Podróże Gulliwera/Część czwarta/Rozdział VII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jonathan Swift
Tytuł Podróże Gulliwera
Wydawca J. Baumgaertner
Data wyd. 1842
Druk B. G. Teugner
Miejsce wyd. Lipsk
Tłumacz Jan Nepomucen Bobrowicz
Tytuł orygin. Gulliver’s Travels
Źródło Skany na commons
Inne Cała część czwarta
Indeks stron


ROZDZIAŁ VII.



Autora miłość ojczyzny.
Uwagi jego pana nad konstytucyą i rządem angielskim. —
Postrzeżenia tegoż nad naturą ludzką.



C


Czytelnik zdziwi się niezawodnie, że wystawiłem rodzaj ludzki w tak prawdziwem świetle przed istotami i bez tego zanadto skłonnemi do zrobienia sobie o nim najgorszego wyobrażenia, z powodu wielkiego podobieństwa jego Jahusów. Lecz muszę wyznać, iż liczne cnoty tych zacnych czworonożnych zwierząt porównane z zepsuciem ludzkiem, otworzyły mi oczy i rozszerzyły mój rozsądek, że z innego wcale stanowiska czyny i namiętności ludzkie począłem uważać i myślałem, że nie warto oszczędzać honoru mojego rodzaju. Z resztą gdybym nawet i chciał, byłoby to daremnem mając do czynienia z tak przenikliwem i rozsądnem stworzeniem jak mój pan, co codzień odkrywał we mnie nowe wady, których ja dotychczas wcale nie spostrzegłem i któreby ludzie za nic nieznaczące i pospolite uważali. Przez jego przykład powziąłem największą odrazę do obłudy i fałszu: prawda zdawała mi się tak szacowną, iż wszystko jej poświęcić postanowiłem.

Mocniejsza jeszcze przyczyna która mnie spowodowała do tak bezprzykładnej otwartości i której czytelnikowi zataić nie chcę była, iż po kilkuletniem ledwo pobycie w tym kraju, uczułem taką miłość i szacunek dla jego mieszkańców, że postanowiłem nigdy nie wrócić do ludzi i przepędzić resztę życia mojego między szanownemi Houyhnhnmami, zajmując się wyłącznie rozmyślaniem i wykonywaniem każdej cnoty, w oddaleniu od wszelkich ponęt do występków. Lecz los, wieczny mój nieprzyjaciel, postanowił, aby wielkie to szczęście nie stało mi się udziałem. Teraz ta myśl jest wielką dla mnie pociechą: że we wszystkiem com tylko mówił o moich współziomkach, starałem się zmniejszać ich wady, ile tylko można było przed tak surowym i przenikliwym examinatorem, nadając każdej rzeczy jak najlepszą barwę. Mógłżem inaczej? Gdzież jest człowiek którego skłonność do stronnictwa za swoją ojczyzną nie porywa?

Główną tylko treść napisałem niektórych rozmów mianych z moim panem, podczas jak byłem u niego w służbie, dla krótkości jednak opuściłem daleko więcej niżelim tu umieścił.

Gdym już był odpowiedział na wszystkie jego pytania, i zaspokoił całkiem jego ciekawość, kazał jednego dnia bardzo rano przywołać mnie do siebie i rozkazał mi abym usiadł w niejakiej od niego odległości: honor jakiego mi dotychczas nie był okazał. Z wielkiem, powiedział, zastanowieniem rozmyślając nad tem, com mu o sobie i mojej ojczyznie opowiedział, poznał, iż jesteśmy zwierzętami przypadkiem niepojętym małą częścią rozumu obdarzonemi, której używamy do powiększenia i pomnożenia naszych wad naturalnych, niwecząc przytem małe zdolności, udzielone nam od natury: że byliśmy bardzo szczęśliwemi w wynalezieniu nowych potrzeb, i przepędzamy całe życie na odkrywaniu sposobów zaspokojenia tychże. Co mnie się tycze, jest oczywistem, iż nie posiadam ani siły ani zręczności zwyczajnego Jahusa: że chodzę niepewno na tylnych nogach, i wynalazłem sposób uczynienia moich paznokci nieużytecznemi, któreby i bez tego do niczego nie były zdatne, i zdejmowania moich włosów z podbródka przeznaczonych do ochrony przeciwko słońcu i powietrzu: że ani mogę biedz z prędkością, ani drapać się na drzewa jak moi współbracia (tak ich zawsze nazywał) Jahusy tego kraju.

