<<< Dane tekstu >>>
Autor Feliks Bernatowicz
Napoleon Rouba (red.)
Tytuł Pojata córka Lizdejki
Podtytuł opowiadanie historyczne
Wydawca Wydawnictwo Mińskiego Towarzystwa „Oświata“
Data wyd. 1908
Druk J. Blumowicz
Miejsce wyd. Mińsk
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
VI.

Zaledwie Jagiełło ukończył szereg uczt weselnych i myślą powrócił do spraw ważniejszych a pilnych; jeszcze Wojdyłło nie mógł się dość nacieszyć w nowej roli małżonka Akseny i bliskiego stosunku z domem książęcym, gdy już zaczęły napływać jakieś wieści niewyraźne a trwożne do zamku i grodu. Nie było wiadomo, skąd one szły i kto je przynosił, lecz widział każdy jasno, że chmury zawisły nad zamkami i Wilnem.
Lecz, zarówno Jagiełło, jak Wojdyłło, dowódzca załogi zamkowej, nie wierzyli tym wieściom.
Wiedzieli przecie obaj, że krzyżacy im są przychylni na mocy tajnego układu, że Polska jest zbyt zajęta własnemi sprawami, a na granicach wschodnich cisza panuje zupełna; śmieli się również z prawdopodobnego gniewu schorzałego Kiejstuta, który wprzód musiałby biec na ratunek zagrożonego syna w Połocku.
Więc obaj dobrej myśli i spokojni o przyszłość, wrócili do zwykłego trybu życia i wyczekiwali gońca z wieściami od Skirgiełły.
Jakoś w tym czasie przybyły gromady rzemieślników wszelkiego rodzaju do miasta, szukając roboty, a prawie jednocześnie zjechało kilkaset wozów kupieckich od Wielkiego Nowogrodu, prosząc księcia o gościnność i postój. Jagiełło rad witał tych i owych, bo mu schlebiało, że Wilno rośnie w siły i ludność, a kupcy szukają jego opieki.
Już się nawet wybrał przed wieczorem dla oglądania towarów, gdy znagła straż z baszty uderzyła hasło o zbliżającym się nieprzyjacielu. Jakoż po chwili powiało kurzawą od Pohulanki, a wnet potem usłyszano dzikie wrzaski i gwałtowny tętent. Zawarto wnet bramy obu zamków. Wojdyłło objął dowództwo w górnym, a sam Jagiełło w dolnym zamku. Nagle stało się coś niespodziewanego. Oto owe gromady rzemieślników przypadły do wozów niby kupieckich i na gwałt poczęły się zbroić orężem tam ukrytym.

WŁADYSŁAW JAGIEŁŁO (1386—1434).

