[379]KSIĘGA JEDENASTA. [381]ROK 1812.
TREŚĆ.
Wróżby wiosenne. [1] — Wkroczenie wojsk. — Nabożeństwo. — Rehabilitacja [2] urzędowa ś. p. Jacka Soplicy. — Z rozmów Gerwazego i Protazego wnosić można bliski koniec procesu. — Umizgi ułana z dziewczyną. — Rozstrzyga się spór o Kusego i Sokoła. — Zaczem goście zgromadzają się na biesiadę. — Przedstawienie wodzom par narzeczonych.
O roku ów! kto ciebie widział w naszym kraju!
Ciebie lud zowie dotąd rokiem urodzaju,
A żołnierz rokiem wojny; dotąd lubią starzy
O tobie bajać, dotąd pieśń o tobie marzy.
5
Zdawna byłeś niebieskim oznajmiony cudem[3]
I poprzedzony głuchą wieścią między ludem;
Ogarnęło Litwinów serca z wiosny słońcem
Jakieś dziwne przeczucie, jak przed świata końcem,
Jakieś oczekiwanie tęskne i radosne.
10
Kiedy pierwszy raz bydło wygnano na wiosnę,
Uważano, że chociaż zgłodniałe i chude,
Nie biegło na ruń[4], co już umaiła grudę,
[382]
Lecz kładło się na rolę i, schyliwszy głowy,
Ryczało, albo żuło swój pokarm zimowy.
15
I wieśniacy, ciągnący na jarzynę pługi,
Nie cieszą się, jak zwykle, z końca zimy długiej,
Nie śpiewają piosenek, pracują leniwo,
Jakby nie pamiętali na zasiew i żniwo.
Co krok wstrzymują woły i podjezdki w bronie,
20
I poglądają z trwogą ku zachodniej stronie,
Jakby z tej strony miał się objawić cud jaki,
I uważają z trwogą wracające ptaki.
Bo już bocian przyleciał do rodzinnej sosny
I rozpiął skrzydła białe, wczesny sztandar wiosny;
25
A za nim, krzykliwemi nadciągnąwszy pułki,
Gromadziły się ponad wodami jaskółki,
I z ziemi zmarzłej brały błoto na swe domki.
W wieczór słychać w zaroślach szept ciągnącej słomki,[5]
I stada dzikich gęsi szumią ponad lasem,
30
I znużone na popas spadają z hałasem,
A w głębi ciemnej nieba wciąż jęczą żórawie.
Słysząc to, nocni stróże pytają w obawie,
Skąd w królestwie skrzydlatem tyle zamieszania,
Jaka burza te ptaki tak wcześnie wygania.
35
Aż oto nowe stada jakby gilów, siewek[6]
I szpaków, stada jasnych kit i chorągiewek
Zajaśniały na wzgórkach, spadają na błonie:
Konnica! Dziwne stroje, niewidziane bronie!
Pułk za pułkiem, a środkiem, jak stopione śniegi,
40
Płyną drogami kute żelazem szeregi;
[383]
Z lasów czernią się czapki, rzęd bagnetów błyska,
Roją się niezliczone piechoty mrowiska.
Wszyscy na północ! Rzekłbyś, że w on czas z wyraju[7]
Za ptastwem i lud ruszył do naszego kraju,
45
Pędzony niepojętą, instynktową[8] mocą.
Konie, ludzie, armaty, orły dniem i nocą
Płyną; na niebie gorą tu i ówdzie łuny,
Ziemia drży, słychać, biją stronami[9] pioruny —
Wojna! wojna! Nie było w Litwie kąta ziemi,
50
Gdzieby jej huk nie doszedł. Pomiędzy ciemnemi
Puszczami chłop, którego dziady i rodzice
Pomarli, nie wyjrzawszy za lasu granice,
Który innych na niebie nie rozumiał krzyków
Prócz wichrów, a na ziemi prócz bestyi ryków,
55
Gości innych nie widział oprócz spółleśników,
Teraz widzi na niebie: dziwna łuna pała,
W puszczy łoskot — to kula od jakiegoś działa,
Zbłądziwszy z pola bitwy, dróg w lesie szukała,
Rwąc pnie, siekąc gałęzie. Żubr, brodacz sędziwy,
60
Zadrżał we mchu, najeżył długie włosy grzywy,
Wstaje nawpół, na przednich nogach się opiera,
I, potrząsając brodą, zdziwiony spoziera
Na błyskające nagle między łomem zgliszcze:[10]
[384]
Był to zbłąkany granat, kręci się, wre, świszcze,
65
Pękł z hukiem jakby piorun; żubr pierwszy raz w życiu
Zląkł się i uciekł w głębszem schować się ukryciu.
Bitwa! Gdzie? w której stronie? pytają młodzieńce,
Chwytają broń; kobiety wznoszą w niebo ręce;
Wszyscy pewni zwycięstwa, wołają ze łzami:
70
„Bóg jest z Napoleonem, Napoleon z nami!“
O wiosno! kto cię widział wtenczas w naszym kraju,
Pamiętna wiosno wojny, wiosno urodzaju!
O wiosno, kto cię widział, jak byłaś kwitnąca
Zbożami i trawami a ludźmi błyszcząca,
75
Obfita we zdarzenia, nadzieją brzemienna!
Ja ciebie dotąd widzę, piękna maro senna!
Urodzony w niewoli, okuty w powiciu,
Ja tylko jedną taką wiosnę miałem w życiu.
