Pamiętnik dr S. Giebockiego/Prawo i medycyna

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stefan Giebocki
Tytuł Pamiętnik
Pochodzenie Pamiętniki lekarzy
Wydawca Wydawnictwo Zakładu Ubezpieczeń Społecznych
Data wyd. 1939
Druk Drukarnia Gospodarcza Władysław Nowakowski i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały pamiętnik
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Prawo i medycyna.

Sprawa, która lekarzowi prowincjonalnemu przysparza wiele kłopotów, absorbuje dużo czasu, a w rezultacie przynosi minimalne korzyści — to czynności sądowo-lekarskie.
W wielkich miastach uniwersyteckich funkcje lekarzy sądowych pełnią profesorowie medycyny sądowej wydziałów lekarskich. W miastach nie uniwersyteckich funkcje te pełnią lekarze urzędów. No prowincji — obarcza się tym obowiązkiem lekarzy praktyków.
Czego sądy wymagają od nas?
Po pierwsze oględzin uszkodzeń cielesnych, następnie dochodzeń przebytych ciąży, dalej oględzin zwłok, sekcji sądowo lekarskich, wydawania opinii o skutkach uszkodzeń i całego szeregu innych ważnych czynności, od których zależy taki lub inny wynik procesu, lub też los podsądnego.
Najpierw więc uszkodzenia cielesne. Kodeks karny rozpoznaje trzy rodzaje tych uszkodzeń — uszkodzenia lekkie, powodujące niezdolność do pracy trwającą krócej niż 20 dni, uszkodzenia ciężkie, powodujące niezdolność do pracy trwającą ponad 20 dni i na koniec uszkodzenia bardzo ciężkie, powodujące stale kalectwo, jak utratę wzroku, słuchu itp.
W końcu przychodzą uszkodzenia, które spowodowały śmierć poszkodowanego.
Zależnie od ważności zadanych uszkodzeń — sprawca tychże otrzymuje coraz surowszą karę.
Poza tym — jeśli poszkodowany odniósł lekkie uszkodzenie ciała, a zatem był niezdolny do pracy krócej niż 20 dni — wówczas musi sam skarżyć napastnika — ponosić wszystkie koszty i opłaty sądowe i adwokackie.
Jeśli natomiast uszkodzenie ciała było cięższe — a więc niezdolność do pracy poszkodowanego trwała ponad 20 dni — wówczas napastnika skarży z urzędu prokurator, a poszkodowany nie potrzebuje ponosić żadnych kosztów w związku z wytoczoną napastnikowi sprawą karną. Ustaw tych publiczność nie zna, przeważnie się bowiem sądzi, że każde uszkodzenie ciała winno być ścigane przez prokuratora.
Zazwyczaj pobity poddaje się oględzinom lekarskim, każe sobie wystawić świadectwo i udaje się na najbliższy posterunek czy komisariat policyjny, żądając wszczęcia dochodzeń i wytoczenia sprawy napastnikowi. Ale tu spotyka go pierwszy zawód. Policja odbiera świadectwo i zaczyna krytykować lekarza — mianowicie lekarz nie zaznaczył w świadectwie, czy uszkodzenie jest ciężkie, a więc niezdolność do pracy poszkodowanego trwać będzie ponad 20 dni — czy też uszkodzenie jest lekkie, a niezdolność do pracy trwać będzie krócej.
Czemu lekarz nie wyświetlił tej wątpliwości w swym świadectwie? A oto dlatego, że tylko w nieznacznym odsetku uszkodzeń da się ta sprawa już pierwszego czy drugiego dnia bezspornie ustalić (a wtedy też wypisuje się świadectwa).
Gdy ktoś będzie miał złamaną na skutek pobicia nogę — to jest oczywiste, iż będzie on leżał na skutek tego kilka miesięcy. Ale gdy ktoś odniesie inne skaleczenie, czy uszkodzenie — to lekarz nie jest Duchem świętym i nie może przewidzieć, jak uszkodzenie to będzie się goiło. Widziałem minimalne otarcia naskórka. Zdawałoby się, że nie można nazwać tego uszkodzeniem, a tymczasem dołącza się do tego zakażenie i chory umiera po kilku dniach.
