Podróże Gulliwera/Część pierwsza/Rozdział VII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Podróże Gulliwera |
Wydawca | J. Baumgaertner |
Data wyd. | 1842 |
Druk | B. G. Teugner |
Miejsce wyd. | Lipsk |
Tłumacz | Jan Nepomucen Bobrowicz |
Tytuł orygin. | Gulliver’s Travels |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cała część pierwsza |
Indeks stron |
o zbrodnią obrażonego majestatu,
ucieka do Królestwa Blefuscu.
Pierwej niżeli powiem o wyjściu mojem z państwa Lilliputu, nieodrzeczy podobno będzie, odkryć czytelnikowi jedną intrygę, którą już od dwóch miesięcy przeciwko mnie knowano.
Nie byłem zdatnym do intryg dworskich: nizkość mego urodzenia, niepozwalała mi obeznać się z niemi. Czytałem wprawdzie i słyszałem wiele o różnych charakterach książąt i ministrów, niespodziewałem się jednak nigdy, ażebym w tak odległym kraju, rządzonym przez prawa, które zupełnie prawie europejskim przeciwne, tak smutnego ze skutków ich nabył doświadczenia.
Właśnie gdy się wybierałem w podróż do Króla Blefusku, pewna osoba wielkiej u dworu powagi, której znaczne uczyniłem przysługi, przyszła do mnie potajemnie w nocy, i nie mianując się weszła z lektyką do mego mieszkania. Lektykarzy odesławszy, lektykę z Jego Excellencyą schowałem w kieszeń mojej sukni, i kazałem jednemu poufałemu służącemu drzwi dobrze zamknąć a gdyby się kto o mnie pytał powiedzieć, żem słaby i spać się położyłem; poczem postawiłem lektykę na stole i sam przy nim usiadłem. Po zwyczajnych przywitaniach, postrzegłem że twarz Jego Excellencyi była bardzo smutna i niespokojność zdradzała. Gdy spytałem o przyczynę, odpowiedział mi prosząc, abym go cierpliwie posłuchał w pewnym interesie, w którym honor i życie moje zagrożone.
„Dowiedz się — rzekł mi — że od niedawnego czasu, złożono względem ciebie wiele rad sekretnych, i że od dwóch dni J. C. Mość surowe przedsięwziął zamysły.
„Wiesz dobrze, że Skiresch Bolgolam (galbet albo wielki admirał) od czasu twego tu przybycia, wielkim jest twoim nieprzyjacielem. Nie wiem zkąd tego początek, lecz nienawiść jego powiększyła się po wyprawie twojej przeciw Blefuscu, przez co jego sława, jako Admirała, znacznie ucierpiała. Ten Pan, wraz z Flimnapem wielkim podskarbim, Limtokiem generałem, Lalkonem wielkim szambelanem i Balmuffem wielkim sędzią, ułożyli akt zaskarżenia przeciw tobie o zbrodnią obrażonego majestatu i inne wielkie przestępstwa.“ —
Ta przedmowa tak mnie przeraziła że miałem mu przerwać mowę, lecz mnie prosił, żebym mu nieprzerywał ale dalej słuchał; i tak kończył.
„Zawdzięczając wyświadczone mi przez ciebie przysługi, starałem się dowiedzieć o całym procesie, i dostałem kopią zaskarżenia: jest to interes, w którym głowę moją na niebezpieczeństwo podaję.
Jako Quinbus Flestrin, otwarcie zgwałcił prawo ustanowione za panowania J. C. Mości Kabin Deffar Plune, które na każdego, ktokolwiek by się ważył wypuszczać urynę w obrębach cesarskiego pałacu, rozciąga też kary co są z na zbrodniów obrażonego majestatu przepisane; gdy pod pozorem zgaszenia wznieconego w pokojach najwierniejszej i najukochańszej małżonki J. C. Mości pożaru, złośliwie, zdradliwie i djabelsko, przestąpieniem prawa wyż zacytowanego, zgasił pomieniony pożar w rzeczonych pokojach, znajdujących się w dziedzińcu pałacu Cesarskiego.
