Pieśni Petrarki/Rozdział I/§ 1

<<< Dane tekstu >>>
Autor Felicjan Faleński
Tytuł Pieśni Petrarki
Wydawca nakładem tłumacza
Data wyd. 1881
Druk Józef Sikorski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Indeks stron

ROZDZIAŁ I.

Życie i działalność Petrarki.

§ 1. Urodzenie i młodość poety — jego stosunki, usługi obywatelskie i znaczenie społeczne — zawody i śmierć.

Franciszek Petrarka urodził się w Arezzo[1], 20-go lipca r. 1304, z matki Elekty Canigiani oraz ojca nazywającego się właściwie Petracco (da Parenzo). Ten, jako notaryjusz publiczny, niemałego jak się zdaje w mieście swojem znaczenia, właśnie w roku owym wraz z Dantem próbował pośredniczyć w sprawie Florenckich wygnańców, korzystając z chwili, w której Papież Benedykt XI-ty[2] jako istny anioł pokoju, przez legata swego kardynała del Prato, usiłował pogodzić tak zwanych Czarnych z Białymi. Układy jednak spełzły na niczem — poczem, gdy Czarni stanowczo wzięli górę, Petraccowie równie jak Dante zmuszeni uchodzić z Florencyi, schronili się do swej posiadłości Incisa, położonej w dolinie rzeki Arno. Przyszły Petrarka miał wtedy ledwie siedm miesięcy życia. Jednak i tu nie znaleźli spokoju. Po latach kilku, wytoczono im tajemniczy jakiś proces inkwizycyjny, skutkiem którego zaocznie skazano ich na wygnanie z granic Rzeczypospolitej, i na wyzucie z wszelkiej własności. Wtedy udali się do Pizy, zkąd znów po niedługim pobycie przenieśli się do Awinionu, gdzie na dworze papieskim, wygnaniec Florencki, wytrawny prawnik, jak się zdaje niebawem korzystne znalazł pomieszczenie. W mieście tem, Petrarka począł pobierać pierwsze nauk zasady; poczem przeszedł do szkoły w Carpentras, gdzie się ćwiczył w Gramatyce, Retoryce i Dialektyce. Że zaś zamiarem było ojca sposobić go na swego następcę, ztąd tedy na pobyt kilkoletni do Montpellier go wysłano, oraz do Bolonii. Tam jednak, niezbyt chętny narzuconemu sobie przez ojca zawodowi,[3] raczej się literaturą i poezyą bawił niźli Pandektami. Cóż dopiero, skoro mu w Bolonii nauczycielem być zaczął słynny poeta, przyjaciel Dantego, Cino da Pistoja!..
Miał już Petrarka dwadzieścia dwa lat spełna, kiedy go doszła wieść o śmierci ojca, (matkę znacznie już wprzódy był utracił). Wtedy zmuszony do Awinionu wracać, — ile że i brata miał młodszego[4], który potrzebował jego opieki, — kiedy tam przybył, zastał resztki mienia ojcowskiego rozdrapane do szczętu, — bo jużto społeczeństwo w Awinionie moralnością się wówczas nie odznaczało. Tak więc, pozbawiony środków do życia, mając przytem obowiązki do spełnienia, gdy mu zawód prawniczy tem mocniej stał się wstrętnym, szukać począł stosunków, któreby mu do ustalenia bytu dopomódz zdołały. Z poezyi swoich łacińskich miał już rozgłos niejaki, na dworze zaś Papieskim Mecenasów nie brakło. Właśnie jeden z takich, Jakub Colonna biskup Lombezyjski, mając go sobie poleconym, powierzył mu wychowanie swego synowca, będącego na opiece u jego brata, kardynała Jana. Tu Petrarka niebawem do tego stopnia potrafił zjednać sobie te królewięta przemożne, że głowa ich rodu Stefan, pan równie w Rzymie jak w Awinionie potężny, niemal go za syna sobie przybrał. Zdaje się, że wpływ tego otoczenia, a pewnie i nadzieja świetniejszej niezawisłości, skłoniły go meszcie do stanu duchownego wstąpić, jakbądź i do niego również nie czuł powołania. Zaledwie jednak pierwsze śluby wykonał, aliści przy obchodzie Wielko-Piątkowym w kościele świętej Klary, poraz pierwszy Laurę ujrzał, — a ta i tak już była cudzą żoną. Stało się to d. 6 kwietnia 1327 roku[5].
