[128]VIII.
Pomimo tyle sławy i tylu prac, pomimo życia tak pełnego lat, doświadczeń i tryumfów, starość Michała-Anioła była smutna i udręczona. On sam jeden przeżył wiek swój. Bramant, Sant-Gailo, wszyscy jego towarzysze, wszyscy współzawodnicy, wszyscy nieprzyjaciele poumierali. Widział wznoszących się i znikających tylu książąt, tylu królów, tylu Papieży! Starzec ponury i milczący stał jeden na zwaliskach swojego narodu zhańbionego, i (domiar nieszczęścia!) po wzniesieniu sztuki na najwyższy szczebel, jakiego człowiek dosięgnąć może, nie pozostawiał po sobie ani ucznia, ani [129]naśladowców, jedynéj potomności, o jaką się artysta ubiega!
W godzinach czarnego smutku i strapienia niepocieszonego, otrząsał ciężar wspomnień, tłukąc w marmur podwojonémi razami. Tym sposobem wyciosał ostatnią grupę, którą przeznaczył na ozdobienie swego grobowéj. Był to zawsze jego ulubiony przedmiot, Chrystus umarły, na kolanach swojéj rodzicielki. Głaz leciał w druzgi pod dłonią jeszcze silną starca niepożytego. Jeszcze raz, i wszystko byłoby za nic: marmur zostałby skruszony, grupa straconą; artysta pozbyłby się jéj, oddając jednemu ze swoich chłopców w pracowni.
Umiarkowany dla siebie, wspaniałomyślny dla drugich, przestawał często na kawałku chleba; rozdawał summy ogromne swoim synowcom, swoim sługom, ubogim, nadewszystko artystom.
Chciwy pracy, wróg roskoszy, szczery, powabny, surowy, lubił samotność, unikał ludzi. Nie rachował się on nigdy ze swémi obowiązkami, surowy był względem innych, a jeszcze bardziéj względem siebie samego, nienawidził podłości i wzgardzał głupotą, słowem całe pasmo życia [130]jego wolne jest od przygany: jest to cnota stoiczna, charakter starożytny.
Zgasł niepostrzeżenie z gorączki powolnej 17 Lutego 1563 r., mając lat wieku 88, miesięcy 11 i dni 15.
Jego testament podyktowany był w kilku wyrazach:
„Poruczam swoją duszę Bogu, swoje ciało ziemi, swoje mienie najbliższym krewnym.“
Vasari zachował nam jego portret.
„Głowa okrągła, czoło kwadratowe i obszerne, policzki wydatne, nos spłaszczony (przez uderzenie Torregiana), oczy bardziéj małe jak wielkie, ciemno-brunatne, żółto i błękitno nakrapiane, brzewbrew rzadka, usta wielkie, podbródek umiarkowany, broda nie gęsta i ku środkowi podbródka dzieląca się na dwa pęki równe.“
Michał-Anioł był wzrostu średniego, miał barki szerokie i ciało proporcjonalnie zbudowane, temperament suchy i nerwowy. Dwa razy tylko chorował podczas swego długiego życia. Komplesyj był zdrowej i silnéj.
Znana jest tylko jedna jego miłość, i była to raczéj miłość platoniczna, uwielbienie pełne [131]uszanowania i czułości dla Wiktoryj Kolonny, téj kobiety słynnéj pod tylu nazwami, i która zostawiła piękne dzieje w historyj poezyj włoskiéj. Michał-Anioł gorzko sobie wymawiał, że nie śmiał pocałować jéj w czoło, zamiast w rękę, podczas ostatniego z nią widzenia się. Prawdziwą namiętnością jego była sztuka.
Ta miłość platoniczna Buonarrote’go natchnęła kilka poezyj, w rodzaju i stylu Petrarka. Lecz po za tą poezją przezroczystą dawało się czuć coś bardziéj energicznego i śmiałego. Były to szpony lwa.
Największą przecięż miał przychylność dla swego służącego Urbino, który pomimo 82 lat życia, czuwał nad nim przez cały ciąg jego ostatniéj choroby i przepędził wiele nocy u jego węzgłowia, nie rozbierając się wcale. Michał-Anioł darował mu 20 tysięcy franków, ażeby nie potrzebował służyć drugiemu panu.
Zakończymy ten przelotny wizerunek życia wielkiego człowieka listem adressowanym do Vasarego, po śmierci biednego Urbino. Kilka tych wierszy lepiej dadzą poznać serce Michała-Anioła, aniżeli jakiekolwiek inne z naszéj strony [132]domówienie. Nie mogliśmy znaleść prostszego i bardziéj rzewnego przykładu rzadkiéj czułości i melancholij głębokiéj.
„M. Giorgio mio caro,
„Nie mogę dobrze pisać, jednak spróbuję na twój list odpowiedziéć.
„Wiesz, że, mój Urbino umarł. Bóg, zabierając go, dał mi wielką naukę; ale ja poniosłem stratę niezmierną, uczułem boleść nieskończoną. Dopóki on żył, życie było mi drogie; umierając, nauczył mnie umierać, i wyglądam śmierci, nie z bojaźnią, ale z upragnieniem, z radością.
„Miałem go przy sobie dwadzieścia sześć lat, i znalazłem w nim wierność rzadką; a teraz, kiedy go zbogaciłem i spodziewałem się, że on stanie się podporą moich lat sędziwych, straciłem go, i pozostała mi jedna tylko nadzieja ujrzenia go kiedyś w raju.
„Śmierć szczęśliwa, jaką poniósł, jest dla mnie dowodem oczewistym, że Bóg wysłuchał modły moje. Biedny mój Urbino umierając jednego tylko żałował, że zostawia mnie na tym świecie przewrotności i niedoli, chociaż największą część [133]mnie uniósł z sobą, a moje życie odląd jest tylko boleścią niezmierzoną!
„Polecam się twojéj pamięci.
Michał-Anioł Buonarroti.“
Potém, cóżby znaczyło opisywanie okazałości próżnéj pogrzebu, wystawy chełpliwéj książąt i entuzjazmu nakazanego poetów, całej tej wrzawy nieznośnéj, jaka się rozlega nad grobem wielkich ludzi! Lepiéj byłoby pogrześć Michała-Anioła u stóp jakiego ołtarza, i zostawić mu, za cały pomnik, piękną grupę Pietà, wypracowaną dłótem w ostatnich chwilach jego życia. Jakie mauzoleum może być godne takiego człowieka?
Potomność zna jego historją we trzech wyrazach.
Pisarz i poeta wykwintny, obywatel surowy, strategik sławny, w trzech sztukach rozmaitych, zostawił trzy największe, jakie istnieją dzieła: Sąd, Mojżesza i kopułę kościoła Świętego Piotra.