Pamiętnik dr S. Giebockiego/Spędzanie płodu jako zagadnienie społeczne
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik |
Pochodzenie | Pamiętniki lekarzy |
Wydawca | Wydawnictwo Zakładu Ubezpieczeń Społecznych |
Data wyd. | 1939 |
Druk | Drukarnia Gospodarcza Władysław Nowakowski i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały pamiętnik Cały zbiór |
Indeks stron |
Chciałbym obiektywnie poruszyć sprawę niesłychanie aktualną, z którą się na każdym kroku spotykamy, a która uchodzi za „tabu“ — rzecz nietykalną — o której w ogóle nie powinno się mówić.
Sprawą tą jest sprawa mody spędzania płodu, czyli przerywania ciąży. Jak przedstawia się sprawa ta pod względem prawnym, wiemy wszyscy — za spędzenie płodu grozi kara wieloletniego więzienia wszystkim osobom tego dramatu — a więc osobie spędzającej płód, kobiecie, która poddała się temu zabiegowi oraz wszystkim osobom, które nakłoniły lub ułatwiły kobiecie ciężarnej przeprowadzenie tego zabiegu.
Jak sprawa ta przedstawia się pod względem moralno-religijnym — wiemy również. Kościół w myśl przykazania „Nie zabijaj“ potępia każde zabójstwo, a przyjmując za pewnik, że płód ludzki od chwili poczęcia w łonie matki jest już obdarzony nieśmiertelną duszą, nie czyni Kościół żadnej różnicy, czy zabójstwo dokonane zostało na osobniku dorosłym, a w każdym razie już urodzonym, czy też na płodzie, znajdującym się w łonie matki, rozwijającym się dopiero choćby od kilku dni po stosunku zapłodniającym.
Zarówno prawo karne, jako też i kościelne pozostawiają jednak pewną furtkę w swych postanowieniach.
Tak więc ustawa o wykonywaniu praktyki lekarskiej mówi, iż zabiegu spędzenia płodu dokonać może lekarz po złożeniu mu zaświadczenia prokuratora, stwierdzającego uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała wskutek przestępstwa z art. 203, 204, 205 i 206 kod. karnego. Czyli, że jeśli kobieto zajdzie w ciążę na skutek dokonanego na niej gwałtu, względnie też kobieta w chwili odbycia stosunku była małoletnią tzn. miała mniej niż 15 lat, względnie też znajdowała się w stanie psychicznym wykluczającym jej świadomość (np. choroba umysłowa, chwilowa utrata przytomności itd.), wówczas prokurator może wydać zaświadczenie, że ciąża jest następstwem takiego karygodnego stosunku i lekarz ma prawo ciążę przerwać.
Jednocześnie prokurator wdraża dochodzenie przeciw mężczyźnie, który z kobietą stosunek odbył, gdyż w myśl postanowień kodeksu karnego nie wolno odbywać stosunku z kobietą, mającą mniej niż 15 lat, względne z kobietą nieświadomą swych czynów np. umysłowo chorą lub nieprzytomną; że karalnym jest dopuszczenie się gwałtu — mówić o tym nie potrzeba. Dalszy artykuł ustawy mówi, iż w przypadkach, gdy zabieg spędzenia płodu jest konieczny ze względu na zdrowie kobiety ciężarnej — lekarz może dokonać takiego zabiegu po złożeniu mu zaświadczenia dwóch lekarzy, stwierdzających powyższą okoliczność. Istnieje bowiem cały szereg chorób, przy których ciąża wpływa szkodliwie na ogólny stan zdrowia kobiety, wobec czego ustawa musi zezwalać w takich okolicznościach na wykonanie zabiegu przerwania ciąży.
Jak zapatruje się Kościół na takie konieczne przerywanie ciąży? Otóż Kościół mówi, iż zasadniczo nie godzi się na żadne zabiegi, zmierzające wprost do zabicia płodu, natomiast nie protestuje, gdy w wyniku zabiegów koniecznych dla ocalenia życia matki — ciąża ulegnie przerwaniu.
A zatem mówiąc inaczej: Kościół zdaje się sankcjonować fakt przerwania ciąży, jeśli to przerwanie ciąży nie było celem zabiegu wykonanego jedynie w intencji usunięcia płodu, lecz zabieg ten miał na celu ratować życie matki. W takim przypadku kolizji życia dwóch istnień — daje się pierwszeństwo istnieniu matki.
Takie stanowisko Kościoła jest zupełnie zrozumiałe — zbytnia tolerancja przerywania ciąży byłaby najoczywiściej szkodliwa, lecz zbyt rygorystyczne pojmowanie zakazów Kościoła stwarzałoby znów w życiu codziennym dramatyczne kolizje.
