Nasi okupanci/Moralnie obojętne

<<< Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł Nasi okupanci
Wydawca Bibljoteka Boya
Data wyd. 1932
Druk Drukarnia T-wa Polskiej Macierzy Szkolnej
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


»Moralnie obojętne«...

KIEDY, niedawno temu, ogłosiłem wyciąg ze słynnego już dziełka O. Pirożyńskiego p. t. Co czytać?, sporo osób było zdania, że przecenia się znaczenie tej publikacji. Ot, — mówiono — ekstrawagancje nieszkodliwego dziwaka, bez znaczenia. Wyznaję, że i ja sądziłem mniejwięcej tak samo; a jeżeli poświęciłem O. Pirożyńskiemu tyle miejsca, to dlatego, że chciałem, w tych dość ponurych czasach, dostarczyć czytelnikom trochę łatwej zabawy. Przyznaję się nawet do jednej naiwności. Sądziłem mianowicie, że wystarczy ujawnienie tych bredni, aby wydawca, który przepuścił je może przez niedopatrzenie, wycofał je czemprędzej z obiegu. Byłem o tem tak przekonany, że zakupiłem kilka egzemplarzy, aby je mieć na podarki dla znajomych, wówczas gdy staną się bibliograficzną rzadkością.
Byłem naiwny. Bo oto niebawem, w najpoważniejszem naszem czasopiśmie katolickiem, Przeglądzie Powszechnym, organie tychże samych krakowskich OO. Jezuitów którzy książeczkę O. Pirożyńskiego wydali, pojawiła się z niej recenzja. Recenzja solidaryzująca się bez zastrzeżeń z zawartością książki. Oto w skróceniu co czytamy w lutowym zeszycie (1932) tego miesięcznika:

Dziełko O. Pirożyńskiego wypełnia dotkliwą lukę w piśmiennictwie polskiem: brak katolickiej oceny całokształtu twórczości beletrystycznej. Dotychczas, stosowano najrozmaitsze oceny: estetyczne, narodowe, państwowe, ekonomiczne; tylko o etycznej jakoś stale zapominano. Poradnik Co czytać? przezwyciężył ten bezwład i powinien stanowić punkt wyjścia do dalszych prac w tym kierunku. Pragnąc osiągnąć możliwie najwyższy stopień objektywizmu, autor opiera się na autorytecie Kościoła... Trzeba przyznać, że autor ma dar w kilku lapidarnych słowach scharakteryzować pisarza, uchwycić zasadniczy ton jego twórczości ze stanowiska etyki. Pomimo wyraźnej tendencji do umiaru, ocena ta nie dla wszystkich pisarzy wypadła przychylnie ale to już nie jest wina O. Pirożyńskiego... Jeżeli w twórczości jakiegoś pisarza oprócz rzeczy złych są i dobre, autor nie omieszka zaznaczyć tego szczegółu; widać nawet, że czyni to z pewnym pośpiechem i radością; zato tam, gdzie ganić należy, wyczuwa się żal i smutek; ale trudno: amicus Plato, sed magis amica Ecclesia. Tak więc, akcja katolicka w Polsce zyskała w pracy O. Pirożyńskiego nieodzowną pomoc w umoralnieniu stosunków na terenie literatury, w zorjentowaniu się gdzie przyjaciel a gdzie wróg«.

Kończy się ta ocena życzeniem, aby O. Pirożyński nie zaniedbywał swej pracy na tem polu, ale kontynuował ją i doskonalił.
Ci wszyscy zatem, którzy uważali dziełko O. Pirożyńskiego za wyskok indywidualny, mają oto autorytatywną odpowiedź: to nie jednostka mówi w tym niesłychanym poradniku, ale Kościół. To nie majaczenia nieuka i manjaka: — to program! Wobec tego czem Kościół (a raczej kler, który stara się utożsamić te pojęcia: ksiądz — Kościół — religja — Bóg) jest w Polsce, a jeszcze więcej czem chce być, stwierdzenie to wystarczy, aby usprawiedliwić uwagę, jaką poświęca się księdzu Pirożyńskiemu. Wszak już donosił Dwutygodnik Literacki z Poznania o nieoficjalnej próbie wprowadzenia dziełka »Co czytać?« do gimnazjum!
Ale nietylko dla tego książeczka ta zasługuje na uwagę. Ma ona wielką wartość dla studjów nad psychiką naszych okupantów. Jest karykaturalna: ale właśnie przez to tem lepiej odbija, niby we wklęsłem zwierciadle, charakterystyczne rysy.
Ponieważ ocena Przeglądu powszechnego kładzie główny nacisk na etyczne kryterja zawarte w książce, pozwolę sobie przytoczyć jeszcze pewną ilość zwięzłych, w istocie, ocen O. Pirożyńskiego z tegoż samego dziełka.