Uczucie to, zrazu czysto ziemskie, mocno zaniepokoiło jego duszę; ale z postępem czasu wyszlachetniawszy do ideału, wpoiło w niego pewność: że właśnie nie co innego jak ono stać się ma odtąd życia jego powołaniem — że od niego tylko najwznioślejszych spodziewać się winien zachwytów, któremi zyskawszy sławę, przez nią szacunek Laury sobie zdobędzie, a z nim i własny spokój swój na ziemi. Natchnienie to, przeważnie ku poezyi miłosnej geniusz jego skłoniwszy, tem samem zwrócić go musiało ku sztuki Prowansalskiej wzorom, naonczas bardzo jeszcze świetnym, pomimo, że się już ten kierunek zwolna po przesady bezdrożach obłąkiwać poczynał — co nawet na tak starannie uprawiony umysł jak był Petrarki, nie omieszkało wywrzeć rozkładającego wpływu. W każdym razie, korzyść z tego dla narodu włoskiego ta wypadła, że Petrarka, pozazdrościwszy Truwerom zasłużonego zkądinąd nie tylko na dworach pańskich ale po zaściankach nawet i zagrodach wiejskich rozgłosu, sam też zapragnął, równie jak oni, nietylko pomiędzy uczonymi zasłynąć szeroko. Drogą zaś ku temu nie była już łacina, ale tak zwany język powszedni (lingua volgare). Ten więc: że poezyami swemi powszechnie upodobanemi do życia rozgłośnego powołał, niezaprzeczoną jest Petrarki zasługą. Dantego wprawdzie miał on przed sobą, ale tamten, więcej w dramatycznym i bohaterskim, szukającym siły kierunku, Petrarka zaś, raczej do miękkich, wdzięcznych form lirycznych, język włoski urobił. Zresztą, na innem miejscu obszerniej się o tem rozpowie.
Z miłością swoją próżno walcząc, w nauce nasz poeta szukał ukojenia. Gdy i ta mu wystarczać przestała, przedsięwziął z miejsc ukochanych w świat gdzieś na długo odbiedz. Czas jakiś podróżował po Prowancyi, — ale i to jeszcze zablizko mu się wydało. Więc do Paryża się wybrał — ztamtąd do Flandryi, Brabantu i do Niemiec. W lat cztery potem, widzimy go znowu w Awinionie. W tedy kilka nowych stosunków zawiązał, które mu na resztę życia za najmilsze starczyć miały. Tu zaliczamy niejakiego Lelio — w którego domu, snać w pobliżu mieszkania Laury, niejedną słodką spędził chwilę[6] — ale osobliwie Sennuczia del Bene, tego tkliwego powiernika, który w kilku dziwnie pięknych jego pieśniach wiecznie odtąd żyje. — I oto znowu, na miejscu usiedzieć nie mogąc, Petrarka Rzym zapragnął po raz pierwszy oglądać; z tej podróży jednak jedyną mu korzyścią był stosunek z Ursem hrabią z Anguillary — bo zresztą, kraj zaburzony wewnętrznemi rozterki, dla spokojnego jak on podróżnika, bezpieczeństwa nawet nie przedstawiał. Ztąd tedy do Hiszpanii się udał, a następnie do Anglii, i po dwuletnim w podróży tej pobycie, znów do Prowancyi swojej wrócił, tym razem w Wokluzie już osiadając. Tam, po staremu, księgami się otoczywszy, „Afrykę“ tworzyć począł. Niebawem, ten poemat, pomiędzy zwolennikami uczonej staroświecczyzny, acz daleki jeszcze do końca, tak niepomiernej nabrał sławy, że jednogłośnie zewsząd o uwieńczenie poety wołać poczęto. Tedy jednocześnie z Rzymu i z Paryża, na to uczczenie, uroczyście go zaproszono. On jednak z tego dwojga, bez namysłu Rzym ojczysty wybrał. Wprzód jednak na wezwanie Karola Roberta Andegaweńskiego[7] do Neapolu udać się musiał, kędy ten monarcha ciężko uczony, przez trzy dni, w najrozmaitszych przedmiotach, sam osobiście toczył z nim rozprawę. Tej, pomiędzy innemi, obecnym był Bokkaczio, który też od chwili owej dozgonnym stał się poety naszego przyjacielem. Kiedy zaś Petrarka zwycięzko wyszedł z naznaczonej sobie próby, król, własny mu swój płasz[8] szkarłatny na ramiona narzuciwszy, w jak najświetniejszem otoczeniu do Rzymu go wyprawił, gdzie też 8-go kwietnia r. 1351, w obec senatu i nieprzeliczonego tłumu miejscowej ludności, na Kapitolu, Orso z Anguillary, wawrzynowym wieńcem skroń mu otoczył. Wieniec ten, poeta, z głowy sobie zdjąwszy, w pokorze ducha, natychmiast u stóp starożytnego posągu Ś-go Piotra na Watykanie złożył.
