Pocieszne wykwintnisie (1926)/Scena dziesiąta
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pocieszne wykwintnisie |
Pochodzenie | Bibljoteka Narodowa Serja II Nr. 43 |
Wydawca | Krakowska Spółka Wydawnicza |
Data wyd. | 1926 |
Druk | Drukarnia Ludowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Tytuł orygin. | Les Précieuses ridicules |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
MAGDUSIA, KASIA, MASCARILLE, ALMANZOR Panie, będziecie z pewnością zadziwione czelnością, z jaką odważam się stanąć przed wami; jednakże w tym wypadku padacie ofiarą własnego rozgłosu; wszelka bowiem niepospolitość posiada dla mnie urok tak potężny, że upędzam się za nią gdzie mogę. Aby niepospolitość odszukać w naszym domu, musiałbyś pan chyba przywieść ją z sobą. Muszę założyć sprzeciw wobec tak jaskrawego fałszu. Reputacja wasza jest wiernym sprawdzianem istotnej wartości i wszystko co było dotąd świetnego w Paryżu, otrzyma z waszych rączek nieodwołalnie pik, repik i kapotę[2]. Wspaniałomyślność pańska posuwa zbyt daleko hojność twego uznania; musimy się mieć obie na baczności, by się nie dać zbyt łatwo ująć w potrzaski pochlebstwa. Najdroższa, trzebaby kazać podać krzesła. Hej, Almanzor! Pani? Prędko, zaopatrz nas w wygódki duchowego obcowania[3]. Ale powiedzcież mi panie, czy ja tu jestem w bezpiecznem miejscu? Czegóż się pan obawia? Czego? Kradzieży mego serca[4], morderstwa mej niepodległości. Widzę tu pewne oczka, które mi wyglądają na wielkie ladaco, i nie wróżą mej duszy rękojmi swobody. Cóż u licha! Ledwie się zbliżyć, już stają pod bronią, w zaczepno-odpornej postawie. Ha! na honor! strach mnie oblatuje! umykam jak stoję, albo też żądam hipotecznego zabezpieczenia, że nie uczynią mi krzywdy. Ach, droga, cóż za dowcip, cóż za werwa! Żywy Hamilkar[5]! Niech pan będzie bez obaw; oczy nasze nie mają żadnych złych zamiarów. Serce pańskie może zasypiać spokojnie, wsparte na ich lojalności. Ależ prosimy, panie, nie bądź tak nieubłagany dla tego fotela, który już od kwadransa wyciąga ku tobie ramiona; zechciej ukoić jego żądzę. I cóż, moje panie, co powiadacie o Paryżu? Ach, i cóż mogłybyśmy powiedzieć? Trzebaby być na antypodach zdrowego pojęcia, aby nie przyznać, że Paryż jest zaczarowaną szkatułką cudów, ogniskiem smaku, wykwintu i galanterji. Co do mnie, mniemam, iż poza Paryżem niema zbawienia dla ludzi pewnego poziomu. Och, najniezbitsza prawda! Błocko wprawdzie haniebne, ale od czegóż lektyki! To prawda, że lektyka jest nieporównanym szańcem przeciw zniewagom błota i niepogody. Czy panie wiele przyjmują? Któż z pięknoduchów jest ozdobą waszych salonów? Ach, jeszcze zbyt mało znane tu jesteśmy; żywimy jednak nadzieję zadomowienia się rychło. Mamy bliską przyjaciółkę, która obiecała sprowadzić do nas wszystkie gwiazdy Zbioru wybranych utworów[6]. I jeszcze wielu innych, których również nam wymieniono jako wszechpotężnych rozjemców w materji piękna i smaku. Och, co do tego, mogę się paniom przysłużyć lepiej niż ktokolwiek. Bywają u mnie wszyscy[7] co do jednego! Mogę powiedzieć śmiało, że nie zdarzyło mi się wstawać z łóżka, bym nie miał koło siebie z pół tuzina literatów. W istocie, uważam, że to szczyt śmieszności, jeśli osoba mająca pretensję do światła nie zna najmniejszego czterowiersza, urodzonego przed kilku godzinami. Co do mnie, zapadłabym się ze wstydu pod ziemię[9], gdyby mnie ktoś zapytał, czym widziała lub znam to i owo z nowości, a jabym się musiała przyznać do niewiedzy. Przyznam się, namiętnie lubię[13] portrety: nic wykwintniejszego nad tę zabawę. Portrety, to rzecz niełatwa; hoho! to wymaga głębokiego umysłu! będę miał