Obrona Olsztyna/Obraz
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Obrona Olsztyna |
Rozdział | Obraz |
Pochodzenie | Dzieła Aleksandra Fredry tom VI |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1880 |
Druk | Wł. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst Cały tom VI |
Indeks stron |
Na południe od Siewierza
Jeszcze wioski ogniem płoną.
W czarne słupy dym uderza
Tam gdzie w nocy blask czerwono
Znaczył drogę Elektorów.
Biada Polsce śród tych sporów!
Gwałt, łupieztwo, mord, pożoga.
Niech się dzieje wola Boga!
Z naszych włości gruz, popioły,
Znieważone i kościoły,
Ale ziemi wróg nie strawi,
Świętéj wiary nas nie zbawi.
Nie daremnie wczoraj rano
Oddalony huk słyszano.
Kto do ziemi przytknął ucho,
Słyszał odgłos po odgłosie
Jak rozszérzał się po rosie,
Coraz mocniéj, coraz głośniéj...
Jakby z piekieł jęczał głucho,
Aż się wicher zwrócił późniéj
I zamilkła nasza skała.
Hetmańskie to ponoś działa
Otworzywszy Zygmuntowi
Drogą Krakusa Stolicy,
Rakuskiemu dziś gościowi
Towarzyszą do granicy.
Bijące w Polskę pioruny
Nie wygasły jeszcze w niebie.
Wiosek naszych krwawe łuny
Pomsty wołają za siebie,
Lecz nie są znakiem niestety,
Że nieszczęścia już u mety.
Obóz wrogów na dolinie
Jużby nie stał w téj godzinie.
Na dolinie jeszcze ciemno,
Śledzić wrogów nadaremno...
Niedaleko sięgnie oko...
Mgły rozległy się szeroko...
Częstochowa niémi skryta,
Tylko klasztór Jasnéj góry
Jakby wyrósł z białéj chmury,
Złotym krzyżem słońce wita.
Rzućcie okiem czy od Mstowa
Kraj się jeszcze we mgle chowa?
Jak po ziemi cień obłoku,
Tak po łęgach mgła przegania;
Coraz szérzéj kraj odsłania,
Coraz więcéj stawia oku...
Jakieś dołem pręgi szare
Przez zrzadzoną widać parę...
Czy zarośla to nad strugą
Co się z lasu ciągną długo?..
Czy zagonów pokład świéży
Tu i owdzie wąsko leży?..
Łysło!.. Tu... tam..! to oręże!
Nieprzyjaciel!.. szyk bojowy!
Lecz odstępu i połowy
Kula jeszcze nie dosięże.
Do broni bracia!
Do broni!
Jeden konno ku nam goni.
Ledwie ziemi rumak tyka
Roztrąconą błyszcząc rosą,
Pod nim, zda się kraj umyka,
A na mieczu już z daleka
Wieje górą białe znamię.
Odpowiedzi niech nie czeka,
Moje działa ją odniosą
I powtórzy nasze ramie.
Póki Olsztyn wyżéj ziemi
A w Olsztynie Orzeł biały,
Póty Polak piersi swemi
Bronić będzie jego skały.
A jeśli nam przeznaczone
W gruzach Zamku wieczne łoże,
Gruzy tylko krwią kupione
Nieprzyjaciel posiąść może.
Napróżno śledzę oczyma...
Pośród tylu innych Znaków
Jednego proporca niéma,
Niéma dziś, niéma Polaków.
Jaśniéj widzieć będą oczy
I demeszka śmieléj błyśnie,
Gdy krwi polskiej nie wytoczy,
Gdy łzy polskiéj nie wyciśnie.
A teraz, na miejsca dzieci!
Nieście męztwo, pilność wszędzie!
Bóg, Polska i Zygmunt trzeci
Niechaj hasłem naszém będzie.
Bóg, Polska i Zygmunt trzeci!
Stójcie!.. Wstrzymajcie rozkazy!
Mężu! Czytaj krwawe słowa;
Twego dziecka droga głowa
Piérwsza idzie pod twe razy.
Dom najezdnik napadł skrycie,
Krwią uśpionych zmazał progi
I z kolebki porwał dziecię...
Porwał, porwał jak zwiérz srogi!
Dziś na czele pierwszéj roty
Co się zbliży pod twe wały,
Chce nieść dziecię, z rąk pieszczoty,
Na ojcowskie chce nieść strzały!..
Albo wystąp z bram Olsztyna,
Albo stracisz twego syna.
Stracę.
Stracisz? stracisz? Boże!
Łatwo słowo z ust ucieka,
Ale zwrócić nic nie może,
Chociaż życie w niém człowieka.
Ach! rzuć okiem, rzuć do koła,
Na tę liczbę przeciwników,
Na warowni zdarte czoła,
Na ostatki własnych szyków...