Soplicowo leżało tuż przy wielkiej drodze,
80
Którą od strony Niemna ciągnęli dwaj wodze:
Nasz książę Józef i król westfalski Hieronim.[11]
Już zajęli część Litwy od Grodna po Słonim,[12]
Gdy król rozkazał wojsku dać trzy dni wytchnienia.
Ale polscy żołnierze mimo utrudzenia,
85
Skarżyli się, że król im marszu nie dozwala;
Tak radziby co prędzej doścignąć Moskala.
[385]
W mieście pobliskiem stanął główny sztab książęcy,
A w Soplicowie obóz czterdziestu tysięcy,
I ze sztabami swemi jenerał Dąbrowski,
90
Kniaziewicz, Małachowski, Giedrojć i Grabowski.[13]
Późno było, gdy weszli; więc każdy, gdzie może,
Zabierają kwatery w zamczysku, we dworze.
Skoro dano rozkazy, rozstawiono czaty,
Każdy strudzony poszedł spać do swej komnaty.
95
Z nocą wszystko ucichło: obóz, dwór i pole;
Widać tylko, jak cienie, błądzące patrole,
I gdzie niegdzie błyskania ognisk obozowych,
Słychać kolejne hasła stanowisk wojskowych.
Spali: gospodarz domu, wodze i żołnierze;
100
Oczu tylko Wojskiego sen słodki nie bierze.
Bo Wojski ma na jutro biesiadę wyprawić,
Którą chce dom Sopliców na wiek wieków wsławić,
Biesiadę, godną miłych sercom polskim gości,
I odpowiedną wielkiej dnia uroczystości,
105
Co jest świętem kościelnem i świętem rodziny.
Jutro odbyć się mają trzech par zaręczyny,
Zaś jenerał Dąbrowski oświadczył z wieczora,
Że chce mieć obiad polski.
[386]
Choć spóźniona pora,
Wojski zebrał co prędzej z sąsiedztwa kucharzy.
110
Pięciu ich było; służą, on sam gospodarzy.
Jako kuchmistrz białym się fartuchem opasał,
Wdział szlafmycę a ręce do łokciów zakasał,
W ręku ma plackę muszą, owad ladajaki
Odpędza, wpadający chciwie na przysmaki;
115
Drugą ręką przetarte okulary włożył,
Dobył z zanadrza księgę, odwinął, otworzył.
Księga ta miała tytuł: „Kucharz doskonały“.[14]
W niej spisane dokładnie wszystkie specyjały
Stołów polskich; podług niej hrabia na Tęczynie
120
Dawał owe biesiady, we włoskiej krainie,[15]
Którym się Ojciec Święty Urban Ósmy dziwił;
Podług niej później Karol Kochanku-Radziwiłł,[16]
Gdy przyjmował w Nieświeżu króla Stanisława,
Sprawił pamiętną ową ucztę, której sława
125
Dotąd żyje na Litwie we gminnej powieści.
[387]
Co Wojski wyczytawszy pojmie i obwieści,
To natychmiast kucharze robią umiejętni.
Wre robota, pięćdziesiąt nożów w stoły tętni,
Zwijają się kuchciki, czarne jak szatany:
130
Ci niosą drwa, ci z mlekiem i z winem sagany,[17]
Leją w kotły, skowrody[18], w rądle. Dym wybucha;
Dwóch kuchcików przy piecu siedzi, w mieszki dmucha,
Wojski, ażeby ogień tem łacniej rozpalać,
Rozkazał stopionego masła na drwa nalać
135
(Zbytek ten dozwolony jest w dostatnim domu).
Kuchciki sypią w ogień suche pęki łomu;
Inni na rożny sadzą ogromne pieczenie
Wołowe, sarnie, cąbry[19] dzicze i jelenie;
Ci skubią stosy ptastwa, lecą puchów chmury,
140
Obnażają się głuszce, cietrzewie i kury.
Lecz kur niewiele było; od owej wyprawy,
Którą w czasie zajazdu Dobrzyński Sak krwawy
Zrobił na kurnik, kędy Zosi gospodarstwo
Zniszczył, nie zostawiwszy sztuki na lekarstwo,
145
Jeszcze nie mogło ptastwem zakwitnąć na nowo
Sławne niegdyś ze drobiu swego Soplicowo.
Zresztą zaś miąs wszelakich był wielki dostatek,
Co się zgromadzić dało i z domu i z jatek,
I z lasów i z sąsiedztwa, zbliska i zdaleka:
150
Rzekłbyś, ptasiego tylko niedostaje mleka.
Dwie rzeczy, których hojny pan do uczty szuka,
Łączą się w Soplicowie: dostatek i sztuka.
[388]
Już wschodził uroczysty dzień Najświętszej Panny[20]
Kwietniej. Pogoda była prześliczna, czas ranny,
155
Niebo czyste wokoło ziemi obciągnięte,
Jako morze wiszące, ciche, wkłęsło-wgięte;
Kilka gwiazd świeci z głębi, jako perły ze dna
Przez fale; zboku chmurka biała, sama jedna,
Podlatuje i skrzydła w błękicie zanurza,
160
Podobne do niknących piór Anioła Stróża,
Który nocną modlitwą ludzi przytrzymany
Spóźnił się, śpieszy wracać między spółniebiany.
