Mohikanowie paryscy/Tom V/Rozdział X

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Mohikanowie paryscy
Podtytuł Powieść w ośmnastu tomach
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1903
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Mohicans de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom V
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


X.
Gdzie druga jest rozprawa o cnotach pani margrabiny Jolanty Pentaltais de la Tournelie.

General patrzał przez chwilę na synowca z tem współczuciem starca dla bólów, których już nie doznaje, ale które przypomina sobie jednak. Potem rzekł:
— Teraz, kochany mój Petrusie, uważaj bacznie na to co ci będę mówił:
— Słucham, stryju, rzekł smutno Petrus.
— Czy znasz pana Rappta?
— Widziałem go dwa razy w pracowni Reginy, odpowiedział młodzieniec.
— I zdał ci się haniebnie brzydkim, nieprawdaż? To rzecz naturalna!
— Nie powiem, żeby brzydkim, stryju.
— Jesteś bardzo wspaniałomyślnym.
— Powiem więcej, mówił dalej Petrus, w oczach wielu ludzi, dla których wyraz twarzy nie znaczy nic, hrabia Rappt uchodzić nawet może za pięknego mężczyznę.
— Do licha! tak to ty odzywasz się o współzawodniku!
— Mój stryju, trzeba być sprawiedliwym, nawet z nieprzyjacielem.
— Więc dla ciebie nie jest on brzydkim?
— Gorzej niż brzydkim, stryju: człowiekiem bez wyrazu. Wszystko w nim jest zimne i nieruchome jak marmur i zdaje mi się jakimś instynktem dążyć ku ziemi. Oczy przygasłe, wargi wązkie i zaciśnięte, nos okrągły, cera popielata, głowa jego się tylko porusza, rysy nigdy. Gdyby można maskę lodową przykryć skórą żywą, ale któraby przestała być ożywioną przez obieg krwi, to takie arcydzieło anatomji wydałoby coś podobnego do twarzy tego człowieka.
— Pochlebiasz swoim portretom, Petrusie, i ja, jeżeli zechcę upiększone o sobie wspomnienie zostawić potomnością to ciebie zobowiążę, ażebyś je przekazał.
— Wróćmy proszę, stryju, do pana Rappta.
— Chętnie... Ależ, takie mając wyobrażenie o swym współzawodniku, czyż nie dziwisz się, że Regina zezwala na oddanie mu swej ręki?
— W samej rzeczy, stryju, osoba z gustem tak czystym, z sądem tak wzniosłym! Nie, doprawdy, nie rozumiem.... Ha! w kobietach pojawiają się takie niedocieczone chęcią a na nieszczęście Regina jest kobietą.
— Dobrze! Niedawno nie obciąłeś jej uznać za półboginię, a teraz, ponieważ ciebie nie kocha, i idzie za kogo innego, to ty, kochając, sprowadzasz ją aż pod poziom ludzkości!
— Racz sobie, stryju, przypomnieć, że nie usiedliśmy tu dla rozbioru wdzięków, cnót lub mniej albo więcej boskości w pannie Reginie de Lamothe-Houdan, ale dla pomówienia o panu Rappt.
— To prawda. Widzisz, kochany Petrusie, w ciemnej i zawiłej historji tego człowieka są dwie tajemnice: jednę mi odkryto, ale drugiej nigdy przeniknąć nie mogłem.
— A taż tajemnica, którą ci odkryto, stryju, czy jest sekretem?
— Tak i nie; ale w każdym razie czuję się w prawie podzielenia jej z tobą. Mówiłeś mi przed obiadem, mój synowcze, że miałem szczególniejsze nabożeństwo dla tej nabożnisi, która zwie się margrabiną de la Tournelle; na nieszczęście, jest w tem coś prawdy. Panna Jolanta de Lamothe-Houdan zaślubiła w roku 1784 margrabiego Pentaltais de la Tournelle, a raczej ośmdziesiąt lat i sto pięćdziesiąt tysięcy franków dochodu tegoż margrabiego; tak, że po pół roku tego małżeństwa, znalazła się wdową, margrabiną i miljonerką. Miała lat siedmnaście; była zachwycającą! Przysiągłbyś nieprawdaż, że ona zawsze miała lat sześćdziesiąt i nigdy nie była piękną? Przysięgaj sobie, mój kochany, ale się nie zakładaj: przegrałbyś! Pojmujesz dobrze, że wszystka wykwintna szlachta na dworze Ludwika XVI biegła z hołdami dla młodej wdowy; ale dzięki bardzo surowemu kierownikowi sumienia, jakiego miała, oparła się powiadają, wszystkim pokusom djabła. Przypisywano tę cnotę, którą nie wiadomo czemu przypisać, złemu zdrowiu margrabiny, jakoż pod koniec roku 1785 zbladła, zeszczuplała, zwątlała do tego stopnia, iż zalecono jej wody Forges, bardzo podobno modne. Jakkolwiek skuteczne są wody Forges, po miesiącu lub dwóch okazało się, że były niedostateczne, a lekarz zalecił źródło w jakiejś małej osadzie w Węgrzech, zowiącej się podobno Rappt.
