Pojęcia i twierdzenia implikowane przez pojęcie Istnienia/Wstęp
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pojęcia i twierdzenia implikowane przez pojęcie Istnienia |
Część | Wstęp |
Wydawca | Wydawnictwo kasy im. Mianowskiego - Instytutu Popierania Nauki |
Data wyd. | 1935 |
Druk | Drukarnia i Litografja „Jan Cotty” |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Z chwilą kiedy przystępuje się do sformułowania swoich filozoficznych zapatrywań, występują zaraz na wstępie trzy problemy, paraliżujące pozornie wszelką w tym kierunku działalność — a mianowicie: a) kwestja operowania pojęciami wogóle, b) zagadnienie systemu logiki i c) problem źródeł pojęć zasadniczych.
a) Zdawaćby się mogło, że przed rozpoczęciem pojęciowych operacji trzebaby przedewszystkiem zdać sobie sprawę z możliwości tego procederu wogóle. Jednak najprostsze sformułowanie czegokolwiekbądź wymaga już pojęć i ich związków w sądach. Okazuje się dalej, że teorja pojęć wymaga tak stosunkowo zawiłych konstrukcji pojęciowych i przyjęcia tylu założeń, że dopiero na podstawie całości danego systemu a w szczególności tego, który mam zamiar przedstawić, może być sformułowana w sposób zadawalniający, bez zamaskowanego, przedwczesnego przyjmowania pojęć nie wynikających pozornie na pierwszy rzut oka, z samego pojęcia „pojęcie“.
Po pierwsze nasuwa się zaraz kwestja, jakiego rodzaju ma być dane objaśnienie istoty pojęć: hierarchiczno-konstruktywne, czy genetyczne. Ponieważ chodzi nam tu o „rzeczy ostateczne“, metoda genetyczna musi okazać się niewystarczającą, dlatego, że przy jej użyciu musi się operować już całą masą założeń mniej lub więcej jako takich uświadomionych, a pochodzących z poglądu życiowego. Aby wytłómaczyć pochodzenie pojęć musimy założyć istnienie nas samych, podobnych nam stworzeń, i świata to znaczy rozważać zagadnienie tak, jak się ono nam przedstawia w poglądzie życiowym i wtedy rzecz nie pociąga za sobą żadnych specjalnych trudności zasadniczych: może być badanie to przedmiotem psychologji i socjologji, ale nie ma nic wspólnego z filozoficzną stroną problemu. Z drugiej strony przyjmowanie pojęcia „myślenia“ za coś prostego i pierwotnego, a pojęcia za „istność“ niesprowadzalną i nie dającą się zdefinjować, prowadzi do przyjęcia dwóch odrębnych gatunków świadomości: bezpośredniej i myślącej, co jest według mnie niedopuszczalne, mimo, że w granicach opartego na przyjęciu takiem poglądu można przeprowadzić wartościowe analizy zachodzących w sferze pojęć stosunków, które następnie przełożone być mogą na inny system pojęciowy. Jednak pogląd ten implikuje mnóstwo pojęć niepotrzebnych, sprowadzalnych do terminów prostszych, nie mówiąc już o ontologicznych jego konsekwencjach w postaci wyżej wspomnianego dualizmu. Wypadek ten zachodzi w klasycznej formie u Husslera.
Wszystkie zasadnicze pojęcia, których potrzeba dla rozpoczęcia budowy systemu filozoficznego tkwią w normalnym poglądzie życiowym, który można określić w ten mniej więcej sposób: ja, inni ludzie, żywe stworzenia, martwe przedmioty, świat. Pojęcia te i ich pochodne w rozwoju nauk przyrodniczych zastępowane są pojęciami coraz bardziej precyzyjnemi i oderwanemi. Sublimacja pojęć poglądu życiowego dochodzi do szczytu swego w Fizyce — trudno odszukać w niej pod oderwanemi postaciami codzienne pojęcia życiowe, a jednak wszystkie jej koncepcje mają tam swe istotne źródło. Nie o tego rodzaju genezę pojęć naukowych i filozoficznych nam chodzi, ani też o wykazanie, w jaki sposób powstają pojęcia wogóle, na tle rozwoju społecznego danego gatunku istot, począwszy od najpierwotniejszych tego rodzaju zjawisk. Jeśli chodziłoby o jak najprostsze ujęcie naszego stanowiska w kwestji pojęć, to możnaby je sformułować najprościej w sposób następujący: oto pewne stworzenia, żyjące stadowo, zaczęły nalepiać te same znaczki na podobne przedmioty, w celu porozumienia się między sobą, narazie w kierunku oznaczonego działania. Celem naszym jest raczej ustanowienie hirarchji pojęć i takiego ich porządku, w którym powinny występować pokolei w systemie filozoficznym, a następnie podanie ich stopniowania od najprostszych, odpowiadających elementom dającym się jedynie ukazać, aż do najbardziej abstrakcyjnych, których odpowiednikami są jedynie definicje. Jednak to ostanie zadanie możliwe jest do spełnienia dopiero po sformułowaniu ogólnej teorji pojęć, a ta nie może być bez reszty wyrażona przed postawieniem zasadniczem całego systemu: bez tego będzie zawsze wahać się od objaśnień psychologiczno — socjologicznych do skrajnego idealizmu platońskiego, podczas, gdy rozwiązanie leży pośrodku, co postaram się w dodatku (I) wykazać.
