Ostatni film Evy Evard/IX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ostatni film Evy Evard |
Pochodzenie | trylogia Żółty krzyż tom II |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1933 |
Druk | Drukarnia Zakładów Wydawniczych M. Arct, Sp. Akc. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Rumor ostatniego zwycięstwa i rozprzężenie, które oddawna już ogarnęło było centralne władze państwowe a o tej porze dotarło i do najwyższych szczytów armji, uratowały na pewien czas stanowisko generała Sittenfelda. Osobisty przyjaciel głównego agenta koalicji, kochanek Evy Evard, która opętała go intrygą, wyzyskała jego zaślepienie na szkodę Niemiec a wreszcie wymknęła mu się do Paryża, zdołał pomimo rozgłosu tych skandalów utrzymać się na stanowisku szefa kontrwywiadu.
Oczywiście kapitan Gutzner był pierwszym w cesarstwie niemieckiem, który zdobył wiadomość o uwięzieniu w Paryżu Evy Evard. Przez wydział prasowy ministerstwa wojny dał o tem skromną notatkę do prasy, gdzie jednak było zaznaczone, że oszczercze plotki uliczne związane z tą znakomitą osobistością uwłaczały zarówno jej, jak wysokim i odpowiedzialnym czynnikom państwa, które nigdy nie uchybiły swoim obowiązkom, ale związane tajemnicą służby nie mogły, rzecz prosta, — i t. d. it. d.
Ta rzecz prosta przez powyższą notatkę zawikłała się teraz i stała się dwuznaczną i wieloznaczną — nieodgadnioną.
Kapitan Gutzner skromnie siedział przy adjutanckim stoliku, czekając na efekt swego posunięcia, gdy szef zaczął przeglądać poranne dzienniki. Generał wkrótce przestał szeleścić szmatami gazet i zadumał się. Wsparł się na rękach i zapatrzył się w okno, po chwili ukrył twarz w dłoniach i myślał. Kapitan Gutzner uznał, że trwało to za długo... Czyżby generał był pod przykrem wrażeniem oczekiwanego zresztą faktu? Czy mu żal Evy? A może odezwało się przelotnie tak zwane sumienie? Zapewne uważa że notatka jest zbyt ryzykowną? Myli się, każde jej słowo jest zważone i przemyślane.
Kapitan Gutzner był dostatecznie zaprawiony w cynizmie swojego zawodu, ale jako młody człowiek niezawsze jeszcze zgadywał swego zwierzchnika. Generał zasłonił twarz rękami poprostu dlatego, że chciał ukryć przed adjutantem swoją radość a zarazem odegrać komedję poruszonego serca — służba służbą, ale, do djabła, jest się przecież człowiekiem... Wyglądało to na słabość, ale doprawdy wstyd było w tak drażliwej sprawie pominąć wszelkie ceremonje.
— Gutzner, kto redagował notatkę?!...
Kapitan nie odpowiedział, skulił się i uśmiechnął się z wdziękiem najskromniejszego winowajcy, jego niezdecydowane rozłożenie ramion mówiło — cóż robić, panie generale, robi się, co można... Tu zerknął na generała i dopiero dostrzegł w nim znamiona najwyższego zadowolenia, źle maskowane przez przesadną surowość i fałszywą melancholję, która zupełnie nie trzymała się na nieudolnie zatroskanem czole.
— Kapitanie Gutzner!
— Rozkaz, panie generale!
— Kto pana upoważnił do podobnie skandalicznego komentowania wzmiankowanego faktu! Dlaczego pan nie odwołał się do mnie? Więc ja z gazet mam się dowiadywać o wydarzeniu tej miary?
— Telefonowałem wielokrotnie, panie generale...
— Przez cały wieczór byłem w domu! Pan zapewnie zapomniał mojego numeru? Kapitanie Gutzner!
— Słucham, panie generale!
— Ta notatka jest łajdacka!
— W tym duchu właśnie ją redagowałem...
— Jest w najwyższym stopniu niezgrabna! Wypada na to, że sami zdradzamy nasze sekrety i wsypujemy oddaną nam osobę! Idjotyzm!
— Ta niezręczność jest rozmyślną, między innemi ma ona za zadanie poprzeć oskarżenie... Mam informacje, że przy niezmiernych stosunkach pani Evard jej proces może się stać czczą formalnością.
— I pan sądzisz, że ich Drugie Biuro weźmie się na taki kawał?
— Weźmie się bezwątpienia!
— Na tak ordynarną insynuację, szytą białemi nićmi?
— Białe nici bywają nieraz bardzo mocne, panie generale! W mojej notatce są one tak wyraźnie białe, że przez to samo stają się zupełnie czarne.
— To jest tylko gra słów, zwyczajny witz.