Widziałem również, że poszkodowany doznaje głębokich ran na głowie, sięgających czaszki, przynoszą go zbroczonego krwią — wydaje się, że chorować będzie kilkanaście tygodni — tymczasem rany szybko i ładnie się goją i poszkodowany po tygodniu w najlepsze już pracuje.
Dlatego więc — uczciwy lekarz nie może w początkowym świadectwie z góry ustalić do jakiego rzędu zaliczyć dane uszkodzenie ciała i ogranicza się na razie do stwierdzenia stanu faktycznego.
Ale pacjent zdążył się już dowiedzieć od policji, że policja nie może oddać sprawy prokuratorowi, gdyż lekarz nie umieścił w świadectwie wzmianki, iż niezdolność do pracy poszkodowanego trwać będzie ponad 20 dni.
Wobec tego wraca się do lekarza, pouczając go o jego nieumiejętności wypisywania świadectwa, żądając, oczywiście, by dopisać klauzulę, stwierdzającą, że poszkodowany na skutek odniesionych obrażeń będzie co najmniej miesiąc niezdolny do pracy.
W takich przypadkach postępuję najuczciwiej jak mogę — mówię pacjentowi mianowicie: Widzi pan, dziś nie mogę jeszcze wiedzieć, czy będzie chorować Pan 20 czy 40 dni, proszę więc spokojnie iść do domu i przyjść do mnie za 3 tygodnie, a wówczas okaże się już jak długo mu siał Pan chorować i nie pracować.
Często perswazja taka pomaga, często jednak pacjent obrażony wyjeżdża do większego miasta i otrzymuje tam świadectwo, z którego wynika, że pacjent na skutek uszkodzeń będzie całe życie kaleką.
Lekarz znajduje się w tych warunkach między młotem i kowadłem — gdy świadectwo wypisze się uczciwie — gniewa się na lekarza poszkodowany. Gdy w świadectwie lekarz da się namówić i przedstawi uszkodzenia może nieco ciężej — niż są one w rzeczywistości — wówczas oburza się na lekarza oskarżony — sprawca obrażeń. Choć z drugiej strony sprawca obrażeń i tak gniewa się na lekarza, który choćby najsumienniej świadectwo wypisał. Gdy więc lekarz oceni uszkodzenie sumiennie — to w rezultacie będzie mieć dwóch wrogów — napastnika, który sądzi, że lekarz opłacony przez poszkodowanego przedstawił uszkodzenia w zbyt czarnym świetle, poszkodowany znowu uważa, że lekarz zbagatelizował uszkodzenia ciała i podejrzewa lekarza, że dał się przekupić przez stronę przeciwną. Doświadczyłem tego na sobie.
Znany z gwałtownego usposobienia gospodarz Wincenty L, pokłóciwszy się z sąsiadem, Aleksandrem T., chwycił żelazny drąg i uderzył nim sąsiada w głowę. Aleksander T. zalał się krwią, upadł i stracił przytomność. Po przybyciu na miejsce stwierdziłem, iż poszkodowany doznał pęknięcia czaszki, wobec czego wsadziłem go na samochód i odwiozłem do szpitala. Tu dokonano trepanacji i wyjęto poszkodowanemu kawał kości ze sklepienia czaszki. Chory leżał kilka tygodni w szpitalu, wkońcu wyzdrowiał, aczkolwiek pozostała mu na pamiątkę zajścia wielka dziura w czaszce.
Gdy przyszło do rozprawy — wezwano mnie jako biegłego. W końcu mych zeznań pyta mnie przewodniczący sądu, czy uznaję, iż na skutek uszkodzenia ciała poszkodowany Aleksander T. odniósł stałe kalectwo.
Ustawa rozumie jednak przez stałe kalectwo utratę słuchu, wzroku i zdolności płodzenia.
