[277]Pieśń do Słońca.
(Sång till solen).
Tobie poświęcam śpiew,
Słońce, co świecisz nam!...
U twego tronu tam,
Stoi w błękitną noc
Dokoła światów moc
Jakby wasalów rój; —
Wzrok na nie spada twój —
Drogą ci światła wiew!...
Wybladłej nocy cień
Przejmuje w zimny chłód,
A nim obudzi wschód,
Rzuca na cudów raj
Śmiertelnéj szaty kraj —
I jasne lampy z gór
W żałobny patrzą dwór
Nim mu zaświta dzień!
Rozwiany nocny chłód; —
Na gór płomiennych szczyt
Powstaje ranny świt,
I jakby z pączka róż
Budzi się życie już, —
Wesoło patrzysz ty
Na liść, co wzbudzon drzy
I szumi w światła wschód!
Rozwiany nocny cień!
I znowu życia gwar
Poranny budzi skwar —
Po mroźnym staje śnie
I nowem życiem tchnie,
Którem obudzon z snu
Za tobą idąc tu
Zwiastuje nowy dzień!
Zwiastuje nowy świt! —
I wśród żywota fal
Prowadzi znowu w dal, —
Wśród nieznajomych dróg,
Które zakreślił Bóg,
Do obiecanych nam
[278]
Błogosławieństwa bram
Na wiekuisty szczyt!
Dziecino nieba, — mów! —
Powiedz, skąd płyniesz znów? —
Czy byłaś może ty
W krainach wiecznéj mgły,
Gdzie Wiekuisty stał
I światłem z góry siał! —
Aniołem stałaś tam,
U Przedwiecznego bram,
Gdzie światów błyszczy tron,
Na którym zasiadł On!
Może ty dumnie tam,
Gdzie był Stworzyciel sam,
Zajrzałaś w Boży próg?...
I uchwycił Cię Bóg!
I cisnął gniewnie w dal,
Byś wśódwśród błękitu fal, —
Wśród gromu — wichrów — burz
Nosiła Światło tuż,
Spędzając kłamstwa noc,
Przez wiekuistą moc.
I niepokoisz się,
Bo nic nie wstrzyma cię
I nieokreśli ci
Niopoliczonych dni! —
A kiedy wstajesz z gór
W oponie złotych chmur
Niby skazany cień,
Może wspominasz dzień,
W którym na twoją skroń
Upadła Boża dłoń!
Powiedz, — czy nuży tak
Ten wiekuisty szlak
Tych nieskończonych dróg,
Na które skazał Bóg!...
Wszak lat tysiące już
Wśród gromów bieżysz, — burz,
A nie pobielał twój
Złocistych włosów zwój; —
[279]
I przez tysiące lat
Jednako patrzysz w świat!
Lecz Pan powiedział ci,
Że zbiegnie szereg dni
I że naznaczył czas,
W którym ustaniesz wraz! —
Twa tarcza w sądny dzień
Atomem pryśnie w cień,
Gdy po szeregu lat
Rozwieje znowu świat —
Któremu świecisz tam,
Do wiekuistych bram!
A gdy porzucisz nas —
Gdy przyjdzie wreszcie czas
Na wiekuisty sen —
Na nieskończony ten
Popłynąć wieczny mir, —
Opadnie nocny kir.
A biały anioł z chmur,
By łabędź z złotych piór,
Patrzając wszerz — i wzdłuż,
Nie znajdzie świata już!
Słońce — tułaczu! — tam
Bóg Cię zatrzyma sam, —
Zapomni winy twe
I jako dziecię swe
Otuli w wiecznym śnie,
I przebaczeniem tchnie! —
Otuli wszystkich nas,
Gdy przyjdzie zgonu czas —
By wśród promiennych snów
Odpocząć w niebie znów.
Więc płyń wśród światła fal,
Słoneczny gończe w dal!
I w dzień zbawienia spiesz!...
Za tobą duch mój też
W śród długich życia lat
W wieczności goni świat!
Gdzie napotkawszy znów,
W krainie wiecznych snów,
[280]
Pozdrowię ciebie tam —
I pieśń piękniejszą dam![1]