[424]LXXXVII.
Nic.
„Ojcze kochany,” pytało dziécię —
„Co to nic znaczy w potocznéj mowie?
O, tam nic niéma! często kto powie,
A przecież wszędzie jest coś na świecie:
Na ziemi mnóstwo skarbów przyrody,
W rozwoju roślin zewsząd wyrasta,
Ludźmi się roją wioski i miasta,
Wrzą życiem tworów lądy i wody...
[425]
Gdyby zaś gruntu brakło pod nogą,
Punktu oparcia dla stóp nie stało,
Tobyśmy jeszcze gwiaździstą drogą
Płynąc, ujrzeli przestrzeń wspaniałą,
Błękity niebios, promienie słońca,
W sferach świetlanych bez granic, końca.”
„Synu!” rzekł Ojciec — „w wszech tworów bycie
Nic, marny wyraz, ułuda ludzi:
Z śmierci się nawet istnienie budzi,
I z martwych prochów rozplenia życie;
Świat nasz jest wszystkiém. Wyroki Boże
Pchnęły go wirem w ruch samodzielny,
Gdzie więc istnieje duch nieśmiertelny,
Tam nigdy nicość istniéć nie może,
Tam nigdy w wzroście ciał tajemniczym,
Co organiczną krzepi się siłą,
Takiéj bezwzględnéj próżni nie było,
Którąby można nazywać niczém,
Bo nawet nikły, zdrobniały atom,
W sferze wymoczków równa się światom.
Nic, straszny wyraz; w dziale wiekowym
Próżno go szukać — ono istniało,
Nim z mroków ciepło życia powstało,
Nim Bóg świat stworzył wszechmocném słowem.
Przedtém nie było niebios błękitu,
Ni gwiazd, ni ziemi, ni blasku słońca,
Nic — tylko martwa ciemnia bez końca,
Wśród któréj tkwiło zarzewie bytu;
[426]
Ta czczość, ta próżnia, bez ruchu, czynu,
Ten wieczny spokój bez granic, miary,
Ten sen bez jawy, ten pomrok szary,
Zowie się niczém, kochany synu;
Nic więc w wspaniałym świata przestworze,
Gdy wszędzie coś jest — istniéć nie może.”