Wobec tego musiałem odpowiedzieć, iż aczkolwiek Aleksander T. odniósł poważne uszkodzenie ciała i ma znacznie obniżoną zdolność do pracy — to kaleką jednak nie jest. Gdy usłyszał to poszkodowany — to po wyjściu z sądu opowiedział wszystkim, iż zeznałem w podobny sposób, gdyż widocznie musiałem być przekupiony przez napastnika Wincentego L.
Jest bowiem jasne — mówił poszkodowany — iż człowiek mający wielką dziurę w czaszce jest kaleką i lekarz nie przekupiony nie mógłby fałszywie zeznawać, że tak ciężko poszkodowany nie został kaleką. A że Aleksander T. był człowiekiem spokojnym i lubianym — uwierzyła mu cala wieś i od tego czasu straciłem całkowicie praktykę w danej miejscowości.
Często zdarza się, że poszkodowany, znając już warunek o dwudziestodniowej niezdolności do pracy — na skutek najbanalniejszych uszkodzeń kładzie się do łóżka, ewentualnie nie opuszcza mieszkania, symulując chorobę.
Lekarz wezwany po kilkunastu wzgl. kilkudziesięciu dniach nie może wkońcu ustalić, czy poszkodowany był istotnie niezdolnym do pracy, czy też tylko symulował chorobę.
Kiedy najczęściej zachodzą wypadki uszkodzeń cielesnych? Odpowiedzieć można kilku słowami: zabawy, jarmarki, zatargi graniczne i dzieci.
Co do zabaw — te niestety mają już ustaloną w kraju opinię. Zabawy uważane są na wsi, ale też i na przedmieściach wielkich miast jako miejsce załatwiania starych porachunków. Parobek, mający dawną urazę do drugiego, idzie na zabawę zaopatrzony w nóż i tu szuka okazji do zaczepki.
Gdy więc tańczą wesoło w „odbijanego“ — to odbija się natrętnie przeciwnikowi tancerkę. Można też popchnąć go ordynarnie w tańcu lub przy bufecie.
Przeciwnik urażony powie ostrzejsze słowo — na to czeka się tylko. Idą w ruch noże, butelki i szklanki.
Postarać się trzeba z góry, by w pobliżu było kilku wypróbowanych przyjaciół, którzy też pomogą do masakrowania przeciwnika. Gasi się światło, aby pozostali uczestnicy zabawy nie widzieli kto i gdzie bije, a teraz można bezkarnie zabić przeciwnika. Gdy nawet przeciwnik padnie trupem pod ciosami napastników, to żaden z nich nie przyzna się do śmiertelnego ciosu, a wkońcu wszyscy dostaną kilka miesięcy więzienia z zawieszeniem wykonania kary.
Ma się rozumieć alkohol częściowo też przyczynia się do krwawego przebiegu zabaw wiejskich, przeważnie jednak alkohol dodaje tylko animuszu awanturnikom, którzy przychodzę na zabawę z góry już ułożonym planem wywołania bójki i zmasakrowania upatrzonego z góry przeciwnika. Większe znaczenie ma alkohol dla powstania bójek podczas jarmarków. Na zabawach bije się przeważnie młodzież. Na jarmarkach nato miast bije się już starsze pokolenie. Chłop nasz lubi wykorzystać wszelkie okoliczności dla nadużycia alkoholu.
Żeni się — trzeba sobie wypić, rodzi mu się dziecko, okazja do wypicia, umiera mu żona czy dziecko — trzeba zalać robaka i tak w kółko. To też gdy na jarmarku sprzeda konia czy krowę — to również należy to oblać.
Oblewa się to tak dokładnie, że po jarmarku z dobrych 50% uczestników tegoż jest już porządnie pijanych. Co prawda ustawa nie pozwala sprzedawać wódki w dnie jarmarczne, lecz któżby się o to troszczył.
Gdy dobrze się zacznie kurzyć z czupryn — wtedy znowu idą w ruch pałki i butelki i rzadko który jarmark obejdzie się bez tego, bym nie musiał kilku poszkodowanym zeszywać i bandażować pokaleczone głowy.
Trzecią okazją do bijatyk są zatargi graniczne.