Już ostatnie perły gwiazd zamierzchły i na dnie
Niebios zgasły, i niebo środkiem czoła bladnie,
165
Prawą skronią złożone na wezgłowiu cieni
Jeszcze smagławe, lewą coraz się rumieni;
A dalej okrąg jakby powieka szeroka
Rozsuwa się, i w środku widać białek[21] oka,
Widać tęczę, źrenicę — już promień wytrysnął,
170
Po okrągłych niebiosach wygięty przebłysnął,
I w białej chmurce jako złoty grot zawisnął.
Na ten strzał, na dnia hasło, pęk ogniów wylata,
Tysiąc rac krzyżuje się po okręgu świata,
A oko słońca weszło. Jeszcze nieco senne,
175
Przymruża się, drżąc wstrząsa swe rzęsy promienne,
Siedmią barw błyszczy razem: szafirowe razem,
Razem krwawi się w rubin i żółknie topazem;
Aż rozślniło się jako kryształ przezroczyste,
Potem jak brylant światłe, nakoniec ogniste,
[389]
180
Jak księżyc wielkie, jako gwiazda migające:
Tak po niezmiernem niebie szło samotne słońce.
Dziś pospólstwo litewskie z całej okolicy
Zebrało się przed wschodem wokoło kaplicy,
Jak gdyby na nowego ogłoszenie cudu.
185
Zbiór[22] ten pochodził w części z pobożności ludu,
A w części z ciekawości: bo dziś w Soplicowie
Na nabożeństwie mają być jenerałowie,
Sławni dowódcy owi naszych legijonów,
Których lud znał imiona i czcił jak patronów,
190
Których wszystkie tułactwa, wyprawy i bitwy
Były ewangeliją narodową Litwy.
Już przyszło oficerów kilku, tłum żołnierzy;
Lud ich otacza, patrzy, ledwie oczom wierzy,
Oglądając rodaków mundury noszących,
195
Zbrojnych, wolnych i polskim językiem mówiących.
Wyszła msza. Nie obejmie świątynia maleńka[23]
Całego zgromadzenia, lud na trawie klęka;
Patrząc we drzwi kaplicy, odkrywają głowy.
Włos litewskiego ludu, biały albo płowy,
200
Pozłacał się jako łan dojrzałego żyta;
Gdzie niegdzie kraśna główka dziewicza wykwita,
Ubrana w świeże kwiaty, albo w pawie oczy,
I wstęgi rozplecione, ozdoby warkoczy,
Śród głów męskich jak w zbożu bławat i kąkole.
205
Klęczący różnobarwy tłum okrywa pole,
A na głos dzwonka, niby na wiatru powianie,
Chylą się wszystkie głowy, jak kłosy na łanie.
[390]
Wieśniaczki dziś na ołtarz Matki Zbawiciela
Niosą pierwszy dar wiosny, świeże snopki ziela;
210
Wszystko wkoło ubrane w bukiety i wianki,
Ołtarz, obraz, a nawet dzwonica i ganki.
Czasem poranny wietrzyk, gdy ze wschodu wionie,
Zrywa wianki i rzuca na klęczących skronie,
I rozlewa jak z mszalnej kadzielnicy wonie.
215
A gdy w kościele było po mszy i kazaniu,
Wyszedł przewodniczący całemu zebraniu
Podkomorzy, niedawno przez powiatu stany
Zgodnie konfederackim marszałkiem obrany.[24]
Miał mundur województwa: żupan złotem szyty,
220
Kontusz grodyturowy[25] z frendzlą i pas lity,
Przy którym karabela z głownią jaszczurową;
Na szyi świecił wielką szpilką brylantową;
Konfederatka biała, a na niej pęk gruby
Drogich piórek, były to białych czapel czuby.
225
(Na fest[26] kładnie się tylko kitka tak bogata,
Któréj każde pióreczko koszuje dukata.)
Tak ubrany, na wzgórek wstąpił przed kościołem,
Wieśniacy i żołnierstwo ścisnęło się kołem.
On rzekł:
„Bracia! ogłosił wam ksiądz na ambonie
230
Wolność, którą cesarz-król przywrócił Koronie,
A teraz Litewskiemu Księstwu, Polszcze całéj
Przywraca; słyszeliście rządowe uchwały
[391]
I zwołujące walny sejm uniwersały.[27]
Ja tylko mam słów parę przemówić do gminy
235
W rzeczy, która się tyczy Sopliców rodziny,
Tutejszych panów.
„Cała pomni okolica,
Co tu zbroił nieboszczyk — pan Jacek Soplica;[28]
Ale kiedy o grzechach [jego] wszyscy wiecie,
Czas i zasługi jego ogłosić na świecie.
240
Obecni tu są naszych wojsk jenerałowie,
Od których usłyszałem wszystko, co wam mowię.
Ten Jacek nie był umarł (jak głoszono) w Rzymie,
Tylko odmienił życie dawne, stan i imię,
A wszystkie przeciw Bogu i Ojczyźnie winy
245
Zgładził przez żywot święty i przez wielkie czyny.
„On to pod Hohenlinden[29], gdy Ryszpans jenerał
Na pół pobity już się do odwrotu zbierał,
Nie wiedząc, że Kniaziewicz ciągnie ku odsieczy,
On to Jacek, zwan Robak, wśród grotów i mieczy
250
Przeniósł od Kniaziewicza listy Ryszpansowi,
Donoszące, że nasi biorą tył wrogowi.
