<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Gasztowt
Tytuł Pan Sędzic
Podtytuł Opowiadanie o Litwie i Żmudzi
Data wyd. 1839
Druk F.-A. Saurin
Miejsce wyd. Poitiers
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


DZIAŁ TRZECI.
Dom Arystokraty.

Południe już było, kiedy jeszcze karety, kocze, fajetony, drążki, bryczki i kariolki, zachodziły przed ganek dworu pana Marszałka X., napełnione gośćmi różnéj płci i wieku.
Stosownie do urzędu lub znaczenia i bogactw przybywającego, pan Marszałek sam lub jego oficialista wychodzili na spotkanie.
Nasi dwaj młodzieńce których bryczka trafem się w drodze zeszła z koczem pana prezydenta V., pierwszéj metadory sejmikowej, z partyi marszałka X., mieli niepospolite szczęście być przyjętymi przez pana marszałka w osobie, szczęście które zapewne winni zjechaniu się z panem prezydentem.
Zwyczaj tak nudny, tak jednak pospolity między szlachtą litewską całowania się w usta na przywitaniu, ustaje, skoro rzecz się ma między magnatem a szlachcicem; bo natenczas ten ostatni kontentuje się ucałować ramię a czasem łokieć tylko pierwszego, i to podług ważności łaski, jakiéj potrzebuje, a magnat ledwo raczy głowę skłonić. Pan Sędzic ze swym przyjacielem, świadomi tego poniżającego obrzędu, uniknęli go zręcznie robiąc lekki ukłon zdaleka, i powiadając swe nazwiska, bo jeszcze znani nie byli.
Gdy już salony napełnione były gośćmi, pani marszałkowa X... otoczona orszakiem swych rezydentek, weszła na pokoje i przywitała dygiem jeneralnym całe zgromadzenie.
W kilka minut, lokaj galonowany, Francuz, otwierając podwoje sali jadalnéj, ogłosił śniadanie, mówiąc po francuzku: Madame la comtesse est servie. Wszystko się ruszyło poczepione w pary, poprzedzone przez panią marszałkową i pana prezydenta.
Ażebym nie nudził czytelnika wyliczaniem blasku i okazałości, powiem ogólnie, że bogacze Litwy nie ustępują w niczém bogaczom innych narodów w guście i przepychu. Ich salony są dekorowane sztuką najpierwszych mistrzów krajowych i zagranicznych. Ich stoły łamią się pod ciężarem srebra, kryształów i porcelany, a kucharze sprowadzeni z Paryża i Londynu, mają z czego w kraju tak obfitym jak Litwa, zaspokoić wykwintność najtrudniejszych w gastronomii.
Pani marszałkowa, stosując się do okoliczności, była bardzo ugrzecznioną, raczyła nawet kilka razy zniżyć się do przemówienia po polsku, bo jéj język zwyczajny jest francuzki.
Pan marszałek trzymał nić konwersacyi i nie przestawał wyliczać dobrodziejstw, jakich Litwa doznaje pod łaskawém panowaniem najmiłościwszych cesarzy wszech-Rosyi; i przytoczył za przykład ostatni manifest, przez który pozwolono jest zapisywać bez sztrofu, wszystkie dusze opuszczone w ostatniéj rewizyi, i który uwolnił z więzienia kilkanaście tysięcy więźni. Opowiadał z kolei okazałość koronacyi najjaśniejszego pana, któréj on asystował, i za co był dekorowany orderem ś. Anny z brylantami.
«Jakże mnie nudzi ten głupiec swoim manifestem, rzekł z cicha Żmudzin do siedzącego obok siebie pana Sędzica; nie podobna aby już był do tego stopnia ograniczony, iżby nie znał że to jest łapka na głupich, że rząd robiąc niby łaskę, korzysta kilkanaście milionów na rok za nowo dopisane dusze[1]. A toż uwolnienie więźni, jaki robi użytek? Więźnie polityczni, są wyjęci z pod tego uwolnienia, samym tylko kryminalistom łaska jest dana; więc cóż nastąpi? oto że kilkanaście tysięcy zbójców i złodziei, powiększy liczbę tych, którzy jeszcze nie byli złapani, lub byli uwolnieni za przekupstwem policyi. Ta przebrzydła arystokracya zmoskwiczała, sama chce przelać ducha swego we wszystko co się jéj dotyka.»
