Ostatnie dni Pompei/Rozdział XI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Edward Bulwer-Lytton
Tytuł Ostatnie dni Pompei
Wydawca Bibljoteka Groszowa
Data wyd. 1926
Druk Zakłady Graficzne „Drukarnia Bankowa“
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Leo Belmont
Tytuł orygin. The Last Days of Pompeii
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XI.
Jona wpadła w sidła. Myszka usiłuje je przegryźć.

— O posłanniczko, świetniejsza od bogini tęczy, Irys! — sławił w zapale Nidję Glauk, odczytując list po sto razy. Ale jak zdołam przeżyć do jutra?
Kazał jej wielekroć opowiadać szczegóły wrażeń bytności u Jony, zapominając o tem, że niewidoma pobrała je skąpo, — radując się jej opowieścią i nie wiedząc, jak rani jej serce swoją miłością dla innej. Przed wieczorem odesłał ją z nowym listem i wiązanką przepysznych róż do Jony, a sam — ulegając wesołemu nastrojowi — zgodził się na propozycję przechadzki w cieniu świętych gajów i portyków z Klaudjuszem i Lepidusem, którzy przyszli wyrwać z samotności zdziwaczałego ostatnio przyjaciela. Śmiejąc się pobiegli przez ludne i oświetlone ulice.
Tymczasem Nidja, nie zastawszy Jony, z przerażeniem dowiedziała się od służby, iż pani poszła do Egipcjanina.
— Poszła tam pierwszy raz — zapewniała ją niewolnica. Biedna! nie wie nic o słuchach, które chodzą na temat biesiad Arbacesa. Rozmowy westibulu nie dochodzą do perystylu!
Nidja postanowiła ją ratować, ponieważ kochała Glauka więcej, niż siebie. Powróciła doń, a nie zastawszy go w domu, z jękiem padła na krzesło. Trzeba było działać spiesznie, aby wyrwać Jonę z niebezpieczeństwa, którego nie podejrzywała. Przywołała niewolnika.
— Czy Jona nie ma jakiego krewnego w Pompei?
— Owszem, brata Apaecidesa, kapłana Izydy.
Słyszała już to imię i doznała zgrozy tem większej. Była teraz pewna, że Arbaces w bracie i siostrze upatrzył jednako swoje ofiary.
— Brat pojmie. Idę do niego! — rzekła do siebie Wzięła kij, który stanowił jej oporę w wędrówkach po ulicach, których każdy zakręt dokładnie znała pamięcią niewidomej, i pośpieszyła do świątyni Izydy. Miała tym razem nadto przewodnika w niewolniku, któremu Glaukus nakazał stałą opiekę nad nią poza domem. Grubas, któremu o tej porze spać się chciało, poszedł za nią niechętnie.
— Ależ tu nikogo o tak później godzinie niema! — rzekł rozglądając się w świątyni.
— Wołaj! Dniem i nocą jeden z kapłanów czuwa u ołtarzy Izydy.
— W istocie! Jest ktoś w białej odzieży za posągiem.
— Kto mnie woła? — zapytał słaby głos na okrzyk niewolnika.
— Osoba, która przyszła objawić wyrocznie jednemu z waszego zgromadzenia, Apaecidesowi — rzekła Nidja.
— Jestem nim! — zbliżył się do niej.
— Chociaż poznaję twój głos, przysięgnij, że jesteś Apaecides.
— Przysięgam na bogów, na tę wzniesioną prawicę i na księżyc. Ale skąd znasz mnie, gdy jam ciebie nigdy nie widział?
— Słyszałeś głos mój, śpiewający na biesiadach śmierci u Arbaceesa. Wszak znasz je?
— O, znam!... Z czem przyszłaś do mnie?
— Zapytać, czy zezwoliłbyś, aby siostra twoja była biesiadniczką Arbacesa?
— Jak śmiesz stawiać mi tak niegodne pytanie!
— Bowiem jest nią w tej chwili.
Skoczył ku niej blady i drżący:
— Był-że by tak zuchwały?! Dziewczyno, jeżeli skłamałaś, rozerwę cię na sztuki.
— Rzekłam prawdę. Jest tam po raz pierwszy. Dopełniłam swojej powinności. Teraz ty pełnij swoją.
— O, Nemezys! Kara twoja jest zasłużoną! — porwał się za głowę.
Ochłonął... Narzucił wielki płaszcz, który ukrył jego świętą odzież. Idąc przez osamotnione ulice w towarzystwie milczącej swojej towarzyszki, zgrzytał zębami i mruczał:
— Jeżeli bogów niema, to zawsze-ć jest bogini: Zemsta!





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edward Bulwer-Lytton i tłumacza: Leopold Blumental.