Naszyjnik królowej (1928)/Tom II/Rozdział XXVII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Naszyjnik królowej |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Wł. Łazarskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Collier de la reine |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
Królowa nazajutrz była swobodna i wesoła, i jak zwykle udała się na mszę.
Mszy wysłuchała nader uważnie; nigdy nie schylała tak głęboko swojej dostojnej głowy.
Podczas, gdy królowa modliła się z takim zapałem, mnóstwo ludzi, jak zwykle w niedzielę, ustawiało się szpalerami od kaplicy do apartamentów; nawet stopnie schodów zajęte były przez panów i damy.
Między temi ostatniemi, odznaczała się skromnością i szykiem hrabina de la Motte; pomiędzy szlachetnymi panami, na prawo, stał pan de Charny, któremu winszowano wyzdrowienia, powrotu i zadowolonej miny.
Podczas, kiedy z prawdziwie szczęśliwym wyrazem twarzy przyjmował życzenia, stojący po stronie lewej podeszli doń, aby także okazać mu przyjaźń i szacunek. Gdy wtedy spojrzał przed siebie, spostrzegł stojącego ponuro i samotnie, zawsze eleganckiego Filipa de Taverney. Od czasu, gdy de Taverney oddał wizytę Charny‘emu po ich pojedynku, żadne już ich stosunki nie łączyły.
Charny, widząc Filipa spokojnego, bez wyrazu niechęci lub przyjaźni, uprzejmie ukłonił mu się, na co mu zdaleka odpowiedziano ukłonem.
Charny poprzestał na tem, a przedostawszy się z prawego szpaleru do lewego, podszedł do Filipa, nie poruszającego się, i skłoniwszy mu się rzekł:
— Panie de Taverney, powinienem był już podziękować panu za troskliwość o moje zdrowie, lecz zaledwie wczoraj powróciłem...
Filip spojrzał, zarumienił się i spuścił oczy.
— Będę miał zaszczyt złożyć panu jutro moje uszanowanie, i mam nadzieję, że zapomni pan o tem, co zaszło...
— Zapomnę, panie — odparł Filip.
Charny chciał właśnie wyciągnąć rękę do Filipa, gdy tambour oznajmił, że królowa nadchodzi.
Charny udał się do swych przyjaciół na prawo, Filip zaś pozostał na swem poprzedniem miejscu.
Królowa przybliżała się, darzyła wielu uśmiechami, odbierała prośby podawane na piśmie, wzrokiem zaś szukała Charny‘ego, i gdy go spostrzegła jeszcze stała się uprzejmiejsza. Patrzyła na Charny‘ego ze zwykłą sobie brawurą, którą wrogowie nazywali bezwstydem i rzekła głośno:
— Żądajcie, panowie, żądajcie, nie zdolnam dziś odmawiać.
Charny wzruszony był temi słowy.
Nagle Marja Antonina usłyszała dobrze znany sobie głos. Królowa spostrzegła Filipa i nie mogła zapanować nad chwilowem zdziwieniem, widząc się pomiędzy dwoma mężczyznami, z których jednego kochała za bardzo, drugiego wcale.
— Pan tu, panie de Taverney!... — zawołała — chcesz pan prosić o co?... Słucham.
— Proszę o dziesięciominutowe posłuchanie, jeżeli Najjaśniejsza Pani ma wolny na to czas.
— Służę panu już oto — odparła królowa — rzucając przelotne spojrzenie na Charny‘ego; przykro jej było, że widzi go obok dawnego przeciwnika.
Szła prędko, Filip podążał za nią.
Po kwadransie wprowadzono Filipa do bibljoteki, gdzie królowa przyjmowała w niedziele.
— Proszę, panie de Taverney — zawołała śmiejąc się — wejdź pan i zrób weselszą minę, gdyż przyznać muszę, zawsze mnie ogarnia niepokój, gdy ktoś z rodziny Taverney‘ów pragnie ze mną mówić.
Taverney, bledszy jeszcze po tej niespodziewanej przemowie, aniżeli przy scenie z Charny‘m — odparł:
— Najjaśniejsza Pani, mam zaszczyt oznajmić, że przybywam tym razem z dobrą nowiną.
— Ach, mój Boże!... — zawołała królowa z tą swobodną wesołością, która tak martwiła pana de Taverney.
— Najjaśniejsza Pani — odparł z godnością — kilki słów moich zapewni Waszą Królewską Mość stanowczo, że czoło jej nigdy nie zachmurzy się już widokiem jakiegokolwiek Taverney-Maison-Rouge. Dziś jeszcze ostatni z tej rodziny wyjedzie stąd, zniknie, aby nigdy nie odwiedzić już francji.