Rośnie sobie np. jabłoń w ogrodzie gospodarza Kaczmarka. Ale gałęzie jej sięgają na ogród sąsiada Woźniaka. Jabłko niezgody spadnie z Kaczmarkowego drzewa do Woźnickowego ogrodu. Dziecko Woźniaka złapie owoc i nie chce go oddać. Od słowa do słowa — wkońcu idą w ruch kije i widły i znów lekarz i sąd ma trochę do roboty. Albo też zakazy używania drogi. Przez pole Nowaka prowadzi prywatna droga, którędy sąsiad Janiak też najlepiej może dojechać na swój kawałek gruntu.
Ale niech tylko spróbuje! Zaraz rodzina „pokrzywdzonego“ Nowaka uzbroi się w widły i cepy i tymi argumentami przekona Janiaka o tym, że droga jest prywatną własnością Nowaków i biada najeźdźcy, który zechce pogwałcić święte prawo własności drogi. W bójkach zabawowych, jarmarcznych i granicznych biorą udział mężczyźni.
Dla kobiet zarezerwowane są bójki, wywołane przez dzieci. Jak się one odbywają? Dzieci kilku rodzin bawią się wspólnie i jak to jest u nich w zwyczaju — popychają się i przewracają wzajemnie. Ma się rozumieć po kilku minutach wszystkie otrzymane ciosy są już zapomniane i pogodzone, dzieciaki wesoło się znowu bawią. Lecz jeśli w międzyczasie jakaś przeczulona matka zobaczy, że sześcioletni Janek uderzył jej pięcioletniego Franka — to nie może matczyne serce wytrzymać krzywdy swej pociechy. Łapie więc przestępcę Janka i natarga mu uszów lub też obdarzy klapsami. Janek zaleje się łzami na krzywdę doznaną od matki swego towarzysza zabaw. Leci więc do swej matki ze skargą. Ta łapie miotłę lub pogrzebacz i leci na pole walki.
Wkońcu dawno pogodzone dzieciaki przyglądają się z ciekawością, jak ich matki targają się wzajemnie za włosy. Rezultat — znów wzajemne skargi sądowe.
Gdy mowa o skargach sądowych — nie mogę pominąć milczeniem sprawy tzw. atestów ubóstwa. Atest ten jest zaświadczeniem, że petent nie może opłacać z powodu ubóstwa kosztów sądowych i na zasadzie tego świadectwa skarżący nie potrzebuje ponosić żadnych kosztów przy wytoczeniu skargi. Jeżeli normalny obywatel chce wytoczyć skargę lub leż zaskarżyć niesumiennego dłużnika — musi ponosić ogromne koszty sądowe i komornika. Wkońcu otrzymuje się zawiadomienie, że wyrok jest nie wykonalny, bo dłużnik nie posiada majątku, a raczej go zdążyć schować lub przepisać na żonę. Dlatego też rezygnuje się wkońcu z szukania sprawiedliwości na drodze sądowej.
Inaczej ludzie niezamożni — tych procesowanie się nic nie kosztuje, a mają nawet w tym miłą a bezpłatną rozrywkę. To też nic dziwnego, że sądy zawalone są banalnymi sprawami, tzw. „pyskówkami“, na które marnuje się energię i czas naszego wymiaru sprawiedliwości.
Przejdźmy teraz do następnych czynności sądowo-lekarskich — a mianowicie do oględzin i sekcji zwłok.
Już samo powierzanie tych funkcji lekarzom ogólnopraktykującym jest w gruncie rzeczy niesłychanym przekroczeniem władzy ze strony sądów. Lekarz bowiem nie ma prawa odmówić pełnienia tej funkcji. Z drugiej strony lekarz prowincjonalny w każdej chwili może być wezwany do wykonania operacji porodowej czy też skrobanki przy poronieniu.
Istnieje zasada w medycynie, że lekarz, który ma wykonać jakąkolwiek operację — nie może dotykać się zwłok — gdy wiadomo, że na zwłokach mieszczą się najbardziej jadowite mikroby, które lekarz — mimo mycia rąk może przenieść na operowaną kobietę powodując u niej przez to śmiertelne zakażenie krwi.