W miejscu tem rozpoczyna się obywatelska działalność Petrarki. Otoczony czcią powszechną, uczuł w sobie dość potęgi, ażeby podnieść głos w sprawie wydźwignięcia z ostatecznej toni, szarpanej zewsząd wyuzdanemi niesnaskami ojczyzny. Jakoż, zaraz już w roku następnym widzimy go w Awinionie, gdzie w imienin mieszkańców odwiecznej Piotrowej stolicy, wymownemi słowy zaklina Papieża Klemensa VI-go, aby zechciał wrócić do Rzymu. Ale ten, Francuz rodem, ani chce o tem słyszeć; natomiast na dwór Neapolitański w poselstwie go wyprawia, gdzie, za zysk cały, poeta nasz świadkiem jest tylko zamordowa-[9] nieszczęśliwego króla Andrzeja. W roku następnym, kiedy się Rienzi zjawił, Petrarka z uniesieniem ku niemu jako ku zbawcy się zwraca, w jednej z najpiękniejszych swoich pieśni (Canzone VI), spadkobiercę starej Rzymskiej cnoty w nim witając. Niestety! nadchodzi rok 1348, z pewnością najsmutniejszy w życiu poety. W nim on, i nadzieję wszelką wskrzeszenia dawnej świetności Wiecznego Miasta, — w nim też najmilszych swoich przyjaciół Sennuczia del Bene, kardynała Colonnę, Franceschina degli Albizzi, Jana Bardi, — a nareszcie i Laurę ukochaną traci. Wieść ta ostatnia, w oddaleniu od niej go doszła (w Weronie), jak sam to własnoręcznie zapisał.
Osamotniony, zbolały, gorączkowo prowadzi dalej dzieło pojednania zwaśnionych stronnictw, i gdyby można, zjednoczenia Włoskich państewek, choćby pod cesarskiem berłem, jak to już i Dante marzył. W tym celu ku Karolowi IV-mu się zwraca. Z nim się do Włoch nawet wybrał, zaufał bowiem jego dobrym chęciom świeżo w Złotej Bulli objawionym, a także szczerej woli przywrócenia w Rzymie porządku, który uporczywa nieobecność Papieży coraz mocniej zawichrzała. Wprawdzie niebawem, sobkostwo tego monarchy przeniknąwszy, na koronacyi jego obecnym być nie chciał, mając już dosyć na tem, że go od wojny z Medyolanem odwiódł, — co, wyznać trzeba, jedynem było pośrednictwem, które mu się powiodło. Bowiem poselstwa jego przeróżne prawie trudno zliczyć. Na dwór niemiecki wielokrotnie jeździł, do Paryża, do Neapolu, do Genui, do Wenecyi. I to od największych między sobą przeciwników: od Papieży (pięciu ich przeżył), od Joanny królowej, od Jana Wiskontego, od Franciszka z Carrary. Wszędzie zaś mile był widywany, ugaszczany, zatrzymywany, dostojeństwy kuszony. Niema co już mówić o dworach: Werony, Mantuy, Ferrary, kędy bywał jakby w własnym domu. Tak to on słusznie mógł powiedzieć o sobie: — że prawie życie całe na wozie przebył[10].
Nareszcie, kiedy mu się udało Urbana V-go Papieża z jego stolicą do Viterbo chociaż przenieść (wprawdzie czasowo), uczuł potrzebę odpoczynku po tylu tak często bezowocnych, a zawsze z gotowością spełnianych trudach. Tedy u podnóża gór Euganejskich, w pobliżu Padwy, w miejscowości zwanej Arqua, obmyślił sobie ustroń, w której ostatki życia spędzić postanowił. Tu zgromadził porozpraszane dotąd po świecie skarby swoje rękopiśmienne, które z niemałym trudem, po najustronniejszych szperając klasztorach, z zapomnienia powydobywał[11]. Wiele ich własną jego ręką przepisanych było, inne zaś, znacznym jak na owe czasy kosztem, bądź ponabywał, bądź poodpisywać kazał. W pośród nich to, ulubionym studyom klasycznym i porządkowaniu rozlicznych prac swoich, a najwięcej podobno rozmyślaniom o życiu przyszłem oddany, w odosobnieniu najzupełniejszem, przeżył jeszcze lat cztery. Aż dnia pewnego, nad ranem, znaleziono go spartego głową na rękopiśmie Eneidy. Kiedy go chciano zbudzić — pokazało się, że już nie żył. Stało się to 18 lipca 1374 roku, to jest: na dwa dni przed rocznicą siedmdziesiątych jego urodzin.
Stosownie do wyraźnego życzenia poety, zwłoki jego pochowane zostały w kruchcie kościoła w Arqua. Tam też niebawem wzniósł mu pomnik z czerwonego marmuru zięć jego i spadkobierca Franciszek da Brossano. Grobowiec ten, do dziś dnia w całości się zachował. Napis jest na nim następujący:

