Onufer/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Onufer |
Pochodzenie | Nowele cykl Obrazki więzienne |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1897 |
Druk | P. Laskauer & W. Babicki |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały Onufer Całe Obrazki Całe Nowele |
Indeks stron |
Na kilka tygodni przed wyżej opisaną kancelaryjną sceną, jedno z pism miejscowych podało następujący artykuł:
«Sądowa izba warszawska rozpatrywała w dniu wczorajszym na pełnem posiedzeniu sensacyjną sprawę o zabójstwo kupca N., właściciela sklepu towarów kolonialnych w X., spełnione w miesiącu wrześniu r. b.
Sprawa ta, po wysłuchaniu oskarżonego i świadków, przedstawia się jak następuje:
Przed dwoma blizko laty kupiec N. przyjął za parobka Onufrego Sęka, pochodzącego ze wsi Witaszewice powiatu * * *, gubernii * * *, który po nastąpionej tamże pogorzeli, do miasta, szukając zarobku, przybył. Powołani świadkowie zgodnie zeznają, iż Onufry Sęk obowiązki swoje sumiennie pełnił, dobra pańskiego wiernie pilnował, trzeźwy był, uczciwy i spokojny.
Co zaś do osoby samego kupca N., utrzymują oni, iż dla służby bywał srogi, źle ją żywił i w wypłacie zasług krzywdził. Zeznają dalej świadkowie, między którymi jest wielu dawnych sług zabitego, iż żaden z nich dłużej nad kwartał w służbie tej wytrwać nie mógł, a byli i tacy, którzy ją już po kilku dniach rzucali. Gdy zaś przy wzrastającej zgryźliwości i porywczości charakteru kupca N., który bezżennym będąc, sam gospodarstwo prowadził, coraz trudniej o ludzi było, Onufry całą robotę w domu i w sklepie sam spełniać musiał, gotując przytem i usługując do stołu pryncypałowi. Usługiwanie to i gotowanie najwięcej mu się przykrzyło. Kupiec bowiem, ilekroć mu parobek w czem nie dogodził, rzucał w niego to szklankę z wodą, to widelec, to talerz z zupą, tak iż w kamienicy zwyczajną było rzeczą widzieć parobka poparzonym, pokrwawionym, z sińcami i guzami na głowie i twarzy. Dziwiono się powszechnie, dla czego Onufry innej sobie służby nie szuka, ale źle płacony, licho żywiony i codziennie poniewierany, mimo to pana swego się trzyma. Ci, którzy na uczciwość i pracowitość parobka zblizka patrzyli, podejmowali się nawet dobre miejsce mu nastręczyć; ale Onufry odstać od kupca nie chciał. Po każdej nowej krzywdzie widziano go, jak siedząc na schodkach od podwórza gorzko płakał, ale gdy kupiec na niego zawołał, łzy ocierał i znów do roboty stawał. Tajemnicą tej wytrwałości było niezmierne przywiązanie parobka do dwunastoletniego Julka, chłopca sklepowego, sieroty, który równie poniewierany jak Onufry, miejsca przecież opuścić nie mógł, ponieważ oddany tam został przez opiekuna swego, a zarazem powinowatego kupca N. Jeden ze świadków opowiada, że nieraz widział jak chłopczyna z płaczem na piersi parobkowi się rzucał i jak Onufry pocieszał, głaskał i całował sierotę; jak go nawet na ręce brał, niby małe dziecko. Sypiali też razem na pawlaczu w kuchence, a kiedy parobkowi udało się kilka złotych zasług otrzymać, to buty chłopca do podzelówki dawał, choć sam w drewnianych trepach tylko chodził, to mu czapkę kupił, to nawet brudne koszule Julka sam nocami pierał, za uprasowanie ich płacąc stróżce po parę groszy. Sierota też całem sercem do parobka przyrósł, a kiedy widział, że Onufry nad dolą swoją płacze, przynosił mu to parę kawałów cukru, to kilka rodzynków, rzucał mu się na szyję i poty go całował, póki się Onufry nie rozjaśnił.
W niedzielę, dnia szóstego września, to jest w dniu, kiedy zabójstwo spełnionem zostało, Julek do opiekuna swego od rana, jak zwykle w święto poszedł, parobek zaś obiad zgotował i na stół podał. Pan jego był w wyjątkowo złym humorze, i pod pretekstem że zupa przesoloną została, wazkę cynową z gorącym krupnikiem w twarz parobkowi cisnął, poczem resztę obiadu zjadłszy, na sofkę w stołowym pokoju stojącą, dla poobiedniej drzemki się położył. Parobek się tymczasem wypłakał, obmył i ze stołu sprzątać bez żadnej złej myśli przyszedł, gdy jednak dręczyciela swego uśpionym zobaczył, złość i żałość w nim zakipiała, chwycił wielki gwicht, w kącie pokoju na decymalnej wadze stojący i uderzywszy nim śpiącego w głowę, na miejscu go zabił. W tej właśnie chwili wbiegł na próg powracający Julek i zobaczywszy trupa, który się z sofki na ziemię stoczył, zakrzyknął. Onufry bezprzytomnie ku niemu się rzucił, za szyję chłopczynę chwycił i trzymanym jeszcze w ręku gwichtem w głowę ugodził. Krew i mózg bryznęły wysoko na ścianę, a chłopiec jak stał, tak padł, raz tylko krzyknąwszy. Przybyłym w parę godzin po katastrofie przedstawił się następujący widok:
Kupiec N. leżał na podłodze martwy, tuż obok wybitej skórą sofki, przy drzwiach zaś mały, rozciągnięty na ziemi sierota, z głęboko pękniętą czaszką.
U nóg chłopca leżał wpół nieprzytomny parobek, ściskając jeszcze morderczy gwicht w ręku.
Ujęty nie bronił się i do spełnionego podwójnego zabójstwa odrazu się przyznał. Ma on lat 25, a odznacza się niezwykle silną budową i olbrzymim wzrostem. Gdy mu na sali sądowej przedstawiono poplamione krwią ubranie zabitego chłopca, zachwiał się i padł zemdlony. Publiczność jest niezwykle zajęta tą nader sensacyjną sprawą, o której dalszym przebiegu czytelników naszych poinformować nie zaniechamy. »