Co do konstytucyi naszej, rządu i praw, te pochodzą oczywiście z braku rozumu a tem samem i cnoty, bo sam rozum jest dostatecznym do rządzenia rozsądnem stworzeniem, my przeto niemamy najmniejszego prawa takiemi się mienić. Tak musi sądzić z opisu który mu zrobiłem o moim narodzie, lubo jak pomiarkował, dla dania o nim najlepszego jak tylko być może wyobrażenia, zataiłem wiele szczegółów, i często przytaczałem rzeczy które wcale nie exystują.

W tem jego mniemaniu wzmacnia go wielkie podobieństwo które mam we wszystkich członkach mojego ciała do innych Jahusów, wyjąwszy gdzie różnica na moją wypada niekorzyść, jako to: siłę, prędkość i zręczność, krótkość pazurów i inne szczegóły których natura mi nie udzieliła. Podług opisu jaki mu dałem o naszym sposobie życia, czynnościach i obyczajach, znajduje zupełne podobieństwo i co do umysłowych przymiotów naszych. Wiadomo, iż Jahusy bardzo się nawzajem nienawidzą, więcej nawet jeszcze niźli inne zwierzęta. Przyczynę tego przypisywał ich nadzwyczajnej brzydkości ciała, którą u drugich swojej rasy widzą, ale nie u siebie. Myśli więc że roztropnie postępujemy, okrywając nasze ciało, gdyż przez ten wynalazek, ukrywamy naszą brzydkość, której widok byłby nieznośnym. Lecz poznaje iż się całkiem mylił, i że kłótnie i wzajemna nienawiść tych zwierząt z tych samych pochodzą przyczyn jak i u nas. Jeżeli naprzykład rzucisz pięciu Jahusom tyle strawy, ileby dosyć było dla pięćdziesięciu, to zamiast coby mieli spokojnie ją zjeść, napadają na siebie, drą się za włosy i uszy, kąsają w uda i każden chce mieć wszystko dla siebie. Przeto zawsze, kiedy im zewnątrz stajni dają jeść, znajduje się w blizkości służący, te zaś które są w stajni, muszą być przywiązywane w znacznej od siebie odległości. Kiedy się czasem zdarza, iż krowa ze starości lub przez przypadek zdycha, nim ją Houyhnhnm dla swoich Jahusów w bezpieczne miejsce zanieść rozkaże, rzucają się na nią wszystkie w sąsiedztwie będące z największą chciwością i powstaje taka walka jaką ty mi opisałeś. Zadają sobie straszne rany, ale rzadko się na śmierć zabijają, bo im brakuje instrumentów któreście wy wynaleźli. Często walczą ze sobą Jahusy różnych prowincyi, z niewiadomej całkiem przyczyny; zawsze Jahusy jednego dystryktu, starają się korzystać z wszelkiej zdarzającej się sposobności, dla zrobienia niespodzianego napadu na żyjących w drugim, nimby się te ostatnie przygotować mogły. Jeżeli im się to nie uda, wracają do domu, gdzie w braku nieprzyjacioł zaczynają między sobą walkę, jaką ty wojną domową nazywałeś.

W niektórych okolicach kraju znajduje się wiele błyszczących kamieni, na które Jahusy niezmiernie są chciwe: jeżeli te kamienie głęboko leżą w ziemi, jak się to czasem zdarza, kopią pazurami przez całe dnie dla wydostania ich, poczem zabierają je ze sobą i chowają w stajniach z największą ostrożnością, ażeby drugie tego nie spostrzegły. Nigdy, dodał mój pan, nie mogłem odkryć przyczyny tak nienaturalnego apetytu, ani się domyślić do czego te kamienie mogą się przydać zwierzętom; ale teraz przypisuje to łakomstwu, właściwemu podług mego opisu, wszystkiemu rodzajowi ludzkiemu. Razu jednego zabrał tajemnie na próbę całą kupę tych kamieni z miejsca gdzie je Jahu był schował. Skoro Jahu spostrzegł iż mu skarb zabrano, zaczął tak okropnie krzyczeć, iż przez jego lamentacye zgromadziło się na tem miejscu całe stado tych zwierząt, które ze złości kąsał i drapał: po tej wściekłości wpadł w głęboki smutek, tak iż ani jeść, ani pić, ani spać, ani robić nic niechciał, aż kazał służącemu aby kamienie napowrót położył. Gdy je Jahu zobaczył, stał się natychmiast weselszym, schował je jak najtroskliwiej w bezpiecznem miejscu, i znowu stał się jak pierwej pracowitem i pożytecznem zwierzęciem.

