[255]
[257]
I.
Witaj wolności Aniele!
Nad martwym wzniesiony światem.
Oto w Ojczyzny kościele,
Ołtarze wieńczone kwiatem,
I wonne płoną kadzidła!
Patrz! tu świat nowy — nowe w ludziach życie.
Spójrzał — i w niebios błękicie,
Malowne pióry złotémi
Roztacza nad Polską skrzydła;
I słucha hymnów tej ziemi.
II.
A tam, już w cieniu wieków za nami się chowa
Duch niewoli, i dumną stopą depcze trony.
Zgina się pod ciężarem skrwawionéj korony,
Mówi — ale niezrozumiałe z ust wychodzą słowa.
Tak obelisk, co niegdyś pisanym wyrazem
Dziwił ludy, obwiany mgłą kadzideł dymu,
Dziś przeniesiony do Rzymu,
Niezrozumiały ludom — umarły — jest głazem.
III.
Niegdyś, Europa cała
Była gotyckim kościołem.
Wiara kolumny związała,
Gmach niebo roztrącał czołem...
[258]
Drżącym od starości głosem
Starzec, pochylony laty,
Trząsł dumnym mocarzy losem.
Zaglądał w królów siedziby,
Zaledwo promyk oświaty,
Przez ubarwione gmachu przedzierał się szyby.
Jakiś mnich stanął u proga,
Kornéj nie uchylił głowy,
Walczył słowami Boga.
I wzgardził świętemi kary.
Upadł gmach zachwiany słowy,
Błysnęły światła promienie...
Piérwsze wolności westchnienie
Było i westchnieniem wiary.
IV.
Jak sosny niebotyczne, urośli królowie,
Deptane prawa Ludów, gdzież znajdą mściciela?...
Na Albionu ostrowie,
Kromwel — Któż nie zna Kromwela?...
On dawną krwią Stuartów zalał stopnie tronu,
I nie chciał na nie wstąpić — on pogardził tronem.
I czémże dzisiaj jest król Albionu?
Błyszcząca mara — widziadło,
Xiężyc na niebie zamgloném,
A słońce praw oświéca tę postać wybladłą.
Ale wielcy mężowie zasiedli do steru,
Świątynią praw dźwigają tysiączne kolumny,
Patrzcie! jak długim rzędem za trumnami trumny
Wchodzą w posępne gmachy Westminsteru.
V.
O świat nowy Hiszpańskie uderzyło wiosło,
Tam brat zaprzedawał brata...
Na lądzie nowego świata,
Żałobne drzewo wyrosło,
[259]
Pod którém schyleni w trudzie,
Marząc o szczęściu boleśnie,
Usypiali tłumem ludzie,
Tłumami konali we śnie
I śmiercią sen płacili — bo o lepszéj doli,
Pod tém się drzewem ludziom o wolności śniło.
Było to drzewo niewoli,
Rosło nad grobem — świat już był jedną mogiłą.
Ostatni więc człowiek skona,
Śmiercią z należnych władcom wypłaci się danin?
O nie! na głos Waszingtona
Zmartwychwstał Amerykanin.
I zaprzysiężoną święcie
Wolność okrył wieńcem sławy.
A drzewo śmierci było masztem na okręcie
I zgon niosło na ludy Saxońskie — i nawy.
VI.
Więc słońce już w wolności krajach nie zachodzi?
Wolności skrzydła całą osłoniły ziemię.
Godném jest oczu Boga wolnych ludzi plemię,
On Bohatérów nagrodzi.
VII.
Jakiż to dzwon grobowy?
Z wiejskiego zabrzmiał kościoła?
Idzie tłum pogrzebowy,
Schylone do ziemi czoła.
Trumna, — za trumną dzieci,
Smutna przyjaciół drużyna
Bladą gromnica świéci,
Ciche modły powtarza.
Weszli we wrota cmentarza
Pod trumną ramię syna.
Czarną dręczeni rospaczą
[260]
Czarna okryci żałobą...
Czemuż płaczą nad sobą?
Bogatą wezmą spuściznę.
Dla czegóż nad nim płaczą?...
W grobie zapomni troski.
Bracia! — on umarł — on był ostatnim z téj wioski,
Co widział wolną ojczyznę.
Synowie jeszcze po nim nie zdjęli żałoby,
Już na wolnéj żyją ziemi.
Idźmy więc nad ojców groby,
Wołajmy Bracia nad niemi,
Może usłyszą w mogile?...
VII.
Widziałem jak młodzieniec w saméj wieku sile,
Strawiony własnym ogniem — przeklął ogień duszy,
Wołał - czemuż Bóg więzów moich nie roskruszy?...
Lecz wszędy cichość grobowa:
A więc sam odpowiadał — „jestem panem życia”
Okropny rospaczy słowa.
Z umysłowych władz rozbicia,
Została ta myśl straszliwa.
I bladość śmierci lice wyniosłe okrywa.
Ta jedna myśl, tysiączne urodziła myśli,
Straszna ciérpienia potęga,
Umysł je rozwija — kryśli.
Z niedowiarstwa marą sprzęga.
O niedowiarstwo! Ty piekieł pochodnią
Niszczysz mgłę marzeń i blask urojenia złoty.
Gdzież cnota?... nie ma cnoty!...
I zbrodnia nie jest zbrodnią.
Na niepewnéj ważysz szali,
Wzniosłe uczucia w człowieku...
Już wszyscy tak myśleli — i wszyscy wołali,
Jet to chorobą czasu! — jest to duchem wieku!
Ta ciemność była tylko przepowiednią słońca.
Wolności widzim Anioła.
Wolności powstał obrońca.
[261]
Podnieście wybladłe czoła!
Daléj! do steru okrętu,
Daléj! na morskie głębinie.
Rzućmy się w odmęt — z odmętu
Może nie jeden wypłynie.
Podobni do Nurków tłumu,
Co do morskiéj toną fali;
Wśród wirów kręceni szumu,
Już ich fala w głąb porywa;
Ale nie jeden wypływa,
Bliski brzegu, lub daleki,
Ten niesie gałąź korali,
Ów w Amfitryt trąbę dzwoni.
Lecz nie jeden zniknie w toni.
W morzu zostanie na wieki.
[262]
Do str. 235 w.29.„Jakiś mnich stanął u proga” Luter.
Do str. 236 w.58. W Ameryce znajduje się drzewo nazwane drzewem śmierci, pod którém zasypiający człowiek umiéra.