On potem w Hiszpanii, gdy nasze ułany
Zdobyły Samo-sierry grzbiet oszańcowany,[30]
[392]
Obok Kozietulskiego był ranny dwa razy.
255
Następnie, jak wysłaniec, z tajnemi rozkazy
Biegał po różnych stronach ducha ludzi badać,
Towarzystwa tajemne wiązać i zakładać;
Nakoniec w Soplicowie, w swem ojczystem gnieździe,
Gdy gotował powstanie, zginął na zajeździe.
260
Właśnie o jego śmierci nadeszła wiadomość
Do Warszawy w tę chwilę, gdy cesarz jegomość
Raczył mu dać za dawne czyny bohaterskie
Legii honorowej znaki kawalerskie.[31]
„Owoż te wszystkie rzeczy mając na uwadze,
265
Ja, reprezentujący województwa władzę,
Moją konfederacką ogłaszam wam laską:[32]
Że Jacek wierną służbą i cesarską łaską
Zniósł infamii[33] plamę, powraca do cześci,
I znowu się w rzęd prawych patryjotów mieści.
270
Więc kto będzie śmiał Jacka zmarłego rodzinie
Wspomnieć kiedy o dawnej, zagładzonej winie,
Ten podpadnie za karę takiego wyrzutu
Gravis notae maculae[34] wedle słów statutu,
Karzących tak militem jak i skartabella,[35]
275
Coby siał infamiją na obywatela;
A że teraz jest równość, więc artykuł trzeci
[393]
Obowiązuje równie i mieszczan i kmieci.
Ten wyrok marszałkowski pan pisarz umieści
W aktach Jeneralności[36], a woźny obwieści.
280
„Co się tycze legii honorowej krzyża,
Że późno przyszedł, nic to sławie nie ubliża;
Jeśli Jackowi nie mógł służyć ku ozdobie,
Niech służy ku pamiątce: wieszam go na grobie.
Trzy dni tu będzie wisiał, potem do kaplicy
285
Złoży się, jako wotum[37] dla Bogarodzicy“.
To powiedziawszy, order wydobył z pokrowca,
I zawiesił na skromnym krzyżyku grobowca
Uwiązaną w kokardę wstążeczkę czerwoną,
I krzyż biały gwiaździsty ze złotą koroną.
290
Przeciw słońcu promienie gwiazdy zajaśniały,
Jako ostatni odbłysk ziemskiej Jacka chwały.
Tymczasem lud na klęczkach Anioł Pański mowi,
Upraszając o wieczny pokój grzesznikowi;
Sędzia obchodzi gości i wiejską gromadę,
295
Wszystkich do Soplicowa wzywa na biesiadę.
Ale na przyźbie domu usiedli dwaj starce,
Mając u kolan pełne miodu dwa półgarce.
Patrzą w sad, gdzie wśród pączków barwistego maku
Stał ułan, jak słonecznik, w błyszczącym kołpaku
300
Strojnym blachą złocistą i piórem koguta;
Przy nim dziewczę w zielonej sukience jak ruta
Pozioma, wznosi oczki błękitne jak bratki
Ku oczom chłopca; dalej panny rwały kwiatki
[394]
Po ogrodzie, umyślnie odwracając głowy
305
Od kochanków, żeby im nie mięszać rozmowy.
Ale starce miód piją, tabakierką z kory
Częstując się nawzajem, toczą rozhowory:
„Tak, tak, mój Protazeńku“, — rzekł klucznik Gerwazy. —
„Tak, tak, mój Gerwazeńku“, — rzekł woźny Protazy. —
310
„Tak to, tak!“ — powtórzyli zgodnie kilka razy,
Kiwając w takt głowami; wreszcie Woźny rzecze:
„Iż proces nasz skończy się dziwnie, ja nie przeczę.
Wszakże były przykłady; pamiętam procesy,
W których się działy gorsze niż u nas ekscesy,[38]
315
A intercyza[39] cały zakończyła kłopot:
Tak z Borzdobohatymi pogodził się Łopot,
Krepsztulowie z Kupściami, Putrament z Pikturną,
Z Odyńcami Mackiewicz, z Kwileckimi Turno.
Co mówię! Wszak Polacy miewali zamieszki
320
Z Litwą gorsze, niżeli z Soplicą Horeszki,
A gdy na rozum wzięła królowa Jadwiga,[40]
To się bez sądów owa skończyła intryga.
Dobrze, gdy strony mają panny albo wdowy
Na wydaniu: to zawsze kompromis gotowy.[41]
325
Najdłuższy proces zwykle bywa z duchowieństwem
Katolickiem, albo też z bliskiem pokrewieństwem,
Bo wtenczas sprawy skończyć nie można małżeństwem.
Stąd to Lachy z Rusami w sporach nieskończonych,
[395]
Idąc z Lecha i Rusa, dwu braci rodzonych;
330
Stąd się tyle procesów litewskich ciągnęło
Długo z księżmi Krzyżaki, aż wygrał Jagiełło;[42]
Stąd nakoniec pendebat[43] długo przed aktami
Sławny ów proces Rymszów z dominikanami,
Aż wygrał wreszcie syndyk[44] klasztorny, ksiądz Dymsza,
335
Skąd jest przysłowie: Większy Pan Bóg niż pan Rymsza;
Ja zaś dołożę: lepszy miód od Scyzoryka“.
To mówiąc, półgarcówką przepił do Klucznika.
