Niezdolny Miecio
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Niezdolny Miecio | |
Podtytuł | Komedyjka w 1-ym akcie | |
Pochodzenie | Księgozbiorek Dziecięcy Nr 116 | |
Wydawca | „Nowe Wydawnictwo” | |
Data wyd. | 1929 | |
Druk | Zakłady Grafyczne „Zjednoczeni Drukarze“ | |
Miejsce wyd. | Warszawa | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
Zakłady Graficzne „Zjednoczeni Drukarze“,
Warszawa, Elektoralna 15.
OSOBY:
Miecio — lat 12. Rzecz dzieje się w mieście. Umeblowanie składa się ze stołu, paru krzeseł, szafy z książkami lub etażerki. Na stole leży album. Pokój zwykły dziecinny. SCENA 1.
Miecio, potem Stefek i Belcia.
Miecio (oglądając prześliczny album do pocztówek.)
A to piękny album! Prawdziwie artystyczny! Jaki cudny krajobraz na okładce... A to drzewo jaki ma koloryt!... Niebo, jak prawdziwe, rzeka przepływająca przez pole jakby drżała falami... O, piękny, piękny album! Ale komu on się dostanie?... Belcia (wbiega)
Cha! cha! cha! Miecio tańczy z albumem... Co to znaczy, braciszku? Miecio (trochę zawstydzony)
Ach! nic! to dla rozgrzewki... Belcia.
Album nie rozgrzeje, przytul lepiej Azorka, takie miękkie ma na sobie futerko... Miecio.
Nie lubię psa przytulać, czuć zawsze wiatrem... Zresztą, nie lubię co innego myśleć, a co innego mówić... to wcale nie dla rozgrzewki skakałem... Belcia (przybliża się do niego)
A z czego się tak radowałeś, braciszku? Miecio.
Nie radowałem się, ale wyobrażałem sobie, jakbym się radował, gdyby się jedna rzecz stała... Belcia.
Jaka? Miecio.
Jesteś zbyt ciekawa, moja Belciu. Belcia.
Ciekawość jest właściwością kobiet... Miecio.
Nie jesteś jeszcze kobietą. Belcia.
A to paradne! Czem więc jestem? Mężczyzną? Miecio.
Nie mężczyzną, ale podlotkiem. Belcia (wesoło)
A niech tam sobie będę i podlotkiem, tylko mi powiedz, z czegobyś się radował? Miecio.
Gdybym wygrał ten album. Belcia.
Tak ci się bardzo podoba? Miecio.
Każdemu się podoba — toć to arcydzieło... Belcia.
Rzeczywiście piękny, przytem malowany ręcznie. Miecio.
Gdybym miał więcej pieniędzy, zakupiłbym dużo biletów loteryjnych i możebym wygrał. Belcia.
Poproś mamusi albo tatusia, to ci dadzą, oni tacy dobrzy... Miecio.
Dobrzy, ale nie dla mnie, — dla mnie są bardzo surowi... Belcia.
Bo ich martwisz... Miecio.
Nie jestem temu winien, że się źle uczę, jestem niezdolny... Belcia.
A z matematyki jesteś pierwszym... Miecio.
Trudno mi się uczyć pamięciowych lekcyj... Belcia.
Mnie się zdaje, że gdybyś chciał... Miecio.
Chciał! chciał! może nie chcę?... Belcia.
Pamięć wyrabia się przez pracę... Miecio (rozgniewany)
Nie wtrącaj się do mnie! Idź sobie, idź... (wchodzi Stefek)
Stefek.
Co to za krzyki? Czego się tak Mietek rozgniewał?... Belcia.
Bo mu powiedziałem, że gdyby chciał, toby miał dobre stopnie. Stefek.
Naturalnie, wszystko od chęci zależy. Miecio.
I ty mi dokuczasz? Myślałem, że, się za mną ujmiesz... Stefek.
O, co to, to nie... Miecio.
Skąd ta niełaska? Stefek.
Zasłużyłeś na nią. Miecio (wychodząc)
Nic miłego z takimi jak wy obcować. Idę sobie... Belcia.
A lekcje? Wszak nie uczyłeś się dziś wcale... Miecio.
Mówiłem ci: nie w trącaj się do mnie, pilnuj siebie!... (wychodzi) SCENA II.
Belcia, Stefek, potem Leszek.
Belcia.
Cóż dziwnego, że ma same złe stopnie? Nie bierze książki do ręki, a tłomaczy się wciąż przed rodzicami, że jest niezdolny. Stefek.
I jeszcze żal ma do nich, że są surowi. Belcia.
Mamusia i tatuś są bardzo, bardzo dobrzy... Stefek.
Lepszych niema na świecie. Belcia.
Mieciowi podobał się bardzo album... Stefek.
Ma gust... Belcia.
Gdyby obiecał, że się pamięciowych lekcyj uczyć będzie, że nigdy złego stopnia nie przyniesie ze szkoły, kto wie, czyby tatuś mu nie dał tego albumu bez loterji. Stefek.