Jako tenże Quinbus Flestrin, gdy do naszego cesarskiego portu przyprowadził flottę Króla Blefuscu, a J. C. M. zlecił mu, żeby i inne wszystkie pomienionego Królestwa Blefuscu okręta z żaglami, masztami i t. d. opanowawszy, państwo to w prowincyą obrócił, któreby przez wicekróla naszego narodu było rządzone, i żeby nietylko wszystkich Grubokońców na wygnaniu tam znajdujących się, ale też wszystkich mieszkańców tego państwa, którzyby nieodwłocznie herezyi grubokońców porzucić nie chcieli, wytępił i wygubił; rzeczony Quinbus Flestrin jako zdrajca i buntownik przeciw J. C. Mości, podał notę prosząc o uwolnienie od tej usługi, a to pod nikczemnym i fałszywym pretextem, że nie mógł w sobie przezwyciężyć wstrętu do przymuszania sumienia i gnębienia wolności niewinnego narodu.
Jako wkrótce potem, gdy od dworu Blefuscu przyszli posłowie do J. C. Mości prosić o pokój, rzeczony Quinbus Flestrin jako niewierny poddany, wspierał, wspomagał, ratował i obdarzał pomienionych posłów, choć wiedział, że to byli ministrowie monarchy, który świeżo ogłosił się nieprzyjacielem, i otwartą przedsięwziął wojnę przeciw J. C. Mości.
Jako tenże Quinbus Flestrin przeciw powinności wiernego poddanego, istotnie przygotowuje się w podróż do dworu Blefuscu, chociaż na to, słowne tylko od J. C. Mości ma pozwolenie, a pod pozorem wspomnionego pozwolenia, zdradliwie i zuchwale układa tę podróż ażeby Królowi Blefuscu dał pomoc i posiłki.
„Są jeszcze — przydał — i inne Artykuły, ale te są większej wagi, które ci wkrótkości zebrane przełożyłem.
„Pod czas różnych nad tem oskarżeniem deliberacyi, przyznać trzeba, że J. C. Mość, wiele pokazał pomiarkowania, łagodności i słuszności przekładając twoje usługi i zmniejszając szkaradności twych zbrodni. Podskarbi i admirał zawsze przy tem obstawali, że cię należy ukarać śmiercią okrutną i haniebną podpalając mieszkanie twoje w nocy, a generał miał czekać z dwudziestu tysięcami ludzi uzbrojonemi w zatrute strzały, dla strzelania do twoich rąk i twarzy. Niektórym z twoich służących miały być wydane tajne rozkazy, ażeby koszule twoje namaczali trucizną, któraby wkrótce poszarpała twoje ciało i w okropnych męczarniach śmierć ci przyniosła. Generał przystąpił także do tego zdania, tak że przez niejaki czas, większość głosów przeciw tobie była, ale Cesarz Jmść postanowiwszy ocalić twoje życie, pozyskał kreskę szambelana.
„Gdy się to działo, Reldresal pierwszy sekretarz stanu interesów prywatnych, odebrał od Cesarza rozkaz ażeby oznajmił swoje zdanie: jakoż dał ję stósownie do zdania J. C. Mości, i prawdziwie okazał się być godnym szacunku którym go zaszczycasz. Przyznał, że zbrodnie twoje są wielkie, ale i zasługują na niejakie przebaczenie. Mówił, że przyjaźń między nim a tobą tak jawna była, iż może go wysoka rada o stronnictwo posądzi; lecz że będąc posłusznym woli J. C. Mości, chce szczerze i otwarcie zdanie swoje wynurzyć: że jeżeliby J. C. Mość, przez wzgląd na usługi twoje, i z skłonności swej do litości chciał ci ocalić życie i przestać tylko na wyłupieniu ci oczów, sądzi że tym sposobem stałoby się zadosyć sprawiedliwości, i że łaskawość Cesarza, jako też słuszne i wspaniałe postąpienie tych, co mieli honor być jego radcami, całyby świat sławił: że utrata twoich oczów, niebyłaby przeszkodą sile którą, mógłbyś jeszcze być użytecznym monarsze; że oślepienie powiększa odwagę, zakrywając przed nami niebezpieczeństwa; że bojaźń utraty wzroku największą sprawiała ci trudność przy zbieraniu flotty nieprzyjacielskiej, i że dosyć byłoby dla ciebie patrzeć cudzemi oczami, ponieważ najpotężniejsi monarchowie nieinaczej patrzą.