Frigida Fraucisci lapis hic tegit ossa Petrarcæ,
Suscipe virgo parens animam! Sate virgine, parce!
Fessaque nam terris, cœli requiescat in arce.








  1. Starożytne Arretium, jedno z dwunastu miast związku Etruskiego, słynne niegdyś ze swoich wyrobów ceramicznych, a także jako miejsce urodzenia Mecenasa.
  2. Słusznie za świętego uznany. Ostatni to był z tych, którzy jeszcze w Rzymie Stolicą Piotrową zasiadali (1303—1304). Po nim już Klemens V-ty do Awinionu ją z sobą przeniósł — co trwać miało, jak wiadomo,lat siedmdziesiąt z okładem, to jest: całe życie Petrarki.
  3. Z lekceważeniem wspomina o tem w Canzonie XXVIII.
  4. Gerharda, który później, w smutku po stracie kochanki, do Kartuzów wstąpił. Jego to zdaje się pocieszać Petrarka w Sonecie 70-tym. Następnie zaś przypisał mu dzieło swoje „Della vita pacifica de Monaci.“
  5. Sam to z całą dokładnością wyraził w Sonecie 176-tym.
  6. Jak o tem z żalem wspomina w Sonecie 198-ym.
  7. Mąż to był Elżbiety, siostry Kazimierzowej, zaczem i dziad naszej Jadwigi, — król, szczególnie w Węgrzech, przyłączeniem Kroacyi i Dalmacyi, zasłużony, — choć co do Neapolu, nieosobliwie się o nim Dante wyraża (w pieśni VIII-ej Raju), twierdząc przez usta brata jego Karola Młota: „jako on, z hojnego, skąpcem się stawszy, dobrzeby zrobił, gdyby miał innych wyręczycieli, nad tych, co jedynie o napychaniu sobie kieszeni myślą.“
  8. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – płaszcz.
  9. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – zamordowania.
  10. W przedmowie do Listów poufnych.
  11. Księgozbiór ten, ostatniem woli swej rozporządzeniem, zapisał miastu Wenecyi, zastrzegając, aby był dla użytku powszechnego zawsze otwarty. Taki był początek słynnej biblijoteki Ś-go Marka, wzbogaconej następnie zbiorami kardynałów: Bessariona i Grimani. Z kodeksów jednak będących własnością Petrarki, prawie żaden w całości do dni naszych nie dotrwał; bowiem w szesnastem już stuleciu, skutkiem wilgoci miejscowej, znaczna ich cześć zbutwiała.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Felicjan Faleński.