O cudownym obrazie Matki Bożej w kościele OO. Karmelitów w Białyniczach/Nekrolog ks. Godlewskiego

<<< Dane tekstu >>>
Autor Edward Nowakowski
Tytuł Nekrolog ks. Godlewskiego
Pochodzenie O cudownym obrazie Matki Bożej w kościele OO. Karmelitów w Białyniczach
Data wyd. 1899
Druk Drukarnia Władysława L. Anczyca i Spółki
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Indeks stron

X. LUCYAN GODLEWSKI W MŁODSZYM WIEKU.

XI. Ks. Lucyan Godlewski. Kiedy z każdym rokiem, z każdą niemal godziną Ojczyźnie naszej przybywa coraz więcej nieprzyjaciół (bo już nietylko obcy, lecz i właśni wyrodni synowie przeciw niej zaczynają powstawać), kiedy coraz bardziej daje się czuć potrzeba wielkich ludzi, którzyby wielką sprawę narodową dalej prowadzili — niestety gwiazd nowych wschodzących nie widać, a te, co dotąd na świeciły, jedna po drugiej schodzą z widnokręgu – ojcowie Ojczyzny jeden po drugim zstępują do grobu i tem większy żal po sobie zostawiają, że nie masz, ktoby ich miejsce mógł zastąpić.
Taką gwiazdą, co przyświecała naszej Ojczyznie, takim ojcem Ojczyzny, który Litwę osierocił i którego tam już obecnie nikt zastąpić nie zdoła, był niedawno zgasły ks. Lucyan Godlewski. W sercu jego zda się cała Litwa była się skupiła i ze śmiercią jego jakby wespół z nim uczuła się w grobie. Był to bowiem jeden z tych ludzi, co potęgą duszy swojej i siłą swojej miłości zniewalają wszystkich dla siebie i dla wszystkich zdają się być wszystkiem. Duchowieństwo widziało w nim wzór pobożności, dla obywateli był wyrocznią, włościanie mieli go za świętego, nawet żydzi tłumnie przybywszy na pogrzeb jego, świadczyli o czci swojej dla niego. Jakoż żal po nim był powszechny i strata jego tem boleśniejsza, że z nim upadła tam ostatnia zapora, która jeszcze trzymała Moskali na wodzy i której nietylko nie śmieli przełamać, lecz nawet i tknąć się jej nie ważyli, wiedzieli bowiem dobrze, że na głos Godlewskiego cała Litwa bez względu na wszystko gotowaby powstać i raczej wszystko postradać, iżeli dopuścić najmniejszej temu człowiekowi krzywdy. Jeśli i w czasie ostatniego powstania nie wywieźli Moskale Godlewskiego, to nie dla innej przyczyny, tylko właśnie wskutek obawy ogólnego za nim ujęcia się Litwy. Trzeba bowiem oddać Litwie tę sprawiedliwość, że ze wszystkich części naszej Ojczyzny tam najbardziej umieją cenić wielkich ludzi i stąd to może pochodzi, że ich tam dotąd zawsze było najwięcej. Prześladowanie nieprzyjaciół dodaje odwagi, poteguje siły, lecz własnych braci niechęci, własnych ziomków ubliżenie zasługom najboleśniej rani i najznakomitszym odejmuje moc duszy.
O życiu Godlewskiego nie wiele mamy szczegółów; znający go bliżej powinni poczuwać się do obowiązku napisania obszernego i dokładnego życiorysu tego przezacnego księdza, który za najlepszy może służyć wzór dla okazania, jak wielkie ma znaczenie moralna wartość człowieka i jak wielki wywierają wpływ duszy przymioty. My tylko w ślad za „Przeglądem katolickim“ i „Wiadomościami kościelnemi“ w głównych zarysach przytoczymy w krótkości przebieg jego życia.
Po ukończeniu akademii wileńskiej ze stopniem magistra, wyświęcony na księdza przez Kłągiewicza, w szkole tego znakomitego biskupa wykształcony Godlewski, zostawszy nauczycielem seminaryum, wkrótce zasłynął swemi kazaniami i wszystkich na siebie zwrócił uwagę. Gdy zaś sprawy Kościoła w Ojczyznie naszej, uciśnionej przez Moskali i Niemców, tak ściśle związane są ze sprawami Polski, że mówiąc do Polaków o religii, niepodobna nawet (kto chce być konsekwentnym) nie mówić jednocześnie o Polsce (bo mówiąc o obowiązkach, jakie nakazuje religia, niepodobna pominąć jednego z największych obowiązków – miłość Ojczyzny i stąd płynącego obowiązku ratowania jej), kazania ks. Godlewskiego tchnęły zarazem i wielką miłością Boga i wielką miłością Ojczyzny. I tem większe miały znaczenie, że Godlewski mówiąc w nich o Bogu i Ojczyznie, nie na słowach wszystko kończył, lecz co najgłówniejsza i życiem własnem stwierdzał, czego nauczał i na sobie pokazywał, że dobry ksiądz nieodzownie powinien być także i dobrym Polakiem. Jakoż kiedy na Litwie odgłos ruchu narodowego w r. 1846 się objawił, ks. Godlewski (podobnie jak ksiądz Marek i nasi wiekopomni biskupi, wielcy miłośnicy Ojczyzny Sołtyk, Krasiński, Woronicz i inni) czynny wziął udział w sprawach Ojczyzny i przygotowywał naród do przewidywanego, mającego nastąpić ogólnego całej Polski powstania. Powstania wprawdzie na Litwie wówczas, jak wiadomo, nie było, Moskale jednak wykryli główne sprężyny i z wielu innymi Godlewskiego uwięzili i następnie (chociaż mu nic nie dowiedli) wysłali go na wygnanie do Chodorkowa, kijowskiej gubernii. Tam