Naszyjnik królowej (1928)/Tom II/Rozdział XVI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Naszyjnik królowej
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928
Druk Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Collier de la reine
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XVI
RACHUNKI GOSPODARSKIE

Było to w przeddzień pierwszej wypłaty królowej; pan de Colonne nie dotrzymał swych obietnic, gdyż król nie podpisał rachunków. Minister tak był zajęty, ze trochę o królowej zapomniał, ta zaś sądziła, że godność jej nie pozwala przypominać się kontrolerowi finansów, skoro otrzymała przyrzeczenie, należało czekać.
Pomimo to była niespokojna, zaczęła dopytywać się i szukała sposobu rozmówienia się z panem de Colonne, bez narażenia swej godności, gdy otrzymała od ministra bilecik tej oto treści:
„Dziś wieczorem jeszcze, sprawa, którą mnie Wasza Królewska Mość raczyła zaszczycić, na posiedzeniu rady podpisaną zostanie; jutro rano otrzyma królowa fundusze“.
Marja Antonina natychmiast odzyskała wesołość; zapomniała o wszystkiem, nawet o tem przykrem jutrze. Na przechadzce szukała dróg samotnych, jakgdyby odłączyć się chciała od wszelkich światowych wpływów. Teraz, kiedy król, po obiedzie, udał się na posiedzenie rady, towarzyszyli królowej pani de Lamballe i hrabia d‘Artois.
Król był dnia tego źle usposobiony: Jego Królewska Mość, gniewał się na wszystkich, nawet na pana de Colonne, który napróżno z uśmiechniętą miną ofiarowywał swój pachnący portfel.
Król, milczący i kwaśny, wziął kawałek papieru i rysować zaczął linijki, mające znaczyć: „Burza“, tak samo, jak „ludzie“ lub „konie“ oznaczały: „Pogodę“.
To rysowanie podczas narad stało się u króla chorobliwem. Ludwik XVI nie lubił patrzeć ludziom w oczy: był zbyt skromny, pióro w ręku dodawało mu pewności siebie i zręczności. Podczas gdy król był zajęty rysowaniem, mówca wyłuszczyć mógł wszystkie swe argumenty; król od czasu do czasu przelotnem spojrzeniem odbierał mówiącemu trochę ognia, tyle właśnie, aby nie zapomnieć o człowieku przy obronie idei.
Gdy Ludwik mówił sam, rysowanie odbierało jego mowie pretensjonalność, nie potrzebował uciekać się do giestów; mógł roznamiętniać się lub przestać, kiedy chciał, gdyż kreska na papierze zastępowała w razie potrzeby zapały krasomówcze. Król więc, jak zwykle, zaczął rysować, a ministrowie odczytywali projekty i noty dyplomatyczne. Król nie przerywał im czynności, nie znał się na tych sprawach, lecz podniósł głowę, gdy przyszła kolej na bieżące rachunki.
Pan de Colonne otworzył memorjał, odnoszący się do pożyczki, projektowanej na rok przyszły.
Król rysował z zapałem.
— Ciągle pożyczać — rzekł — nie wiedząc, jak się odda, to jest wielkie zadanie, panie de Colonne!
— Najjaśniejszy Panie — odparł pan de Colonne — pożyczka jest-to rów w rzece, wykopany dla odprowadzenia wody: tu znika, aby tam tem obficiej wytrysnąć; ilość jej podwaja się dzięki podziemnym przypływom... Zamiast pytać, jak oddamy, pytać należałoby: czy znajdziemy wierzycieli. W tem właśnie leży zadanie, o którem Wasza Królewska Mość mówi.
Plan pana de Colonne uzyskał aprobatę kolegów.
Król, westchnąwszy, podpisał.
— Teraz — rzekł pan de Colonne, śmiejąc się — skoro już mamy pieniądze, możemy wydawać.
Król rzucił dziwne spojrzenie ministrowi, a rysunek zamienił się w czarną plamę.
Pan de Colonne przedstawił etat, złożony z pensyj, gratyfikacyj, zachęceń, datków i żołdów.
Praca była krótka i jasna. Król oczyma przebiegł stronice i zatrzymał się przy ogólnej sumie.
— Miljon sto tysięcy funtów! Skądże się tyle wzięło?
Przy tych słowach odłożył pióro.
— Czytaj, Najjaśniejszy Panie, czytaj i zechciej zauważyć, że w całej tej sumie jedna tylko pozycja dochodzi pięćset tysięcy franków.
— Która pozycja?
— Zaliczka dana Jej Królewskiej Mości.
— Królowej? — zawołał Ludwik XVI — pięćset tysięcy franków królowej! O panie, to niemożliwe!
— Wybacz, Najjaśniejszy Panie, lecz liczby są dokładne:
— Pięćset tysięcy franków! — powtórzył król musi w tem być omyłka. Zeszłego tygodnia... nie dwa tygodnie temu, wypłacono królowej kwartalną pensję.