b) Co do kwestji logiki, którą mam zamiar posługiwać się, muszę powiedzieć, że t. zw. pogardliwie tradycyjna logika zupełnie jest według mnie wystarczająca do sformułowania odpowiedzi na postawione w moim systemie pytania. „Nie przesądzając wartości logiki symbolicznej jako takiej, twierdzę, że wartości jej praktycznie są minimalne. Tacy logicy jak Bertrand Russell i Leon Chwistek, z chwilą, gdy przystępują do rozstrzygania zagadnień filozoficznych, nie różnią się w metodach swoich od innych filozofów, a jeśli się weźmie pod uwagę fantastyczność niektórych ich koncepcji (mówię tu o „Analysis of Mind“ Russella i „Wielości Rzeczywistości“ Chwistka) to nie widać aby olbrzymi aparat, którym manewrują tak zręcznie w obrębie samej logistyki, był dla nich jakąś ostoją przeciw błędom i artystycznej fantazji, z chwilą opuszczenia ich ulubionej sfery. Możliwem jest, że uda mi się kiedyś rozprawić się szczegółowo z poglądami wymienionych autorów, a także wielu innych, z zupełnie przeciwnych im obozów. Zależy to od tego, czy potrafię mój własny system ująć w ogólnie zrozumiały symbolizm. Uważam bowiem, że krytyką innych mogą zajmować się tylko ludzie, mający sami zupełnie określone i wypracowane poglądy. Twierdzenie to stosuję również do krytyki artystycznej i literackiej.
Logika sama przez się nie jest w stanie dać nic w kwestji rozwiązania, a nawet postawienia, problemów ontologicznych — może tylko dać normy postępowania w stosunku do pojęć, normy tkwiące w gruncie rzeczy w samej istocie pojęć. Dla udowodnienia zasady identyczności, lub sprzeczności, nie potrzebujemy (jak to jednak czynili niektórzy), ani powoływać się na psychologję, ani piętrzyć gór znaczków — wystarczy zrozumieć istotę pojęcia, jako znaku coś oznaczającego, aby pojąć, że pojęcie musi być zawsze identyczne ze sobą i nie może oznaczać dwóch odpowiedników, podobnie jak sąd dwóch stanów rzeczy, których jednoczesnego istnienia w tem samem miejscu przestrzeni wyobrazić sobie nie możemy. Pojęcia istnieją poprostu za ocenę ich identyczności, a sądy za ocenę ich niesprzeczności. Identyczność i niesprzeczność są pojęciami, któremi można dodatkowo zdefinjować poprostu pojęcia: pojęcia i sądu, poza definicją pierwszego jako znaku o pewnem znaczeniu i drugiego jako związku pojęć. Do kwestji tej powrócę w dodatku, traktującym o teorji pojęć.