Zewsząd ludzkość na cię woła:
Próżny opór!.. krwi twych braci
Nie przelewaj samowładnie,
Bo Ojczyzna synów traci,
Bo krew cała na cię spadnie.
Już sztandary z wiatrem wieją,
Bęben zwolna marsz wybija,
Jakby liczył krople krwawe,
Co się dzisiaj z serc wyleją.
Już się łamie skrzydło prawe...
Za niém środek roty zwija.
Już, już idą!.. krok po kroku
Coraz bliżéj... O mój Boże!
Zwróćcie ku mnie wasze bronie...
Niech je wszystkie mam na oku...
Strzał przypadkiem wypaść może,
Niechże utkwi w mojém łonie.
Idź Heleno w niewiast grono!
Nie zachwiejesz przedsięwzięcia.
Jest dla męża droższe łono,
Niż małżonki, niż dziecięcia:
Łono spólnéj Matki naszéj
Gdy jéj świętéj bronić trzeba,
Łza nie zmiękcza, wróg nie straszy...
A gdy synów dają Nieba,
Polak za to dzięki składa,
Że już więcéj krwi posiada,
Którą zawsze chętnie traci
Za Ojczyznę, za współbraci.
Jak się tylko piérwsza rota
Do strumienia zbliżać będzie,
Niechaj działo strzały miota
Powtórzone w całym rzędzie.
Jeszcze chwilę, chwilkę jednę!..
Nasze dziécię, dziécię biedne
Pewnie w obcych zimnéj dłoni
Ku rodzicom rączki wznosi,
Ich opieki łzami prosi:
Niech mnie Ojciec... Matka broni...
Niech z ratunkiem prędko spieszą...
Niech utulą, niech pocieszą.
A miast pieszczot... Cóż cię czeka?!
Śmierć okropna z Ojca ręki...
Może nawet srogie męki
Nim się zawrze twa powieka.
Mężu!.. Ojcze!.. wspomnij sobie,
Wspomnij syna miłość k’tobie,
Jak uśmiechem zawsze witał,
Jak cię żegnał zawsze łzami,
Jak się twojéj szyi chwytał,
Jak rozczulał pieszczotami...
A dziś, oczka — turkus żywy,
Kręte włoski — jedwab jasny,
Krwią zabryzga ojciec własny,
Ojciec, sławy tylko chciwy.
Baczność!
Przebóg!
Ach litości!..
Może zmienią zamysł srogi...
Wrocą dziecię méj miłości,
Moje dziecię! skarb mój drogi!
Nieprzyjaciel przy strumieniu.
Rozkaz dany.
Lecz z nim dziecię.
Ujrzę go więc jeszcze przecie.
Jeden rozkaz czyż za mało?
Gdzie?... gdzie.
Baczność!.. piérwsze działo...
Stój okrutny!.. Na sumieniu
Mord dziecięcia jak świat waży...
Idź do przedniéj wrogów straży,
Co chce walczyć tak zdradziecko,
Idź, powiedz im że tu matka,
Matka, patrzy na swe dziecko.
A jeżeli do ostatka
Czucie w sercach nie wygasło,
Na najświętsze ludziom hasło:
Miłość matki, promień Boga,
Zmieni zamiar przemoc sroga,
Odda dziécię tu do serca,
Gdzie nie sięgnie go morderca,
Bo pierś matki, bo pierś moja,
Dla dziecięcia święta zbroja.
Cóż się dzieje?! Tyleż razy
Mamże z duszy rwać rozkazy?!
Stój!
Bóg z tobą dziécię moje.
Patrzcie! z góry błyszczą zbroje.
Nasi! Nasi!
Orzeł świéci!
Bóg, Polska i Zygmunt trzeci!
To hetmańskie hufce z boku!
Las proporców w doły spada!
Nieprzyjaciel szyki składa.
Do wstecznego zmuszon kroku.
(spojrzawszy z murów i ujmując rękę Chorążego).
Zwłoki... twoja... ręka zbierze.
(przystępując do klęczącéj Heleny)
Już Heleno... już się stało...
Już go wzrok nas nie obaczy...
Dla Ojczyzny padł w ofierze...
Wcześnie... lecz jak Polak z chwałą.
A Bóg dobry łzę przebaczy.
Serce matki, matce głosi
Ostatni oddech dziecięcia,
Co daleko jéj objęcia
W lepsze światy się unosi.
Patrz, jak płynie w tym obłoku...
Uśmiech w twarzy, błogość w oku...
Włoski jego w koło czoła
Bóg przemienia w blask Anioła...
Jakby polot świętych myśli
Pędzi w górę, Nieba tyka,
I krwią czystą męczennika
Na wieczystém tle sklepienia
Ojca swego imię kréśli
Obok Ojczyzny imienia.
Już jak obłok... cień... mgła... para...
Serce tylko polot słyszy...
Coraz wyżéj!... coraz ciszéj...
W Niebie rodziców ofiara.