ks. Godlewski zostawał do 1853 r., następnie wskutek starań wielu znacznych osób, a głównie Lamberta (późniejszego namiestnika w Warszawie), który jako katolik wielkim był Godlewskiego wielbicielem, został przeprowadzony do Kijowa, z prawem miewania kazań. Niepospolity dar wymowy, ujmujący głos i zarazem wysokie wykształcenie Godlewskiego sprawiały, że na kazania jego w Kijowie zbierały się nietylko sami katolicy, lecz i obcych wyznań, należący do wyższego tam towarzystwa prawie wszyscy, nawet popi, nawet i tacy, co nic a nic nie rozumieli po polsku. Sam głos jego bowiem zdawał się dla nich najwymowniejszą mową. Rzeczywiście kazania Godlewskiego tak były porywające i w samym głosie jego tyle było uczucia, a w miłym wyrazie twarzy jego tak coś anielskiego świeciło, że prawdziwa to rozkosz była słuchać jego natchnionych kazań i widzieć go na ambonie, jakby owianego niebieskim blaskiem.
Jakoż wpływ, który wywierał swemi kazaniami, był niesłychany i wskutek tego stał się prawice, że tak powiemy, moralnym władzcą całego Kijowa. Na dowód wpływu może posłużyć następny wypadek: Po kazaniu jego, jakie miał na pogrzebie Świdzińskiego, obecny na niem majętny obywatel Frejgang (dzisiejszy główny naczelnik poczt w Królestwie), tak został wzruszony, że chociaż był zaciętym Nicmecm, luteraninem i nieprzyjacielem Polaków, wysyłając atoli podtenczas synów swoich do szkół do Petersburga, posłał ich był do ks. Godlewskiego z prośbą, aby ich pobłogosławił i przytem powiedział: Godlewski uczcił godnie Świdzińskiego, ale któż takiego jak on mowcę potrafi uczcić należycie? Niepodobna nie kochać tego księdza. Obecnie w „Wiadomościach kościelnych“ drukuje się kazanie jego, jakie miał w czasie koronacyi cudownego obrazu Matki Bożej Berdyczowskiej. Jest to tylko szkic, jaki naprędce nakreślił dla cenzury, która przed pozwoleniem mówienia żądała była od niego i z którego zaledwie tylko można mieć o sanem kazaniu pojęcie. R. 1858 na prośbę arcybiskupa Zylińskiego uwolniony zupełnie, powrócił na Litwę i tam został proboszczem w Białyniczach, kaznodzieją katedralnym i kanonikiem kapituły Mohylewskiej. Wspaniały kościół Białynicki wystawił kanclerz Leon Sapieha na pamiątkę otrzymanego nad Moskalami zwycięstwa (1618), a umieszczony w nim obraz cudowny Matki Bożej takie temu miejscu nadawał znaczenie, jakie Częstochowa ma w Królestwie. Jakoż nawet lud schyzmatycki, pomimo wszelkiej Moskali przeszkody i kary, nie przestawał tłumnie się na nabożeństwo przy nim zbierać. Gdy kościół został przez schyzmatyków spalony — ks. Godlewski wystawił nowy jeszcze wspanialszy. Cała prawie Litwa i Ukraina składały się na to. Obcenie, jak wiadomo, zaraz po śmierci Godlewskiego Moskale zabrali ten kościół na cerkiew i obraz cudowny przywłaszczyli[1], jakoby niegdyś pochodzący z ruskiej cerkwi. Mylne to ich twierdzenie. Z wydanego w przeszłym wieku opisu Białynickiego kościoła wiadomo, że ten obraz odmalowany został w samych Białyniczach, w 10 lat po wystawieniu kościoła i ozdobiony złotą blachą przez Kazimierza Sapiehę (syna Leona). (Ob. Kognowieckiego Żywoty Sapiehów i powyżej przytoczoną broszurę). Za życia Godlewskiego, oczywiście Moskale bali się zabierać kościół, bali się niezawodnie wojny religijnej, która przy nim mogłaby wybuchnąć i niewiadomo, jakby się skończyła. Godlewski bowiem nigdyby nie dopuścił bez oporu na zabór. A opór mógłby wywołać taki, że przy znanym w tamtych stronach zapale religijnym i ogólnem do niego całej Litwy przywiązaniu, wszyscy na głos jego raczej daliby się pozabijać, niźli kościół i cudowny obraz postradać. Jakoż, kiedy jeszcze przy nim napomykano o zamiarze Moskali zaboru kościoła, Godlewski nie taił się z tem, że w obronie kościoła gotów jest na wszystko, i mówił: „Po mojej śmierci to może i nastąpi, ale za życia mego tego nigdy nie dopuszczę; chcą wojny, to będą mieli wojnę, ale to wojna chyba będzie już ostatnia, bo albo wszyscy zginiemy, albo wyjdziemy z niej zwycięzcami“. Wiadomo, że i po śmierci nawet Godlewskiego w biały dzień nie śmieli Moskale targnąć się na kościół i tylko w nocy po złodziejsku tego dopełnili.
Na pamiątkę po sobie ks. Godlewski pozostawił „Książkę do nabożeństwa“ (taki tytuł). Napisał ją był jeszcze na wygnaniu w Chodorkowie i kiedy rękopism jej wraz z innem w rękopiśmie dziełem jego „Historya soboru Trydenckiego“ się spalił, napisał drugą i wydał bezimiennie w Paryżu. Życie zakończył b. r. (1876) dnia 10 lutego.Edward z Sulgostowa.

(Ruch Literacki, Tygodnik Lw. 1876 Nr. 28).





  1. Piszący w r. 1876 nie wiedział, że obraz poprzednio przez X. Godlewskiego był ukryty.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Edward Nowakowski.