Przecież to nie tatusia... Belcia.
A czyj?... Stefek.
Leszka... (Leszek wchodzi) Otóż i on! Leszek.
Czyście się spodziewali, że przyjdę? Belcia.
Wcaleśmy się ciebie dziś nie spodziewali, miałeś przyjść do nas jutro... Leszek.
Tak... ale przyszła mi myśl nowa co do tej loterji... Stefek.
Cóż takiego obmyśliłeś? Leszek.
Nie chcę tego albumu puszczać na loterję... Belcia.
A to się Miecio zmartwi!... Leszek.
Dlaczego on, nie kto inny? Belcia.
Zachwyca się tym albumem i chciałby go wygrać... Leszek (tajemniczo)
Kto wie, czy nie wygra... Belcia.
Jakto? przecie na loterję nie puszczasz... Leszek.
To nic, to nic... zobaczycie... Stefek.
Coś taki tajemniczy? Leszek.
Mam myśl jedną... Belcia.
Jaką? jaką? mów! Stefek.
Zaciekawiasz nas... Leszek.
Wiecie, że jestem w jednej klasie i w jednym oddziale z Mieciem... Belcia.
Wiemy, wiemy, cóż z tego! Leszek.
Otóż przeniknąłem go dobrze i przekonałem się, że ma ogromne zdolności, a wciąż brakiem zdolności wykręca się przed nauczycielami... Stefek.
I przed rodzicami... Leszek.
Otóż postanowiłem go zdemaskować, a wtedy już się wykręcać niezdolnością nie będzie i zacznie się dobrze uczyć... Stefek.
Jak to urządzisz, jak? powiedz! Belcia.
Mów! mów! czemprędzej!... Leszek.
A to niecierpliwi! zaraz! zaraz! Stefek.
Ach! jakżem ciekawy! Leszek.
Otóż postanowiłem zebrać kilkanaście osób i dać hymn patrjotyczny do wyuczenia się — kto najpierwszy wypowie go bez zająknienia, ten zostanie właścicielem albumu. Belcia.
Ach, jakby to było dobrze, gdyby się z tego poprawił! Stefek.
Jakby się rodzice cieszyli! Leszek.
Jutro urządzamy tę zabawę z albumem... Belcia.
Żeby tylko Mietek nie przypomniał o swej udawanej niezdolności... Stefek.
Nie obawiaj się... za bardzo marzy o tym albumie... Leszek.
Więc jutro o 6-tej wieczorem rozstrzygnie się historja z albumem... Belcia.
Jakiś ty dobry Leszku, jakiś dobry! (Leszek wychodzi)
SCENA III.
Belcia, Stefek, potem Leszek i Miecio.
Belcia.
Wiesz co Stefek, nie mogłam usiedzieć na miejscu, czekać na rezultat nie byłam w stanie... wprost denerwuje mnie ta loterja pamięciowa, jak ją nazywa Leszek. Stefek.
Mnie również — takbym chciał, żeby Miecio wygrał — nietylko już dlatego, że otrzymałby upragniony album, ale głównie z tego powodu, że zrozumiałby, iż mówić o swych niezdolnościach nie miałby prawa. Belcia (nadsłuchując przy drzwiach)
Słyszysz? słyszysz Stefek? ktoś deklamuje, to głos Miecia... Stefek.
Ale musi powiedzieć bez zająknienia... Belcia.
I bez poprawki... Stefek.
Powiedział widocznie bez poprawki, gdyż okrzyki się rozlegają i oklaski... Belcia.
Jakżem szczęśliwa, jakżem rada! (wpada Leszek)
Leszek
Dlaczegoście uciekli? bylibyście świadkami trjumfu Miecia... Stefek.
Czy wygrał zakład? Leszek.
Naturalnie! Przecież on ma nadzwyczajną pamięć, ogromne zdolności, tylko mu się uczyć nie chciało i wszystkie złe stopnie składał na swą rzekomą niezdolność... Belcia.
Gdzież jest Mietek? Leszek.
Obcałowuje rodziców, przepraszając za swe udawanie niezdolności... O, teraz, to się napewno poprawi... Belcia.
Napewno... wstydziłby się powracać do udawań... (wpada Miecio z albumem w ręku)
Miecio (uszczęśliwiony)
Wygrałem! wygrałem! czy widzicie? Moim już ten śliczny album, te piękne, na nim malowane krajobrazy... Jakżeż rad jestem, że wygrałem... Stefek.
Nie myślałem nigdy, że wygrasz, takiś niezdolny... (uśmiecha się). Belcia.
I ja także... mówisz wciąż, że tak ci trudno wyuczyć się paru wierszy, a tu było 20 wierszy i to w 10 minut wyuczyć się trzeba było... Miecio (zawstydzony)
No, bo widzicie, ja tam niezdolny nie jestem, tylko tak mówiłem — teraz zawsze będę zdolnym, już to obiecałem rodzicom. Wszyscy (razem)
Brawo, Mieciu, brawo! KONIEC.
|