— Ależ, stryju, jest to nazwisko pułkownika, przerwał Petrus.
— Nie przeczę. Skoro jest gdzieś na ziemi osada nazywająca się Rappt, to dlaczegożby nie miał być na święcie człowiek, używający tegoż samego nazwiska?
— Słusznie.
— Lekarz, o którym ci mówię, był to bardzo biegły w swojej sztuce człowiek: piękna i omdlewająca wdowa wyjechała do Węgier z początku roku 1786 blada, wychudła, mizerna, bawiła sześć miesięcy u wód, czy gdzieindziej i wróciła pod koniec czerwca tegoż roku świeża, pulchna, zdrowa, piękniejsza niż dawniej. Wtedy to rozgłos jej surowości sprawił zamieszanie wśród wielbicieli. Ja jeden nie rozpaczałem przy odjeździe, i nie rozpaczałem po powrocie. Powstało to ztąd, że będąc wyprawiony w poselstwie do cesarza Józefa II-go i gdy odpowiedź na moję depeszę nie mogła być udzielona przed upływem dwóch tygodni, powziąłem myśl zrobienia wycieczki do Węgier, a stanąwszy tam, puściłem się do Rappt. Nie mogę ci powiedzieć wszystkiego na com patrzył nie będąc widzianym, ale co widziałem, dało mi pewność, że niedostępna wdowa nie jest tak surową jak się wydaje, a nadzieja, że za jej powrotem, będę mógł przy wytrwaniu i cierpliwości otrzymać od niej względy, jakie zbyt oczywiście zyskał inny, szczęśliwszy...
— Czy była w stanie interesującym? zapytał Petrus.
— O tem nie powiedziałem ani słowa.
— Ale zdaje mi się, stryju, że chociaż nie powiedziałeś o tem ani słowa, to przynajmniej nie co innego powiedzieć chciałeś.
— Mój kochany Petrusie, wyciągnij ze słów moich następstwa, jakie ci się podoba, ale nie żądaj odemnie wyjaśnień.
— Słucham cię, stryju.
— W rok potem, miałem dowód jasny i niezaprzeczony, że Lafontaine był wielkim moralistą w chwili, gdy rzucił ten pewnik, że „Cierpliwością, długim czasem, więcej wskórasz, niż hałasem “.
— Czyli, że ty, stryju, zostałeś kochankiem margrabiny de la Tournelle.
— O! jaki ty masz zły zwyczaj, Petrusie; koniecznie chcesz, ażeby ci ludzie kładli kropki nad „i!“ Nic nie ma bardziej nietowarzyskiego, jak takie wymaganie!
— Nie nalegam, stryju, ale te bukiety, które posyłasz regularnie...
— Od czterdziestu lat, mój drogi... Życzę, ażeby w lat czterdzieści piękna Regina de Lamothe-Houdan otrzymała, bukiet mający znaczenie podobne do tego, z jakiem posyłam je margrabinie de la Tournelle.
— A! widzisz więc stryju, że to margrabinie de la Tournelle dajesz te oznaki pamięci.