„Ta propozycya od całego zgromadzenia z nadzwyczajnem była przyjęta nieukontentowaniem. Admirał Bolgolam niemógł wstrzymać się od gniewu, porwał się uniesiony złością i rzekł: że się mocno dziwuje, iż sekretarz stanu śmie radzić zachowanie życia zdrajcy: że usługi które wyliczył, są podług prawdziwych zasad polityki, szkaradne zbrodnie: że ty, któryś uryną mógł od razu zgasić pożar w pałacu cesarskim (czego nie mógł wspomnieć bez wzdrygnienia), mógłbyś innym razem, tymże samym sposobem powódź sprawić, i pałac z całem miastem zalać: że ta sama siła, którąś przyciągnął nieprzyjacielską flottę, za pierwszą urazą, mogłaby ci służyć do odprowadzenia jej znowu na miejsce zkąd była zabraną: że ma mocne powody do myślenia, iż w gruncie serca twego jesteś Grubokońcem, a ponieważ zdrada poczyna się w sercu, nim się w uczynkach okaże: więc jako Grubokońca, ogłosił cię zdrajcą i buntownikiem, nalegając, żebyś bez zwłoki został na śmierć skazanym.
„Mimo tego wszystkiego Cesarz postanowiwszy koniecznie życie ci ocalić, rzekł łaskawie: że kiedy wyłupienie ci oczów zdawało się radzie nadto lekką karą, możnaby inaczej postąpić; a twój przyjaciel sekretarz, uprosiwszy głos, ażeby mógł odpowiedzieć na zarzuty podskarbiego, tyczące wielkich kosztów na utrzymanie twoje, rzekł: że jego excellencya, który sam cesarskiemi zawiaduje dochodami, mógłby temu złemu łatwo zapobiedz, ujmując ci powoli pokarmów, a tym sposobem nie mając dostatecznego pożywienia, wpadłbyś w osłabienie, utraciłbyś apetyt, a wkrótce potem i życie. W takim razie i odor z trupa twego niemógłby być tak niebezpiecznym, bo przez podobne postępowanie objętość jego zmniejszy się przynajmniej o połowę. Natychmiast po twojej śmierci można pięć do sześciu tysięcy poddanych J. C. Mości wyznaczyć do obkrajania z mięsa twych kości, takowe na takach wywieźć w odległe okolice i zagrzebać dla uniknienia powietrza, a szkielet zachować dla potomności, jako pomnik podziwienia godny.
„Tak tedy przez wielką sekretarza przyjaźń, cały interes zgodnie został ukończony. Wydano rozkazy ażeby postanowienie umożenia cię zwolna głodem, w ścisłym sekrecie zostało, dekret jednak wyłupienia ci oczów, zapisany jest w protokół Rady i nikt się temu nieprzeciwiał, tylko jeden admirał Bolgolam. Po trzech dniach, sekretarz twój przyjaciel, odbierze rozkaz ażeby udawszy się do ciebie przeczytał ci artykuły twego oskarżenia i potem dał ci poznać wielką łaskawość J. C. Mości i Rady, że cię tylko na stracenie oczów wskazano, czemu nie wątpi J. C. Mość że się z przyzwoitą pokorą i wdzięcznością poddasz. Dwudziestu chirurgów J. C. Mości przyjdą za nim, dla wykonania operacyi przez zręczne puszczenie wielu ostrych strzał w źrenice twych oczów gdy się na ziemię położysz.
„Do ciebie teraz należy przedsięwziąść środki, jakie rozum twój uzna za najlepsze. Ja, dla uniknienia podejrzenia, muszę się ztąd oddalić tak sekretnie, jak tu przyszedłem.“ —
Jego Excellencya zostawił mię pogrążonego w najżywszej niespokojności.
Dziś panujący Cesarz i jego minister wprowadzili zwyczaj, jak mi mówiono, bardzo różny od zwyczajów dawnych: że kiedy dwór dla dogodzienia urazie monarchy, albo złości faworytów, osądzi kogo na stracenie, Cesarz winien mieć do całej Rady mowę, sławiąc litość swoją i łagodność jako przymioty znane w nim całemu światu. Mowa Cesarska z mojej przyczyny, wkrótce rozgłoszoną była po całem cesarstwie i lud przeląkł się bardzo temi pochwałami litości Cesarza, gdyż przekonano się wielorako że im więcej rozwodził się z takiemi dla siebie pochwałami, tem kara była zwykle okrutniejsza i niesprawiedliwsza. Co do mnie, przyznać się muszę, że ani z urodzenia ani z edukacyi nie byłem usposobionym na dworaka i tak się mało znałem na interesach, iż nie umiałem sądzić, czy dekret na mnie wydany był łagodny lub surowy, sprawiedliwy lub niesprawiedliwy. Nie prosiłem żeby mi na obronę moją mówić pozwolono; wolałem być skaranym niebędąc wysłuchanym, ponieważ napatrzywszy się dawniej wielu podobnym sprawom, widziałem, że się zawsze kończą podług danych sędziom instrukcyi i ku woli możnych oskarżycieli.