c) Problem źródeł pierwszych pojęć i założeń pierwotnych, mających stanowić punkt wyjścia systemy filozoficznego jest najjadowitszy. Chcę uniknąć fałszywego uproszczenia sytuacji, jak to ma miejsce np. w systemie psychologistycznym (czyli jak mówiono dawniej empirjo - krytycznym) (Avensarius) lub naiwno - realistycznym (Mach), gdzie wszystkie założenia, których starano się uniknąć explicite, są w rozwinięciu implicite zawarte. Będę więc starał się dociec zaraz na początku, które pojęcia zasadnicze konieczne są do przyjęcia, aby następnie, przy pozornem ich unikaniu, nie przyjmować ich tajnie: sztuczna naiwność, sztuczna nieświadomość i sztuczna skromność co do pierwotności punktu wyjścia powinny być według mnie wykluczone. Filozof kładący podwalinę pod swój system (jakikolwiek) musi 1) mieć pod ręką cały system zasadniczych pojęć poglądu życiowego (powtarzam: „ja“ — inne żywe stworzenia — przedmioty — świat); 2) explicite, t. zn. nie udając nieświadomości, znać wszystkie zasadnicze poglądy dawne i współczesne. Można znać je, ale sztucznie założyć, że się nic nie wie, jak to czynią np. psychologiści i udawać przed sobą i czytelnikiem jakoby się naprawdę nic na ten temat nie wiedziało; 3) posiadać możliwie szeroką wiedzę z zakresu matematyki, fizyki i nauk przyrodniczych, a przynajmniej posiadać w tych sferach ogólną orjentację, uniemożliwiającą wchodzenie w konflikty z oczywistemi i absolutnie pewnemi wynikami tych nauk, a także pewnemi nie dającemi się zaprzeczyć pojęciami i twierdzeniami poglądu życiowego którego te nauki (z wyjątkiem matematyki) są dalszemi rozwinięciami. Jak to okaże się z dalszych rozważań poglądy: psychologistyczny i fizykalny są nie do odrzucenia, jako zawierające część Prawdy Absolutnej, podobnie jak pogląd życiowy, przyczem zauważyć należy, że pogląd fizykalny resorbuje się niejako w poglądzie psychologistycznym, o ile przyjmie się, że najbardziej nawet skomplikowana teoria fizykalna wyraża, en fin de compte, jedynie prawidłowe związki między elementami (Mach), czyli odczuciami, albo jakościami (Cornelius). Mnie chodzi o to, aby pogodzić te trzy poglądy, z których żaden nie jest, mimo częściowej prawdziwości, samowystarczalnym (wbrew twierdzeniu L. Chwistka, który niewiadomo poco nazwał poglądy te aż „rzeczywistościami“ (?)), modyfikując je odpowiednio w jednym poglądzie, który z założenia musi wyjść w istocie swej poza bezpośrednio dane i wszelkie „doświadczenie“, które ściśle biorąc już samo z resztą implikuje — wbrew twierdzeniom zażartych empirystów — całe masy założeń pierwotnych, apriorycznych. Szczególniej w kwestji t. zw. „materji martwej“, (w najogólniejszem znaczeniu: od pojęcia tego w znaczeniu poglądu życiowego aż do najbardziej idealistycznej fizyki) będziemy musieli oddalić się zupełnie od utartych poglądów, biorąc pod uwagę wszelkie możliwe transformacje, jakim pojęcie to uległo i może jeszcze uledz w rozwoju fizyki. Dlatego to pogląd, który mam zamiar przedstawić nazywam metafizycznym, co przynajmniej w założeniu, nie powinno implikować jego dowolności fantastyczności.
Uważam za bardzo szkodliwy objaw w filozofji to, co nazywam „przesofistyczeniem“. Zbytna sumienność i pozwalanie sobie na zbyt daleko idące zwątpienia prowadzi do wytwarzania o wiele sztuczniejszych i bardziej nie mających związku z rzeczywistością koncepcji, niż te właśnie, których przez zbytek uczciwości chciałoby się uniknąć. Absolutny sceptycyzm prowadzi w ostateczności do zupełnie bezpłodnego solipsyzmu, ponieważ istnienia własnego i jakiejkolwiek, jakkolwiek wartościowanej własnej treści psychicznej, żaden największy nawet sceptyk zanegować nie potrafi. Musi więc pogląd ten być odrzuconym mimo, że niesłuszności jego absolutnej udowodnić niemożna. Możliwość solipsyzmu i jego logiczna nieodpartość polega na jedności i jedyności każdego indywiduum (w znaczeniu pewnego „ja“, czyli żywego stworu), które będę nazywał dalej Istnieniem Poszczególnem, zaznaczając, że w przeciwieństwie do terminologji Russella np. nie rozciągam pojęcia indywiduum do przedmiotów martwych i innych istności. Przyjmuję więc realne istnienie (t. zn. pewne istnienie samo w sobie, niezależne od obserwatora) świata zewnętrznego, na równi z istnieniem własnem i istnieniem innych indywiduów, jako też odrazu zakładam możność działań indywiduów między sobą i w stosunku do zewnętrznego świata i odwrotnie, w znaczeniu zetknięcia się ze sobą poszczególnych rozciągłości w Przestrzeni, z mniejszą lub większą siłą, co implikuje pojęcie ruchu. Ten absolutnie pierwotny i niesprowadzalny fakt stykania się rozciągłości w Przestrzeni, sprowadzalny chyba jedynie w poglądzie psychologistycznym do pojęcia zmiany lokalizacji i natężenia jakości w trwaniu danego Istnienia Poszczególnego, jest punktem wyjścia dla całej teorji fizykalnej świata, która, usprawiedliwiona jako taka, niesłusznie rości sobie pretensję do objaśnienia bez reszty całości Istnienia, opierając się na jednym tylko jego „momencie“, z wykluczeniem Istnienia Poszczególnego jako takiego.
