Strona główna
Losuj
Zaloguj się
Ustawienia
Przekaż darowiznę
O Wikiźródłach
Informacje prawne
Szukaj
Pan Tadeusz (wyd. 1921)/Galeria
Język
Obserwuj
Edytuj
<
Pan Tadeusz (wyd. 1921)
←
Epilog
Pan Tadeusz
• Ilustracje autorstwa
Michała Elwiro Andriolliego
(1881) •
Adam Mickiewicz
←
Epilog
Pan Tadeusz
Ilustracje autorstwa
Michała Elwiro Andriolliego
(1881)
Adam Mickiewicz
Pan Tadeusz
Księga pierwsza
Gospodarstwo
Księga druga
Zamek
Księga trzecia
Umizgi
Księga czwarta
Dyplomatyka i łowy
Księga piąta
Kłótnia
Księga szósta
Zaścianek
Księga siódma
Rada
Księga ósma
Zajazd
Księga dziewiąta
Bitwa
Księga dziesiąta
Emigracja. Jacek
Księga jedenasta
Rok 1812
Księga dwunasta
Kochajmy się
Objaśnienia poety
Epilog
Galeria
Wtem ujrzała młodzieńca i z rąk jej wypadła
Suknia, a twarz od strachu i dziwu pobladła.
Teraz ręce przy boku miał, w tył wygiął łokcie,
Spod ramion wytknął palce i długie paznokcie,
Przedstawiając dwa smycze chartów tym obrazem.
Czasem do Litwy kwestarz z obcego klasztoru
Przyszedł, i kiedy bliżej poznał panów dworu,
Przerwał je starzec, trzęsąc wzniesioną prawicą:
Nie masz zgody, Mopanku, pomiędzy Soplicą
I krwią Horeszków! W Panu krew Horeszków płynie
Ogórków chcesz Waść?
- krzyknął. -
Oto masz ogórki.
Wara, Panie, od szkody, na tutejszej grzędzie
Nie dla Waszeci owoc, nic z tego nie będzie.
Wtem pomiędzy ich usta mignęła znienacka
Naprzód mucha, a za nią tuż Wojskiego placka.
Dziewczyna powiewała podniesioną w ręku
Szarą kitką, podobną do piór strusich pęku;
Nią zdała się oganiać główki niemowlęce
W ręku ogromna laska: tak pan Sędzia kroczy.
Schyliwszy się i ręce obmywszy w strumieniu,
Usiadł przed Telimeną na wielkim kamieniu
Gość niespodziany, szybko wpadając - gajowy;
Nie zważał nawet, że czas właśnie obiadowy,
Podbiegł do Pana; widać z postawy i z miny,
Że ważnej i niezwykłej jest posłem nowiny.
Chwalicie mą tabakę, Mości Dobrodzieje,
Obaczcież, co się wewnątrz tabakierki dzieje.
Natenczas Wojski chwycił na taśmie przypięty
Swój róg bawoli, długi, cętkowany, kręty
Zosia w porannym stroju i z głową odkrytą
Stała, trzymając w ręku podniesione sito;
Do nóg jej biegło ptastwo; stąd kury szurpate
Zosia kładnie pończoszki białe, ażurowe,
I trzewiki warszawskie białe, atłasowe;
Lecz Hrabia krzesłem w środku zagrodził im drogę
I na tym szańcu słabym utwierdziwszy nogę:
Wara!
- zawołał. -
Sędzio! nie wolno nikomu
Krzywdzić sługę mojego w moim własnym domu;
W środku na snopie zboża ekonom usiadłszy,
Nudzi się, kręci głową, roboty nie patrzy,
Pogląda na gościniec, na drogi rozstajne,
Odmyka klamkę - pusto jak w zaklętym gmachu;
Dobywa pozew, czyta głośno oświadczenie.
Patrzy, na koniec cała trzódka białopucha
Bieży do starca, liśćmi kapusty znęcona,
Do nóg mu, na kolana skacze, na ramiona;
Wnet Gerwazy (to on był) przez tłum się przecisnął
Na środek izby, wkoło Scyzorykiem błysnął,
Potem, w dół chyląc ostrze na znak powitania
Hrabia siedział na dzielnym koniu, w czarnym stroju;
Na sukni orzechowy płaszcz włoskiego kroju,
W końcu wszyscy przez długą zaścianku ulicę
Puścili się w cwał, krzycząc:
Hajże na Soplice!
Widzi rzecz dziwną! Sędzia i Robak na ziemi
Klęczeli objąwszy się i łzami rzewnemi
Płakali, Robak ręce Sędziego całował
Tymczasem Telimena wpadła między konie,
Wyciągnęła ku Hrabi załamane dłonie:
Na twój honor!
- krzyknęła przeraźliwym głosem,
Z głową w tył wychyloną, z rozpuszczonym włosem -
Wjazd tłumny, dziwny. Przodem, niby laufer, bieży
Ogromny, czarny baran, a łeb mu się jeży
Czterema rogami, z których dwa jako kabłąki
Trzech jezdnych padło rannych, jeden trupem leży.
Padł koń Hrabi, spadł Hrabia; Klucznik krzycząc bieży
Na ratunek, bo widzi: jegry na cel wzięli
Godzinę całą trwały tajemne rozmowy,
Aż je przerwał kapitan Ryków temi słowy,
Rzucając na stół kiesę ciężką dukatami
Sędzia spełnił Robaka rozkazy
I usiada na łóżku przy nim; a Gerwazy
Stoi, łokieć przytwierdza na główni rapiera,
Rwąc pnie, siekąc gałęzie. Żubr, brodacz sędziwy,
Zadrżał we mchu, najeżył długie włosy grzywy,
Stał ułan jak słonecznik w błyszczącym kołpaku
Strojnym blachą złocistą i piórem koguta;
Przy nim dziewczę, w zielonej sukience jak ruta
Wojski przez okno kuchni, ponad starców głowy
Wytknąwszy głowę, milczkiem słuchał ich rozmowy
Lecz jenerał Kniaziewicz, wzrostem najsłuszniejszy,
Pokazało się, iż był w ręku najsilniejszy.
Ująwszy rapier, lekko jakby szpadę dźwignął
Już z rozkazu Sędziego pleban stał na stole
I ogłaszał włościanom Tadeusza wolę.
Jankiel z przymrużonemi na poły oczyma
Milczy i nieruchome drążki w palcach trzyma.
Poloneza czas zacząć. - Podkomorzy rusza
I z lekka zarzuciwszy wyloty kontusza,
I wąsa podkręcając, podał rękę Zosi,