— Zdrada! zdrada! — rozległ się okrzyk w ogrodzie i obu zamkach.
Ale już było za późno. Oddział wojsk Kiejstutowych wpadł jak burza od Trockiej bramy i łamiąc wszystko po drodze, siał śmierć i przerażenie dokoła; ów zaś tłum zbrojny pieszy przypadł do bram zamkowych i wysadził je w pierwszym zapędzie. Szczupła garść żołnierzy Jagiełły legła przy boku swojego pana, a jego porwano i zawarto w jednej z izb zamkowych, przydając mu straż, jako jeńcowi.
Wojdyłło jeszcze się bronił czas jakiś w górnym zamku, lecz i on w końcu uległ przemocy, ile że nie brakło i zdrajców mściwych, którzy go odstąpili, radzi widzieć jego poniżenie. Wrzucono go też bez ceremonii do głębokiego lochu, kędy sadzano największych zbrodniarzy.
Ale na tem się nie skończyło. Stary Kiejstut, zajęty opieką nad księżną Olgierdową w zamku, nakazał był wprawdzie zebranie i uspokojenie żołdactwa, ale okrutny Jurga nie myślał o wykonaniu tego rozkazu. Dla niego była to uczta prawdziwa z krwi przelanej i łupów zdobycznych. Więc też wkrótce szerokie łuny pożarne rozlały się nad miastem w pomroce wieczornej, a jęki i wrzaski rozlegały się zewsząd. Rozjuszone i dzikie żołdactwo mordowało bez pamięci i rabowało bez uwagi.
Aksena z nieodstępną Pojatą zbiegły w pierwszym popłochu do świątyni, ale i tu wkrótce ściągnęły pościg na siebie. Rabusie wpadli do świątyni w nadziei bogatego łupu, a kilku z nich złakomił bogaty strój Akseny.
Już przypadli do niewiast z wrzaskiem i groźbą, gdy Trojdan, wydarłszy miecz najbliższemu, dzielnie stanął w ich obronie i odegnał napastników. Rycerska Aksena również uzbroiła się niezwłocznie i postanowiła wracać na zamek, by walczyć przy boku brata i małżonka.
Zaledwie udało się Pojacie wytłumaczyć jej, że w zamku nikomu już nie pomoże, a siebie narazi na zgubę niechybną.
Ale i w świątyni było niebezpiecznie, bo co chwila wpadały kupy rozbestwione i na nic nie baczne, a obok tego Trojdan teraz przypomniał sobie groźby Sundsteina i zapowiedź stawienia się do świątyni.
Gdy przeto obie strwożone niewiasty tuliły się do niego, jakby szukając opieki, wspomniał na szczęście o cichym i ustronnym klasztorze oo. Franciszkanów i tam ruszył niezwłocznie, sunąc przez znane sobie zaułki. Ciemność nocy kryła ich przed napastnikami, więc stanęli wkrótce przed furtą, niepewni, jakiego rodzaju przyjęcia doznają. Jakoś dość długo pukali nadaremnie, żaden szmer nie odpowiadał z wewnątrz.
— Czyżby ich pobito? — pomyślał Trojdan i wtedy przypomniał hasło, udzielone sobie przez wiernego Wszebora. Bez namysłu uderzył silniej w furtę i powiedział wyraźnie:
— Miłość i poświęcenie!
Jeszcze nie zdążyły go spytać niewiasty o znaczenie tych słów, gdy furta się otwarła, a siwy starzec z pochodnią ukazał się w progu i w milczeniu wprowadził ich do środka.
Po chwili znaleźli się w izbie zwykłej, niedużej, gdzie z jednej strony było małe wzniesienie, a na niem krzyż drewniany i kilka takichże lichtarzy.
Trojdan wszedłszy ukląkł pobożnie, a przelękłe niewiasty, ponownym strachem zdjęte, z niepokojem i nieufnością patrzały naokół, domyślając się, że są w świątyni wrogiej wiary i wobec jej kapłana. I nie myliły się istotnie.
Lecz uspokoiły się łatwo, widząc łagodność starca i jego dwóch towarzyszów, którzy wnet się ukazali; zresztą nie było wyboru i tu postanowiły przeczekać chwilę trwogi i zamieszek.
Tylko Akseną miotał straszny niepokój o losy brata i męża, więc to chciała biec ku nim, to znowu wpadała w odrętwienie i żałość nieutuloną. Pojata ją pocieszała w miarę sił, bo ją jakoś odbiegła trwoga prawie zupełnie, skoro widziała przy sobie Trojdana i jego ukradkowe, lecz czułe spojrzenia.
A na zamku tymczasem działy się rzeczy zgoła nowe.
Łagodny Kiejstut, oburzony wiarołomstwem Jagiełły, trzymał go pod strażą, a z nim razem i księżnę Olgierdową, która dobrowolnie chciała podzielać dolę syna.
Napróżno ją starzec prosił i błagał, napróżno dawał surowe rozkazy poszanowania jej skarbów i dworca, księżna została w zamknięciu i żaliła się jeno na brak wiadomości o Aksenie.
Jagiełło był zrazu oszołomiony nagłemi wypadkami, lecz po kilku dniach ochłonął i począł rozmyślać nad swoją dolą. I zwyczajem ludzi słabych, nie sobie przypisał winę za wszystko, lecz owszem chciwemu niby stryjowi i nieszczęsnym okolicznościom.
I choć żal mu było matki starej i znękanej, nie ugiął karku przed odwiedzającym ich stryjem, a w głębi duszy karmił się nadzieją, że zwycięskie wojska ze Skirgiełłą wnet mu przyjdą na pomoc i wszystko wróci do dawnego porządku.
Ale inaczej się stało. Oto Skirgiełło został pobity na głowę, a zwycięzki Witold przybył wesprzeć ojca z oddziałem swych grodnian; chytry zaś Jurga, niechętny zgodzie stryja z synowcem, przyniósł papiery, zabrane w zamku, i treść ich podał do powszechnej wiadomości.
I były też tam rzeczy niesłychane, a przewrotnie przez Wojdyłłę ukartowane. Oto Jagiełło zobowiązywał się oddać całą Żmudź krzyżakom, natomiast siebie i swoich miał wzmocnić zaborem Trok, Grodna, Nowogródka i Połocka.
Więc próżno się wstawiał Witold za miłym sobie Jagiełłą, stary Kiejstut opłakał tę zdradę synowca i karę postanowił nieodwołalnie.
A więc go wysłał ze stolicy wielkoksiążęcej i związanych z nią posiadłości, natomiast wyznaczył mu księstwo Witebskie, a starożytne Krewo za siedzibę.
A stało się to tem łacniej, że poważna księżna Olgierdowa zmarła z żalu w dobrowolnem więzieniu.
Po uroczystym pogrzebie zwłok księżnej, jeszcze butny i w duchu poprzysięgający zemstę Jagiełło, szedł sobie precz z zamków ze skarbami i szczupłym dworem na owo wygnanie do Krewa, kędy był najstarszy zamek litewski[1].
Kiejstut sam został wielkim księciem, a Witoldowi oddał Troki. Oczywiście przy nowych tych rządach usunięto zupełnie stronników Jagiełły, a powołano do pomocy ziemian z prowincyi wiernych Kiejstutowi, wiernych bóstwom litewskim i obyczajom odwiecznym.
Najgorszy los spotkał Wojdyłłę, gdyż rozsrożony Kiejstut, w nim widząc sprawcę całego nieszczęścia i zdrady, rozkazał go publicznie obwiesić.
Nieszczęśliwa Aksena, ukryta w zaciszu klasztornem, nic nie wiedziała o losach brata i męża.





  1. Do dziś przechowany w ruinie, o 10 mil od Wilna w powiecie oszmiańskim.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Feliks Bernatowicz.