<<< Dane tekstu >>>
Autor Kleofas Fakund Pasternak
Tytuł Pan Walery
Podtytuł Powieść z XIX wieku
Pochodzenie Kilka obrazów towarzyskich
Wydawca Th. Glücksberg
Data wyd. 1831
Druk Th. Glücksberg
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XIV.
COŚ NAKSZTAŁT ROZWIĄZANIA.

Jacku, rzekł Rialto do niego, opowiedz no mu tę powieść, a zobaczysz jaki na nim skutek zrobi! Bo kogo przykrości i niebezpieczeństwa nie zwyciężyły, ten czasem od lada słów kilku pokonany zostanie. To mówiąc chytry Bonończyk, posadził na wygodném krześle szpiega, dał mu dzban miodu, a Jacek powieść zaczął.
Dwor Zygmunta III. Pow. Hist.

Może się podąsa trochę na mnie czytelnik, że z nim sobie, jak z dzieckiem postępuję, i przenoszę co parę kart, to tu, to ówdzie; że nie opowiadam ciągle, ale zszywam kawałki; lecz nielepiejby mnie uważał, gdybym mu szczegółowo i nudnie, bo jedno za drugim chodzi, opisywał każdy krok Pana Walerego, więc jedno za drugie i kwita; zaczynam pisać dalej.
W przestronnej sali, oświeconej dwóma lampami stojącemi na stołach, następne osoby zgromadzone były. W zaciemnionym kącie siedział zadumany i oparty Pan Walery; nie daleko na kanapie Panna Julja przerzucała książkę, dalej dziwném losu zrządzeniem, Panna Zofija i ów nieznajomy z poprzedzającego rozdziału jegomość żywą prowadzą rozmowę — Młody człowiek nie okazuje już na twarzy smutku i pomięszania, uśmiécha się, jak gdyby odebrał brewe na Kardynała, a całuje tak nieustannie ręce Panny Zofii, jakby po raz ostatni w życiu ją widział. — Walery podobniejszy do posągu, niż do człowieka, nieporuszony, z zwieszoną na piersi głową i rękoma na krzyż założonemi siedzi, jakby o nowej kruciacie zamyślał.
— Ach! jakże długo czekać każe na siebie, zcicha rzekła Julja, chyba dziś może nie będzie.
— Przyjedzie niezawodnie, odpowiedział młody człowiek patrząc na Zofiję.
— Wszakto już blisko pół do dziewiątej, odezwał się Pan Walery — i wtém turkot zajeżdżającego powozu i odgłos stąpania, wszystkie oczy ku drzwiom skierował — To on! szepnął Walery — i w tejże chwili wszedł służący niosąc herbatę.
— Kto tam przyjechał? zapytała Julja.
— Drwa przywieźli — spokojnie oddalając się odpowiedział służący i wyszedł. Długo bardzo po jego wyjściu nieprzerwane panowało milczenie, które brzęk filiżanek mięszał tylko niekiedy, aż się drzwi otworzyły, zbliżył się ktoś powoli, a gdy światło na twarz mu padło — poznano Wagleera. Na jego widok, Pan Walery jak gdyby usnuł zamiar jakiś; porywa się i wesoło bieży ku niemu.
Wagleer przeląkł się i cofnął, widząc obcessem doń bieżącego wojskowego, lecz młodzieniec tém się nie zraził, postąpił bliżej poufale i z udaną szczérością i wesołością głośno go powitał. — Kochanego stryja! jakże się Pan dobrodziej miewa, jak idą interessa?
— Pan Walery! zcicha udając uśmiech rzekł starzec, witam Pana — rad jestem....
— Nie wątpię, że mi rad jesteś, kochany stryju! i dla tego właśnie, pomówić tu z nim przybyłem, ale potém o tém — To kończąc odwrócił się od zmięszanego Wagleera i poszedł do Julii, a stryjaszek szepnął cóś na ucho ruszając ramionami i pokazując na Walerego — swej córce, która spuszczając w dół oczy, nic nie odpowiedziała. Humor starca był najgorszy, zdawał się zadumanym, niespokojnym, unikał synowca; a ten przeciwnie z nadzwyczajną wesołością ciągle przywiązywał się do niego i usiłował zawiązać rozmowę.
— Czegożeś taki posępny stryjaszku! pytał go ciągle; a ten niewyrozumiałemi odpowiadał mu słowami, wymykając się, ile mógł tylko, od niego. Tak minął czas do wieczerzy, po której, gdy się kobiéty oddaliły, Walery wziął za rękę starca i poprowadził go do drugiego pokoju, tam posadził go gwałtem prawie na kanapie przy sobie, i zaczął z nadzwyczajną szybkością, opowiadać różne swoje przygody w podróży do Włoch; tym kierunkiem rozmowy uspokoił trochę stryja, który się nawet niekiedy odzywał z pytaniem, lub uwagą — Poźno się robić zaczęło, a Pan Wagleer wstając z kanapy, radził spać się położyć,
— Jeszcze tylko jedne małe zdarzenie! zawołał Walery, proszę chwilę posłuchać. W czasie bytności mojej w Wenecii, zdarzył się tam następujący przypadek. Pewien opiekun, człek chytry i chciwy, w oddaleniu pupila, pracował mocno nad zatrzymaniem sobie jego majątku.
— Możebyśmy lepiej spać poszli? odezwał się Wagleer.
— Ta powieść nie długa, rzekł Walery, proszę chwilę posłuchać: nie mogąc, ów opiekun inaczej tego dokonać, sfałszował....
— Źle mi się zrobiło, rzekł znowu Wagleer, muszę wyjść na chwilę.
— Kończę natychmiast, szybko dodał synowiec, sfałszował tedy ogromny oblig, z nim wysłał jednego ze swoich wspólników.
— Nieprawda! krzyknął niemogąc się utrzymać Wagleer.
— Istotnie tak było, dodał zimno Walery — i odebrali majątek. Ale los, który bezkarnie niewinnych uciskać nie dozwala, wrzucił w ręce młodzieńcowi, ten oto kawałek papieru i wykrył mu zdradę. To mówiąc, dobył z puilaresu list w Brewiarzu znaleziony i ukazał go stryjowi.
— Kłamstwo! potwarz! to nie ja pisałem! wrzasnął przerażony Wagleer.
— A któż to mówi? spokojnie przerwał Walery, tu jest podpis.
— Zdradzony jestem! dodał stryj rzucając się na krzesło, a Pan Walery schował list do puilaresu, i zaczął chodzić po pokoju.
— Muszę moją powieść dokończyć, rzekł potém, niech się stryjaszek zatrzyma, dodał biorąc za rękę wychodzącego i wpatrując się w niego z krwią zimną — Pan jesteś opiekunem, ja jestem pupillem — proszę o zwrócenie majątku.
— Jakiego majątku?? rzekł poruszony i gwałtownie miotany niespokojnością starzec.
— Złym prawem zabranego, znowu powolnie i flegmatycznie, powiedział Walery, mam u siebie sfałszowany oblig z namowy Waćpana i kilka dowodów, które mi oczy otwierają. Nie gniewajmy się na siebie, panie stryju, dodał później, cudzego nie proszę — ale o swoje dopominać się powinienem.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.