Zapewniał mnie także mój pan, iż osobliwie na tych miejscach, gdzie się te kamienie znajdują, najczęstsze i najzaciętsze powstają walki, gdyż sąsiedne Jahusy bezustannie te miejsca napadają.

Jeżeli dwa Jahusy odkryją razem taki kamień i walka się między niemi wszczyna o to, kto ma być jego posiadaczem, natenczas korzysta z tego zwyczajnie trzeci, i zabiera go dla siebie. Mój pan utrzymywał, iż to ma niejakie podobieństwo do naszych procesów. Nie chciałem przez wzgląd na nasz honor wywieść do z błędu, wspomniane bowiem przez niego rozstrzygnienie, daleko jest sprawiedliwsze od zwyczajnego w podobnych rzeczach u nas postępowania, gdyż w tym razie obie strony tracą tylko przedmiot o który się sprzeczają, zamiast że u nas proces nie kończy się aż obu stronom nic a nic się nie zostaje.

Nic bardziej, mówił dalej mój pan, nie wzbudza takiej wzgardy ku Jahusom jak nieograniczona ich chciwość pożerania wszystkiego, co tylko dostać mogą. Połykają zioła, korzenie, owoce, zgniłe mięso i inne rzeczy, lub wszystko razem mięszane; jeden z właściwych im przymiotów jest, iż daleko chętniej wolą to jeść, co przez kradzież lub łupieztwo dostać mogą, niźli daleko lepsze żywności które mogą mieć u siebie w domu. Jeżeli zrabowany pokarm wystarcza, jedzą tak długo aż ledwo nie pękną, poczem połykają przez instykt naturalny korzeń sprawiający całkowite wypróżnienie.

Oprócz tego jest jeszcze inny soczysty korzeń, bardzo rzadki i trudny do znalezienia, którego Jahusy szukają z wielką pracą, i wysysują z niezmierną rozkoszą. Korzeń ten działa na nich podobnie jak na nas wino; po użyciu bowiem jego albo się ściskają, albo szarpią, wyją, śmieją się, krzyczą, kręcą się, upadają, taczają się wbłocie i na ostatku tamże zasypiają.

Zrobiłem w rzeczy samej to postrzeżenie, iż Jahusy są jedynemi zwierzętami w tym kraju, podlegającemi częstym chorobom; te nie były jednak tak liczne, jak u nas choroby koni, i nie pochodziły ze złego obchodzenia się z niemi, ale z wielkiej nieczystości i niezmiernego żarłoctwa tego obrzydliwego zwierza. W języku Houyhnhnmów jest tylko jedno ogólne nazwisko tych chorób, wzięte z nazwiska tego zwierzęcia, to jest: ny-Jahu i znaczy choroba Jahusa. Lekarstwo na tę chorobę jest mieszanina z ich gnoju i uryny, którą w pysk im wpychają. Sam poźniej widziałem jak pomyślny skutek tego lekarstwa i mogę go sumiennie zalecić moim współbraciom, jako zaradczy środek przeciwko chorobom pochodzącym z przepełnienia.

Co się tycze naukowości, rządu, kunsztów, rzemiosł i innych podobnych rzeczy, nie widzi, wyznał mi mój pan, żadnego podobieństwa Jahusów jego kraju do naszych. Jedyne które znajduje jest tylko w naturze obydwóch tych rodzajów. Słyszał od kilku ciekawych Houyhnhnmów iż większa część stad tych zwierząt ma panującego Jahusa (tak jak w naszych parkach znajduje się zawsze przewodzący jeleń), który zwyczajnie jest brzydszym i złośliwszym od innych. Ten naczelnik wybiera sobie faworyta, takiego Jahusa który jest we wszystkiem najpodobniejszy do niego; obowiązkiem tego

ulubieńca jest oblizywać nogi i inne pewne części ciała swego pana, jako też wpędzać jego samice do stajni: za to dostaje czasem w nagrodę kawał mięsa oślego. Ten faworyt bardzo jest nienawidzony od całego stada, i nigdy nie odważa się oddalać od swego pana. Zostaje zwyczajnie przy swoim urzędzie, dopóki się nieznajdzie gorszy jeszcze od niego; lecz skoro tylko złożony jest z urzędu, natychmiast przybiega następca jego na czele wszystkich Jahusów młodych i starych samców i samic, które wypróżniają swoje exkrementa na jego głowę i całkiem go niemi zawalają. Nie wie, mówił mój pan do mnie, czy to ma jakie podobieństwo do naszych dworów, faworytów i ministrów, i że ja najlepiej o tem wiedzieć muszę.