„Prawda! prawda!“ — rzekł na to Gerwazy wzruszony. —
„Dziwneć to były losy tej naszej Korony
340
I naszej Litwy! Wszakto jak małżonków dwoje!
Bóg złączył, a czart dzieli, Bóg swoje, czart swoje!
Ach, bracie Protazeńku! że to oczy nasze
Widzą! że znowu do nas ci koronijasze
Zawitali! służyłem ja z nimi przed laty;
345
Pamiętam, dzielne były z nich konfederaty!
Gdyby nieboszczyk pan mój Stolnik dożył chwili!
O, Jacku! Jacku! — lecz cóż będziemy kwilili?
Skoro dziś znowu Litwa łączy się z Koroną,
Toć tem samem już wszystko zgodzono, zgładzono“.
350
„I to, dziw — rzekł Protazy — że o tej to Zosi,
O której rękę teraz nasz Tadeusz prosi,
Było przed rokiem omen[45], jakoby znak z nieba!“
[396]
„Panną Zofiją — przerwał Klucznik — zwać ją trzeba,
Bo już dorosła, nie jest dziewczyną maluczką,
355
Przytem z krwi dygnitarskiej, jest Stolnika wnuczką“.
„Owoż — kończył Protazy — był to znak proroczy
O jej losie, widziałem znak na własne oczy.
Przed rokiem tu siedziała w święto czeladź nasza,
Pijąc miód, alić patrzym: pęc, pada z poddasza
360
Dwóch wróblów, bijących się, oba samcy stare;
Jeden, młodszy cokolwiek, miał podgarle szare,
Drugi czarne; dalejże tłuc się po podwórzu,
Przewracać kulki[46], że aż zaryli się w kurzu.
My patrzym, a tymczasem szepcą sobie sługi,
365
Że ten czarny niech będzie Horeszko, a drugi
Soplica; więc ilekroć szary był na górze,
Krzyczą: Wiwat Soplica! pfe, Horeszki tchórze!
A gdy spadał wołali: Popraw się Soplica!
Nie daj się magnatowi[47], to wstyd na szlachcica!
370
Tak śmiejąc się, czekamy, kto kogo pokona;
Wtem Zosieńka, nad ptastwem litością wzruszona,
Podbiegła i nakryła rączką te rycerze;
Jeszcze się w ręku bili, aż leciało pierze,
Taka była zawziętość w tem maleńkiem lichu.
375
Baby, patrząc na Zosię, gadały pocichu,
Że pewnie przeznaczeniem będzie tej dziewczyny
Pogodzić dwie oddawna zwaśnione rodziny.
A widzę, że się dzisiaj ziścił omen babi.
Prawdać to, że naonczas myślano o Hrabi,
380
Nie zaś o Tadeuszu“...
Na to Klucznik rzecze:
„Dziwne są sprawy w świecie. Kto wszystko dociecze?
[397]
Ja też powiem Waszeci rzecz, choć nie tak cudną,
Jak ów omen, a przecież do pojęcia trudną.
Wiesz, iż dawniej radbym był Sopliców rodzinę
385
W łyżce wody utopić; a tego chłopczynę,
Tadeusza, od dziecka niezmierniem polubił!
Uważałem, że gdy się z chłopiętami czubił,
Zawsze ich zbił; więc ilekroć do zamku biegał,
Jam go zawsze do trudnych imprezów[48] podżegał.
390
Wszystko mu się udało: czy wydrzeć gołębie
Na wieży, czy jemiołę[49] oberwać na dębie,
Czyli z najwyższej sosny złupić wronie gniazdo —
Wszystko umiał; myśliłem: pod szczęśliwą gwiazdą
Urodził się ten chłopiec, szkoda, że Soplica!
395
Któżby zgadł, że w nim zamku powitam dziedzica,
Męża panny Zofii, mej wielmożnej pani!“
Tu skończyli rozmowę, piją zadumani,
Słychać tylko niekiedy te krótkie wyrazy:
„Tak, tak, Panie Gerwazy“. — „Tak, Panie Protazy“.
400
Przyzba tykała kuchni, której okna stały
Otworem i dym jako z pożaru buchały,
Aż z kłębów dymu, niby biała gołębica,
Mignęła świecąca się kuchmistrza szlafmyca.
Wojski przez okno kuchni, ponad starców głowy
405
Wytknąwszy głowę, milczkiem słuchał ich rozmowy,
I podał im nareszcie filiżanki spodek,
Pełen biszkoktów[50], mówiąc: „Zakąście wasz miodek.
A ja wam też opowiem historją ciekawą
Sporu, który miał bitwą zakończyć się krwawą,
410
Gdy polujący w głębi nalibockich lasów,
[398]
Rejtan wypłatał sztukę książęciu Denasów.
Tej sztuki omal własnem nie przypłacił zdrowiem;
Jam kłótnię panów zgodził, jak to wam opowiem“ —
Ale Wojskiego powieść przerwali kucharze,
415
Pytając, komu serwis ustawiać rozkaże.
Wojski odszedł, a starcy, zaczerpnąwszy miodu,
Zadumani zwrócili oczy w głąb’ ogrodu,
Gdzie ów dorodny ułan rozmawiał z panienką.
Właśnie ułan ująwszy jej dłoń lewą ręką
420
(Prawą miał na temlaku, widać, że był ranny),
Z takiemi odezwał się słowami do panny:
„Zofijo, musisz to mnie koniecznie powiedzieć,
Nim zamienim pierścionki, muszę o tem wiedzieć.