Czterdziestoletnia Józefa S. żona poważnego kupca i matka pięciorga nieodchowanych dzieci zachorowała na kamienie żółciowe i zapalenie woreczka żółciowego. Po pewnym czasie objawy chorobowe ustąpiły i chora czuła się doskonale. Lecz w tym czasie p. Józefa S. zaszła w dążę i jak to się kobietom w ciąży przytrafia — zaczęła cierpieć z powodu mdłości wymiotów i objawy zapalenia woreczka żółciowego wystąpiły ponownie. Leczenie sprowadzało chwilową poprawę i chorą udało się jakoś doprowadzić do czwartego miesiąca cięży. Lecz od tego czasu wszystkie lekarstwa i zastrzyki przestały wprost skutkować i stan chorej z dnia na dzień się pogarszał. Było oczywistym, iż nie uda się wyleczyć chorej, jeśli ciężą nie zostanie przerwana. Oznajmiłem to rodzinie chorej, zalecając jej wyjazd w tym celu do kliniki w Bydgoszczy. Przywołany drugi lekarz potwierdził najzupełniej mój pogląd. Lecz p. Józefa S. była kobietą religijną, to też aczkolwiek od dwóch lekarzy słyszała zgodny sąd, iż przerwanie cięży jest jedyną możliwością uratowania jej życia — przywołała do swego łoża księdza, by od niego usłyszeć, czy z religijnego punktu widzenia możliwe jest dopuszczenie do wykonania takiego zabiegu. Ksiądz, człowiek porywczy i ograniczony, zamiast znaleźć jakąś kompromisową odpowiedź — z uniesieniem miał powiedzieć, iż każde przerwanie ciąży jest ciężkim grzechem, bezwzględnie przez Kościół potępionym. Wobec tego p. Józefa S. kategoryczne odmówiła swej zgody na wykonanie zabiegu. W rezultacie po kilkunastu dniach — pięcioro jej dzieci odprowadziło zmarłą matkę na cmentarz. Po roku zmarł również ojciec dzieci i obecnie biedne rodzeństwo 5-ciu zupełnych sierot chowa się bez żadnej opieki rodzicielskiej.
Nie chcę się zastanawiać nad zagadnieniem, kto w danym wypadku popełniłby większy grzech, czy lekarz, który ratując życie matki i pięciorga dzieci przerwałby ciążę, czy też duchowny, który na skutek swego stanowiska zawinił śmierć matki licznej rodziny, nie ratując przez to zresztą i poczętego życia płodu, który to płód razem z matką w jej łonie swe nienarodzone życie zakończył. Tak bezkompromisowe stanowisko, jakie zajęła biedna Józefa S. należy jednak w dzisiejszych czasach do wielkich rzadkości. Dużo częściej natomiast zdarza się, iż z kobietę wiejską przychodzącą do lekarza wywiązuje się następujący dialog. Od drzwi już pobożnie mówi pacjentka „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus“ —. „Na wieki wieków, mateczko — usiądźcie i opowiedźcie mi teraz co wam dolega“.
„A bo to panie lekarzu, powinnam była przed dwoma tygodniami dostać swój czas i nie dostałam, już parzyłam nogi w gorącej wodzie i to też nic nie pomaga, widać muszę być nie sama (w ciąży) to niech mi Pan lekarz coś na to dopomoże“.
Kosztuje mnie to wiele czasu i cierpliwości, by wytłumaczyć kobiecie, że nie wolno mi się podobnymi rzeczami zajmować. W biurku mam przygotowane na wszelki wypadek liczne wycinki z gazet, gdzie opisują, że lekarz X. dostał za to 3 lata więzienia, lekarz J. 4 lata, a lekarza Z. pozbawiono nawet prawa praktyki. Wyciągam więc te wycinki i pokazuję kobiecie, zastrzegając się, iż nie chcę podzielić losu tych lekarzy.
„Ale panie lekarzu — ja o tym nikomu nie powiem, przecież to się nie wyda — więc nie potrzebuje się pan lekarz boić“.
Na to znowu muszę się tłumaczyć, jak to się zdarza, że jednak władza się o tych sprawach dowiaduje — wkońcu kobieta widząc, iż nie może mnie namówić, wychodzi, żegnając mnie pobożnie „no to niech Pan lekarz ostanie z Bogiem“.
Nie dziwmy się kobietom z ludu — te aczkolwiek bezwzględnie głęboko wierzące — nie zdają sobie często sprawy, że poczynienie przerwania ciąży stoi w zupełnej sprzeczności z ich światopoglądem religijnym.
Lecz co myśleć o kobietach inteligentnych, biorących żywy udział w życiu organizacji społeczno-kościelnych, które przychodzą do lekarza i podobnymi życzeniami?