sposobność przedstawić paniom kilka, które może zdołają zyskać ich uznanie. Ja poprostu ginę za szaradami. Też dobre ćwiczenie dowcipu; nie dalej niż dziś rano ułożyłem cztery, któremi zaraz paniom moim będę służył. I madrygały mają swój powab, jeśli zręcznie splecione. To moja najsilniejsza strona; układam obecnie w madrygały całą historję rzymską[14]. Ach, Boże! to będzie coś czarującego; zamawiam sobie z góry przynajmniej jeden egzemplarz, jeśli pan zechce to wydrukować. To musi być wielka przyjemność widzieć się w druku. Bezwątpienia. Ale prawda, muszę paniom powtórzyć małą improwizację, popełnioną wczoraj w domu pewnej księżnej, z którą jestem nader blisko; trzeba paniom wiedzieć, że w improwizacji jestem djabelnie mocny. Improwizacja jest najlepszym kamieniem probierczym dowcipu. Słuchajcież panie zatem. Całe się w słuch zamieniamy. Och, och! to znaczy kupować zbyt tanio: Bożeż ty mój! trudno, w istocie, dalej posunąć dworskość. Wszystko, co robię, zaleca się zupełną swobodą; nie czuć ani odrobiny pedanta. Odległe jest od tego więcej niż na dwa tysiące mil[17]. Czy zauważyłyście panie ten początek: Och! och! to doprawdy nadzwyczajne, och! och! jak człowiek, który coś w jednej chwili spostrzega: och! och! Zdumienie: och! och! Tak; to och! och! jest wprost bajeczne! Ech, to drobnostka. Ach, Boże! co też pan mówi? Te drobne dotknięcia, to właśnie rzeczy bezcenne. Z pewnością; co do mnie, wolałabym stworzyć to och! och! niż cały poemat. Na Jowisza! ależ pani ma wytrawny gust![18] Tak; może i mam go trochę. Ale czy nie podziwiacie panie również tego: kupować zbyt tanio? kupować zbyt tanio: kupować, niby towar, jakie to obrazowe: kupować zbyt tanio. Podczas gdy ja niewinnie, nic nie podejrzewając, jak biedny baranek, spoglądam na panią, to znaczy przyglądam się pani, obserwuję panią, pozieram na panią; twe oczy chyłkiem... Jak się paniom wydaje to słowo chyłkiem? czy nie jest szczęśliwie dobrane? Rzadko szczęśliwie. Chyłkiem, pokryjomu; coś niby kot, który pochwycił myszkę w łapy, chyłkiem. Nie można było lepiej tego oddać. Skradły moje serce, wydarły, zrabowały; na pomoc! gwałtu! złodzieje! morderce! Nie wydaje się paniom, że to jakby człowiek, który krzyczy i pędzi za złodziejem, aby go przytrzymać? Na pomoc! gwałtu! złodzieje! morderce! Zanucę paniom melodję, którą do tego ułożyłem. Pan uczyłeś się i muzyki? Ja? ani trochę. W jakiż sposób zatem...? Ludzie dobrze urodzeni umieją wszystko[19], choć się niczego nie uczyli. Oczywiście, droga. Posłuchajcie panie, czy wam ta molodja przypadnie do smaku: hem, hem, la, la, la, la, la. Brutalność pory roku niegodziwie się obeszła z czułością mego organu; ale mniejsza, to właśnie będzie tak, bez pretensji. Śpiewa: Och! och! to znaczy kupować zbyt tanio, etc. Ach! nie! doprawdy! ileż namiętności w tej melodji! To można zginąć, słuchając. A przytem, pojęta bardzo chromatycznie.[20] Nie zdaje się paniom, że myśl dobrze uwypukla się przez melodję? Na pomoc! gwałtu! A potem, jakgdyby ktoś krzyczał z całej siły: Złodzieje! I nagle, jak osoba, która już oddech traci: Morderce! To znaczy wniknąć w najistotniejszą istotę rzeczy, w samego ducha. Wszystko jest bajeczne, upewniam; jestem wprost zwarjowana na punkcie słów i melodji. Jeszcze nie słyszałam rzeczy o takiej skali rozpięcia. Wszystko, co robię, przychodzi mi ot, samo z siebie, bez nauki. Natura obeszła się z panem niby najoddańsza matka, jesteś jej zepsutem dziecięciem. Na czem paniom czas upływa, wolno wiedzieć? Na niczem.