I cóż, że przeszłej zimy byłaś już gotowa
425
Dać słowo mnie? Ja wtenczas nie przyjąłem słowa,
Bo i cóż mnie po takiem wymuszonem słowie?
Wtenczas bawiłem bardzo krótko w Soplicowie;
Nie byłem taki próżny, ażebym się łudził,
Żem jednem mem spojrzeniem miłość w tobie wzbudził.
430
Ja nie fanfaron, chciałem mą własną zasługą
Zyskać twe względy, choćby przyszło czekać długo.
Teraz jesteś łaskawa twe słowo powtórzyć;
Czemże na tyle łaski umiałem zasłużyć?
Może mnie bierzesz, Zosiu, nie tak z przywiązania,
435
Tylko, że stryj i ciotka do tego cię skłania?
Ale małżeństwo, Zosiu, jest rzecz wielkiej wagi!
Radź się serca własnego, niczyjej powagi
Tu nie słuchaj ni stryja gróźb, ni namów cioci;
Jeśli nie czujesz dla mnie nic oprócz dobroci,
440
Możem te zaręczyny czas jakiś odwlekać;
Więzić twej woli nie chcę, będziem, Zosiu, czekać.
Nic nas nie nagli, zwłaszcza, że wczora wieczorem
Dano mi rozkaz zostać w Litwie instruktorem
[399]
W pułku tutejszym, nim się z mych ran nie wyleczę.
445
I cóż, kochana Zosiu?“
Na to Zosia rzecze,
Wznosząc głowę i patrząc w oczy mu nieśmiało:
„Nie pamiętam już dobrze, co się dawniej działo;
Wiem, że wszyscy mówili, iż za mąż iść trzeba
Za Pana; ja się zawsze zgadzam z wolą Nieba
450
I z wolą starszych.“ Potem, spuściwszy oczęta,
Dodała: „Przed odjazdem, jeśli Pan pamięta,
Kiedy umarł ksiądz Robak w ową burzę nocną,
Widziałam, że Pan jadąc żałował nas mocno:
Pan łzy miał w oczach. Te łzy, powiem Panu szczerze,
455
Wpadły mnie aż do serca; odtąd Panu wierzę,
Że mnie lubisz; ilekroć mówiłam pacierze
Za Pana powodzenie, zawsze przed oczami
Stał Pan z temi dużemi, błyszczącemi łzami.
Potem Podkomorzyna do Wilna jeździła,
460
Wzięła mnie tam na zimę, alem ja tęskniła
Do Soplicowa i do tego pokoiku,
Gdzie mnie Pan naprzód w wieczór spotkał przy stoliku,
Potem pożegnał. Nie wiem, skąd pamiątka Pana,
Coś niby jak rozsada w jesieni zasiana,
465
Przez całą zimę w mojem sercu się krzewiła,
Że, jako mówię Panu, ustawniem tęskniła
Do tego pokoiku, i coś mi szeptało,
Że tam znów Pana znajdę, i tak się też stało.
Mając to w głowie, często też miałam na ustach
470
Imię Pana — było to w Wilnie na zapustach;
Panny mówiły, że ja jestem zakochana;
Jużci jeżeli kocham, to już chyba Pana“.
Tadeusz rad z takiego miłości dowodu,
[400]
Wziął ją pod rękę, ścisnął, i wyszli z ogrodu
475
Do pokoju damskiego, do owej komnaty,
Kędy Tadeusz mieszkał przed dziesięcią laty.
Teraz bawił tam Rejent, cudnie wystrojony,
I usługiwał damie, swojej narzeczonej,
Biegając i podając sygnety, łańcuszki,
480
Słoiki i flaszeczki i proszki i muszki;[51]
Wesół, na pannę młodą patrzył triumfalnie.
Panna młoda kończyła robić gotowalnię:[52]
Siedziała przed zwierciadłem, radząc się bóstw wdzięku,[53]
Pokojowe zaś, jedne z żelazkami w ręku
485
Odświeżają nadstygłe warkoczów pierścionki,
Drugie, klęcząc, pracują około falbonki.[54]
Gdy się tak Rejent bawi ze swą narzeczoną,
Kuchcik stuknął doń w okno: kota postrzeżono!
Kot, wykradłszy się z łozy, prześmignął po łące
490
I wskoczył w sad pomiędzy jarzyny wschodzące;
Tam siedzi, wystraszyć go łacno z rozsadniku[55]
I uszczuć, postawiwszy charty na przesmyku.
Bieży Asesor, ciągnąc za obróż Sokoła,
Pośpiesza za nim Rejent i Kusego woła.
495
Wojski obu z chartami przy płocie ustawił,
A sam się z placką muszą do sadu wyprawił.
Depcąc, świszcząc i klaszcząc, bardzo zwierza trwoży;
[401]
Szczwacze, trzymając każdy charta na obroży,
Ukazują palcami, skąd zając wyruszy,
500
Cmokają zcicha; charty nadstawiły uszy,
Wytknęły pyski na wiatr i drżą niecierpliwie,
Jak dwie strzały, złożone na jednej cięciwie.
Wtem Wojski krzyknął: „Wyczha!“ Zając smyk z za płotu
Na łąkę, charty za nim, i wnet bez obrotu,
505
Sokół i Kusy razem spadli na szaraka
Ze dwóch stron w jednej chwili, jak dwa skrzydła ptaka,
I zęby mu jak szpony zatopili w grzbiecie.