Można mieć poważne zastrzeżenia co do szczerości i uczciwości — tak chętnie dziś afiszowanych światopoglądów religijnych, jeśli takie ultrapobożne jakoby stadła małżeńskie ze sfer inteligencji mają jedno lub dwoje dzieci.
Na jednym ze zjazdów społecznych poruszył sprawę ograniczania liczby urodzin pewien włościanin, małorolny poseł na sejm. Wszyscy obecni na zjeździe lekarze z oburzeniem odparli propozycję włościanina, by w jakikolwiek sposób zezwolić na ograniczenie liczby urodzin.
Wytoczono wszelkie argumenty, przemawiające za jak najwyższą rozrodczością, lecz nie w ciemię bity kmiotek odpowiedział: „To jest ciekawe — obecni tu panowie lekarze oburzają się na myśl o ograniczeniu urodzin, lecz na pewno mają po jednym czy dwojgu dzieci, my chłopi natomiast poruszamy odważnie tę sprawę, a mamy po dziewięcioro dzieci“.
Nie ulega wątpliwości, że kmiotek ów trafił w sedno rzeczy. Każdy inteligent przyznaje, że największa rozrodczość jest potrzebna państwu, wobec czego należy przeciwdziałać agitacji i regulacji urodzin — ale... — na własny użytek ogranicza się na wszelki możliwy sposób ilość potomstwa do minimum. A że w podobny sposób postępuje z 95% rodzin inteligentniejszych w Polsce, więc wraz ze wzrostem dobrobytu i oświaty — spada jednocześnie liczba urodzin.
Lecz pęd do ograniczenia liczby urodzin przenika obecnie do wszelkich warstw społecznych.
Tak więc rolnicy na ogół nie dążyli do ograniczenia ilości urodzin. W tych sferach nie troszczono się zbytnio o wychowanie dzieci — pozostawiono je samym sobie i od najwcześniejszych lat zaprzęgano do pracy.
Dziecko pięcioletnie doglądać musiało najmniejszego braciszka, leżącego w kołysce. Dziecko siedmioletnie awansuje — gdyż powierza mu się pasanie gęsi, dziecko dziewięcioletnie pasie krowy i tak dalej.
Lecz obecnie coraz częściej się zdarza, że kobiety z tych sfer przy chodzą do lekarzy z propozycją przerwania ciąży.
Jednym z bardzo często wysuwanych powodów, usprawiedliwić mających przerwanie ciąży jest zbyt krótki czas po poprzednim porodzie. „Panie lekarzu, przecież najmłodsze dziecko jeszcze nie ukończyło roku, a ja już znowu zaszłam w ciążę! Jakby to najmniejsze było już jakoś odchowane, miało dwa czy trzy lata, to bym nic nie mówiła, ale tak co rok mieć dziecko, to jednak jest za często“.
Jeśli jedne kobiety są niezadowolone ze zbyt częstych ciąży — inne znowu martwią się, że zaszły w ciążę po kilku latach przerwy. „To najmłodsze dziecko ma już osiem lat, myślałam, że nic więcej nie będzie, a tu znowu zaszłam w ciążę“.
Najgoręcej pragną pozbyć się ciąży starsze kobiety, mające dorosłe dzieci. Często widuje się 40-letnią kobietę, mającą zamężną 21-letnią córkę i jeśli przytrafi się, że matka i córka jednocześnie znajda się w ciążę — to matka przylatuje do lekarza ubolewając; „Panie lekarzu — to przecież wstyd, żebym razem z córką miała zlegnąć (odbyć poród). Niech pan lekarz się zmiłuje i mi tę ciążę odejmie — bo przecież wszyscy będą z nas śmiali“.
Bardzo często zdarza się, że jeszcze starsze, 47-mio letnie kobiety wkraczające już w okres przekwitania, tłumaczą sobie normalne w tych latach zatrzymanie się miesiączki, jako objaw ciąży. Wtedy zrozpaczone przylatują do lekarzy, prosząc, aby tę ciążę przerwać. Nic nie pomoże, jeśli po zbadaniu tłumaczy się takiej kobiecie, że wcale w ciąży nie jest, a zatrzymanie się periodu jest wynikiem starzenia się. Franciszka P. np. kobieta 48-mio letnia co kilka dni przychodziła do mnie — i wówczas nic nie pomagały moje zapewnienia, iż w ciąży nie jest. „Przecież panie lekarzu, ja mam mdłości akurat takie same jak podczas ciąży. Tak samo brzuch mam teraz taki wzdęty — spódnik był zawsze obszerny, a teraz go ledwie dopnę Ja wiem, że jestem w ciąży, tylko pan lekarz mi nie chce tego powiedzieć i mnie tak ciągle pociesza, a potem będzie już za późno, żeby się zepsuć, to ja nie wiem co sobie zrobię“. Wkońcu gdy przejdzie kilka miesięcy taka starzejąca się kobieta dostanie znów period i wówczas dopiero zaczyna wierzyć w fakt, że jednak w ciąży nie jest.
