Pani Dubarry/Część I/Rozdział XXVI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pani Dubarry |
Podtytuł | Miłośnica królewska |
Rozdział | Wielki dramat polityczny |
Pochodzenie | Od kolebki do gilotyny |
Wydawca | Instytut Wydawniczy „Renaissance“ |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Zakłady Graficzne E. i D-ra K. Koziańskich |
Miejsce wyd. | Warszawa — Poznań — Kraków — Lwów — Stanisławów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część I Cały tekst |
Indeks stron |
Poza plecami Joanny Dubarry odbywała się gra wielkich interesów politycznych, w której ona była wysoką stawką, niemal nie domyślając się tego. Ironja dziejowa sprawiła, że cudze ręce pchały ją na stanowisko faworyty w walce z innemi wielkiej miary, że miała być sprężyną dziejową, tarczą pewnej partji, narzędziem polityki, której nie obejmowała swoim niewieścim umysłem, obrończynią idei, które wyrastały znacznie ponad jej dziecinadę. Figlarna, wesoła, miła kobietka — wbrew swej woli i wiedzy — służyła za skrzydło opiekuńcze zgniliźnie, która drapowała się w togi moralności, porządku monarchicznego, religji. Ona sama była ofiarą niecnych intryg, a Fatum chciało, że przyniosła im zwycięstwo na zgubę Francji, która, przywiedziona manowcami na skraj przepaści, ratowała się później okrucieństwami rewolucji!
Intrygantów nie brakło z obu stron, powietrze epoki przesycone było groźnemi miazmatami. Jeżeli z jednej strony ochraniano fundamenty przegniłe, przesądy zastarzałe, fałsz i zepsucie obłudy tradycyjnej, to z drugiej, w obozie nowatorów, kryły się niebezpieczeństwa szalonych porywów, lekkomyślne igranie sceptycznej myśli ze wszystkiemi walorami przeszłości — wreszcie, obok trafnych zamierzeń budowniczych, zuchwalstwo burzycieli, nie znających tamy. To poniekąd usprawiedliwiało konserwatyzm tych, którzy przewidywali groźne skutki przewrotu ideowego i wróżyli z trwogą zbliżającą się rewolucję. Ponieważ równocześnie sprzeciwiali się wielkim próbom ewolucji, której natchnieniem był mądry Choiseul, dziedzic władzy pani Pompadour, lecz urosły duchem i pragnący Francję prowadzić na nowe tory, — to oni sami najmocniej zawinili, iż nastąpiło w odpowiedzi na ich cofanie się przed zbawczemi reformami po jego śmiałej myśli — trzęsienie społecznego gruntu, t. j. rewolucja. Nie zapobiegli jej — zatrzymali jeno na lat 20 rozbieg Francji ku nowemu życiu i oporem wywołali krwawy odwet epoki rewolucyjnej.
Na razie, zanim skrzyżowano oręże i popłynęła krew, odbywała się w trzeciej ćwierci XVIII stulecia bezlitosna walka sprzecznych idei, „cywilna walka sumień”. Stary duch francuski opierał się śmiałym nowinkom, których siłą popędową był Choiseul. Na jednym biegunie stało to, co zwało się obroną kościoła i prerogatyw korony, a było właściwie utrwalaniem jarzma przesądów nad duszami i despotyzmu monarchji absolutnej. Na drugim biegunie walczyła myśl pozytywnej nauki, rozwój idei filozoficznych, to wszystko, co czerpało moc z ducha Woltera, Fontenelle‘a, de la Mettrie, co wiązało się z odkryciami i badaniami naturalistów, geologów, matematyków: Buffona, Demaillet‘a, d‘Alembert‘a — lecz oraz i to, co popadło w ordynarność skrajnego materjalizmu i marzycielstwo politycznych utopij.
Paradoksem czasu było, że ta walka światopoglądów obracała się wokół kurtyzany, kobietki płochej, pani Dubarry. Ale to było już spadkiem po tej równi pochyłej, na którą Francja wkroczyła za rządów słabego Ludwika XV, wynoszących na szczyty życia państwowego wolę faworyt i kaprysy kobiece.