Kot jęknął raz, jak nowo narodzone dziecię,
Żałośnie! Biegą szczwacze, już leży bez ducha,
510
A charty mu sierć białą targają z pod brzucha.
Szczwacze pogłaskali psy, a Wojski tymczasem
Dobył nożyk strzelecki wiszący za pasem,
Oderznął skoki[56] i rzekł: „Dziś równą odprawę
Wezmą pieski, bo równą pozyskały sławę,
515
Równa ich była rączość, równa była praca;
Godzien jest pałac Paca, godzien Pac pałaca.
Godni są szczwacze chartów, godne szczwaczów charty.
Otóż skończony spór wasz długi i zażarty
Ja, któregoście sędzią zakładu obrali,
520
Wydaję wreszcie wyrok: obaście wygrali.
Wracam fanty, niech każdy przy swoim zostanie,
A wy podpiszcie zgodę“. Na starca wezwanie,
Szczwacze zwrócili na się rozjaśnione lice
I długo rozdzielone złączyli prawice.
[402]
525
Wtem rzeki Rejent: „Stawiłem niegdyś konia z rzędem,
Opisałem się także przed ziemskim urzędem,
Iż pierścień mój Sędziemu w salaryjum złożę;
Fant postawiony w zakład wracać się nie może.
Pierścień niechaj Pan Wojski na pamiątkę przymie,
530
I każe na nim wyryć albo swoje imię
Lub, gdy zechce, herbowne Hreczechów ozdoby;
Krwawnik jest gładki, złoto jedenastej proby.
Konia teraz ułani pod jazdę zabrali,
Rzęd został przy mnie; każdy znawca ten rzęd chwali,
535
Iż jest wygodny, trwały, a piękny jak cacko:
Kulbaczka[57] wąska, modą z turecka kozacką,
Kula na przodzie, w kuli są drogie kamienie,
Poduszeczka z rubrontu[58] wyścieła siedzenie,
A kiedy na łęk[59] wskoczysz, na tym miękkim puszku
540
Między kulami siedzisz wygodnie, jak w łóżku;
A gdy w galop puścisz się (tu rejent Bolesta,
Który, jako wiadomo, bardzo lubił gesta,
Rozstawił nogi, jakby na konia wskakiwał,
Potem, galop udając, powoli się kiwał)
545
A gdy w galop puścisz się, natenczas z czapraka
Blask bije, jakby złoto kapało z rumaka,
Bo tabenki[60] są gęsto złotem nakrapiane,
I szerokie strzemiona srebrne pozłacane;
Na rzemieniach munsztuka i na uździenicy
550
Połyskają guziki perłowej macicy,
[403]
U napierśnika wisi księżyc w kształt Leliwy,[61]
To jest w kształt nowiu. Cały ten sprzęt osobliwy,
Zdobyty (jak wieść niesie) w boju podhajeckim[62]
Na jakimś bardzo znacznym szlachcicu tureckim,
555
Przyjm, Asesorze, w dowód mojego szacunku“.
A na to rzekł Asesor, wesół z podarunku:
„Ja niegdyś darowane od księcia Sanguszki
Stawiłem w zakład moje prześliczne obróżki,
Jaszczurem wykładane, z kolcami ze złota,
560
I utkaną z jedwabiu smycz, której robota
Równie droga jak kamień, co się na niej świeci.
Chciałem sprzęt ten zostawić w dziedzictwie dla dzieci;
Dzieci pewnie mieć będę, wiesz, że się dziś żenię;
Ale ten sprzęt, Rejencie, proszę uniżenie,
565
Bądź łaskaw przyjąć wzamian za twój rzęd bogaty
I na pamiątkę sporu, co długiemi laty
Toczył się i nareszcie zakończył zaszczytnie
Dla nas obu. — Niech zgoda między nami kwitnie!“
Więc wracali do domu oznajmić za stołem,
570
Że się skończył spór między Kusym i Sokołem.
Była wieść, że zająca tego Wojski w domu
Wyhodował i w ogród puścił pokryjomu,
Ażeby szczwaczów zgodzić zbyt łatwą zdobyczą.
Staruszek tak swą sztukę zrobił tajemniczo,
575
Że oszukał zupełnie całe Soplicowo.
Kuchcik w lat kilka później szepnął o tem słowo,
Chcąc Asesora skłócić z Rejentem na nowo;
[404]
Ale próżno krzywdzące chartów wieści szerzył,
Wojski zaprzeczył, i nikt kuchcie nie uwierzył.
580
Już goście, zgromadzeni w wielkiej zamku sali,
Czekając uczty, wkoło stołu rozmawiali,
Gdy pan Sędzia w mundurze wojewódzkim wchodzi,
I pana Tadeusza z Zofiją przywodzi.
Tadeusz lewą dłonią dotykając głowy,
585
Pozdrowił swych dowódców przez ukłon wojskowy;
Zofija z opuszczonem ku ziemi wejrzeniem,
Zapłoniwszy się, gości witała dygnieniem
(Od Telimeny pięknie dygać wyuczona).
Miała wianek na głowie jako narzeczona,
590
Zresztą ubiór ten samy, w jakim dziś w kaplicy
Składała snop wiosenny dla Bogarodzicy.