DOLIŃSKI. Niezwykły Pomysł pana Anapesta polega na tem, że zamierza założyć komitet opiekujący się kandydatami na samobójców; — niezdrowa książka.
EMONTS. Duch trwogi, uczciwa powieść, przedstawiająca walkę dwóch szczepów w Kamerunie.
FLETSCHER, autor bardzo przyzwoitych powieści detektywistycznych.
GERSTAEKER. Zbiry, wojny domowe w Meksyku, na początku XIV wieku, niema nic niestosownego.
GLYN ELEONORA. Przygody Eweliny, smutne przejścia sieroty, pod względem moralnym obojętne.
GOLDEN JAN. Gdy zegar wybije jedenastą, historja detektywistyczna, bez wartości ale nieszkodliwa.
LANDSBERGER. Ślepa sprawiedliwość, powieść wymierzona przeciw karze śmierci, nieszkodliwa.
LARROUY. Syrena i trytony, katastrofa łodzi podwodnej, jest ustęp bardzo niestosowny.
LATZKO. Powrót. W kreśleniu okropności wojny jest umiarkowany i nie wprowadza pierwiastka erotycznego.
LAWRANCE T. E. Pułkownik angielski, który z polecenia swego rządu podczas ostatniej wojny tworzył w Arabji bandy dywersyjne przeciw Turkom. Przygody swoje opisał w książkach Bunt Arabów, Burza nad Azją, nie zawierających niestosowności.
LEROUX, autor powieści kryminalnych, obojętnych pod względem moralnym.
LUCIETO, autor bardzo przyzwoitych powieści na tle szpiegostwa politycznego.
MACDONALD. Zemsta detektywa, należy do typu sympatycznych powieści kryminalnych.
MARCZEWSKI. Pijawki — łapownictwo rosyjskie, powieść nie zawiera nic gorszącego.
MORUS. Człowiek w cieniu, życie Zacharoffa, kapitalisty międzynarodowego, który zarobił setki miljonów na dostawie broni mocarstwom europejskim, zwłaszcza podczas wojny: pouczająca biografja.
MUNOZ. Czarny dyktator, walka liberałów ze zwolennikami dyktatury, naiwne, moralnie obojętne.
NORRIS. Potęga giełdy w Chicago, obraz spekulacyj pieniężnych, moralnie obojętny.
POKER. Kobieta w pociągu, pod wiele obiecującym tytułem nowele nie obrażające naogół moralności; na pierwszy plan występuje pociąg, kobieta dopiero na dziesiąty.
SABATINI. Sokół morski, awanturnicze przygody w XVI w. Anglika, który przyjmuje mahometanizm, potem wraca do Anglji; z wyjątkiem zaprzania się wiary, nic niestosownego niema.
SALTEN. Jerzy Erbacher, nieszczęśliwe pożycie dwojga niedobranych małżonków, nic ciekawego...
Te oceny »moralne« księdza Pirożyńskiego są bardzo wymowne. Potwierdzają one to, na co zresztą nieraz zwracano uwagę: mianowicie, że kler potrafił zacieśnić pojęcia moralności poprostu do wstrzemięźliwości lub — ściślej biorąc — obłudy płciowej. Z siedmiu grzechów głównych upodobali sobie tylko jeden, a z dziesięciu przykazań bożych conajmniej siedem jest im obojętnych. Człowiek moralny, kobieta cnotliwa, tych słów używa się tylko w znaczeniu płciowem; pozatem ten człowiek może być lichwiarzem i wyzyskiwaczem, obżartuchem i leniwcem, potwarcą i kłamcą; kobieta może być piekielnicą, plotkarą i jędzą. Te same kryterja stosuje ksiądz Pirożyński do literatury. Sam anielski Dickens jest dla niego »niepedagogiczny, bo sceny wyznań miłosnych opisuje zbyt drobiazgowo«: wszystko inne natomiast jest moralnie obojętne! »Moralnie obojętne« — jak na to zwrócił już uwagę W. Rogowicz — są dla tego księdza oszukańcze spekulacje giełdowe; i udręki sieroty, i okropności wojny. Ba, kiedy mówi o najstraszliwszych zbrodniach, jak zbrojenia jednych ludów przeciw drugim, na zimno, dla celów »dywersyjnych«, obchodzi ks. Pirożyńskiego tylko to, że książka Lawrence’a »nie zawiera niestosowności«, to znaczy, że się w niej nie całują! »Nieszczęśliwe pożycie niedobranych małżonków«, to dla niego »nic ciekawego«. Łajdackie życie hjeny żerującej na dostawie broni, to dla X. Pirożyńskiego »pouczająca biografja«. Do czego doprowadza tego kapłana katolickiego owo spojrzenie na świat wyłącznie erotyczne, dowodzi niesłychany w jego ustach zwrot: »Z wyjątkiem zaprzania się wiary, nic niestosownego (!) niema«.

