Pamiętnik Wacławy/Świat mojej matki/X
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik Wacławy |
Podtytuł | Ze wspomnień młodéj panny ułożony |
Wydawca | S. Lewental |
Data wyd. | 1884 |
Druk | S. Lewental |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst „Świat mojej matki” |
Indeks stron |
Kareta szybko się toczyła, za oknami przesuwała się bardzo malownicza okolica, urozmaicona mnóztwem, jakby w ramy ujętych, obrazów. Patrzyłam całą mocą wzroku i zachwycałam się; matka moja siedziała w głębi karety nieruchoma i zamyślona.
— Jakaż cudowna okolica! — zawołałam w końcu, uniesiona zachwytem, — jak te piękne obrazki szybko zmieniają się i niby w panoramie następują jeden po drugim! Tylko co było wzgórze, a tu już równina z ciemniejącym w oddali lasem, po niéj następuje cmentarz, tak rzewnie ocieniony zwisłemi gałęźmi brzóz płaczących, a tam znowu szarzeje kościołek wiejski, albo na wzgórzu rozłożona wioska roi się pracującym ludem i kłęby ozłoconego słońcem dymu posyła pod błękitne sklepienie!
Matka moja uśmiechała się poważnym uśmiechem i po chwili odrzekła:
— Tak samo dzieje się i w życiu ludzkiém. Człowiek idzie przez świat i coraz w innych znajduje się miejscach, i coraz nowe napotyka obrazy, a pragnie, aby one były ciągle coraz piękniejsze i świetniejsze. Jak nas w téj chwili dzielna czwórka koni, tak człowieka los jego unosi daléj a daléj, a on nigdzie zatrzymać się nie chce, bo śni mu się o najcudowniejszém miejscu, do którego pędzi go wyobraźnia. Aż najczęściéj staje się tak, że zamiast do tego wyśnionego najcudowniejszego miejsca, człowiek przybywa na pustą piaszczystą wydmę, na któréj zatrzymuje się wóz jego przeznaczeń i kończy się droga, tak pięknych a rozmaitych pełna obrazów.
Gdy matka moja to mówiła, uważałam, że fałdy, rysujące jéj czoło, zagłębiły się nieco. Wyraźnie smutna jakaś myśl podyktowała jéj te słowa. Myślałam przez chwilę, potém rzekłam:
— Moja mamo! zdaje mi się, że każdy z takich przez świat wędrowców najlepiéj-by uczynił, gdyby raz stanowczo wybrał sobie jedno z pięknych miejsc, które przebywa, i na niém zatrzymał wóz swoich przeznaczeń. Posiadał-by, zamiast wydmy, albo wzgórze, opromienione słońcem, albo dolinę, ocienioną drzewami i ochłodzoną wodami strumienia.
Matka moja uważnie na mnie spojrzała. Zdawało mi się, że podejrzewała moje słowa o myśl ukrytą.
— Na wzgórzu może być za gorąco, w dolinie za chłodno — odrzekła zwolna; — człowiek nie chce się pogodzić z małemi dolegliwościami, które tam napotyka, idzie daléj, aby znaléźć sobie miejsce, do raju podobne, a wtedy, zamiast raju, znajduje najczęściéj pustynią piaszczystą, na któréj i skwar słoneczny dopieka, i wichry ostre wieją. Pragnął-by może wrócić, ale już bywa... za późno!
Patrzyłam z uwagą na twarz mojéj matki, gdy to mówiła. Fałdy na jéj czole stały się jeszcze głębszemi, a w oczach zagrał smutek. Spuściła powieki i znowu stała się milczącą i nieruchomą.
Tłum myśli mię opanował.
Spojrzałam na moję matkę: była bardzo piękna w swoim płaszczu z czarnego aksamitu i z ciemném piórem, które ocieniało jéj czoło. Nie, nie jest jeszcze zapóźno! — zawołałam w duchu i jak błyskawica przemknęła mi się przez głowę myśl: dla czegóż-by rodzice moi nie mieli pogodzić się i połączyć z sobą na nowo?
Na myśl tę serce poskoczyło mi w piersi radośnie.
W téj chwili matka moja zwróciła się do mnie i rzekła:
— Niestosowną do podróży zrobiłaś koafiurę, Waciu; wiatr ci włosy rozwiewa i przyjedziesz do domu ciotek rozczochrana.
Spadłam z obłoków. Smutek całkiem zniknął z jéj oczu, fałdy wygładziły się na czole, uśmiechała się do mnie pogodnie i niedbale poprawiała mi rozwiane wiatrem angielskie loki.
— Nie — pomyślałam — matka moja nie do siebie stosowała wyrzeczone przed chwilą słowa. Niéma w niéj żalu za miejscem, które u boku ojca mego opuściła dobrowolnie!
Westchnęłam i zasunęłam się w głąb’ karety. Migocące za oknami powozu krajobrazy przestały mię zajmować; myślą pobiegłam w kraje dalekie, kędy samotny, szeroką ode mnie przegrodzony przestrzenią, po szczytach gór Alpejskich i po falujących szybach oceanu wędrując, uczył się mój ojciec rozumiéć Boga.