[21] Do dziś cierpiałyśmy na straszliwą posuchę rozrywek. Jeżeli nie będziecie miały nic przeciwko temu, pozwolę sobie zaprowadzić panie do teatru; mają grać komedyjkę, którą rad byłbym wspólnie oglądać. Ale, kiedy będziemy w teatrze, proszę, byście zechciały oklaskiwać tęgo. Przyrzekłem, że popchnę w świat tę sztukę; jeszcze dziś rano autor był u mnie, by mi przypomnieć obietnicę. Taki już obyczaj w tem mieście, że nam, ludziom z towarzystwa, autorzy przychodzą odczytywać nowe sztuki, by zjednać sobie naszą przychylność i uzyskać poparcie: możecie sobie panie wyobrazić, czy parter ośmieliłby się mruknąć, skoro my wyrazimy zdanie! Co do mnie, jestem bardzo rzetelny: jeśli przyrzeknę poparcie[22], krzyczę na cały głos: „cudowne! zachwycające!“ nim jeszcze świece pozapalają[23] w lichtarzach. Ach! nie mów pan nawet! Paryż, to urocze miejsce; dzieje się tu codzień tyle rzeczy, o których na prowincji, przy całym dowcipie, nie można mieć pojęcia. Niech się pan nie obawia: skoro już wiemy, będziemy klaskać w ręce i okrzykiwać się po każdem zdaniu. Nie wiem, czy się nie mylę; ale panie wyglądacie mi na to, że same macie jakąś komedyjkę na sumieniu. Doprawdy? o, w takim razie, musimy to zobaczyć. I ja również mam w szufladzie sztuczkę, którą zamierzam wystawić niebawem. Czy być może! I którymż artystom pan ją powierzy? Dobre pytanie! Naturalnie naszym wielkim artystom z Burgundzkiego Pałacu[24]. Oni jedni zdolni są oddać rzecz jak się należy; tamci drudzy, to nieuki[25]: deklamują poprostu tak jak się mówi; nie umieją pięknie wydymać wierszy i zawieszać głosu w najładniejszem miejscu. Ciekawym, jak kto ma poznać gdzie jest piękne miejsce, jeśli aktor nie zatrzyma się na niem i nie da przez to znaku, że trzeba krzyczeć „brawo“ i walić oklaski. Co panie sądzicie o moich pomponach[26]? Czy dobrze sharmonizowane z całością? Szalenie! Wstążka jest nieźle dobrana. Bosko. Poznać Perdigeona[27] w każdym calu. A jakie zdanie pań moich o krezkach[28]? Szykowne co się zowie. Mogę się poszczycić, że przynajmniej o dobre ćwierć łokcia szersze, niż bywa pospolicie. Niech panie raczą nieco skierować na te rękawiczki zainteresowanie swego powonienia. Pachną niewypowiedzianie miło. Nigdy jeszcze piękniejsza woń nie podrażniła mego organu. A to? Nieporównanie! ten zapach wnika do ostatnich zaułków naszej wrażliwości. Nie mówią panie nic o moich piórach! Jak wam się zdają? Strasznie[30] ładne. Czy wiecie, że pojedyncze ździebełko kosztuje całego ludwika? Co do mnie, mam już tę słabość, że w każdej rzeczy pociąga mnie to co najpiękniejsze i najdroższe. Muszą nas tedy łączyć nici niewidzialnej sympatii. Ja też niewysłowienie jestem wybredna we wszystkiem co kładę; wszystko, aż do samych skarpetek[31], musi być z pierwszych magazynów. Au! au! au! powoli! Niech mnie Bóg skarze, moje panie, to się nie godzi, doprawdy; na honor! mogę mieć pretensje do was; nie postępuje się w ten sposób! Co się stało? Co panu jest? Jakto! obiedwie naraz spiknąć się przeciw memu sercu! Atakować na dwa fronty! och, och! to jest wbrew prawom narodów, nierówne siły, zacznę krzyczeć o pomoc, to morderstwo! Trzeba przyznać, że umie wszystko wyrazić w niezwyczajny sposób. Dowcip dziwnie błyskotliwy. Więcej w tem strachu niż czego innego: serce pańskie już krzyczy, nim je draśnięto. Gdzież tam, u stu djabłów! całe jest odrapane od stóp aż do głowy. |
- ↑ nie na naszych ziemiach... Rozciąganie użytego porównania stanowiło jedną z ujemnych cech języka Wykwintniś. Porównania zaczerpnięte ze sfery myśliwstwa były podówczas bardzo w modzie.
- ↑ pik, repik... Gra w karty należała do edukacji złotego młodzieńca, a porównania wzięte z tego zakresu były również bardzo używane. Pik, repik, kapota, są to wyrażenia z gry w pikietę.