— Przepraszam pana generała... Psychika ich Drugiego Biura a więc i sądu wojennego jest nastawioną na ostrą walkę z wysokiemi protekcjami oskarżonej — ambicja zawodowa. Moją notatkę pochwycą tam z najwyższą radością i, nie przyglądając się jej zanadto, umieszczą na honorowem miejscu w „dossier“ Evy Evard.
— Jej adwokat w jednej chwili obali całe to głupstwo.
— Zgóry wiadomo, że adwokat będzie się starał obalić pokolei wszystkie zarzuty i dowody, zresztą cóż znaczy adwokat przed sądem wojennym w czasie wojny, a do tego, gdy oni tam po naszych druzgocących zwycięstwach zdychają ze strachu i z wściekłości. Moment psychologiczny...
— Gutzner, byle tylko nie za dużo psychologji — bo przesolisz!
— Uwaga zupełnie słuszna, panie generale, o nieprzesoleniu dobrze pamiętam, więc zrobimy jeszcze tylko jedno drobne posunięcie dla uzupełnienia efektu dzisiejszej notatki, naturalnie jeżeli pan generał się nie sprzeciwi...
— Proszę!
— Puszczę jutro drugą notatkę, zresztą mam ją gotową, gdyż dopiero obie wzięte razem... Będzie to komentarz, mający za zadanie naprawić niezgrabność dzisiejszej wzmianki, coś w rodzaju „dementi“, ale dość zawiłe i w miarę głupie, jak zazwyczaj bywa w kłopotliwych sprostowaniach urzędowych... Będzie to dla Francuzów niezbitym dowodem, że nasza pierwsza notatka ze swoją straszliwą „gaffą“ zawiera właśnie czystą prawdę.
Generał rozważał rzecz w milczeniu, zachmurzył się, aby ukryć swój zachwyt, choć adjutant widział go dobrze, wreszcie nastawił głos na oburzenie, niemal na grozę.
— Ach szelma... Co to za szelma!...
— Pan generał myśli o naszej pani Grecie?
— Nie, mówię o panu.
— Bardzo mi to pochlebia, pan generał jest zbyt łaskaw na skromnego kapitana...
— Będziesz majorem, Gutzner, za dwa tygodnie przeczytasz się w dzienniku rozkazów, zapomniałem ci wczoraj powinszować.
— Panie generale... Doprawdy...
— No — no... No — no... Siadajże pan — bronił się generał przed wybuchem wdzięczności adjutanta. — I do rzeczy! Wspomniał pan o Grecie...
Czy przysłała świeży raport?
— Wczoraj przybył umyślny agent łącznikowy ze sprawozdaniem ustnem, bo Greta boi się pisać, mam to zastenografowane, tylko jeszcze nie przepisane. Akcja rozwija się najpomyślniej. Wszelkie podejrzenia, tajne obserwacje i różne zasadzki na Gretę ustały, teraz mają już do niej absolutne zaufanie i zaraz po procesie pani Evard, z którym się tam bardzo śpieszą — ma być wysłaną nad Ren do Leverkuzen i Ludwigshafen dla zdobycia informacji o nowych substancjach gazowych, odkrytych jakoby przez Wagera. Wówczas i my ją zobaczymy i dowiemy się bezwątpienia bardzo ciekawych rzeczy, których nie chciała powierzyć łącznikowi. Narazie garść nowin — cała opinja jest strasznie zawzięta przeciwko pani Evard, więc adwokat, choć będzie się domagać uniewinnienia, spodziewa się jednak skazania do dwóch lat — maximum. Jego hipoteza o intrydze niemieckiej, którą uzgodnił z oskarżoną, jest już teraz w Drugiem Biurze i w ścisłych sferach ministerjalnych przedmiotem drwin jako rozpaczliwa bajda, wylęgła w wyobraźni osaczonej gwiazdy filmowej. Wysokie protekcje zawiodły, opinja nie daruje nigdy pani Evard, że ośmieliła się być w Berlinie neutralną, opinja wierzy ślepo w jej winę i domaga się najsurowszego wyroku. Głosy prasy — ten proces powinien się zakończyć w fosie Vincennes... — Sąd ma zapomnieć o sławie znakomitego imienia... — Jeżeli którykolwiek z jej wysokich a znanych redakcji wielbicieli poważyłby się interwenjować...
I tym podobne.
— Ta fosa w Vincennes... Bój się Boga, Gutzner — żebyś nie przesolił... Nie chcemy iść za daleko! Dla mnie osobiście... Dla słusznego odwetu Niemiec wystarcza, że siedzi i posiedzi jaszcze w więzieniu. Gdyby ją uwolnili, byłbym szczerze rad.
— Panie generale, muszę trochę formować ponad potrzebę, niejako na zapas, ale ja sam jestem zdania, że już osiągnęliśmy zamierzony cel.