Ale bywają i ciekawsze argumenty wysuwane przez kobiety jako usprawiedliwienie chęci przerwania ciąży. Tak więc w styczniu pewnego roku przyszła do mnie żona rolnika, właścicielka 35 ha ładnego gospodarstwa. Była w 3-cim miesiącu ciąży i koniecznie żądała przerwania takowej. „Ale czemu pani chce się tej ciąży pozbyć, przecież macie dopiero troje dzieci, najmłodsze ma już 3 lata, więc to, które teraz przyjdzie, akurat się wam przyda“. „Panie doktorze, my byśmy nic nie mówili, żebym zaszła w innym miesiącu, ale poród przypadnie na koniec sierpnia, więc lipiec i sierpień — kiedy to w gospodarstwie jest najwięcej pracy i gospodyni musi wszędzie dojrzyć i gotować jedzenie dla najętych do żniw pracowników — to ja będę musiała albo bezczynnie siedzieć, albo też w ogóle leżeć w łóżku“
Inaczej argumentuję znowu te same żądania żony robotników.
Jak opisywałem poprzednio — w okresie od listopada do marca miejscowe wapniarnie co roku masowo redukuję swe załogi, by z początkiem kwietnia zatrudniać je na nowo. Jeśli więc żonie takiego sezonowego robotnika nie ukaże się w maju period — wówczas przychodzi znowu do lekarza, prosząc o przerwanie cięży. „Bo to poród by wypadł akurat na stycznia, Kasy Chorych nie będzie, bo mój nie będzie pracował, to trzeba będzie płacić akuszerkę, a może jeszcze lekarza lub szpital“.
Jeśli mowa o sferach robotniczych, to tu widuje się już mniej dzieci niż w sferach rolniczych. Jednak trafiają się rodziny, mające bardzo dużo dzieci. Tak np. Anna B. drobna 28-mio letnia kobieta, zresztą sama ciężko schorowana na nerki — wyszła za mąż 8 lat temu. Ma 4-ro żywych dzieci, dwoje umarło, no i znów jest w trzecim miesiącu ciąży z siódmym znaczy dzieckiem w ciągu 8-miu lat. Albo też Helena S. — dziś kobieta pięćdziesięcioletnia — miała osiemnaścioro dzeici, z których 16 żyje.
Przeważają jednakowoż rodziny z 2-iem lub 3-iem dzieci, a przerywanie ciąży jest tak popularne, że bezdzietne jeszcze młode kobiety przychodzą często z propozycjami przerwania ciąży, gdyż z tych czy innych powodów nie chciałyby na razie mieć jeszcze potomstwa. Ciekawe, że między kandydatkami do przerwania ciąży przeważają mężatki. Tłumaczy to się poniekąd faktem, iż w sferach niższych urodzenie przez dziewczynę dziecka względnie zajście w ciążę, uważane jest jako bardzo dobry sposób na związanie wahającego się dotychczas „narzeczonego“.
I rzeczywiście — faktem jest, że te dziewczyny, które zaszły w ciążę w 90% po stwierdzeniu tego faktu wychodziły w ciągu najbliższych miesięcy zamąż.
I to nie koniecznie za „sprawcę nieszczęścia“.
Przypominam sobie kilka epizodów. Tak więc niebrzydka dziewczyna wiejska zaszła z jakimś amantem w ciążę. Rodzice — zapobiegliwi ludzie — dowiedzieli się o tym zbył późno, by pomyśleć o jakichś sztuczkach A że dziewczyna przez swoją lekkomyślność utraciła już szanse dobrego ożenku, przeto wyszukano jej wdowca z kilgorgiem dzieci, wiecznie bezrobotnego, dano mu kilkaset złotych i ciężarną dziewczynę (o czym zresztą Pan młody dobrze wiedział).
Dziś zgodnie ze sobą od kilku lat żyją.
W innym wypadku rodzice dowiedzieli się o nieszczęściu córki w 3-cim miesiącu ciąży, naprędce wyszukano więc jej jakiegoś narzeczonego, dano trochę więcej posagu niż zwykle i urządzono huczne wesele. Jednakowoż nie wtajemniczono go w sekret panieński żony. Nadszedł dzień rozwiązania, w pół roku po ślubie, z powodu komplikacji porodowych wezwano mnie do położnicy w domu jej rodziców, gdzie wraz z mężem zamieszkiwała. Zauważyłem, iż mąż był niesłychanie zdenerwowany, co tłumaczyłem sobie obawą o przebieg porodu u żony itd.