- ↑ wygódki duchowego obcowania... Tak istotnie w języku Wykwintniś nazywały się fotele; w ówczesnem zaś życiu towarzyskiem rodzaj ofiarowanego siedzenia (fotel, krzesło, taburet) wyrażał stopień szacunku, jakiego gość zażywa w oczach gospodyni domu.
- ↑ Kradzieży mego serca... Była to ulubiona przenośnia ówczesnej galanterji.
- ↑ Hamilkar z powieści Klelja, Kartagińczyk dwornego i wesołego usposobienia, typ kochanka w stylu wesołym, w przeciwstawieniu do kochanka porywczego i posępnego.
- ↑ Zbioru wybranych utworów... Zbiór utworów najbardziej wziętych ówczesnych pisarzy, w znacznej części należących do koterji „Wykwintniś“. Zbiór ten ukazał się w r. 1653. Takie zbiorki były wówczas bardzo w modzie.
- ↑ Bywają u mnie wszyscy... Pozować na protektora sztuk należało do dobrego tonu. Któryż zresztą z ówczesnych pisarzy mógł się obejść bez możnego protektora? Zarazem ustęp ten świadczy, jak Paryż ówczesny był już przesiąknięty kulturą literacką i ambicjami w tej mierze, widocznemi nawet z tych śmieszności.
- ↑ Wie się najdokładniej... Molier wyszydza tu zdrobnienie ówczesnej literatury pod wpływem salonów. Powróci do tej kwestji w I. akcie Mizantropa, w scenie sonetu Oronta.
- ↑ zapadłabym się ze wstydu... Typowy rys snobizmu, ale czy bez tego snobizmu mogłaby wyżyć literatura i sztuka?
- ↑ w salonach... Właściwie w sypialniach (ruelles). Ruelle było to miejsce między łóżkiem a ścianą. Damy przyjmowały w sypialni siedząc na łóżku.
- ↑ 11,0 11,1 Epigram krótki wierszyk, najczęściej dwuwiersz o charakterze ucinkowym. Madrygał, misternie zapleciony wierszyk kryjący myśl pełną galanterji. Wszystkie te rodzaje salonowej poezji były wówczas bardzo w modzie. Voiture, nadworny poeta pałacu Rambouillet, im zawdzięczał swą sławę.
- ↑ portretach... Portrety wprowadziła w modę księżniczka de Montpensier, która zachęciła wszystkie osoby swego kółka, aby skreśliły własny portret fizyczny i moralny. Od tego czasu stało się to ulubioną zabawą wykwintnego towarzystwa. Trzeba znów stwierdzić, jak bardzo tego rodzaju zabawy przyczyniały się do wyrobienia powszechnej kultury literackiej. Galerję takich „portretów“ znajdziemy w II. akcie Mizantropa.
- ↑ namiętnie lubię... Słowo namiętnie, wówczas karykaturalne, dziś stało się prawie potocznem.
- ↑ w madrygały całą historję... Satyra na dziwolągi, jakie lągł ówczesny pedantyzm literacki. La Fosse przełożył n. p. Tacyta w oktawach, a Benserade przełożył Metamorfozy Owidiusza w ronda.
- ↑ nie godzi się z mojem stanowiskiem... Wielki pan, który zniżał się do literatury, starannie nibyto ukrywał swoje nazwisko, zaspakajając w ten sposób i dumę rodową i ambicję literacką, ponieważ nazwisko autora i tak było wiadome. Tak n. p. Książę de la Rochefoucauld wydał swoje Maksymy bezimiennie, i to uciekając się do lichych wybiegów, aby umotywować oddanie ich do druku. (Por. rzekomą Przedmowę Księgarza do Maksym La Rochefoucaulda).
- ↑ Och! och! to znaczy etc. Wierszyk ten jest, jak sonet Oronta w Mizantropie, parodją mizdrzenia w literaturze, które doprowadziło do nieszczerości i złego smaku. Zły ten smak przeszedł nawet do poezji religijnej, np. w owej kantyczce (księdza Pellegrin):
Au voleur! au voleur!
Jesus me dérobe le coeur,
Et je ne saurais le reprendre.
Ah! ah! ah! que me sert de crier?
Il entend si bien son métier
Que l’on ne sauroit s’en defendre.(„Złodziej! Złodziej! Jezus kradnie mi serce, i niema sposobu go odebrać. Och! och! Na co zda mi się krzyczeć? On tak dobrze zna swoje rzemiosło, że niepodobna mu się obronić“).
W obronie prostoty i smaku schodzi się tu Molier z Pascalem (Prowincjałki). Pascal z oburzeniem piętnuje ton alkowianej galanterji, który się wkradł w literaturę religijną ówczesnych jezuitów. - ↑ więcej niż na dwa tysiące mil... Jakiż pedantyzm w tej pochwale braku pedanterji!