— No, to przesada. Naprzykład obawiam się bardzo konfrontacji, wojna wojną, ale w tej ich demokratycznej republice mogą do tego dopuścić... Pan znasz Evę z ekranu? Ona zaimponuje sędziom i pogrąży naszą małą szelmę, ona potrafi tak spojrzeć...
— Wykluczone, panie generale! Greta nie jest małą szelmą — to szelma na wielką skalę, dużobym dał, żeby ujrzeć ich pojedynek przed sądem. Na Gretę nie podziałają żadne miny ani najlepsze kreacje pani Evard! Ta wytrzyma wszystko. Ale niema mowy o konfrontacji, oskarżona ani jej adwokat nie dowiedzą się nigdy, kto był głównym świadkiem!
— Ejże...
— Najlepszy dowód, że naszą Gretę zamierzają wysłać do nas z powrotem ze specjalną misją, więc nie będą jej przecie pokazywać przed sądem?
— Cóż ona jeszcze ciekawego przysyła za tym razem? Sytuacja ogólna?
— Szczegółowy wykaz wojsk amerykańskich, wyładowanych we Francji do dnia piętnastego bieżącego miesiąca — miljon i pięćdziesiąt siedem tysięcy!
— Bluff!
— Pięćdziesiąt trzy pełne dywizje!
— A więc biorąc po dziesięć tysięcy...
— Dywizja amerykańska liczy dwadzieścia tysięcy ludzi, panie generale.
— Patrzajcie go, on musi wszystko wiedzieć... Cóż dalej? Clemenceau trzyma się?
— To on trzyma wszystko w żelaznej garści, wygadują na niego niestworzone rzeczy, nienawidzą go, a boją się... Pocichu zaś każdy przyzna, że on jeden zdoła uratować Francję i koalicję — tacy już są Francuzi.
— A Greta nie wywąchała tam kogo z ich ludzi, co się tu u nas jeszcze kręcą?
— Możliwe, ale ona ma jedną wadę, że nigdy nie melduje wszystkiego co wie, dużo zachowuje dla siebie, ręczę że i z szajki Abbegglena zostawiła sobie cośniecoś w rezerwie.
Z chwilą, gdy Eva Evard znalazła się we francuskiem więzieniu, stanowisko generała umocniło się ostatecznie. Wierny Gutzner nie zaniedbał niczego, by uratować swego szefa, a ten, udając, że nie bardzo wie o co chodzi, pozwalał na wszystko i pieniędzy nie szczędził. Dziś, gdy nareszcie przyszła upragniona wieść, nastał dla zdręczonego generała dzień tryumfu. Ustaną plotki i ośmieszające anegdoty berlińskiego światka, a władze wyższe, sam pan minister, sam szef gabinetu wojskowego J. C. Mości poznają wkońcu jakiej miary człowiekiem jest Sittenfeld. Były to względy wielkiej doniosłości życiowej, ale czyż sama karjera daje szczęście?...
Szczęściem prawdziwem była rozkosz zemsty, pycha zwycięstwa, odniesionego w najtrudniejszych warunkach, przekroczenie granic ludzkich, przezwyciężenie niepodobieństwa. Dosięgnął ją znienawidzoną w bezpiecznem ukryciu za frontem nieprzyjacielskim, przez jej ukochanych Francuzów wtrącił ją do więzienia, wydał ją na łup sądu wojennego. Upajało go poniżenie najdumniejszej, najprzewrotniejszej kobiety, jaką znał, zdruzgotana jest jej wielka światowa karjera, odebraną jest z pod jej stóp ziemia Francji, jej jedyna ojczyzna, samo jej życie zawisło na wątłej nici przypadku, ślepego trafu, który feruje wyroki sądów wojennych w czasie wojny.
Widział swoją wyniosłą, wspaniałą Evę w nędznej celi więziennej, osamotnioną na świecie, bez wielbicieli, bez hołdowników, bez przyjaciół. Zbyt wysoko cenił jej rozum i przenikliwość, by wątpić, że wie ona doskonale i nieomylnie komu zawdzięcza swoją niedolę. Hipoteza o intrydze niemieckiej, o zemście „bezecnego Prusaka“ generała Sittenfelda za zawiedzioną miłość może być również sztuczką adwokacką, nieźle pomyślanym wybiegiem obrony — ale Eva jedna jedyna na świecie wie, że to prawda, i ona, strącona wielkość na dnie przepaści, przeklina go i musi, musi o nim myśleć, myśleć bez przerwy, dniem i nocą.
Czyż świadomość tego nie jest rozkoszą zemsty i rozkoszą duszy nieskończenie wyższą nad realne rozpętanie zmysłów? Czyż nie obalił jej do swoich stóp? Czuje jak drży w upokorzeniu. W strachu. W męce.