Bardzo, bardzo charakterystyczny jest stosunek tego księdza do wielu spraw. Powieść agitująca przeciw karze śmierci jest dla niego zaledwie »nieszkodliwa«; pomysł opieki nad kandydatami na samobójców, — niezdrowy: wśród obelg rzuconych na Anatola France, mieści się epitet »zagorzały pacyfista«; za to innego autora chwali O. Pirożyński, że »w kreśleniu okropności wojny jest umiarkowany«...
W rezultacie, ten ksiądz który oplwał wszystkich wielkich pisarzy, od Goethego do Żeromskiego; który chce wytrącić czytelnikom z rąk niemal całą naszą literaturę, który tępi wszelką szlachetną ideę, »bez zastrzeżeń« poleca prawie wyłącznie »sympatyczną« lekturę detektywistyczno-kryminalną, czyli tę która, jak to dowodnie stwierdzono, fabrykuje młodych zbrodniarzy. Oto do czego doprowadza autora jego wyrafinowana »moralność«.
Dziełko O. Pirożyńskiego przywodzi mi jedno wspomnienie. Podczas wojny miałem, przez jakiś czas, powierzony jeden z oddziałów fortecznego szpitala Nr. 7 w Krakowie, pomieszczony w gmachu Akademji Sztuk Pięknych. Otóż, jednego dnia, zaraportowano mi, że ksiądz, który z urzędu odwiedzał chorych, przyniósł pod habitem młotek i poodbijał wstydliwe części wszystkim gipsowym posągom, znajdującym się w sieni i w kurytarzach. Nie darował nawet boginiom i ich nadobnym wzgóreczkom! Wojna szalała, sale były pełne rannych, ludzkość przechodziła gehennę, ale księżulo interesował się tylko tem jednem...
Ten ksiądz, ze swym młotkiem, wydaje mi się symbolem; odzwierciadla psychikę całej kasty. Ci detektywi niemoralności sami nie zdają sobie sprawy, do jakiego stopnia przeżarci są niezdrowym erotyzmem. Czy przeciętny ksiądz strzeże celibatu czy nie, sprawa płci jest dla niego nieustającą obsesją, zboczeniem, chorobą. Przesłania mu cały świat. I to jest zupełnie naturalne; nie może być inaczej. Pamiętamy okres powojenny: ziemia kurzyła się jeszcze od krwi, przed Europą otwierały się całe kompleksy nowych zagadnień gospodarczych i moralnych, a księża nasi umieli tylko grzmieć z ambon przeciw krótkim włosom, krótkim sukniom, przeciw gołym ramionom pierwszych wioślarek. Najwyższe dla nich zadanie, to niedopuścić, aby jakaś para się pocałowała — bodaj w książce; — pozatem wszystko jest dla nich »moralnie obojętne«. Życie przepływa koło nich jak coś obcego, niezrozumiałego, nienawistnego; widzą tylko genitalja, bodaj na gipsowym posągu. Chorzy ludzie!
Otóż, wobec tego, że ci ludzie są oficjalnymi piastunami moralności, że najzazdrośniej strzegą swego monopolu w tym zakresie, nie jest bez znaczenia fakt, że nędza, wojna, szpiegostwo, oszustwo, spekulacje, wyzysk i wszystkie wogóle niedole ludzi, to są dla nich rzeczy »moralnie obojętne«. Czyż tem wyznaniem nie stawiają się poza społeczeństwem, w którem — i z którego — żyją?
Tak, ta idjotyczna i przez to pozornie niewinna książeczka spełnia doniosłe zadanie: dokumentuje poziom etyczny i umysłowy naszego kleru. Powinna stać się sygnałem alarmowym.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Tadeusz Boy-Żeleński.