Gdy dziecko przyszło na świat, pierwszym pytaniem „ojca“ było, czy jest ono czasowe — tzn. donoszone.
Nie wtajemniczono mnie niestety w tajemnice rodzinne — nie miałem pojęcia, że młodzi są coś pół roku po ślubie, a znają się też niewiele dłużej. Wobec tego pytanie „ojca“ tłumaczyłem sobie jako troskę o potomka, który by jako ewentl. przedwcześnie urodzony, mógł się rodzicom nie chować.
To też w najlepszej myśli uspokoiłem „ojca“, że dziecko jest najzupełniej czasowe. Wtedy bomba wybuchła — młody „ojciec“ poleciał do izby, gdzie przebywali teściowie i za chwilę usłyszałem tylko hałas tłuczonych sprzętów przy akompaniamencie wcale nie wersalskich epitetów.
Okazało się, że teściowa na wszystkie świętości zapewniała zięcia, że córka była do ślubu niewinna „jak lelija“, a poród w zbyt wczesnym terminie jest porodem przedwczesnym i dziecko urodziło się niezupełnie donoszone.
Wobec tego musiałem mój błąd naprawić, razem z akuszerką zawołaliśmy „ojca“ zresztą nie bardzo inteligentnego parobka i tłumaczyliśmy mu, że dziecko się rozwinęło u jego żony w krótszym czasie, bo tylko w 6 miesięcy, ale jest mimo to dobrze rozwinięte, więc gdy sądziłem, że jego pytanie o donoszenie odnosi się do stanu zdrowia dziecka, to chciałem go uspokoić, ale to nie powód, żeby zaraz podejrzewał swą żonę.
Nie wiem, czy „ojciec“ mi w to uwierzył, lecz też od lat jakoś w zgodzie z żoną żyje.
W każdym razie jest faktem, że dziewczyna znajdująca się w ciąży groźbą alimentów (zwanych popularnie elementami) nakłonić może skutecznie swego „narzeczonego“ do zamążpójścia.
Często, gdy tych narzeczonych a ewent. ojców jest kilku — wyszukuje się najzamożniejszego i szachuje widmem procesu, alimentów, aż ten się zlęknie i da nakłonić do ożenku. Gdy nie uda się to z jednym — zażera się do następnego itd. Ciekawe jest, że w procesach o alimenty ludność przeważnie bierze pod opiekę kobietę, choć często zupełnie niezasłużenie. Przypominam sobie dziewczynę jak najgorszego prowadzenia się, o której całe osiedle wiedziało, że kilkadziesiąt groszy czy tabliczka czekolady wystarczyła do pokonania jej cnoty. Na jakiejś zabawie poznała zamiejscowego młodzieńca i ten również zakosztował jej wdzięków. Gdy po siedmiu miesiącach dziewczyna urodziła dziecko — czepiła się tego młodzieńca i ze zdobytym gdzieś świadectwem lekarskim potwierdzającym fakt przedwczesnego urodzenia — zaskarżyła chwilowego przyjaciela do sądu o alimenty.
Mimo powszechnie znanego prowadzenia się dziewczyny — inni jej „przyjaciele“ woleli zamilczeć o swych sukcesach i ten niefortunny kochanek płaci teraz, zapewne wcale niezasłużone, słone alimenty.
W ogóle, jeśli mowa o alimentach — to nie da się zaprzeczyć, że podobnie jak ubezpieczenie od wypadków może nakłonić wiele jednostek do symulowania choroby, tak samo i alimenty skłaniają wiele dziewczyn do szukania przygód miłosnych, by następnie móc względnie spokojnie prowadzić życie za wyprocesowane odszkodowanie. W okolicy mieszka rodzina robotnicza, gdzie każda z 3 niezamężnych córek ma po dwoje dzieci, na każde dziecko dostaje około trzydziestu złotych i w ten sposób bez troski każda panna z dziećmi może sobie żywot prowadzić.
Wszystko to składa się na fakt, że przerywanie ciąży u panien nie jest tak popularnym zabiegiem, jak by to się zdawać mogło — to też około 75% amatorek tego zabiegu — to mężatki.
Jeśli dotknęliśmy statystyki — to podobnie zestawienie śmiertelność na skutek przerywania cięży daje też podobne wyniki. W ciągu 11 lat mej praktyki lekarskiej w Barcinie przypominam sobie dwa wypadki śmiertelne u niezamężnych kobiet i 7 przypadków u mężatek.
