<<< Dane tekstu >>>
Autor Gustaw Zieliński
Tytuł Pokusy
Podtytuł Fantazya
Pochodzenie Poezye Gustawa Zielińskiego Tom II
Wydawca Własność i wydanie rodziny
Data wyd. 1901
Druk S. Buszczyński
Miejsce wyd. Toruń
Źródło skany na Commons
Inne Cały tekst „Pokus“
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
II.
1.

Gdy ów, swe czynne zalecał usługi
Czwałem z południa nadbiegł jeździec drugi;
Koń pod nim dzielny, maści był bułanéj
Sam — w żółte barwy cały przyodziany,
Lśnił — niby złotym pyłem potrząśnięty,
Na złote słońce, miał kaftan zapięty.
Noc była ciemna — ale w owej chwili
W stronie południa, gdzie się niebo chyli
I krańcem swoim brzegów stepu sięga,
Ciągnęła chmura, niby czarna wstęga,
I takie blaski wciąż miotała z siebie,
Że było widno na ziemi i niebie.

2.

Zręcznie osadził konia przybysz nowy
I temi jeźdźca powitał słowy:
„Młodość, miłość, krasne lice,
To są tylko błyskawice;
Czar roskoszy, serc wzajemność,
Gwiazdy — co spadają w ciemność!“

Na nikłym blasku, któż swą przyszłość wspiera?
Gdy dusza młoda na świat się wydziera,
Żal, gdy ją zwichnie, lub w więzach zatrzyma,
Jakieś tam dziewczę z czarnemi oczyma.
Kwiat róży piękny, — ale krótkotrwały
Lada wiatr strząśnie... słoneczne upały
Zżółcą i spalą — i rychłą przemianą
Blaski ulecą... a kolce zostaną.
Kwiat róży piękny... czyż dla jego woni,
Wstrzyma się łowiec, gdy za zwierzem goni?...
Gdy piersią twoją owładła tęsknota,
Jak życie odziać w cudne sczęścia farby?
Do sczęścia droga jedyna, przez skarby
W postaci pereł, djamentów i złota.
Ale bogactwo, jak każdy dar nieba
Ażeby posiąść... zdobyć je potrzeba.

3.

Jest kraj, z którego wyżyn Arnu płynie,[1]
Nim się w piaszczyste rozleje pustynie,
Kraj żyznych dolin, wdzięcznie okolonych,
Wiecznie kwitnących i wiecznie zielonych;
Po wzgórzach lasy z balsamicznem tchnieniem,
Wabią do siebie owocem i cieniem.
Poza wzgórzami, groźne wstają góry,
Olbrzymie skały, co jak chińskie mury
Od wtargnień zimy, bronią jak od wroga,
A w końcu dolin — przez przepaście droga;
Szalona Arnu hucząc śród kamieni,

Tysiące w siebie pochłania strumieni;
A chcesz tam dotrzeć, zkąd czerpie swe wody?...
Świat niedostępny... zamknięty przez lody;
Sterczą iglasto w wiecznych śniegach sczyty,
Na których niebo wspiera swe błękity.

4.

W owych dolinach — śród wiecznej zieleni,
Wspaniałe słońce w ognistym turbanie
Jakby Padyszach na niebios rydwanie,
Rozrzuca wkoło złoto swych promieni.
To też smug każdy tej sczęśliwej ziemi,
Wciąż się okrywa płodami złotemi;
Złotym nektarem nalewa się trzcina,
Winorośl złote swe grona rozpina
Przez drzew gałęzie, w sploty łącząc drzewa,
Gdzie złoty owoc śród liści dojrzewa,
A całe łany złoty blask odziewa.
Ale nietylko słońce z sczodrej dłoni,
Wszystkie bogactwa składa do tych błoni:
Tam, każdy potok czystem złotem płynie,
A gdy się spuścisz do krain podziemnych,
W skałach głębokie odkryjesz jaskinie,
Dziwnie błyszczące w swych kryjówkach ciemnych;
Sądzisz, że iskry, że gwiazdy, że kwiaty,
W zaczarowane objęły cię światy,
A to opale, szmaragdy, rubiny,
Które sam Allach spuścił w te doliny.

5.

Z tych ziem błogich wyszła karawana;
Sto wielbłądów ugina swe garby,
Sto wielbłądów dźwiga wielkie skarby,
Kupców Giaurów, których zręczność znana,
Jak oszustwem, na drodze zamiennéj,
Dać zły towar — a wziąć drogocenny.
Psy niewierne, co szydzą z Proroka,
Z juk wielbłądzich nie spuszczają oka,
Bo ich dusze jakby za pokutę,
Do tych skarbów, chciwością przykute.
To też sobie obliczyli z góry,
Ile zysku da im przedmiot który;
Gdzie i komu... zbyć towar bogaty:
Szale Indu, kitajskie bławaty,
W licznych pakach, sprzęt srebrny i złoty,
I nad wszystko cenniejsze — klejnoty.

O! kto cząstkę tych skarbów posiędzie,
Żyć... użyje — i sczęśliwym będzie.

6.

