Ermelinda zupełnie potracili głowy. Eugenja zakomunikowała im swoją decyzję listownie.. Później nie pojawiła się na noc. Wyjechali wieczornym pociągiem. August przejrzał rozkład. Pociąg odchodził o dziesiątej. O dziewiątej tego samego dnia rozmawiał jeszcze z swoją narzeczoną.
— Co będziemy teraz robić? — spytała donia Ermelindą.
— A cóż możemy robić wogóle? — odpowiedział August. Musimy się uznać za pokonanych i zrezygnować:
— To hańba, hańba! — zawołał don Firmin. Należałoby ją odpowiednio ukarać!
— I to pan mówi don Firminie, pan, anarchista?
— To nic nie ma wspólnego z anarchizmem! Nie wolno w ten sposób oszukiwać człowieka.
— Tamtego nie oszuka, ani nie zdradzi — rzekł August zimno.
— Oszuka go, oszuka, niech pan będzie pewien!
August odczuł szatańską rozkosz na myśl, że Eugenja w końcu zdradzi Maurycego.
„Zdradzi, ale nie ze mną“ — powiedział cicho, tak cicho, że zaledwie siebie dosłyszał.
— Ubolewam bardzo nad tem, co się stało, zwłaszcza, gdy pomyślę o pannie Eugenji, ale cóż robić?
Sytuacja stawała się niejasna. August wyszedł.
Był przerażony tem, co się z nim stało, a raczej tem, co się z nim nie stało. Ten pozorny chłód, z którym przyjął cios zdrady, ten martwy spokój, kazał mu zwątpić znów o swem istnieniu.
„Gdybym był człowiekiem takim jak inni, gdybym miał serce i duszę, gdybym istniał naprawdę, czyżbym mógł być teraz tak straszliwie spokojny?“. Uderzył się ręką po czole, uszczypał się w bok, aby się przekonać, czy jeszcze coś wogóle odczuwa. Orfeusz pociągnął go za nogawkę od spodni. Ujrzawszy psa, ucieszył się ogromnie.
„Ciesz się Orfeuszu, ciesz się, cieszmy się obaj. Teraz już cię nikt z domu nie wypędzi, nie rozłączy cię ze mną. Nie rozłączymy się już nigdy! Będziemy razem do śmierci! Niema zła bez domieszki dobra, a dobra bez domieszki zła. Jesteś wierny, Orfeuszu, jesteś bardzo wierny! Przypuszczam, że niejednokrotnie oglądasz się za suką. Jednakże nigdy nie uciekasz z domu, nie przestajesz być wierny dla mnie. Sprowadzę ci tu sukę, abyś nie potrzebował z domu wychodzić, tak, sprowadzę ci sukę. Nikt nas już nigdy nie rozdzieli!“
Gdy August został sam, opadła z jego duszy maska udane i obojętności i burza rozszalała się na dobre. Odczuwał naprzemian smutek, gorycz, zazdrość, wściekłość, trwogę, nienawiść, miłość, współczucie, wzgardę, a przedewszystkiem wstyd, piekący wstyd i świadomość, że jest śmieszny!
— Zabiła mnie! — rzekł do Liduviny.
— Kto pana zabił?
— Ona!
August zamknął się w pokoju. Obraz Rosario stanął mu na oczach. Rosario, Maurycy i Eugenja śmieli się i drwili z niego. Później przypomniał sobie matkę.
Rzucił się na łóżko i gryząc poduszkę, wybuchnął spazmatycznym łkaniem.