Podróż na Jowisza/Księga I/Rozdział II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Podróż na Jowisza |
Podtytuł | Powieść fantastyczno-naukowa |
Wydawca | Nakład Redakcyi "Niwy" |
Data wyd. | 1896 |
Druk | Druk Rubieszewskiego i Wrotnowskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Milkuszyc |
Tytuł orygin. | A Journey in Other Worlds |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
— Proszę wejść! — odpowiedziano z gabinetu, gdy zapukali do drzwi doktor Cortlandt i Dik Ayrault.
Pułkownik Bearwarden, prezes towarzystwa zawiązanego w celu sprostowania osi ziemskiej, siedział zatopiony w pracy przed dużem biurkiem, zarzuconem różnemi papierami; było to dnia 21 czerwca 2000 roku.
Wysiłek pracy umysłowej pokrywał chwilami jakby chmurą wysokie, myślące czoło pięknego czterdziestoletniego mężczyzny; genialne pomysły jego wyniosły go na wysokie stanowisko, które zajmował; jako inżynier, nie miał równego sobie tak pod względem pomysłów, jak i praktycznego ich wykonania.
— Siadajcie, koledzy! — rzekł, — mamy jeszcze pół godziny czasu przed tem, nim zejdą się akcyonaryusze i reprezentanci wszystkich krajów, aby wysłuchać sprawozdania działalności towarzystwa, które już tu leży przygotowane; może zapalicie tymczasem cygara?
Profesor Cortlandt, doktor filologii, wysłany przez Stany Zjednoczone dla sprawdzenia rachunków towarzystwa, mógł liczyć około pięćdziesięciu lat, czoło miał wysokie, rysy szlachetne, włosy zupełnie białe, oczy siwe, pełne ognia i życia; był to człowiek równie uzdolniony w swoim rodzaju, jak Bearwarden w swoim.
Ryszard Ayrault, jeden z większych akcyonaryuszów i honorowy wice-prezydent towarzystwa, miał lat mniej więcej trzydzieści, poważny badacz naukowy, pomimo stosunkowo młodego wieku; był on zaręczony z jedną z najpiękniejszych panien, w mieście Poughkeepsyie, gdzie uczęszczała jako studentka do uniwersytetu.
— Powiedz szczerze, pułkowniku, jeżeli przyszliśmy tu nie w porę, ale tak spieszyliśmy, aby nie stracić ani jednego słowa z mowy, którą masz wygłosić; jeżeli cię jednak nudzimy...
— Bynajmniej, kochany profesorze, rad jestem, że po urzędowem sprawdzeniu rachunków zasłużyłem sobie jeszcze na pańską sympatyę, jak bowiem widzę, przyniosłeś pan z sobą jakieś projekty.
— Oto są moje ostateczne wnioski, zupełnie zgodne z poglądami pana, rachunki są sprawdzone i poświadczone — rzekł, podając spory zwój papierów pułkownikowi.
Dalej potoczyła się rozmowa o działalności towarzystwa, zarówno interesującej wszystkich trzech panów. Gdy zegar wybił godzinę jedenastą, prezes towarzystwa pożegnał gości i szybkim krokiem udał się do gmachu opery, gdzie miał przeczytać sprawozdanie, które, niezwłocznie powtórzone przez wszystkie dzienniki krajowe, z równą szybkością po całej kuli ziemskiej roznieść miały druty elektryczne. Gdy wszedł, obszerna sala zapełniona była reprezentantami najwyższych potęg, największej inteligencyi i najogromniejszych majątków.
Bearwarden wszedł na scenę, a Cortlandt i Ayrault do sali; pierwszy zajął miejsce w loży reprezentantów mocarstw, drugi usiadł obok swej narzeczonej Sylwii Preston, będącej wraz z matką na tej uroczystości.
Bearwarden miał przy sobie mowę napisaną, ale umiał ją tak dobrze na pamięć, że zaledwie od czasu do czasu rzucił okiem na papier. Spojrzał w około siebie a widząc ogólną uwagę, zaczął mówić; głos jego czysty, dźwięczny, dobitny, rozlegał się wyraźnie po całym obszarze gmachu.