Użęła znów dla gości nowy snopek ziela;
Jedną ręką zeń kwiaty i trawy rozdziela,
Drugą swój sierp błyszczący poprawia na głowie.
595
Brali ziółka, całując jej ręce wodzowie;
Zosia znowu dygała wkolej zapłoniona.
Wtem jenerał Kniaziewicz wziął ją za ramiona,
I złożywszy ojcowski całus na jej czole,
Podniósł wgórę dziewczynę, postawił na stole,
600
A wszyscy klaszcząc w dłonie zawołali: Brawo!
Zachwyceni dziewczyny urodą, postawą,
A szczególniej jej strojem litewskim, prostaczym.
Bo dla tych wodzów, którzy w swem życiu tułaczem
Tak długo błąkali się w obcych stronach świata,
605
Dziwne miała powaby narodowa szata,
Która im wspominała i młode ich lata
I dawne ich miłostki; więc ze łzami prawie
Skupili się do stołu, patrzyli ciekawie.
Ci proszą, aby Zosia wzniosła nieco czoło
[405]
610
I oczy pokazała; ci, ażeby wkoło
Raczyła się obrócić; dziewczyna wstydliwa
Obraca się, lecz oczy rękami zakrywa.
Tadeusz patrzył wesół i zacierał ręce.
Czy ktoś Zosi poradził wyjść w takiej sukience,
615
Czy instynktem[63] wiedziała, (bo dziewczyna zgadnie
Zawsze instynktem, co jej do twarzy przypadnie),
Dosyć, że Zosia pierwszy raz w życiu dziś z rana
Była od Telimeny za upór łajana,
Nie chcąc modnego stroju, aż wymogła płaczem,
620
Że ją tak zostawiono, w ubraniu prostaczem.
Spódniczkę miała długą, białą; suknię krótką
Z zielonego kamlotu[64] z różową obwódką;
Gorset także zielony, różowemi wstęgi
Od łona aż do szyi sznurowany w pręgi;
625
Pod nim pierś jako pączek pod listkiem się tuli.
Od ramion świecą białe rękawy koszuli,
Jako skrzydła motyle do lotu wydęte,
U dłoni skarbowane i wstążką opięte.
Szyja także koszulką obciśniona wąską,
630
Kołnierzyk zadzierzgniony różową zawiązką,
Zauszniczki wyrżnięte sztucznie z pestek wiszni,
Których się wyrobieniem Sak Dobrzyński pyszni
(Były tam dwa serduszka z grotem i płomykiem,
Dane dla Zosi, gdy Sak był jej zalotnikiem);
635
Na kołnierzyku wiszą dwa sznurki bursztynu,
Na skroniach zielonego wianek rozmarynu.
Wstążki warkoczów Zosia rzuciła na barki,
A na czoło włożyła zwyczajem żniwiarki
[406]
Sierp krzywy, świeżem żęciem traw oszlifowany,
640
Jasny, jak nów miesięczny nad czołem Dyjany.[65]
Wszyscy chwalą, klaskają. Jeden z oficerów
Dobył z kieszeni portfejl z plikami papierów,[66]
Rozłożył je, ołówek przyciął, w ustach zmoczył,
Patrzy w Zosię, rysuje. Ledwie Sędzia zoczył
645
Papiery i ołówki, poznał rysownika,
Choć go bardzo odmienił mundur pułkownika,
Bogate szlify[67], mina prawdziwie ułańska,
I wąsik poczerniony i bródka hiszpańska.
Sędzia poznał: „Jak się masz, mój Jaśnie Wielmożny
650
Hrabio? i w ładownicy masz twój sprzęt podrożny
Do malarstwa!“ W istocie był to Hrabia młody,
Niedawny żołnierz, lecz że wielkie miał dochody
I swoim kosztem cały pułk jazdy wystawił,
I w pierwszej zaraz bitwie wybornie się sprawił,
655
Cesarz go pułkownikiem dziś właśnie mianował;
Więc Sędzia witał Hrabię i rangi winszował,
Ale Hrabia nie słuchał, a pilnie rysował.
Tymczasem weszła druga para narzeczona:
Asesor, niegdyś cara, dziś Napoleona
660
Wierny sługa; żandarmów oddział miał w komendzie,
A choć ledwie dwadzieścia godzin był w urzędzie,
Już włożył mundur siny z polskiemi wyłogi
I ciągnął krzywą szablę i dzwonił w ostrogi.
Obok poważnym krokiem szła jego kochanka
665
Ubrana bardzo strojnie, Tekla Hreczeszanka;
[407]
Bo Asesor już dawno Telimenę rzucił,
I aby tę kokietkę tem mocniej zasmucił,
Ku Wojszczance afekty serdeczne obrócił.
Panna nie nadto młoda, już pono półwieczna,[68]
670
Lecz gospodyni dobra, osoba stateczna
I posażna, bo oprócz swej dziedzicznej wioski
Sumką z daru Sędziego powiększała wnioski.[69]
Trzeciej pary daremnie czekają czas długi.
Sędzia niecierpliwi się i wysyła sługi;
675
Wracają, powiadają, że trzeci małżonek,
Pan Rejent, szczując kota, zgubił swój pierścionek
Ślubny, szuka na łące, a Rejenta dama
Jeszcze u gotowalni; choć śpieszy się sama
I choć jej pomagają służebne kobiety,
680
Nie mogła w żaden sposób skończyć toalety;
Ledwie będzie gotowa na godzinę czwartą.
|