O śnie! rozkoszny, drogi śnie
Po wszystkie krańce ziemi!
Królowo Niebios, dzięki ci!
Sen mi po klęsce strasznych dni
Zjednałaś prośby swemi!
|
|
Śniłem, że naszych wiader rząd
— A było ich niemało —
Wodą wypełnił się po brzeg...
Gdym zbudził się, padało.
|
Za łaską Matki Najświętszej stary żeglarz doznaje ochłody w deszczu.
|
Zwilżone-m wargi miał i krtań!
Wilgotne szaty moje!
Snać we śnie-m pił i jeszcze wciąż
Spragnione wnętrze poję.
|
|
Wstałem — zaledwiem kości czuł!
Ach! co za lekkość błoga!
Snać we śniem zmarł i jestem już
Duchem u Pana Boga.
|
|
A w tem usłyszę dziki świst!
To wicher zawył nagle!
|
Słyszy szumy i dziwne spostrzega zjawiska i poruszenia na niebie i wodzie.
|
W oddali wiał, lecz w szumie tym
Trzęsły się maszt i żagle.
|
|
Górą, w powietrzu, życie wre!
Sto flag ognistych płonie!
Wskroś zygzakami przestwór tną,
A pośród wstęg ich gwiazdy lśnią,
W wyblakłej lśnią koronie.
|
|
Coraz to bliżej wicher dmie,
Żagle, jak trzcina szumiąca;
Z ponurych chmurzysk leje deszcz,
A w chmurach skraw miesiąca.
|
|
Rozdarł się chmur posępny kłąb,
Wypłynął blask księżyca,
A, jak ze szczytu stromych skał
Huczącej wody spada wał,
Lała się błyskawica.
|
|
Nie sięgnął statku głośny wichr,
A statek się porusza!
Pośród błyskawic słychać jęk...
Ach! jak się lęka dusza!
|
Ciała załogi okrętowej zaczynają się ożywiać i okręt się porusza.
|
To zmarli wstają! Język ich
Niemy i nieme oczy!
Choćby to sen był — co za strach,
Gdy człek umarłych zoczy!
|
|
Wichr nie pogania: płynie łódź,
Sternik przy swoim sterze;
|
|
Jak zwykł to czynić, majtków tłum
Do swoich lin się bierze.
Bezwolnym ruchem każdy z nich
Rzucał swe martwe leże.
|
|
Przy mnie bratanka stanął trup —
Kolano przy kolanie!
Jedną ciągniemy linę wraz —
On milczy!... Chryste Panie!»
|
|
«Stary żeglarzu! boję się!»
«Nie bój się, gościu luby!
Nie potępieńców był to ród:
Okręt mój wiedli wskróś tych wód
Wolni od wiecznej zguby.
|
ale nie dzięki duszom ludzkim albo demonom ziemi czy przestrzeni, lecz dzięki błogosławionemu orszakowi duchów anielskich, zesłanych po wezwaniu na pomoc świętej Opiekunki.
|
Gdy nadszedł świt, bezwładnie maszt
Objęły ich ramiona,
I popłynęła pieśń im z ust,
Pieśń słodka i natchniona.
|
|
Płynął im z łon przedziwny ton
Do wschodzącego słońca,
I wracał znów, to sam, to współ,
I cudnie brzmiał bez końca.
|
|
Raz mi się zdało, że to hen
Trele skowronka płyną,
To znów, że cały ptasząt rój
Zagrał w przestworach pean swój,
Wzbiwszy się nad głębiną.
|
|
Raz niby-m słyszał jakiś chór,
To znowu fletni głosy,
Lub też anioła rajski śpiew,
Że milczą w krąg niebiosy.
|
|
Ścichło... Lecz w żaglach grała wciąż
Tych słodkich brzmień ulewa —
Aż do południa, jak ten zdrój,
Co skrył się między drzewa
I w noc czerwcową, cichą noc,
Lasem swe pieśni śpiewa.
|
|
Aż do południa statek nasz
Śród ciszy mknął łagodnej;
Żaden go wiatr nie pędził w dal
Po tej przestrzeni wodnej.
|
|
Spodem, na dziewięć sążni w głąb,
Ukrył się duch z dziedziny
Śniegu i mgieł, i on to parł
Nasz okręt — on jedyny.
W południe w żaglach zmilkła pieśń,
Przestały dźwięczeć liny.
|
Samotny duch prowadzi okręt od bieguna południowego aż do Równika, posłuszny hufowi anielskiemu, ale wciąż dyszący żądzą zemsty.
|
I okręt stanął... Z góry wprost
Z nad masztu, w wód przeźroczy
Uwięzło słońce, w morza toń
Wlepiło swoje oczy...
A potem — nagle — wprzód i wstecz
W dziki się tan potoczy.
|
|
I, jak spłoszony, potem koń,
Skok czyni karkołomny:
|
|
Krwi-m uderzenie uczuł wraz
I padłem nieprzytomny.
|
|
Nie powiem ci, jak długom tak
W półmartwym leżał stanie,
Lecz, nim się jeszcze zbudził duch,
Rychłom usłyszał głosów dwóch
Przedziwne gdzieś wołanie.
|
Demoni, towarzysze Ducha polarnego, zamieszkujący morze, biorą udział w uczuciu krzywdy; która go spotkała, dwóch z nich o opowiada sobie, że długa i ciężkieciężka pokuta starego żeglarza była zgodną z wolą Ducha polarnego, który się zwrócił ku południowi.
|
«Powiedz!» — tak wołał jeden z nich —
«Na Zbawcę! Na niebiosa!
Czy to ten wróg, którego łuk
Uśmiercił albatrosa?
|
|
Duch, mieszkający w strefach mgieł
I śniegu, żywił serce
Dla tego ptaka, a sam ptak
Miłował swego mordercę»
|
|
A drugi głos łagodny był —
Słodkie, jak miód, orędzie!
«On» — rzekł — «pokutę spełnił już
I jeszcze spełniać będzie!» —
|
|