Królowa straciła nagle wesołość i zapytała:
— Wyjeżdżasz pan?...
— Tak, Najjaśniejsza Pani.
— Więc... i pan?....
— Siostra moja opuściła Waszą Królewską Mość — rzekł — ja jestem zupełnie zbyteczny, wyjeżdżam więc...
Królowa posmutniała na myśl, że Andrea nazajutrz po widzeniu się z Ludwikiem, prosiła o uwolnienie.
U pana Ludwika Charny przekonał się po raz pierwszy, że nie jest obojętny królowej.
Filip stal jak posąg marmurowy i czekał na gest królowej, któryby go uwolnił.
— Dokąd się pań udajesz?...
— Chcę pojechać do pana de la Pérouse, — odparł Filip.
— Wiesz pan, że przepowiadają mu straszną śmierć?...
— Czy straszną — nie wiem, lecz wiem, że rychłą.
— I pomimo to wyjeżdżasz pan?...
— Właśnie dlatego udaję się do pana de la Pérouse Szlachetna i odważna Marja Antonina nagle stała się zuchwała i płocha; wstała, a skrzyżowawszy białe rączki na piersiach, zapytała:
— Dlaczego pan wyjeżdżasz?...
— Bo pragnę podróżować — odparł Filip.
— Przecież objechałeś pan świat cały, rzekła królowa, oszukana jego spokojem.
— Objechałem rzeczywiście świat nowy, lecz chcę poznać i stary.
Królowa zdziwiona powtórzyła słowa, które niegdyś wyrzekła do Andrei:
— Wszyscy z rodu Taverney‘ów jesteście ze stali, a serce macie z żelaza. I pan, i siostra pańska, jesteście ludźmi, których się kocha, lecz których się po pewnym czasie, nienawidzi. Wyjeżdżasz pan, nie dla zadośćuczynienia chęci podróżowania, lecz dlatego, aby mnie opuścić. Siostra pańska twierdziła, że religja ją powołuje, choć ogniste serce ukrywa pod rzekomym popiołem. Chciała odjechać, więc odjechała, oby Bóg ją uszczęśliwił!... A pan mógłbyś tu być szczęśliwy i pomimo to wyjeżdżasz!... Ach, wszyscy z rodu Taverney‘ów wróżbią mi nieszczęścia!...
— Żałuj nas, Najjaśniejsza Pani, gdyby Wasza Królewska Mość uważniej raczyła czytać w naszych sercach, znalazłaby w nich może przywiązanie bez granic.
— Wiem — rzekła, — że kochałam Andreę, a ona mnie opuściła; zależało mi na panu, a i pan mnie opuszczasz. Ubliża mi to, nie żartuję bynajmniej, że dwie tak doskonałe istoty porzucają mój dom.
— Nic nie zdoła ubliżyć tak dostojnej osobie jak ty, Najjaśniejsza Pani, — odparł Taverney, — wstyd nie osiada na tak godnem czole.
— Szukam w pamięci — rzekła królowa, — coby mogło pana dotknąć?...
— Ależ nic mnie nie dotknęło — odparł prędko Taverney.
— A jeżeli poproszę, abyś pan został... jeżeli rozkażę?...
— Przykrość tylko sprawi mi Wasza Królewska Mość, gdyż zostać nie mogę.
Królowa zamyśliła się poraz drugi, milczała, jakby zmęczony umysł jej potrzebował odświeżenia. Potem nagle zapytała:
— Jesteś pan zachmurzony, może kto na dworze nie podoba się panu?... Byłeś pan w zatargach z panem de Charny — zawołała królowa zapalając się, — a ponieważ niechętnie przebywa się z ludźmi, których się nie lubi, więc może przyjazd pana de Charny skłania pana do odjazdu?...
Filip nie odpowiedział, a królowa, która nie poznawała się na jego prawości i myślała, że ma do czynienia z zazdrośnikiem, mówiła dalej bez ogródek:
— Dziś, zaledwie dowiedziałeś się pan o przyjeździe pana de Charny i dziś już prosisz o uwolnienie?...
— Najjaśniejsza Pani — odparł — nie od dziś wiem o przybyciu pana de Charny, gdyż spotykałem go kilkakrotnie w nocy w parku, a wczoraj około drugiej po północy, widziałem go przy drzwiach łazienek Apolina.
Królowa zbladła, a popatrzywszy z bojaźnią, a zarazem z uwielbieniem na Filipa, głosem złamanym rzekła:
— Dobrze, jedź pan, nie będę go zatrzymywała.
Filip skłonił się po raz ostatni i wyszedł.
Królowa złamana upadła na fotel.