- ↑ ależ pani ma wytrawny gust... Tak właśnie zawiązują się bractwa wzajemnej adoracji, że chwalący znajduje w pochwałach zadowolenie swojej miłości własnej.
- ↑ Ludzie dobrze urodzeni umieją wszystko... To zdanie stało się przysłowiem. Przypomniał je sobie Beaumarchais w Cyruliku sewilskim.
- ↑ pojęta bardzo chromatycznie... Ta techniczna uwaga jest, jak bywa u salonowych znawców, zupełnym nonsensem.
- ↑ Na niczem... Wyznanie to wyrwało się pannie Kasi dość naiwnie! Ale bo też zaznaczyliśmy, że ta kuzyneczka jest większą gęsią z nich obu.
- ↑ jeśli przyrzeknę poparcie... Do jakiego stopnia dochodziła zaciekłość koterji i przejęcie się kwestjami teatralnemi, świadczy fakt, że, kiedy Racine miał wystawić Fedrę, pewna wielka dama, jego przeciwniczka, zamówiła u lichego poety Pradona drugą Fedrę, kazała ją wystawić w tym samym dniu i wykupiła miejsca w obu teatrach, zostawiając teatr Racina świecący pustkami, a gromadząc całą koterję na sztuce Pradona. Walka o Szkołę Żon Moliera również daje tego przykład.
- ↑ nim jeszcze świece pozapalają... Teatry ówczesne oświecone były łojowemi świecami, których knoty obcinali w antraktach specjalni do tego posługacze.
- ↑ naszym wielkim artystom... Pałac Burgundzki była to siedziba konkurencyjnego teatru, poświęconego przeważnie tragedji. W wycieczkach Moliera przeciw niemu była niewątpliwie spora doza niechęci „konkurencyjnej“; była zarazem jednak i walka o pojmowanie sztuki dramatycznej, w której Molier, jak w literaturze, dążył do ideałów prostoty i prawdy. Nieprzyjaźń ta z „Pałacem Burgundzkim“ miała Molierowi przyczynić wiele zgryzoty, gdyż ci jego rywale nie przebierali w środkach, gdy chodziło o to, aby mu szkodzić. Odbicie tych walk znajdziemy w Improwizacji w Wersalu.
- ↑ Tamci drudzy to nieuki... „Tamci drudzy“, to znaczy aktorzy teatru Moliera. Zabawne jest, że dzisiaj często można się spotkać z podobną satyrą odnośnie do sposobu deklamowania wierszy w Komedji Francuskiej, tej spadkobierczyni Moliera.
- ↑ Co sądzicie o moich pomponach... (W oryg. petite-oie). Cały strój ówczesnych elegantów usiany był pęczkami wstążek, tak iż liczba tych pęczków, zwanych galants wciąż rosnąca, dochodziła około r. 1656 do pięciuset i sześciuset.
- ↑ Perdigeon, najmodniejszy ówczesny sklep galanteryjny.
- ↑ Krezki u spodni (canons), które Molier nieraz tak wyszydza (Szkoła mężów, Mizantrop), był to rodzaj krochmalonych mankietów, które się zapinało nad kolanem, a od których rozchodziły się pęki koronek, czasem tak długich i obfitych, iż wręcz utrudniały chodzenie. Była to ozdoba i duma ówczesnej złotej młodzieży.
- ↑ Daje im wąchać... Czyż potrzeba zwracać uwagę, ile chamstwa jest pod tym wykwintem, który każe obwąchiwać perukę, wyszczególnia cenę każdego piórka etc.
- ↑ Strasznie, szalenie, słowa dziś spospolitowane, wówczas stanowiły specjalność języka Wykwintniś, używane w okolicznościach nie mających nic strasznego (terrriblement). Interesujący dokument ścierania się języka. (Patrz Wstęp).
- ↑ aż do samych skarpetek... Skarpetki (chaussettes) oznaczają tu rodzaj płóciennych pończoch bez stopy, które kładło się pod pończochę jedwabną: były zatem zupełnie niewidoczne.
- ↑ wykrzykując nagle. Wedle tradycyj molierowskich cała rola Maskaryla grywana jest bardzo jaskrawo. Owo: au! au! au! to jest ryk tak nagły i silny, że obie panny uciekają przerażone i drżące w kąt pokoju; po słowach jego „jakto, obie naraz etc.“ wracają uspokojone i uśmiechnięte, a po słowach: „atakować na dwa fronty“ mówią: „jaki on czarujący“...