Oprócz podniesionego głosu pana marszałka, który wpadł był na dowodzenie o mądrości rządów cesarza panującego i wszystkich jego poprzedników, usta innych dawały się nie być stworzone jak do przyjmowania pokarmów; tak milczenie było zachowane skrupulatnie: kiedy niekiedy tylko pani marszałkowa ze swoją świtą, przerywała ten ton jednostajny kilku wyrazami złéj francuszczyzny, któréj była pewną, że nikt z obecnych nie rozumie.
«Eh! que vous êtes à plaindre aujourd'hui, ma chère comtesse,» rzekła któraś z najpoufalszych ze świty.
«Quoi veux-tu que j'y fasse,» odpowiedziała tamta.
«D'être forcée à recevoir tout ce tas de nigauds»
«Ah ma chère! rien que l'odeur qu'exhallent leurs habits me porte mal au cœur; mais, quoi veux-tu, je le fais par rapport à mon mari, et surtout par rapport à mon fils unique qui aura besoin d'eux[2]
Żmudzin z panem Sędzicem, którzy to słyszeli i rozumieli, nie mogli wstrzymać słusznego oburzenia, jakie w nich sprawiało tyle dumy i obłudy; postanowili więc zemscić się. Żmudzin pierwszy zaczął głośną konwersacyą ze swym towarzyszem, w żmudzkim języku, który nie różni się tylko dyalektem od litewskiego.
Pani marszałkowa baczna na to, «panowie od granic Żmudzi?» rzekła z wyrazem nieukontentowania.
Żmudzin: «Tak jest, ja jestem nawet z głębi Żmudzi.»
Pani marszałkowa: «To dziwna że pan tak dobrze mówi po polsku; ale zawsze jednak miły jest panu jego język krajowy żmudzki.»
«Toutes les langues sont celles des hommes, par conséquent, bonnes à s'en servir, et il n'est dû qu'aux nigauds (mówiąc te słowa z przyciskiem) de donner la préférence aux uns, au détriment des autres[3],» odrzekł jéj Żmudzin po francuzku.
«Ach ja nieszczęśliwa! nous sommes trahies[4], rzekła do swojéj siostry. Qui est ce qui pouvait s'en douter?» spazmy ją porwały, pan marszałek i cała świta pospieszyli na ratunek, odniesiono do łóżka; doktor nadworny użył całéj swéj sztuki na otrzeźwienie.
Gdy oczy otworzyła, «zawszem mówiła temu głupiemu memu mężowi, że bratanie się z tém szła chciurstwem wyjdzie mu złe. Co za śmiałość tego szlachciury zrobić mnie taki afront!»
Po niejakiej pauzie, «Ale czegóż jeszcze chce więcéj od tego brudu mój głupi mąż, ma wysoki urząd w gubernii, jest dekorowany, siedziałby już teraz spokojnie, mój syn jeszcze za młody do urzędu, zresztą alboż to nie ma znaczniejszych urzędów które się nabywają bez takiego trudu, albo to on nie może zostać aktualnym tajnym Sowietnikiem, później Vice-Gubernatorem, późniéj Gubernatorem, późniéj Senatorem?......»
«Ale zkąd mu przyszło temu kapcanowi mówić po francuzku? Otoż to do czego doprowadza to złe urządzenie szkół i uniwersytetu; tam lada biedak może się nauczyć; czekajno, czekaj! muszę ja napisać do pana senatora Nowosilcowa, że on jeszcze źle urządził szkoły na Litwie.»
Doktor przytomny tym narzekaniom, opowiedział je późniéj panu Sędzicowi, całując go serdecznie za trafne znalezienie się.
Pan marszałek powróciwszy do sali, dysymulował swe nieukontentowanie, składał wszystko na niedyspozycyą swojéj żony, i usiłował najmocniéj, ażeby rzecz nie wyszła na jaw , ażeby rozmowa jego żony, nie była wiadomą ogółowi. Żmudzin też z panem Sędzicem nie spieszyli onéj opowiadać.
Po objedzie jednak, bracia i siostry S... na ich nalegania były przypuszczone przez pana Sędzica do tajemnicy. Wincenta nie mogła utaić swego poruszenia i proponowała siostrze i braciom wyjazd. Najstarszy brat sprzeciwił się temu mówiąc: «na przyszłe sejmiki, nas trzech idzie do urzędu, więc nie możemy zrywać stosunków z panem marszałkiem, bobyśmy byli odstąpieni od całéj partyi, która jest mocniejszą od przeciwnéj czterdziestu kreskami. Ale, ponieważ wy chcecie jechać koniecznie, weźcie z sobą brata Józefa, który jeszcze nie wotuje, a nas sześciu tu zostanie.»