Nie śmiałem odpowiedzieć na tę obrażającą uwagę, która poniża rozum ludzki i kładzie go niżej pojętności zwyczajnego psa gończego, umiejącego zawsze rozróżnić szczekanie najdoświadczeńszego psa w całej zgrai i biedz za jego śladem nie myląc się nigdy.

Mój pan mówił mi dalej, że Jahusy mają niektóre bardzo osobliwe przymioty o których tylko kilku słowami w opisie rodzaju ludzkiego wspomniałem. Jahusy mają jak inne zwierzęta samice swoje spólnie, ale w tem się różnią, że nawet ciężarne samice wdawają się z samcami, samce zaś kłócą się i biją z samicami tak zajadle jak ze sobą. Dwie te okoliczności okazują haniebne brutalstwo, które się nie zdarza u żadnego stworzenia czuciem obdarzonego.

Dziwił się też bardzo nad skłonnością Jahusów do nieczystości, gdy wszystkie inne zwierzęta wrodzoną mają miłość do ochędoztwa. Co się tycze dwóch pierwszych zarzutów, zostawiłem je bez odpowiedzi nie mogąc uniewinniać mojego rodzaju, lubo mi na chęci do tego nie brakowało; lecz co do ostatniego łatwo mógłbym je zbić i oczyścić rodzaj ludzki z uczynionego zarzutu, gdyby były świnie w tym kraju, ale nieszczęściem ani jednej nie było. Być może wprawdzie, iż świnia jest łagodniejszem od Jahusa zwierzęciem, ale nikt podług mego zdania nie może utrzymywać bez największej niesprawiedliwości, iż jest czystszem od Jahusa, i mój pan nawet przyznałby mi to niezawodnie, gdyby widział brzydki sposób żywienia się tych zwierząt, i ich zwyczaj taczania się i spania w błocie.

Mój pan wspomniał jeszcze inną osobliwość, którą jego służący u wielu Jahusów odkryli, i której żadnym sposobem wytłomaczyć sobie nie mógł. Czasem, powiedział, zdarza się iż Jahu staje się grymaśnym, chowa się po kątach, wzdycha, wyje i wszystkich od siebie odpycha, chociażby był młodym i tłustym i miał podostatkiem żywności i wody; służący jego, dodał, nigdy nie mogli sobie wytłomaczyć, coby takiemu Jahusowi brakowało. Jedyny środek przeciwko tej chorobie jest ten, iż taki Jahu przez niejaki czas ciężko pracować musi, przezco zawsze do zdrowia przychodzi. Milczałem na to przez przychylność do mojego rodzaju, poznałem bowiem w tej chorobie, hipokondryą, której najczęściej podlegają leniwcy, bogacze i rozpustnicy, których i ja za pomocą podobnej kuracyi podjąłbym się wyleczyć.

Samice Jahusów, opowiadał dalej mój pan, kryją się często za pagórkami lub w krzakach, dla przypatrywania się przechodzącym tamtędy młodym samcom, pokazują się im i znowu się chowają, robiąc przy tem wiele grymasów i poruszeń osobliwych; jeżeli samce nadchodzą uciekają, oglądając się często po za siebie i z udaną bojaźnią chronią się w odpowiednie miejsca, gdzie samce za niemi łatwo się dostają.

Jeżeli obca samica przybywa do towarzystwa innych samic, natenczas otaczają ją, wytrzeszczają na nią oczy, gadają między sobą, robią grymasy, i wąchają ją ze wszystkich stron; poczem oddalają się od niej z oznakami największej odrazy i wzgardy.

Być może iż pan mój za daleko posunął swoje uwagi, zasadzające się na własnem i innych doświadczeniu; lubo z wielkiem zadziwieniem i większym jeszcze smutkiem, niemogłem wstrzymać się od pomyślenia: że te skłonności do kokieteryi i obmowy, są wrodzonym instynktem całego rodzaju żeńskiego.

Obawiałem się bezustannie, ażeby pan mój nie obwiniał Jahusów o niektóre nienaturalne żądze tak u nas w obydwóch płciach upowszechnione. Lecz zdaje się, iż natura nie była w tem biegłą nauczycielką i że te rozkosze wymyślone, są wyłącznie płodem kunsztu i rozumu na naszej stronie kuli ziemskiej.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jonathan Swift i tłumacza: Jan Nepomucen Bobrowicz.