O życiu i dziełach Mikołaja Reja z Nagłowic/VII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Czesław Pieniążek
Tytuł O życiu i dziełach Mikołaja Reja z Nagłowic
Wydawca Macierz polska
Data wyd. 1905
Druk Drukarnia Zakładu Nar. im. Ossolińskich
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron




V.
POSTAĆ REJA.

Lepiej, dokładniej poznać można duchową postać Reja z tego, co się we własnych jego czyta dziełach, niż z tego, co o nim piszą inni. Człowiek to przedewszystkiem szczery, nie mówi nigdy tego, czego nie myśli i nie czuje; wszystko u niego płynie z przekonania, lub z uczciwych porywów serca, więc jakie jego pisma, taki i charakter.
A w tym charakterze rysem znamiennym: prawość, uczciwość, i dlatego to wielbi przedewszystkiem cnotę, a nastaje na wszelkie wady, jak: pycha, gniew, chciwość, zazdrość, obłuda, wszeteczeństwo. Nawoływa do ćwiczenia się w dobrem, by urabiać w sobie silną wolę i wytrwałość. W kilka wieków po nim, myśl tę wypowiedział w przecudnym wierszu Zygmunt Krasiński, jeden z wieszczów naszych przyjaciel Mickiewicza. Modli się Krasiński imieniem narodu do Boga:

»Daj nam dobrymi czynami samych zbawić siebie«.

Nawet naukę ceni o tyle, o ile ona wiedzie ku udoskonaleniu, uszlachetnieniu człowieka, o ile go uzacnić może i cnoty mu przydać. Gdyby widział, że nauka mogłaby wpłynąć na moralne zepsucie, że mogłaby uczynić ’uszczerbek w uczciwości, w pobożności czyjejś, toby ją potępił. Upatruje szczęście rodzin i narodu nie w wielkiej uczoności i w wielkim dostatku, nie w wielkiej potędze, nie w wielkiem znaczeniu, jeno w wielkiej cnocie.

I znowu przypomina się tu Zygmunt Krasiński, co tę myśl, tę wiarę Rejową, wypowiedział po tylu wiekach w prześlicznych słowach:

»Bo najwyższy rozum: cnota!«

Jako człek prawy nie lubił zwad. Trzycieski powiada: „Nigdy taka nań potrzeba nie przyszła, aby był powinien korda (oręża, broni) swego dobyć“. A w dziełach swych wszędzie upomina przed „burdami“. To też nieprzyjaciel rozterek, zwad, cenił łączność i zgodę śród ludzi. Chciał, by wszyscy żyli jak rodzina najbliższa, jak bracia, by wzajem odczuwali złą i dobrą dolę swoją, dzielili się dolą dobrą, a od złej bronili wspólnie. „Każda przygoda, komu się co trafi, nasza wszystkich wspólna jest“ — powiada ludziom do serca.
Nie lubił też wojny, a mawiał, że dobra chyba na to, ażeby „łotry i pijanice“ wygubić.
Serce miał tkliwe, dlatego też miłosierny był, uczynny i miał poczucie sprawiedliwości, co widzimy z tego, że zawsze i wszędzie ujmuje się za uciśnionymi.
Tkwią w Reju wszelkie właściwości ówczesnego szlachcica, ale szlachectwo pojmuje nie jako przywilej herbowy, jeno jako szlachetność duszy, skoro naucza, że prawe szlachectwo powinno być gniazdem „cnoty, sławy, każdej powagi i poczciwości“, a nie tylko odziedziczonem prawem.
Stanem włościańskim nie tylko nie gardzi, ale go ceni i na równi kładzie z innymi stanami, skoro powołuje wieśniaka, wójta, do rozmowy „z panem i plebanem“.
Wielbi uczciwość pożycia małżeńskiego i przyjaźń, sam dobry mąż, ojciec i przyjaciel najlepszy.
Był wesół i dowcipny. Wesołości nie szukał w zabawach sztucznych, wyszukanych, bo rozweselały go: słoneczna pogoda na świecie, świeża zieleń w ogrodzie, piękne kłosy na polu, szum lasu, woń kwiecia w sadzie na wiosnę, igranie dzieci, zajęcia gospodarskie, widok domowych zwierząt, wszystko, na co patrzał. A wesoło mu było w duszy, bo umiał na świat i życie spoglądać pogodnie, jasno, spokojnie, bez uprzedzeń, bez goryczy i bez wyrzutów sumienia.

»I!o krotofila każda, skądkolwiek wypadnie,
Zafrasowane serce rozweseli snadnie «.

Dowcipy Rejowe powtarzano szeroko i daleko. Raz się ktoś przechwalał, że wszystko wie. Na to Rej powiedział: „Wieprz, powiadają, iż kiedy trawa roście (rośnie), tedy słyszy — acz się mie tego żaden wieprz poprawdzie nie zwierzał“. W dowcipach był niekiedy rubaszny, nawet swawolny, ale nigdy wyuzdany, nigdy wszeteczny.
Był skromnym; zawsze się do tego przyznawał, że nauki mu niedostaje. Może to i przez skromność na dziełach się nie podpisywał, jeno zwykle portret swój dodawał.
Z portretów widać, że to był człek silny, barczysty, o twarzy wielkiej, spokojnej. Czoło miał wysokie, oczy bystre, mądre, a poczciwe.
Przez to, że się nie podpisywał, wiele jego dzieł zaginęło, a są też i takie, które inni napisali, a za Rejowe uchodzą.
Tak pisał, takim był. Cenili go współcześni i powtarzali:

»Rej bowiem, jako mówią, Ty nam w Polsce wodzisz,
W naszym polskim języku Ty nam przodem chodzisz«.

Za to też, że w naszym polskim języku szedł przodem, że go do książek wprowadził, że naród do czytania ksiąg polskich nakłonił, że nas do pobożności, do bogobojności zachęcał, że złe upatrywał w zatracie wiary, że nam przypominał, iż „Łzy Chrystusa pobiją nas“, jeżeli o miłości chrześcijańskiej zapominać będziemy; za to, że nam w spuściźnie przekazał wizerunek ówczesnej Polski, ówczesnego życia, że w dziełach jego, jak w źwieciedle widzimy praojców z wieku szesnastego, — za to go czcimy, za to pamięć jego przechowujemy. A że za przykładem wielu innych odpadł od wiary ojców, że jak tysiące szlachty ówczesnej, Kalwinem został, że Kościół i duchowieństwo zaczepiał wedle ówczesnej mody, to Bóg go już dawno osądził.
W historyi piśmiennictwa narodowego będzie miał na wieki miejsce poważne, wydatne, a na przedzie, bo jest jako ten, co pierwszy ujął siekierę i poszedł z nią w las, aby zrąbać drzewo, z którego potem inni spiłowali deski, by z nich tak wspaniałe i urocze powstały rzeźby snycerskie, jak poezya naszych wieszczów przeszłego stulecia, tak powabne, jak cała nasza literatura.
Kochał Boga, kochał ojczyznę, naród go też miłością otoczył i otaczać będzie.

W Krakowie, w styczniu 1905.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Czesław Pieniążek.