O miłości (Stendhal, tłum. Żeleński, 1933)/Tom I/Rozdział XLI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | O miłości |
Wydawca | Bibljoteka Boya |
Data wyd. | 1933 |
Druk | Drukarnia Zakładów Wydawniczych M. Arct, S.A. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Tytuł orygin. | De l’amour |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I Cały tekst |
Indeks stron |
Staram się wyzbyć sympatyj osobistych i być jedynie zimnym filozofem.
Wychowane przez miłych Francuzów, znających jedynie próżność i pragnienia fizyczne, kobiety francuskie są to istoty mniej czynne, mniej energiczne, mniej niebezpieczne, zwłaszcza zaś mniej kochane i mające mniej siły niż kobiety hiszpańskie i włoskie.
Potęgę kobiety mierzy się jedynie stopniem nieszczęścia, jakiem może skarać kochanka; otóż, kiedy mężczyzna zna tylko próżność, każda kobieta jest użyteczna, żadna nie jest konieczna; ambicja jest w tem aby zdobyć, a nie aby zachować. Kto ma tylko pragnienia fizyczne, znajduje dziewczęta lekkiego autoramentu, i oto przyczyna czemu dziewczęta we Francji są urocze, w Hiszpanji zaś okropne. We Francji, dziewczęta mogą dać wielu mężczyznom tyleż szczęścia co uczciwe kobiety, to znaczy szczęścia bez miłości; zawsze zaś jest coś, co Francuz wyżej ceni niż kochankę: swoją próżność.
Młody Paryżanin widzi w kochance rodzaj niewolnicy, mającej mu zwłaszcza dostarczyć rozkoszy próżności. Jeśli kobieta opiera się tyranji tej dominującej namiętności, wówczas kochanek porzuca ją, rad z siebie, opowiadając przyjaciołom jak wytwornie i zręcznie osadził ją na lodzie.
Pewien Francuz znający dobrze swą ojczyznę (Meilhan), powiada: „We Francji, wielka miłość jest równie rzadka jak wielcy ludzie“.
Językowi brak wyrażeń, aby określić, jak niemożliwa jest dla Francuza rola porzuconego kochanka, rozpaczającego publicznie na oczach całego miasta. Nic częstszego w Wenecji lub w Bolonji.
Aby spotkać miłość w Paryżu, trzeba zstąpić do klas, w których brak wykształcenia i próżności oraz walka z prawdziwemi potrzebami zostawiły więcej energji.
Pokazywać się z wielkiem pragnieniem niezaspokojonem, znaczy pokazywać własne upośledzenie, rzecz niemożliwa we Francji, chyba u ludzi będących poniżej wszystkiego; znaczy wystawić się na docinki i koncepty: stąd przesadne pochwały dla dziewek w ustach młodych ludzi lękających się o swe serce. Nadmierna i płaska obawa pokazania się w stanie upośledzenia stanowi podłoże rozmów na prowincji. Czyż nie zdarzyło się świeżo, iż ktoś, dowiadując się o zamordowaniu księcia de Berri, odparł: Wiedziałem o tem[1].
W średnich wiekach, obecność niebezpieczeństwa hartowała serca, i tu tkwi, jeśli się nie mylę, druga przyczyna zdumiewającej wyższości ludzi z szesnastego wieku. Oryginalność, która u nas jest rzadka, śmieszna, niebezpieczna i często udana, wówczas była powszechna i szczera. Kraje, w których niebezpieczeństwo ukazuje często swą żelazną rękę, jak Korsyka[2], Hiszpanja, Włochy, mogą jeszcze wydawać wielkich ludzi. W tych klimatach, gdzie żar słoneczny rozpala żółć przez trzy miesiące w roku, brak jedynie kierunku energji; w Paryżu, obawiam się że samej energji[3].
Wielu naszych młodych ludzi, tak dzielnych zresztą w Montmirail lub w lasku Bulońskim, boi się kochać; widzimy jak, w dwudziestym roku, przez tchórzostwo unikają widoku młodej dziewczyny która im się podoba. Kiedy sobie przypomną to co, wedle czytanych romansów, wypada kochankowi czynić, mróz ich przebiega. Te zimne dusze nie pojmują, że burza namiętności, tworząc fale morskie, wzdyma zarazem żagle i daje okrętowi siłę przemożenia fal.
Miłość jest rozkosznym kwiatem, ale trzeba mieć odwagę zerwać go na krawędzi okropnej przepaści. Oprócz śmieszności, miłość widzi wciąż przed sobą możliwą utratę ukochanego przedmiotu, i wówczas pozostaje już tylko dead blank na resztę życia.
Szczytem cywilizacji byłoby skojarzyć wykwintne przyjemności dziewiętnastego wieku z częstszą obecnością niebezpieczeństwa[4]. Niechby uciechy życia prywatnego mnożyły się w nieskończoność przez niebezpieczeństwo. Nie mówię wyłącznie o wojnie. Chciałbym owego niebezpieczeństwa każdej godziny, pod każdą postacią i we wszystkich sprawach, będącego istotą życia w średnich wiekach. Niebezpieczeństwo takie, jakiem je uczyniła i jak je przystroiła nasza cywilizacja, godzi się doskonale z najnudniejszą ¡słabością charakteru.