— Najjaśniejszy Panie, jeżeli królowej potrzeba pieniędzy — a wszak wiadomo, na co je używa — nie jest to wcale nadzwyczajne.
Król, który uczuł potrzebę pochwalenia się swą oszczędnością i który pragnął uzyskać dla królowej kilka oklasków, gdy zjawi się w Operze, zawołał:
— Nie, nie, królowa nie żąda takiej sumy; królowa powiedziała mi, że woli jeden statek więcej w załodze, aniżeli klejnoty. Królowa myśli, że skoro Francja pożycza, aby biednych nakarmić, my bogaci, powinniśmy pożyczać Francji. Jeśli więc rzeczywiście królowa potrzebuje pieniędzy, większą zasługę mieć będzie, gdy poczeka, a ręczę, że czekać będzie cierpliwie.
Ministrowie pochwalali to patrjotyczne uniesienie króla. Jeden tylko pan de Colonne, który wiedział o kłopotach królowej, nalegał, lecz król rzekł:
— Uważam, panie de Colonne, że pan więcej o nas się kłopocze, aniżeli my sami. Uspokójże się pan.
— Najjaśniejszy Panie, królowa posądzi mnie o brak gorliwości przy wykonywaniu jej zleceń.
— Będę pana bronił przed królową.
— Najjaśniejszy Pan zauważyć raczy, że królowa tylko wtedy żąda pieniędzy, gdy ją potrzeba przynagla.
— Królowa sama przyzna, że biedni bardziej potrzebują pieniędzy.
— Najjaśniejszy Panie...
— Przedmiot wyczerpany — przerwał ze stanowczością król, zabierając się na nowo do rysowania.
— Najjaśniejszy Pan odmawia królowej kredytu? — zapytał przerażony pan de Colonne.
— Odmawiam — odpowiedział Ludwik XVI, z powagą i zdaję się słyszeć podziękowania królowej, że tak dobrze zrozumiałem jej życzenia.
Pan de Colonne zagryzł wargi; Ludwik XVI, zadowolony z bohaterskiego poświęcenia, podpisał resztę pozycyj bez zastanawiania się, poczem narysował piękne żebra, otoczone zerami i powtórzył kilkakrotnie:
— Zarobiłem dzisiejszego wieczoru pięćset tysięcy franków; prawdziwie królewski zarobek! Panie de Colonne, zaniesiesz pan dobrą tę nowinę królowej.
— Wybacz, Najjaśniejszy Panie, ale protokół wymaga jeszcze pewnych dopełnień.
Przy tych słowach znikł minister w korytarzu.
Odważnie i z uśmiechniętą miną doszedł król do Marji Antoniny, która śpiewała, oparta na ramieniu hrabiego d‘Artois.
— Pani — rzekł król — czy przechadzka dzisiejsza sprawiła ci przyjemność?
— Nawet wielką... a zajęcia Waszej Królewskiej Mości, czy były korzystne?
— Osądź łaskawie sama: zarobiłem pięćset tysięcy franków!
— Colonne jednakże dotrzymał słowa — pomyślała królowa.
— Wyobraź sobie królowo — dodał Ludwik XVI — że Colonne żądał dla ciebie pięciuset tysięcy franków!..
— O! uśmiechnęła się Marja Antonina.
— Ja zaś... odmówiłem. Wszak to czysty zarobek?
— Jakto — rzekła blednąc królowa — odmówiłeś?
— Jak najbardziej stanowczo, i to ci wyjdzie na dobre, Dobranoc, żegnam panią!
— Najjaśniejszy Panie! Jestem wygłodzony, muszę wrócić do domu. Przecież uczciwie zarobiłem na kolację.
— Posłuchaj mnie, Najjaśniejszy Panie!
Ludwik XVI, podrygując, oddalał się zachwycony swym dowcipem, królowa pozostała niema zmartwiona i wystraszona.
— Proszę cię, mój bracie, każ mi sprowadzić pana de Colonne — rzekła po chwili do hrabiego d‘Artois.
— Spłatali mi jakiegoś figla.
Zaledwie wymówiła te słowa, gdy przyniesiono od ministra bilecik następującej treści:
„Wasza Królewska Mość zapewne wie już, że król odmówił dania zaliczki; jestto niezrozumiałe i niebywałe... Opuściłem posiedzenie chory i przejęty bólem“.
— Przeczytaj — rzekła królowa, podając bilecik hrabię d’Artois.
— Ha! — zawołał książę, niektórzy twierdzą, żeśmy marnotrawcami. Jestto postępowanie...
— Postępowanie męża — dokończyła królowa.
— Żegnam cię bracie.
Po długim namyśle rzekła królowa do pani de Misery:
— Sprowadzić mi natychmiast hrabinę de la Motte; niechaj szukają hrabiny, aż ją znajdą!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.