Pies i wróbel (Grimm, 1925)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pies i wróbel |
Pochodzenie | Królewna Gęsiarka i inne bajki |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1925 |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Tytuł orygin. | Der Hund und der Sperling |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Pewien pies owczarski miał złego pana, który go morzył głodem. Nie mogąc wytrzymać, opuścił go. W drodze spotkał wróbla, który doń rzekł:
— Bracie psie, czemużto jesteś tak smutny?
— Jestem głodny, — odrzekł pies.
Wróbel powiedział:
— Bracie psie, chodź ze mną do miasta, a nasycę cię.
Poszli razem, a gdy stanęli przed sklepem rzeźnika, rzekł wróbel do psa:
— Zaczekaj tu! Zrzucę ci kawałek mięsa!
Siadł na stole i ciągnął dopóty dziobkiem kawałek mięsa, leżący na skraju, aż spadł. Pies go porwał, poszedł w kąt i zjadł smacznie.
Potem wróbel powiedział:
— Pójdziemy teraz do innego sklepu. Zrzucę ci jeszcze kawałek mięsa, byś się nasycił.
Gdy pies zjadł drugi kawałek, spytał wróbel:
— Bracie psie, czyś już syty?
— Mięsa mam już dość! — rzekł pies.
— Ale jeszcze bym zjadł chleba.
— Dostaniesz i chleba, — rzekł wróbel.
Zaprowadził go do piekarza, ściągnął dziobkiem parę bułek, a gdy pies chciał jeszcze więcej, poprowadził go do innego sklepu i znowu strącił mu chleba.
— Czyś już syty, bracie psie? — spytał znowu wróbel.
— Tak, jestem syty! — rzekł pies. — Teraz przejdźmy się trochę przez miasto.
Udali się na drogę, powietrze było ciepłe, a gdy się zmęczyli chodzeniem, powiedział pies:
— Jestem znużony. Spać mi się chcę.
— To śpij, — odrzekł wróbel. — Ja sobie także spocznę na gałęzi.
Pies położył się na środku drogi i zasnął twardo. Gdy tak spał, nadjechał wóz zaprzężony w trzy konie. Na wozie były dwie beczki wina. Wróbel spostrzegł, że woźnica nie wymija psa, ale jedzie wprost na niego, więc zawołał:
— Nie czyń nic złego memu przyjacielowi, albo zubożejesz za moją sprawą!
— Za twoją sprawą zubożeję! — mruknął woźnica wzgardliwie. Trzasnął z bicza, najechał na psa i zgniótł go kołami na śmierć.
Widząc to, zawołał wróbel:
— Zabiłeś mi przyjaciela! Stracisz za to konie, wóz i wino!
— Acha! Stracę konie, wóz i wino! — krzyknął woźnica. — Cóż mi ty możesz złego uczynić, marny wróblu?!
To rzekłszy, pojechał dalej. Ale wróbel wlazł pod nakrycie wozu i dopóty dziobał wokoło szpuntu beczki, aż go wysadził. Wino polało się strumieniem, a woźnica nie zauważył tego. Dopiero, gdy było za późno, stwierdził ze złością i zdumieniem, że jedna beczka pusta.
— O, biedny ze mnie człowiek! — zawołał.
— Jeszcze nie dość biedny! — odparł wróbel, siadł na głowie jednemu koniowi i wydziobał mu oczy.
Woźnica, widząc to, porwał żelazny kilof i machnął nim, chcąc zabić wróbla, ale wróbel podleciał w górę, a żelazo spadło na głowę konia, który legł trupem.
— O, biedny ze mnie człowiek! — wykrzyknął znów woźnica.
— Jeszcze nie dość biedny! — odparł wróbel i gdy woźnica ruszył dalej dwoma końmi, wlazł pod nakrycie wozu i wydziobał szpunt z drugiej beczki, tak że wino wyciekło na ziemię.
Gdy to spostrzegł woźnica, zawołał rozpacznie:
— O, biedny ze mnie człowiek!
— Jeszcze nie dość biedny! — odparł ponownie wróbel i wydziobał oczy drugiemu koniowi. Woźnica przyskoczył, zadał cios kilofem, ale wróbel uciekł, a drugi koń padł od uderzenia.
— O, ja biedny człowiek! — rozpaczał woźnica.
— Jeszcze nie dość biedny! — zawołał wróbel, wydziobał trzeciemu koniowi oczy a woźnica chcąc go zabić, trafił i w trzeciego konia, tak że był martwy.
— O, ja biedny człowiek! — zapłakał woźnica.
— Jeszcze nie dość biedny! Zubożę cię w domu twoim! — powiedział wróbel i odleciał daleko.
Woźnica musiał zostawić wóz na drodze i pełen złości i żalu poszedł do domu.
— Ach! — powiedział żonie. — Wielkie mnie spotkało nieszczęście. Wino wyciekło z beczek, a wszystkie trzy konie zabite.
— Ach, drogi mężu! — odparła. — Przyleciał tu jakiś szkaradny ptak. Zwołał wszystkie ptaki z całej okolicy, napadły na naszą pszenicę i właśnie teraz kończą ją dojadać.
Woźnica wyszedł w pole i zobaczył tysiące ptaków na swym łanie, pośrodku zaś siedział wróbel.
— Ach, ja biedny człowiek! — zawołał nieszczęsny.
— Jeszcze nie dość biedny! — odparł wróbel. — Przypłacisz to własnem życiem!
Woźnica, straciwszy całe mienie, usiadł w izbie zrozpaczony, a wróbel polatał za oknem i wołał:
— Przypłacisz to życiem!
Wściekły ze złości, porwał kilof i rzucił za wróblem, ale go nie trafił, jeno roztrzaskał szyby i całe okno.
Wróbel wleciał do wnętrza, siadł na piecu i zawołał znowu:
— Przypłacisz to własnem życiem!
Ogarnięty wściekłością wieśniak rozbił kilofem piec, a rzucając nim za polatującym ciągle wróblem, poniszczył wszystkie sprzęty, lustra, ławki, stół i wkońcu ściany domu.
Po długich wysiłkach chwycił wreszcie wróbla w rękę.
— Czy mam go zabić? — spytała żona.
— Nie! — zawołał wieśniak. — Musi umrzeć śmiercią okrutną. Połknę go żywcem.
Powiedziawszy to, połknął wróbla.
Ale wróbel zaczął mu podlatywać w brzuchu, wystawił głowę z gardła i zawołał:
— Przypłacisz to własnem życiem!
Wieśniak podał żonie kilof i rzekł:
— Zabij go tym kilofem w moich ustach!
Żona wzięła kilof, uderzyła, ale trafiła nie wróbla, jeno męża w samą głowę, tak że padł martwy.
Wróbel zaś rozwinął skrzydła i odleciał.