Czytam w A voice from Saint-Helena p. O’Meare[5] te słowa wielkiego człowieka: „Wystarczy powiedzieć Muratowi: „Idź i znieś tych kilka pułków nieprzyjacielskich, znajdujących się tam na równinie, opodal kościółka“, natychmiast puszcza się jak strzała, i byle tylko pomknęła za nim garstka jazdy, wnet pułki były rozbite, zmiażdżone, zniesione. Zostawcie tego człowieka samemu sobie, a macie jedynie niedołęgę bez głowy. Nie mogę jeszcze pojąć, w jaki sposób człowiek tak dzielny mógł być taki tchórz. Był dzielny jedynie w obliczu nieprzyjaciela, ale wówczas był to prawdopodobnie najświetniejszy i najodważniejszy żołnierz w całej Europie.
„Był to bohater, Saladyn, Ryszard-Lwie-serce na polu bitwy; zróbcie go królem i posadźcie go na Radzie, macie tchórza bez woli i bez zdania. Murat i Ney, to najodważniejsi ludzie jakich znałem“. (O’Meara, t. II, str. 94[6]).
- ↑ Historyczne. Wielu ludzi, mimo że bardzo ciekawych, z niechęcią słucha nowin: obawiają się pozoru upośledzenia w stosunku do tego kto je opowiada.
- ↑ Pamiętniki pana Réalier-Dumas. Korsyka, która, ze swemi stuośmdziesięcioma tysiącami dusz, nie tworzy ani połowy jakiegoś francuskiego departamentu, wydała w ostatnich czasach Sallicettiego, Pozzo di Borgo, generała Sebastianiego, Cervoniego, Abatucciego, Lucjana i Napoleona Bonapartów, Arenę. Departament Północny, liczący dziewięćset tysięcy mieszkańców, daleki jest od podobnej listy. Bo też na Korsyce każdy, wychodząc z domu, może oberwać kulkę; a Korsykanin, miast iście chrześcijańskiej rezygnacji, stara się bronić, a zwłaszcza mścić. Oto jak tworzą się dusze na miarę Napoleona. Daleko stąd do pałacu napchanego dworakami i szambelanami, i do Fenelona, zniewolonego wywodzić swoją cześć dla Jego Królewskiej Wysokości, wobec tej Wysokości liczącej dwanaście lat. Patrz dzieła tego wielkiego pisarza.
- ↑ W Paryżu, aby być na swojem miejscu, trzeba zwracać uwagę na tysiąc drobiazgów. Jednakże oto bardzo poważny zarzut. Liczba kobiet, które zabijają się z miłości, jest w Paryżu większa niż we wszystkich włoskich miastach razem. Fakt ten sprawia mi sporo kłopotu; nie umiem na niego odpowiedzieć w tej chwili, ale nie zmienia on mego zapatrywania. Może śmierć wydaje się w tej chwili Francuzom drobnostką, tak nudne stało się prze-cywilizowane życie; lub raczej strzelają sobie w łeb z obolałej próżności.
- ↑ Podziwiam obyczaje z czasów Ludwika XIV: przenoszono się bezustanku i w ciągu trzech dni z salonów Marly na pola bitwy w Senef i Ramillies. Żony, matki, kochanki, żyły w ciągłej obawie. Patrz listy pani de Sevigne. Istnienie niebezpieczeństwa zachowało w języku energję i szczerość, na jaką nie odważylibyśmy się już dzisiaj; ale też pan de Lameth zabija kochanka żony. Gdyby jakiś Walter Scott napisał nam romans z czasów Ludwika XIV, bylibyśmy zdumieni.
- ↑ „Głos ze świętej Heleny“. O. Meara był to chirurg marynarki angielskiej, który towarzyszył Napoleonowi na tę wyspę.
- ↑ Pierwotnie rozdział ten kończył się tak: „Do tej pory będziemy patrzyli w osłupieniu jak z naszych paryskich zakładów wychowawczych wychodzą albo profesorowie wykładający, wedle doskonałych metod, ostatnie zdobycze nauki, albo dandysi, fircyki, umiejący jedynie dobrze zawiązać krawat i bić się wytwornie w Lasku Bulońskim. Ale niech cudzoziemiec splugawi swą obecnością ziemię ojczystą: we Francji gra się na rentę, w Hiszpanji robi się partyzantkę.
„Gdybym chciał zrobić z mego syna człowieka, który dojdzie do czegoś, energicznego i zdolnego hultaja który przebije się przez świat talentem, wychowałbym go w Rzymie, gdzie wszakże, na pierwszy rzut oka, widzi się jedynie pedantów nauczających głupstw“. — Stendhal usunął to zakończenie.