Rzecz tak załatwiona, jeden z pojazdów S... i bryczka pana Sędzica zaszły przed ganek, i te pięć osób wyjechały, nie zadając sobie trudu na pożegnanie się z gospodarstwem domu.
Polowanie miało miejsce, ubito na niém mnóstwo zwierzyny różnego rodzaju; wszyscy goście bawili się przez trzy dni u pana marszałka; wiele było dotkniętych do żywego rozmową francuzką pani marszałkowéj i dyalogiem który doktor doniosł, a które przeszły z ust do ust pod sekretem; ale związani interesem sejmikowym, nie chcieli okazać swego nieukontentowania i przełożyli podłą dysymulacyą, nad otwarte a szlachetne oburzenie.
Gdy nasi młodzi podróżujący znaleźli się na zawrocie drogi która prowadziła do domu panów S... starsza siostra kazawszy zatrzymać konie, prosiła pana Sędzica i jego przyjaciela, ażeby wstąpili do nich na moment, na co się oni nie dali długo namawiać.
Miano pić kawę w ogrodzie pod drzewami, starsza siostra była zajęta wyborem dobréj śmietanki w mleczarni. Żmudzin wziął pod rękę Józefa S... i odprowadził go umyślnie, ażeby ułatwić swemu przyjacielowi sam na sam z Wincentą.
Pan Sędzic ofiarował ramię swoję Wincencie i tak postępowali o kroków trzydzieści za pierwszemi.
Zbliżenie dwóch ciał których serca rozumieją się, sprawia to czarujące zachwycenie które się tylko czuć, lecz nie opisać daje. Puls Wincenty bił tak mocno, że pan Sędzic mógł był policzyć każde jego uderzenie.
Po krótkiém milczeniu: «Nie, droga pani, rzekł Sędzic, milczenie dłuższe byłoby nad moje siły. Od momentu jakém cię ujrzał, wszystkie moje myśli były zwrócone ku tobie; czuję w żyłach moich pożerający ogień miłości i dłużéj taić tego nie mogę...» Bicie serca gwałtowne przerwało mowę młodzieńca.
Wincenta pozbawiona prawie władzy swych członków, postępowała machinalnie. Milczeli oboje czas niejaki; westchnienie mocne wyszło z piersi Wincenty. «Byłożby ono dla mnie?» rzekł Sędzic.
«Nie nalegaj na odpowiedź, rzekła mu drżącym głosem, ja sama nie mogę zdać sobie rachunku z moich uczuć. Od trzech dni czuję w sobie zmianę zupełną, zmianę której przedtém nigdy nie postrzegałam; poźwól niech siebie wyexaminuję lepiéj.»
Starsza siostra krzyczała z daleka: «na kawę, na kawę!» i wszyscy zgromadzili się około okrągłego stolika, postawionego pod cieniem rozłożystéj jabłoni.
Rozmowa wpadła naturalnie na zdarzenie pani marszałkowéj. Oryginalny Żmudzin, tak zdefiniował na ostatku: «Śmieszne zaiste składamy społeczeństwo, my Litwini i Żmudzini, podzieleni na kasty; magnat gardzi i brzydzi się szlachcicem średniéj klasy, czyli szlachcicem wotującym, i jeżeli z nim się styka kiedy nie kiedy to dla interesu. Szlachcic wotujący lubo nienawidzi magnata, czołga się jednak nikczemnie przed nim dla interesu, a gardzi i wstydzi się szlachcica okolicznego, pojedynkowego; ten mu też odpłaca wzajemnością. Chłop przeklina sprawiedliwie tych wszystkich, i ten jeden ma największą racyą. Żadnego węzła narodowego braterskiego między nami, chociaż wszyscy jesteśmy z jednego szczepu; a z tego wszystkiego, któż korzysta? oto Moskal, wspólny nieprzyjaciel...»
Kto kochał, (a gdzież jest taki coby niekochał?) wie bez mego opowiadania, jak dwaj rozkochani spoglądali na siebie, jak spuszczali oczy, jak rumienili się. Na pożegnaniu, Wincenta, na ściśnienie ręki, odpowiedziała Sędzicowi podobném ściśnieniem.