Niekiedy przychodziła mi myśl bronienia się, ponieważ, będąc wolnym nieobawiałem się całej tego Państwa potęgi, i mógłbym łatwo kamieniami całą stolicę w ruinę obrócić: ale natychmiast z wzdrygnieniem zamiar ten porzuciłem gdy wspomniałem na przysięgę, którą J. C. Mości złożyłem; dobrodziejstwa które odebrałem, i wysoką godność Nardaka, którą zaszczycony zostałem. Przytem, nie byłem dosyć dworsko rozumnym, żebym sobie wyperswadował, że surowość J. C. Mości uwalniała mnie od wszystkich względem niego obowiązków.
Nakoniec uczyniłem przedsięwzięcie, które może od niektórych zganionem zostanie, ponieważ sam wyznaję, że to był bardzo zły z mej strony postępek, chcieć zachować oczy, wolność i życie przeciw wyraźnej woli dworu. Gdybym był znał lepiej charakter monarchów i ich ministrów, których potem dobrze uważałem po różnych dworach, i gdybym lepiej wiedział ich sposób postępowania z oskarżonemi, mniej niżeli ja winnemi, byłbym się bez szemrania tak łagodnemu poddał ukaraniu. Ale zapałem młodzieńczym uniesiony, i mając pozwolenie J. C. Mości złożenia mego uszanowania Królowi Blefuscu, korzystałem z tej okoliczności i pospieszyłem nim trzy dni upłynęły z przesłaniem listu przyjacielowi memu sekretarzowi, w którym mu doniosłem: że, stósownie do pozwolenia od J. C. Mości otrzymanego, przedsięwziąłem tegoż samego dnia płynąc do Blefuscu; i nieczekając na odpis udałem się w stronę wyspy gdzie flotta stała. Pochwyciłem jeden wielki wojenny okręt, przywiązałem do przodu linę, podniosłem kotwicę, zdjąłem z siebie odzienie i położyłem na okręcie wraz z kołdrą którą z sobą przyniosłem, i ciągnąc go raz w bród drugi raz w pław, przybyłem do królewskiego portu Blefuscu, gdzie na mnie już od dawnego czasu lud czekał. Dano mi dwóch przewodników dla pokazania mi drogi do stołecznego miasta, które tegoż co i kraj było nazwiska. Trzymałem ich na ręce aż pókiśmy na 200 łokci od bram miasta nieprzyszli. Natenczas prosiłem ich ażeby donieśli któremu z ministrów o mojem przybyciu, i oznajmili, że tu oczekuję dalszych rozkazów J. Kr. Mości. W godzinę odebrałem odpowiedź że Król Jmść szedł na spotkanie mnie z całym swoim domem i dworem królewskim. Postąpiłem może pięćdziesiąt kroków: Król i dworzanie zsiedli z koni, a Królowa i damy dworskie wysiadły z karet: nigdzie najmniejszej obawy niepostrzegłem: poczem położyłem się na ziemi dla ucałowania rąk obojga Królestwa. Powiedziałem J. K. Mości, że czyniąc zadosyć obietnicy mojej, przyszedłem za pozwoleniem Cesarza Pana mego, ażeby mieć honor widzieć tak potężnego monarchę, i ofiarować mu wszystkie odemnie usługi, któreby się obowiązkom winnym monarsze mojemu niesprzeciwiały, ale o nieszczęściu mojem nic niewspomniałem.
Nie chcę trudzić czytelnika, opisywaniem przyjęcia mego na tym dworze, które odpowiadało wspaniałości tak wielkiego Króla. Niebędę wyliczał niewygód które znosiłem; to tylko namienię, że niemając mieszkania ani łóżka, musiałem sypiać na ziemi, kołdrą moją okryty. —