Wszystkie te pojęcia poglądu życiowego, przyjęte narazie w tych znaczeniach, w jakich w tym poglądzie występują, ulegną w dalszem rozwinięciu systemu daleko idącym transformacjom i otrzymają inne definicje, lub w każdym razie pseudo-definicje[1]. Przyjmując Istnienie w tej formie, w jakiej przedstawia się nam w poglądzie życiowym, — (którego pochodnym, na tle konieczności obowiązującej wszystkie możliwe Istnienie, okaże się jakikolwiek pogląd fizykalny) — nie mam zamiaru interpretować poglądu życiowego w całości w innych terminach, ani też postępować genetycznie w stosunku do wszystkich jego pojęć. Chodzi mi tylko o hierarchiczną konstrukcję pojęć i twierdzeń, wynikających z samego jedynie pojęcia Istnienia, z tem zastrzeżeniem, że część ich posiada swe źródła w poglądzie życiowym. Wyjście z samego tylko ogólnego pojęcia Istnienia, pociąga za sobą szereg trudności sformułowania, z powodu wieloznaczności tego pojęcia, w zastosowaniu do „istotności“, t. j. najogólniej biorąc czegoś istniejącego — które dzielą zaiste przepaści różnic, sprowadzalnych jednak w dalszem rozwinięciu systemu do pary pojęć zasadniczych. Jakkolwiek trudności te nie są absolutnie nie - do - pokonania, jednak przezwyciężając odrazu na wstępie radykalny sceptycyzm, nie możemy nie zaczerpnąć pojęć, objaśniających pojęcia podstawowe naszego systemu, z poglądu życiowego. A więc przyjąwszy za absolutnie pewne twierdzenie, że pojęcie Istnienia wogóle implikuje w sposób konieczny pojęcie wielości, przyjmuję w dalszym ciągu wielość indywiduów, czyli Istnień Poszczególnych, czyli mówiąc popularnie „stworów żywych“ i twierdzę, że systemy, w których unika się pojęcia indywiduum explicite, zawierają pojęcie to w formie zamaskowanej. W najlepszym razie, odrzekając się od założenia wielości indywiduów, jako założenia pierwotnego, jak np. systemy: psychologistyczny (Mach, Cornelius) i fenomenologiczny (Husserl), operują jednem indywiduum czyli Istnieniem Poszczególnem przykładowem i dlatego z punktu widzenia ontologicznego są niekompletne, przyczem kwestja uzgodnienia poglądu fizykalnego z całością systemu jest zlekceważona, lub rozwiązana przy pomocy „konstrukcji częściowych“, których zgodność z całością nie jest nawet wymagana. Jest to wynikiem złego wpływu nauk przyrodniczych i fizyki na filozofję. W naukach tych „konstrukcje częściowe“, zdające sprawę z poszczególnych zagadnień, mogą być nawet niezupełnie zgodne między sobą; liczyć można zawsze na jakieś pogodzenie ich w przyszłości dalszego rozwoju, przyczem ulegać mogą one daleko idącym transformacjom — jeśli nie radykalnym zmianom — czyniącym z nich istotnie zupełnie nowe koncepcje. Lepsze są dla niektórych filozofów takie procedery, usprawiedliwione zupełnie w naukach przyrodniczych i w fizyce, niż założenia, które mogłyby pozornie trącić — tak przerażającą niektórych — metafizyką. Ale dążyć do kompletnego opisu całości Istnienia wykluczając metafizykę — w znaczeniu przyjęcia czegoś co nie jest albo bezpośrednio dane, albo wykracza poza t. zw. „doświadczenie“ — jest to poprostu unikalne osiągnięcia celu, który się sobie postawiło. Tylko oczywiste prawdy poglądu życiowego: istnienie nas samych i świata, negować można w imię pseudo - naukowego poglądu — to jest według niektórych dozwolonem zawsze, dlatego tylko, że nauki ścisłe, z założenia swego dążą — zupełnie słusznie zresztą — w swej własnej sferze, do eliminacji pojęcia osobowości i do wyrażenia różnic jakościowych w terminach czystej ilości. Metoda ta, zastosowana do filozofji, prowadzi do pozornie prostych i beztroskich (Russell) koncepcji, zawierających w formie zamaskowanej wszystkie nierozwiązane zagadnienia, z któremi filozofia walczy od tysięcy lat bez skutku. Jedynie pozorne „wyjście z bezpośrednio danych“, w skutek konieczności przyjęcia ich związku doprowadza nas do tego, że ostatecznie musimy przyjąć „inne indywidua“, a z niemi cały świat poza nimi — również bez dowodu — o ile nie chcemy zostać konsekwentnymi solipsystami, którzy wogóle o niczem nic do powiedzenia nie mają. Dlaczego poglądy: życiowy, psychologistyczny i fizykalny uważamy za konieczny materjał dla stworzenia systemu filozoficznego, okaże się dopiero w ciągu dalszych rozważań.
- ↑ Pseudo-definicją nazywam poprawne określenie danego pojęcia jednak nie wyczerpujące całkowicie całej jego treści, której część pozostaje niesprowadzalną.