Urzeczywistnienie się tego paradoksu było w danym wypadku tem dziwniejsze, że ta partja, która obrała sobie za narzędzie poszukiwanej przewagi panią Dubarry, składająca się w znacznej części z biskupów i innych dostojników kościoła, wcale nie była zachwycona przymierzem z kobietą tak lekkiej reputacji. Ale była ona zniewolona przytłumić swoją niechęć względem niej — i potrafiła to uczynić po jezuicku, jako że walczyła o przywrócenie praw wychowawczych Jezuitom — ponieważ miała na widoku wzór niedawny rządów pani Pompadour, łamiącej wolę króla. Ponieważ na razie wszechmocnym był pierwszy minister Choiseul, z którego polityki zagranicznej król był słusznie zadowolony, ponieważ trząsł on Francją i wewnątrz tak dalece, że opinia głosiła o istnieniu „monarchji Choiseula“ — nie było innej rady celem wywrócenia znienawidzonego przez opozycję konserwatywną „rewolucjonisty“ i zapobieżenia reformom, osłabiającym przywileje kościoła i korony na rzecz parlamentaryzmu i wolnej myśli, jak danie królowi faworyty, przez którą rządziłaby królem wynosząca ją na szczyty klika.
Taka faworyta nadarzyła się w osobie pani Dubarry przez kaprys rozkochanego w niej na zabój króla. Ona jedna mogła wstąpić na stanowisko opróżnione przez śmierć pani Pompadour. Jej tedy wypadało się uczepić, przez nią wywrócić Choiseula, w którym król położył bezgraniczne zaufanie, oddając się na boku przygodnym awanturkom miłosnym w domku przy „Parku Jelenim“.
Choiseul z początku nie doceniał wagi przywiązania króla do pani Dubarry. Spostrzegł się później. Teraz, jak jej przyjaciele wspierali ją w widokach na stanowisko faworyty, tak on i jego zwolennicy musieli podjąć walkę z nią. Musieli, gdyż Choiseul zamierzał owdowiałego króla ożenić z jakąś księżniczką krwi zagranicznego dworu i tem utrwalić nadal swoje wpływy polityczne. Musieli, ponieważ dumną wolę Choiseula parła ku walce z Dubarry jego ambitna siostra, hrabina de Grammont, sprzyjająca bratu i sama żądna władzy. Udało się jej parękroć niemal gwałtem dostać się do łoża króla i pocichu marzyła, że to ona zostanie „nową Pompadour“. Aż tu zjawiła się awanturnicza plebejuszka, bodaj dziewka nierządna, i grzebała nadzieje pani de Grammont z kretesem. Serce jej zakipiało nienawiścią i bratu, który ongi potrafił usunąć pania d’Esparbès z drogi zakochanego w niej króla — podyktowała rolę podobną wobec zakusów pani Dubarry. Tym sposobem konflikt był gotowy.
Walczące obozy szeregowały się przeciw sobie z pomocą pewnych psychologicznych czynników o zabarwieniu politycznem. Oto ambitny hrabia Jan Dubarry, ongi zepchnięty z drogi dyplomatycznej przez Choiseula, pałający doń nienawiścią, marzący o powrocie do karjery politycznej, popycha Richelieu na tor myśli o „nowej faworycie“, która oplącze leniwą wolę Ludwika XV, i wskazuje ją w osobie Joanny. Choiseul w karjerze pani Dubarry łacno odgaduje rękę nienawistnego Richelieu i to jeszcze bardziej nastraja jego dumną wolę przeciw grożącemu skandalowi. Choiseul i Richelieu są kontrastowemi biegunami myśli owego czasu — jeden, jako zwolennik angielskiego konstytucjonalizmu, drugi, jako dziedzic idei przodka, kardynała.
Richelieu‘mu poda rękę niebawem książę d‘Aiguillon, przyjaciel zmarłych delfina i delfiny, o których otrucie pomawiał złośliwie Choiseula. Odsunięty niegdyś nadługo od dworu przez zazdrość króla o panią de Châteauroux, obecnie powracający do wpływów, jako minister marynarki — na złość Choiseul‘owi poprze wybór królewski. Po stronie Choiseula stanie, jak rzeczono wyżej, herod baba, pani de Grammont, która uruchomi sztab anonymowych paszkwilistów, aby leli w rymach całe wiadra błota na awanturnicę „Burbonkę“. Król będzie dotknięty wprost i ubocznie przez te piosenki, śpiewane na rogach ulic paryskich, wytykające niesławę jego kochance i sromiące jego monarszy wybór. Złośliwość siostry skompromituje brata, który już nie będzie mógł zawrócić z drogi oporu przeciw obiorowi na faworytę pani Dubarry, protegowanej chciwego nagród i łask królewskich, ambitnego jej szwagra.
A tak oto staną przeciw sobie dwa obozy: partja „pobożnych“ i partja „wolnomyślnych”’. Król będzie wciągnięty w tryby tej walki; albo odstąpi od myśli „faworyzowania“ tej, którą obrał namiętnością sześćdziesięcioletniego serca, albo będzie zniewolony utrącić ministerstwo Choiseula, sprzeciwiające się potężniejszemu i podsycanemu przez pochlebców kaprysowi jego monarszej woli.