«O! już po mnie, rzekł Sędzic gdy byli na bryczce, kocham się do szaleństwa.»
«A ona, czy cię kocha? pytał jego przyjaciel; słyszałem żeście coś mówili z sobą, zapewne to było oświadczenie i odpowiedź.»
«Nie wiem com bełkotał, sam tego nie czułem, i nigdybym nie mógł powtórzyć com jéj mówił; nie słyszałem nawet ani słowa z jéj odpowiedzi; ale czuję w duszy, ale widziałem w jéj oczach, że i ona mnie kocha.»
«Ja też to spostrzegłem, szczęśliwy człowieku; cieszę się z tego i winszuję ci, bo prawdziwie powiadam że rzadko takich kobiet.»
Za powrotem do domu, pan Sędzic nie widział jak Wincentę. Wszystko u niego nazywało się Wincentą. «Zawołaj Wincentę, chcę mówić ekonoma,» rzekł do swego lokaja; gdy ekonom przyszedł, «poszlij Wacpan kogo z tym listem do pana komornika C., on zapewne jutro przyjedzie, trzeba jemu dać tyle robotnika ile będzie potrzebował; on będzie rozmierzał, morgował i rozdzielał całą wieś.» Ekonom odszedł.
Własność miłości jest taka, że rozkochany wyszukuje jakby umyślnie powodów do trapienia siebie. I tak pan Sędzic lubo odebrał nieomylne dowody wzajemności, starał się jeszcze znaleść dwuznaczność w odpowiedzi Wincenty, którą był przywiódł sobie na pamięć. Ona potrzebowała czasu do wyexeminowania swych uczuć, a może też ona kocha innego? Ta niepewność go trapiła; pisał tedy list do niéj, który oddał jednemu ze swych włościan, przykazując aby nazajutrz poszedł za zmyślonym od siebie interesem do pierwszéj chaty od dworu PP. S., i tam czekał aż zobaczy Wincentę która, spodziewał się, iż pójdzie do wsi.
Wieśniak wykonał do litery rozkaz swego pana, i w wieczór tego samego dnia jeszcze przyniosł mu odpowiedź następną:
«Tak jest, już się stało, już po mojéj swobodzie. Jeżeli tęsknota, niespokojność i bezsenność są oznaką miłości, ja ją posiadam w najwyższym stopniu. To samo słońce które mnie opuściło wczoraj w wieczór w ogrodzie, zastało mnie dziś rano na ścieżce po którejśmy chodzili oboje; ani czułe narzekania, ani gniew moich sióstr i brata, nie mogły mnie stamtąd oderwać noc całą. Dzisiaj, jeżelim szła do chaty Pietrajtisa, to mnie ciągnęło to, żeśmy tam byli oboje. Sądź więc teraz, okrutny, czy to ciebie czy innego kocham! Lituj się nad nieszczęśliwą a ciebie kochającą

Wincentą

«Czytaj drogi *** i ciesz się ze szczęścia twego przyjaciela,» rzekł Sędzic oddając list Żmudzinowi. Łzy czułéj radości zrosiły lica obojga przyjaciół.






  1. Podatek wszelki w Rosyi, rozłożony jest na głowy chłopskie, szlachta zupełnie jest od niego wyjętą; lecz dziedzic którego chłopi nie są w stanie opłacić podatku, jest odpowiedzialnym za nich, i sam opłaca — rzecz która się przytrafia większéj połowie dziedziców.
  2. Tłómaczenie téj rozmowy, która jest rzetelną:
    «A! jakże się lituję nad twoim dzisiejszym losem, droga Hrabini.»
    «I cóż chcesz abym zrobiła?»
    «Być znagloną do przyjmowania tego tłumu chałastry!»
    «O moja kochana! gdybyś wiedziała, że smród jaki wychodzi z ich odzienia w mdłości mię wprawia, ale cóż chcesz, ja to robię dla mego męża, a nadewszystko dla mego syna jedynaka, który w czasie będzie ich potrzebował.»
  3. Tłómaczenie tej odpowiedzi: «Wszystkie języki są stworzone dla ludzi, azatém dobre do użycia, i dziełem jest tylko głupiéj chałastry dawać wyższość jednym z poniżeniem innych.»
  4. «My jesteśmy zdradzone, któżby się mógł spodziewać!»





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Gasztowt.