O miłości (Stendhal, tłum. Żeleński, 1933)/Tom I/Rozdział XXI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | O miłości |
Wydawca | Bibljoteka Boya |
Data wyd. | 1933 |
Druk | Drukarnia Zakładów Wydawniczych M. Arct, S.A. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Tytuł orygin. | De l’amour |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I Cały tekst |
Indeks stron |
Dusza, obdarzona wyobraźnią, jest czuła i nieufna, nawet dusza najbardziej naiwna[1]. Może być niedowierzająca zupełnie bezwiednie; tyle przeszła rozczarowań! Wszystko zatem, co jest przewidzianego i urzędowego w poznaniu mężczyzny, mrozi wyobraźnię i oddala możliwość krystalizacji. W romantycznej sytuacji, przeciwnie, miłość zwycięża od pierwszego spojrzenia.
Nic naturalniejszego; zdumienie, które każe długo myśleć o rzeczy nadzwyczajnej, stanowi już połowę pracy mózgowej, potrzebnej do krystalizacji.
Przytoczę początki miłości Serafiny (Gil Blas, t. II, str. 142). To don Fernando opowiada swą ucieczkę przed zbirami Inkwizycji. „Przebywszy kilka alej w głębokiej ciemności, wśród ulewnego deszczu, dotarłem do jakiegoś salonu, którego drzwi były otwarte; wszedłem i rozejrzawszy się w jego przepychach... zauważyłem drzwiczki, otwierające się bez klucza. Uchyliłem je i ujrzałem szereg pokoi, z których tylko ostatni był oświetlony. Co czynić? rzekłem do siebie... Nie mogłem się oprzeć ciekawości. Posuwam się naprzód, przebywam kolejno pokoje i docieram tam gdzie było światło, to jest świeca, płonąca na marmurowym stole, w złocistym świeczniku... Ale niebawem, obracając oczy na łoże, którego kotary były rozchylone z powodu gorąca, ujrzałem przedmiot, który pochłonął całą mą uwagę: była to młoda kobieta, która, mimo rozlegającego się właśnie grzmotu, spała głębokim snem... Zbliżyłem się... wzruszony, zachwycony... Gdy tak upajałem się rozkoszą oglądania jej, zbudziła się.
„Wyobraźcie sobie jej zdumienie, gdy ujrzała w swoim pokoju, w nocy, obcego mężczyznę. Zadrżała na mój widok i wydała krzyk... Starałem się ją uspokoić; przyklękając na jedno kolano, rzekłem: „Pani, zechciej być bez obawy...“ Krzyknęła na dworki... Ośmieliwszy się nieco w obecności służebnej, spytała wyniośle kto jestem etc. etc.“
Oto pierwsze widzenie, którego niełatwo zapomnieć. Cóż głupszego, przeciwnie, w naszych dzisiejszych obyczajach, niż urzędowna i niemal sentymentalna prezentacja młodej dziewczynie jej przyszłego! Ta legalna prostytucja obraża wręcz uczucie wstydu.
„Widziałem dziś popołudniu, 17 lutego 1790 (powiada Chamfort), uroczystość t. zw. rodzinną, to znaczy ludzi uchodzących za uczciwych, czcigodne towarzystwo, cieszące się szczęściem panny de Marille, młodej osoby, pięknej, inteligentnej, cnotliwej, której się trafił ten los, że wychodzi zamąż za pana R., schorowanego, wstrętnego, plugawego, głupiego, ale bogatego starca, którego widziała dziś trzeci raz w życiu przy podpisywaniu kontraktu.
„Jeżeli co charakteryzuje znikczemniałą epokę, to podobny przedmiot tryumfu, niedorzeczność takiej radości, w perspektywie zaś świątobliwe okrucieństwo, z jakiem to samo towarzystwo będzie garściami sypało wzgardę na najlżejszą nierozwagę biednej młodej kobiety, gdy się jej zdarzy pokochać“.
Wszystko co jest obrzędem, co ma charakter rzeczy sztucznej i przewidzianej, gdzie chodzi o to aby się zachować przyzwoicie, poraża wyobraźnię i zostawia jej wrażliwość jedynie na to co jest przeciwne celowi obrzędu, co jest śmieszne; stąd magiczny skutek najmniejszego żartu. Biedna dziewczyna, wylękniona i cierpiąca w poczuciu wstydu podczas urzędowej prezentacji narzeczonego, może myśleć jedynie o roli jaką odgrywa; też niezawodny sposób stłumienia wyobraźni.
O ile sprzeczniejsze ze wstydem jest iść do łóżka z człowiekiem, którego widziało się ledwie dwa razy, po trzech łacińskich słowach wymówionych w kościele, niż oddać się bezwolnie człowiekowi, którego się ubóstwia od dwóch lat. Ale zaczynam mówić językiem niedorzecznym.
P.....[2] jest obfitem źródłem występków i nieszczęść, jakie idą w ślad naszych dzisiejszych małżeństw. Uniemożliwia swobodę młodym dziewczynom przed ślubem, a rozwód, kiedy się oszukają, lub raczej kiedy je oszukają w wyborze jaki im narzucono. Spójrzcie na Niemcy, ów kraj dobrych małżeństw; urocza księżna de Sagan; wyszła zamąż najuczciwiej w świecie po raz czwarty i zaprosiła na wesele trzech poprzednich mężów, z którymi jest bardzo dobrze. To już zbytek; ale jeden rozwód, który karze męża za tyranję, zapobiega tysiącom złych małżeństw. Najzabawniejsze jest, że nigdzie się nie widzi tyle rozwodów co w Rzymie.
Miłość lubi, od pierwszego widzenia, fizjognomję, która zwiastuje coś godnego szacunku i współczucia.
- ↑ Narzeczona z Lammermoor, miss Asthon. Człowiek, który coś przeżył, znajdzie w pamięci mnóstwo przykładów miłości, raczej będzie miał kłopot z wyborem. Ale, jeżeli chce pisać, nie wie już, na czem się oprzeć. Zdarzenia z towarzystw w których żył zbyt obce są publiczności, trzebaby wiele czasu aby je opisać ze wszystkiemi odcieniami. Dlatego cytuję powieści powszechnie znane, ale pojęć, które podsuwam czytelnikowi, nie opieram na tych zmyśleniach, przeważnie czczych i kreślonych raczej dla malowniczości niż dla prawdy.
- ↑ Zapewne papizm.