O miłości (Stendhal, tłum. Żeleński, 1933)/Tom I/Rozdział XXXIX bis
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | O miłości |
Wydawca | Bibljoteka Boya |
Data wyd. | 1933 |
Druk | Drukarnia Zakładów Wydawniczych M. Arct, S.A. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Tytuł orygin. | De l’amour |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I Cały tekst |
Indeks stron |
Skok leukadyjski to piękny obraz stworzony przez starożytność. W istocie, lekarstwo na miłość jest prawie że niemożliwe.
Trzeba nietylko niebezpieczeństwa, któreby ściągnęło gwałtownie uwagę człowieka na troskę o własne ocalenie[1], ale, co o wiele trudniej, trzeba ciągłości ostrego niebezpieczeństwa, któregoby można uniknąć wysiłkiem zręczności, iżby nawyk myślenia o własnem bezpieczeństwie miał czas się rozwinąć. Nie widzę nic w tym rodzaju prócz burzy szesnastodniowej, jak w Don Juanie[2], lub rozbicia się pana Cochelet u Maurów; inaczej człowiek oswaja się szybko z niebezpieczeństwem, a nawet zaczyna myśleć o ukochanej z tem większym urokiem, kiedy jest na wedecie o dwadzieścia kroków od nieprzyjaciela.
Powtarzaliśmy to zbyt często może, że mocno kochającego człowieka wszystko co sobie wyroi przejmuje rozkoszą lub drżeniem i że niema w naturze nic, coby mu nie mówiło o ukochanej. Otóż, rozkosz lub drżenie stanowią zajęcia bardzo interesujące, wobec których bledną wszystkie inne.
Przyjaciel, który chce uleczyć chorego, powinien przedewszystkiem być zawsze po stronie ukochanej kobiety; wszyscy zaś przyjaciele mający więcej dobrej woli niż zręczności postępują z reguły odwrotnie.
Kto tak czyni, ten porywa się, ze śmiesznie nierównemi siłami, na ową całość uroczych złudzeń, które nazwaliśmy niegdyś krystalizacją[3].
Przyjaciel-lekarz powinien mieć świadomość, że, skoro przyjdzie uwierzyć w jakąś niedorzeczność, wówczas, ponieważ kochanek musi albo przełknąć ją, albo wyrzec się wszystkiego co go wiąże do życia, przełknie, i, choćby był zresztą najrozumniejszym człowiekiem, będzie przeczył najoczywistszym przywarom i najdotkliwszym zdradom swej kochanki. W ten sposób, namiętna miłość, po niedługim czasie, przebacza wszystko.
Aby kochanek — przy charakterze rozsądnym i chłodnym — przełknął przywary, trzeba by je spostrzegł dopiero po kilku miesiącach kochania[4].
Nie starając się bynajmniej grubo i jawnie odciągać kochanka, przyjaciel-lekarz musi mu mówić do przesytu o jego miłości i jego ukochanej, a równocześnie stwarzać dokoła niego mnóstwo drobnych zdarzeń. Podróż, o ile odosobnią, nie jest lekarstwem[5]; nic równie tkliwie nie przypomina ukochanej jak kontrasty. W najświetniejszych salonach paryskich, w towarzystwie kobiet sławnych z uroku, najmocniej kochałem mą biedną kochankę, samotną i smutną w swojem małem mieszkanku, het, w Romanii[6].
Na wspaniałym zegarze lśniącego salonu dokąd byłem wygnany, śledziłem godzinę o której wychodzi pieszo, w deszcz, aby odwiedzić przyjaciółkę. Starając się zapomnieć o niej, odkryłem, że kontrasty są źródłem wspomnień mniej żywych lecz bardziej niebiańskich niż te, których się szuka w miejscu gdzie się ją niegdyś spotkało.
Iżby oddalenie zdało się na co, trzeba aby przyjaciel-lekarz był zawsze pod ręką, aby podsuwał kochankowi wszystkie możliwe refleksje tyczące jego miłości i aby silił się zaprawiać te refleksje nudą przez ich rozwlekłość albo niewczesność, dając im piętno komunałów: naprzykład być tkliwym i sentymentalnym po obiedzie skropionym dobrem winem.
Jeżeli tak trudno jest zapomnieć kobiety przy której zaznało się szczęścia, to dlatego, że istnieją momenty, w których wyobraźnia niestrudzenie roi i upiększa.
Kie wspominam o dumie, okrutnem i potężnem lekarstwie, którem wszakże tkliwe dusze nie rozporządzają.
Pierwsze sceny szekspirowskiego Romea tworzą cudny obraz; jakże daleko od człowieka, który powiada sobie smutno: She hath forsworn to love[7], do tego który wykrzykuje w upojeniu szczęścia: Come what sorrow can!
- ↑ Niebezpieczeństwo Henryka Mortona w Klydzie.
Old Mortality t. IV, str. 224.
- ↑ Nazbyt wychwalanego lorda Byrona.
- ↑ Jedynie dla skrócenia, i przepraszając za to nowe słowo.
- ↑ Pani Dornal i Serigny, Wyznania hr. *** Duclosa.
- ↑ Płakałem prawie codziennie (szacowne słowa z 10 czerwca).
- ↑ Salviati.
- ↑ „Przysięgła nie kochać!“