Gdzie odbywa się to przerywanie ciąży?
Najpierw powiem może, gdzie się ono nie odbywa.
Nie odbywa się ono w gabinetach lekarzy prowincjonalnych. Lekarz na prowincji jest osobą zbyt bacznie obserwowaną przez wiele oczów, by mógł bezkarnie proceder ten uprawiać. Gdy kobieta ze wsi czy miasteczka uda się do lekarza prowincjonalnego — ma prawie gwarantowana pewność, że spotka tam znajomą lub sąsiadkę, albo też zobaczą ją znajomi na ulicy, że wchodzi do domu lekarza. Zaraz zaczyna działać pantoflowa poczta i na drugi dzień cała okolica wie, ze Marianna A, czy Franciszka Y była u lekarza w miasteczku. Takie stosunki nie pozwalają na to, by lekarz prowincjonalny trudnił się niedozwolonymi zabiegami. Inaczej rzecz się może dziać w wielkich miastach, gdzie jeden przechodzień drugiego nie zna i nikt nie troszczy się o to, gdzie i do kogo kto wchodzi. Mówiono mi też, i to z dość pewnych źródeł, że np. w Warszawie czy Łodzi za 10 — 15 złotych można mieć przerwaną ciążę i to fachowo.
Ale na prowincji takich ułatwień kobiety ciężarne nie mają. Co się tyczy położnych — to na prowincji i te nie mogą się zbytnio trudnić niedozwolonymi zabiegami z łych samych powodów zresztą co i lekarz. — Jeśli wizyta u lekarza może być tłumaczona w różny sposób — to wizyta u akuszerki jest już zupełnie kompromitująca. Nikt się nie zdziwi, gdy do akuszerki przyjdzie kobieta w ostatnich tygodniach ciąży — po której z daleka można stan jej poznać. Lecz kobieta, po której ciąży nie widać, nie może przyjść do akuszerki w miasteczku, by nie narazić się na podejrzenia. To też akuszerki prowincjonalne rzadko kiedy trudnią się takimi sprawami. Ale inaczej zdaje się dziać w miastach.
Znaczna ilość wyroków skazujących akuszerki za niedozwolone zabiegi potwierdza już to przypuszczenie.
Przerywaniem ciąży na prowincji trudnią się natomiast zawodowe przerywaczki, rekrutujące się przeważnie z uboższych sfer społecznych, przeważnie żony bezrobotnych robotników.
W pobliskim miasteczku wiem o kilku takich kobietach, które za opłatą około 5 złotych w najrozmaitszy sposób uwalniają niezamożne amatorki od ciąży. Odbywa się to na przeróżny sposób, jedne dają do pica różne środki roślinne, inne dopuszczają się różnych manipulacji wewnątrzmacicznych, jeszcze inne robią gorące płukania różnymi chemikaliami itd.
Skutki takich zabiegów są nieraz opłakane. Przed kilku laty wezwano mnie do żony inteligentnego robotnika, matki 4-ga dzieci. Po przybyciu do chorej stwierdziłem gorączkę około 41°, tętna prawie się nie wyczuwało, lecz chora była najzupełniej przytomna. Wszystkie zabiegi były już spóźnione. Chora przyznała się przed śmiercią, że przed 14 dniami poddała się niedozwolonemu zabiegowi, a kiedy okazały się pierwsze objawy zakażenia — przerywaczka uspokoiła chorą, że „to się zawsze tak zaczyna“ — i na pytanie, czy może by jednak oddać się pod opiekę lekarską — przerywaczka odradziła kobiecie, twierdząc, że jest to najzupełniej zbędne.
W innym przypadku przybył do mnie zamożny gospodarz z okolicy, chcąc się mnie poradzić, co ma zrobić ze swoją służącą, która od kilkunastu dni jest chora, gdyż źle wygląda, jest słaba i nie może jeść. Ale gdy gospodarz proponował chorej dziewczynie, by udała się z nim do lekarza, ta z gniewem odrzuciła tę propozycję swego pracodawcy — mówiąc dosłownie: „ja jestem najzupełniej zdrowa kobieta i lekarza nie potrzebuję“.
Jedynie co mogłem memu rozmówcy doradzić, to wyłącznie to, aby albo dziewczynę przywiózł, albo też mnie zamówił, a niespodziewanie przyjadę i zbadam krnąbrną służącę, zresztą już 40-letnią kobietę.
Coś po dwóch dniach wezwano mnie ostatecznie do chorej.
Znowu stwierdziłem skrajne wykrwawienie i zakażenie połogowe, lecz służąca do końca nie chciała się do niczego przyznać. Po 3 dniach odbyła się sekcja sądowo-lekarska.