Co ma wobec tego zrobić lekarz, któremu sąd każe wykonać sekcję zwłok topielca, leżącego kilka tygodni w wodzie lub noworodka, wydobytego po kilkunastu dniach z dołu kloacznego?
Jeśli odmówi wykonania sekcji — zapłaci karę lub pójdzie do więzienia.
Jeśli wykona sekcję — naraża dziesiątki swych pacjentów na niebezpieczeństwo śmiertelnego zakażenia krwi.
W gruncie rzeczy sekcje powinni wykonywać lekarze urzędowi, nie zajmujący się praktyką lekarską, lecz nigdy nie lekarze praktykujący, a zwłaszcza lekarze zajmujący się akuszerią.
Gdzie wykonywuje się te sekcje? W miastach odbywa się to w salach sekcyjnych przy szpitalach.
Lekarz dokonywujący tam sekcji ma pod ręką krany z ciepłą i zimno wodą, wentylatory, komplety narzędzi sekcyjnych i pomocników.
A na prowincji sekcja odbywa się w szopie lub stodole. Przypominam sobie sekcję Friedy B. zastrzelonej przez narzeczonego. Było to zimą w czasie ostrych mrozów. Robiłem sekcję w otwartej ze wszystkich stron szopie. Zwłoki położono na deskach ustawionych na stołku. Gdy oparłem się mocniej na desce — to o mało co cały „stół sekcyjny“ nie przewrócił się razem ze zwłokami.
Mimo dwudziestostopniowego mrozu musiałem do sekcji rozebrać się do koszuli, zawinąć wyżej łokci rękawy i małym skalpelem zabrać się do otwarcia zwłok.
Do opłukania rąk przyniesiono miseczkę wody, która po kilku chwilach pokryła się warstwą lodu.
Po kolei otwierałem jamę piersiową, brzuszną, badałem, ważyłem i mierzyłem organy, szukałem uszkodzeń, wywołanych przez śmiercionośne pociski.
Trwała ta sekcja przeszło 3 godziny, a wszystko przy dwudziesto stopniowym mrozie, rozebrany do koszuli stojąc na wietrze w czopie i ze zgrabiałymi od mrozu i wody rękoma. Najlepsza sposobność do zachorowania na zapalenie płuc.
Teraz parę słów o oględzinach przebytych porodów czy poronień. Kiedy się zdarzają takie oględziny?
Panna K. utyła tak znacznie, że zauważyli to sąsiedzi. Było widoczne, że jest w ciąży. Ale przechodził miesiąc za miesiącem, a rezultatu ciąży tj. dziecka nie było. Wkońcu panna K. znów stała się cieńszą i wówczas sąsiedzi zawiadomili o tym policję.
Policja kazała podejrzanej przedstawić świadectwo lekarskie na okoliczność, czy odbyła ona poród. Ta przysłała do mnie swą młodszą siostrę, która przedstawiła mi się w imieniu starszej, żądając wystawienia świadectwa.
Ponieważ u badanej nie stwierdziłem przebytej ciąży, już chciałem poświadczyć to na piśmie — ma się rozumieć na imię starszej siostry. Ale w ostatniej chwili powziąłem podejrzenia — kazałem więc badanej przyjść jeszcze raz z sołtysem, który by potwierdził mi, że badana jest istotnie tą, o którą chodzi. Ponieważ przez kilka dni nikt się nie stawił, przeto zawiadomiłem posterunek policji.
Następnego dnia przyprowadzono istotną podejrzaną i wówczas jeden rzut oka na brzuch pozwolił ustalić, że odbyła ona niedawno poród. Wobec tego — przyznała się policji, że urodziła bliźniaczki, lecz oba noworodki zmarły, po czym zakopała je w ogrodzie.
Czasami trzeba ustalić, czy badana odbyła kiedykolwiek stosunek cielesny.