— Czyż ja wymieniłem nazwisko biednej margrabiny? Jeżeli tak, to nie do przebaczenia, że związek mój z nią trwał zaledwie kilka miesięcy, z powodu, że w połowie roku 1787, jej królewska mość królowa Marja Antonina znowu wysłała mnie z misją do Austrji, zkąd wróciłem dopiero w roku 1789 i niebawem, bo 7-go października tegoż roku, znów opuściłem Francję. Od tej chwili znasz już życie moje, kochany Petrusie. Podróżowałem po Ameryce, po 10-tym sierpnia 1792 roku wróciłem do Europy; wszedłem do armji Kondeusza; bawiłem tam aż do jej rozwiązania; osiedliłem się w Londynie, jako kupiec zabawek dziecinnych; wróciłem do Francji w roku 1818, otrzymałem imdemnizację i nakoniec w roku 1826 wszedłem do Izby deputowanych. Wchodząc do Izby, zastałem tam pana hrabiego Rappta. Zkąd przybył, kim był, komu zawdzięczał fortunę? Nikt tego powiedzieć nie mógł. Ponieważ nazwisko hrabiego było toż samo co i małej osady węgierskiej, grającej pewną rolę we wspomnieniach mojej młodości, zatem ściągnęło moją uwagę na szanownego kolegę w Izbie... Rozprawa, jaką miałem niedługo potem z moją starą przyjaciółką, margrabiną de la Tournelle, a istotny wiek hrabiego, którego ona wbrew mnie chciała młodszym o rok uczynić, sprawiła, że zająłem się poszukiwaniami co do przeszłości pułkownika. I otóż czegom się dowiedział. Uprzedzam cię jednak, że wszystko co ci mam powiedzieć, uważam za plotki wierutne, do których radzę ci przywiązywać wiarę bardzo wątpliwą. Wojskowy zawód hrabiego poczyna się od roku 1806; ukazał on się znienacka obok generała de Lamothe-Houdan, w bitwie pod Jeną. Pułkownik hrabia Rappt jest odważnym, nikt mu tego nie zaprzecza: trzebaż mu zostawić cośkolwiek. Odznaczył się, mianowany porucznikiem na placu boju, zaledwie przypiął porucznikowskie szlify, wybranym został przez generała de Lamothe-Houdan na oficera służbowego.
— Przepraszam cię stryju, przerwał Petrus, ale ponieważ, jak ze wszystkiego domyślać się można, pułkownik Rappt jest synem margrabiny de la Tournelle, a margrabina siostrą marszałka, to hrabia Rappt byłby siostrzeńcem pana de Lamothe-Houdan?
— Tak jest, mój kochany, i otóż to w jaki sposób złe języki tłómaczą jego nagły postęp w zawodzie publicznym, jego niezmienne łaski u marszałka i wpływ polityczny w Izbie. Ale, rozumiesz że gdyby wierzyć wszystkiemu, co mówią złe języki...
— Mów dalej, stryju, proszę.
— Eylau dodało nowy stopień do wojskowej pomyślności młodego oficera. Mianowany kapitanem w końcu lutego 1807 roku, został już adjutantem generała de Lamothe-Houdan i w tym to charakterze uczestniczył dnia 27-go września 1808 roku przy zjeździe Erfurckim. Mój kochany Petrusie, jak się będziesz zajmował dziejami współczesnemi, to przyjdziesz się zapytać, jaki cel miał ten pokój zawarty między dwoma najpotężniejszymi władcami w Europie. Ja, ponieważ mieszkałem podówczas w Londynie i jakkolwiek tokarz, z tytułu potomka cesarzów Carogrodzkich widywałem się z ludźmi dobrze świadomemi rzeczy, powiem ci tylko, że Anglia zadrżała na ten zjazd Erfurcki; że może stracić Indje! Ale teraz, na szczęście, nie potrzebujemy się zajmować temi kwestjami... Cesarz Napoleon przedstawił dostojnemu gościowi swojemu towarzyszących mu generałów, wymieniając każdego z nich urodzenie, stopień i zasługę wojskową. Generał brygady de Lamothe-Houdan przedstawiony był razem z innymi; ród jego był świetny, męztwo przysłowiowe; ale był ubogi.
— Najjaśniejszy panie, rzekł raz Napoleon do cesarza, czy nie masz Wasza cesarska mość jakiej bogatej dziedziczki u siebie na wydaniu? Dałbym jej dzielnego męża.
— Owszem, odpowiedział cesarz, mam właśnie na opiece młodą i piękną księżniczkę czerkieską, miljonową dziedziczkę.
— Doskonale! Otóż, proszę Waszą cesarską mość o rękę tej sieroty dla mojego protegowanego.
— Zgoda, odrzekł cesarz.
W dwa tygodnie potem, księżniczka Rina Czuwadżi zaślubiła generała dywizji hrabiego de Lamothe-Houdan.
Podaj mi kieliszek araku, egoisto, który nawet nie zapytasz się stryja, czy nie ma zwyczaju napić się czego po kawie.
Petrus, żądny usłyszeć koniec historji, spiesznie nalał kieliszek araku stryjowi.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.