W 3-cim przypadku przybył do mnie w czasie mojej nieobecności młody rolnik z okolicy, chcąc abym pojechał do jego żony. Ale zanim przyjechałem do domu — w międzyczasie znów przyjechać do mnie ten sam człowiek, oznajmiając, iż żonie się już polepszyło, wobec czego mój przyjazd już nie jest potrzebny. Zapomniałem o całym zdarzeniu, gdy po 14-tu dniach wezwano mnie jednak do tej kobiety. Znowu stwierdziłem znaczne wykrwawienie i gorączkę połogową. W tym okresie wszelka pomoc lekarska jest już spóźniona. Jednym słowem — większość śmiertelnych przypadków przerwania ciąży — to w gruncie rzeczy wynik zbyt późnego oddawania się kobiet pod opiekę lekarską i w tym zdaje się jest największe niebezpieczeństwo pokątnego przerywania ciąży; kobiety mimo tak często niepokojących objawów, jak krwotok, gorączka, dreszcze i bóle — nie zwracają się do lekarza, tłumacząc sobie, iż widocznie powyższe objawy są normalnym zjawiskiem przy przerywaniu ciąży. Jednocześnie przerywaczki — które trudnią się wywoływaniem poronień — również do ostatka uspakajają swe pacjentki — nie chcąc dopuścić do tego, by pacjentka ich oddała się pod opiekę lekarską. Po pierwsze bowiem każdy znachor czy partacz uważa za punkt honoru, by nie oddać pacjenta lekarzowi — udowodniłoby to bowiem, że wiadomości fachowe partacza są niewystarczające, a po drugie każda przerywaczka obawia się że chora kobieta zdradzić może lekarzowi co było przyczyną jej choroby — bezpieczniej więc będzie dla przerywaczki, by lekarza do jej pacjentek nie dopuszczać.
Wyniki takich niefachowych praktyk są jak najfatalniejsze.
Po pierwsze znaczna śmiertelność kobiet.
Ale to nie wszystko — umiera bowiem może jeden procent klientek tych pokątnych przerywaczek.
Natomiast co najmniej 40 — 50% pokutuje za nieumiejętne przerywanie ciąży długotrwałymi chorobami kobiecymi.
Ponieważ w niektórych sferach nie ma dziś prawie kobiety (przeważnie mężatki), która by nie miała kilku sztucznych poronień — to też w sferach tych nie można wprost znaleźć kobiety, która by nie chorowała przewlekle na zapalenie jajników, macicy itd. Kobiety te mają niezdrową, żółto-bladą cerę, (którą wobec tego poprawia się różnymi szminkami i kredkami).
Zamiast pomagać mężowi w trudnej dziś walce o byt, względnie poświęcić się wychowaniu i prowadzeniu ogniska domowego — energia tych kobiet, ofiar przerywań ciąży, zużywa się na latanie do coraz to innych lekarzy, wyjazdy do uzdrowisk, oraz na stałe kwękanie i narzekanie na najrozmaitsze dolegliwości, które wszystkie biorą swój początek od przeciwdziałania prawom natury, które to prawa każą kobiecie donosić płód aż do fizjologicznego końca ciąży, a nie brutalnie ciążę w początkowym okresie przerywać.
Cały organizm kobiety od pierwszej chwili poczęcia jest nastawiony na fakt istnienia w łonie jej płodu i na okoliczność, że płód ten będzie tam szereg miesięcy przebywać. Wszystkie hormony nabierają odpowiednich ku temu faktowi cech. To też gwałtowne wydarcie płodu z organizmu matki jest w gruncie rzeczy tak poważnym zabiegiem, że jako lekarz wprost dziwić się muszę, że w większości wypadków zabieg ten nie pociąga za sobą wiele poważniejszych następstw i stosunkowo w mniejszości tylko przypadków okupują go kobiety poważną chorobą.
I zdaje się, jeśli chcemy przeciwdziałać epidemii poronień — to możemy to uczynić jedynie przez rozsądne i szczere uświadomienie kobiet o konsekwencjach tego zabiegu, który w kołach laików uchodzi przecież za banalny i mało poważny zabieg. To też, gdy przyjdzie do mnie względnie rozsądna pacjentka z propozycją przerwania jej ciąży — w pierwszej linii stawiam jej pytanie, czy zdaje sobie ona sprawę z wagi samego zabiegu. Czy wie ona więc o tym, że śmiertelność przy tym zabiegu wynosi 1 — 3%. To znaczy trzydzieści razy tyle, co przy operacji ślepej kiszki w czas wykonanej.