9-cio letnia córka rodziców najgorszej konduity oskarżyła 19-to letniego parobka, że ten nadużył ją cieleśnie. Chłopca z punktu zaaresztowano i osadzono w więzieniu. Dziewczynę przyprowadzono mi do zbadania. Okazało się, że dziewczynka była już zdeflorowana, ale jednak pochwa jej była drożną najwyżej dla małego palca, zatem mowy być nie mogło, by defloracji dokonał dorosły już młodzieniec.
Śledztwo i rozprawa wykazały słuszność tych poglądów — wydało się, że zdemoralizowana dziewczynka w drodze do szkoły oddawała się za cukierki dwunastoletnim smarkaczom. Do oskarżenia parobka namówili ją zaś rodzice, którzy chcieli w ten sposób wymusić na nim jakieś odszkodowanie. W innym przypadku piętnastoletni łobuz napadł na dziesięcioletnią dziewczynkę i usiłował ją zgwałcić. Dziewczynka nie mogła wyjaśnić, czy łobuz czynu tego dokonał, czy też nie. Ale badanie wykazało, iż smarkacz żadnej szkody swej ofierze nie wyrządził, wobec tego nie został on zbyt surowo ukarany.
Na zakończenie parę słów o ciekawych metodach stosowanych przez sądy wobec lekarzy.
Jasne jest mianowicie, że jeśli sąd przesłuchuje lekarza — to lekarz pełni przez to samo funkcję biegłego. Funkcje te są płatne — za wydanie orzeczenia pobiera biegły kilkanaście złotych, tak samo za dojazd, stratę czasu itd. Ale zwykły świadek należności tych nie otrzymuje i musi tracić czas bezpłatnie.
Dlatego też sprytni sędziowie wzywają lekarzy na rozprawę w charakterze świadka i w ten sposób wykorzystują czas jego za darmo.
Przytoczę kilka przykładów:
Gdy rozpatrywano sprawę morderców Floriana Z. — wezwano mnie jako świadka do miejscowości odległej o 26 km. Wyjechałem z rana samochodem, byłem w sądzie przez cztery godziny, musiałem wyjaśnić, czy uszkodzenia zabitego były śmiertelne, czy mogły powstać na skutek upadku i stłuczenia się o maszynę rolniczą, czy też były wynikiem doznanych ciosów i za wszystko razem, łącznie z własnym samochodem dostałem po długich staraniach aż 5 zł. A starać się musiałem, gdyż sekretarz sądu twierdził, iż Barcin jest odległy tylko o 24 kilometry, wobec czego nic by mi się nie należało.
W innym przypadku wezwano mnie do sądu w Bydgoszczy odległej o 40 km. Znowu musiałem wyjaśnić, na co leczyłem żonę zamordowanego, czy stwierdziłem u niej ślady pobicia itd. i otrzymałem znowu — łącznie z samochodem aż 6 zł.
W obydwóch przypadkach musiałem wyjechać z domu na czas godzin przyjęć, przez co utraciłem znowu kilkanaście złotych, które — bym zarobił, gdyby nie wzywano mnie do sądów dla składania zeznań.
Rozumiem, że panowie Sędziowie chcą jak najtaniej gospodarzyć w swych sądach, lecz dlaczego właśnie lekarze mają być ofiarami tych oszczędności?
Nie dosyć, że udzielą komuś bezpłatnie pierwszej pomocy, ale na dodatek muszą dokładać do tego kilkadziesiąt złotych, gdyż tyle wynosi przecież samochód, obiad w obcym mieście, no i utracony zarobek.
Czy wobec tego jest dziwnym, że bardzo wielu lekarzy nie chce udzielać pomocy poszkodowanym w bójkach i odsyła ich od Annasza do Kajfasza.
Przecież wiadomo — że udzielenie pomocy pobitemu w bójce grozi wezwaniem na rozprawę, a więc wydaniem kilkudziesięciu złotych. A przy dzisiejszych zarobkach rzadko który lekarz może sobie pozwolić na zbytek wydania kilkudziesięciu złotych, za co mu nawet nikt nie powie „Bóg zapłać“, a nawet wręcz przeciwnie — przez swe zeznania, jak to poprzednio opowiadałem — narobi sobie lekarz tylko wrogów i utraci klientelę.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stefan Giebocki.