Czy, pytam, wie taka pacjentka pragnąca pozbyć się ciąży, o tym, że mniej więcej w połowie przypadków po przerwaniu ciąży występuj zapalenia narządów kobiecych i pacjentka taka musi wówczas latami cierpieć na najrozmaitsze dolegliwości. Czy wie taka pacjentka, że normalne porody są najlepszym sposobem utrzymania cery, sił i zdrowia. Wzmiankowałem poprzednio o pani S. w okolicy, która miała 18 porodów. „Idźcie więc do przeszło pięćdziesięcioletniej dziś p. S. — zobaczcie jej świeżą, zdrową cerę, jej tęgą i silną postać, z której bije wprost siła i zdrowie — to są wyniki normalnych i fizjologicznych porodów“ — mówię pacjentkom. „A zobaczcie sobie z drugiej strony kobiety żółte, przedwcześnie zwiędłe, wiecznie chore i zgorzkniałe — to są wyniki przerywania ciąży.
Większość kobiet, którym tak się sprawę postawi, o ile są to ma się rozumieć kobiety względnie rozsądne — zrezygnuje wówczas z zamiaru przerywania ciąży. „Jeśli macie troje dzieci, tłumaczę, to wychowacie i obecne czwarte — niech więc Pani donosi spokojnie swoją ciążę — a później może coś zaradzimy, aby Panią potem uchronić od następnego zajścia w ciążę“.
Ten argument w 95% pomaga.
Ale tu znowu dotykamy innego zagadnienia. Jeśli nie chcemy dopuścić, by kobiety marnowały swe życie i zdrowie w niebezpiecznych próbach przerywania ciąży — musimy wówczas spopularyzować środki zapobiegające zajściu w ciążę. Sama myśl chronienia się przed ciążą jest zresztą bardzo wśród ludu rozpowszechniona, lecz praktycznie urzeczywistnia się to przeważnie przez stosowanie spółkowania przerywanego — tej prawie najgorszej i najwięcej szkodliwej dla obu partnerów metody.
Największe powagi lekarskie zgodne są ze sobą, że ten rodzaj zabezpieczenia się od ciąży pociąga za sobą przeróżne cierpienia, tak więc dolegliwości nerwowe, jak bóle głowy, bezsenność, szybkie męczenie się, zdenerwowanie, zanik pamięci itd. zarówno u mężczyzny, jak i kobiety.
Poza tym najrozmaitsze choroby kobiece, bóle krzyża ogólne osłabienie — wszystko to może być wynikiem spółkowania przerywanego. Nie będę wyszczególniał tu innych metod chronienia się przed ciążą — żadna z tych metod nie jest w 100% pewna i każda jest z tego czy innego powodu nieco kłopotliwa.
Lecz mimo to — metody te mogą w znacznym stopniu zadowolić chęć ograniczenia liczby potomstwa. A w tych przypadkach, gdy mimo stosowania ich, kobieta jednak zajdzie w ciążę, to prędzej da się jej wyperswadować, że nie należy ciąży tej przerywać, narażając się przy tym na śmierć czy długotrwałe cherlactwo. Raczej należy w odpowiednich warunkach sumienniej stosować przepisy zapobiegawcze, względnie zmienić dotychczasową metodę zapobiegawczą na inną.
Kobieta, która w zaleconej przez lekarza metodzie chronienia się przed ciążą widzi nadzieję ograniczenia liczby potomstwa — chętnie przeważnie godzi się na to, by istniejącej ciąży już nie ruszać i radośnie urodzi jeszcze jedno dziecko.
Kobieta natomiast, która za wszelką cenę chce zabezpieczyć się od wciąż rosnącej ilości dzieci — w ten czy w inny sposób swej ciąży się pozbędzie. Jeśli odmówię jej życzeniu przerwania ciąży — to uda się do akuszerki — jeśli akuszerka nie będzie chciała poronienia wywołać — uda się do partaczki — usłużne kumoszki i sąsiadki postarają się już o dostarczenie odpowiednich adresów.
Kobiety, dla których rosnąca ilość potomstwa jest (jak przesadnie zresztą określił to Boy-Żeleński) „piekłem kobiet“ zdobywają się na czyny rozpaczliwe, by się z tego „piekła“ wydostać i w stanie przygnębienia wpadają w ręce partaczek, odbierających im życie i zdrowie.
Kobiety natomiast, które w mroku życia ujrzą jutrzenkę nadziei, — możliwość ograniczenia ilości potomstwa — ze spokojem przetrzymują jeszcze kilka miesięcy istniejącej ciąży, nie narażą niepotrzebnie swego życia i zdrowia, sumienia swego nie zbrukają zbrodnią zabójstwa na swym rozwijającym się w łonie dziecku — lecz wydadzą dziecko to na świat, Bogu na chwałę, a Ojczyźnie na pożytek.