Karawana pójdzie przez pustynie,
Przez szlak czarny, głodnym stepem zwany,[2]
Przez ruchomych piasków oceany,
Gdzie ślad każdy zsuwa się i ginie,
Jak na wodzie,... skoro łódź przepłynie.
Tylko zdala ludzki, lub wielbłąda
Szkielet biały, z pod piasków wygląda,

I wskazuje, jakby dla przestrogi,
Gdzie kierunek tej pustynnej drogi;
Któżby zechciał w kraj przekleństw i grozy,
Swe wędrowne posunąć obozy?
Walczyć z tarczą rozżarzoną słońca,
Kiedy pali ogniem swych promieni,
Albo z wichrem — gdy z końca do końca,
Na ogromnej tych pustyń przestrzeni
Rwie kurzawy, zaćmi dzienne blaski,
I jak morzem, porusza te piaski;
Któżby zechciał, złożyć tam swe kości?...
Gdyby nie miał wiary i pewności,
Że po dziennym trudzie i po znoju,
Cały tabun wypocznie u zdroju,
Gdzie zaczerpnie nowych sił i życia
Do dalszego tych pustyń przebycia.

7.

Nam te szlaki z dawien dawna znane,
Więc możemy zdobyć karawanę.
W stepach zbierzem ochoczą drużynę,
Na łup, zawsze gotowych junaków,
Którzy na wzór tych drapieżnych ptaków,
Krążą zdala, gdy wietrzą zwierzynę.
Z tą drużyną, ruszym na spotkanie
Zagłębionej w piaskach karawanie.
Zasypiemy źródła na ich drodze,
Gdy ich giaury nie znajdą — więc w trwodze
Czy kierunku złego nie obrali,

Łatwo dadzą sprowadzić się daléj,
Przez omylne znaki — na bezdroża,
W coraz dziksze tych pustyń przestworza.
Dnia piątego, tonąc w piaskach wrzących,
Śród oddechów powietrza duszących,
Gdy wielbłądów część padnie... a ludzie
Na pół żywi i złamani w trudzie,
Gdy pragnienie wzrośnie do szaleństwa,
A znój weźmie resztę sił i męstwa:
Wypadniemy z zasadzki — i strzały
Puścim gęste — a w zębach kindżały...
Zawre walka — i przy nas wygrana;
A w zdobyczy — będzie karawana.
Potem podział: — ty, jak wódz oddziału,
Część najlepszą otrzymasz z podziału.

8.

Teraz — zdjąć chciałbym zasłonę z twych oczu,
I jak w sennego marzenia przezroczu,
Przesunąć obraz — dotąd jeszcze mglisty,
Lecz który może wziąć byt rzeczywisty.

Kiedy na bujnej stepowej równinie,
Stanie twój auł... i sto jurt rozwinie,
A na około, jak zasięgniesz okiem,
Cieszyć się będziesz własnych stad widokiem,
Bydła i owiec, wielbłądów i koni,
Gdy rozproszone śród rozkwitłych błoni
Brodzą — w traw żyznych falistej powodzi,
Tymczasem słońce pod poziom zachodzi:

W auł wracają wypasione stada,
I za gromadą, ciągnie się gromada,
Niosąc wymiona wypełnione mlekiem;
I brzmi powietrze pastuchów okrzykiem,
Psów naszczekaniem — krów głębokim rykiem,
Przeciągłem owiec tysiąca beczeniem,
I kłusujących dojnych klaczy rżeniem;
Tak, że źrebięta trzymane śród klatek,
Gdy głos posłyszą wracających matek,
Rwą swoje pęta... łamią opór wszelki,
Rżąc — każde pędzi do swej karmicielki.
A nad tę wrzawę i w zgiełk zlane głosy,
Wybija w górę dźwięczna pieśń pastusza,
I czystą nutą uderza w niebiosy.
Tak orzeł — kiedy unosi się w słońce,[3]
Gromady ptastwa u stóp wirujące,
Jednym swym krzykiem — gromi i zagłusza.

9.

W aule coraz głośniejsze wre życie...
Tylu stad na raz i ludzi przybycie,
Wrzawa się wzmaga i rośnie i szerzy,
Oprzętem zwierząt zajętych pasterzy,
Krzątaniem niewiast około wieczerzy;
I brzmią po jurtach gęśli skoczne tony,
To je ryk przerwie, to znów śmiech szalony,
Tak, że w noc późną, ciągły zgiełk się słyszy; —
Aż sen się spuści i wszystko uciszy.

10.

A jeśli każesz na wysokie drzewce
Zatknąć chorągiew — zdaleka i bliska
Gość nie ominie twego koczowiska.
Pobożni Chodże i stepowi piewce,
I podupadła lub skrzywdzona rzesza,
Co się tak chętnie przy zamożnych wiesza,
Cisnąć się będzie do gościnnej misy,
By kęs twój spożyć i pić twe kumysy;
A za to — cuda niestworzone prawić,
I twoje imię uwielbiać i sławić.
Wieść zaś — co szybko krańców stepu sięga,
Obudzi podziw... co to za potęga!?
Co to za gwiazda błysła światłem nowem,
Ponad obszarem zamierzchłym koczowym?
Bijów, Sułtanów najpiękniejsze córy
Wyglądać będą, czy rychło do któréj
Z nich, wyślesz strojne z podarkami swaty,
I czy dasz kałym liczny i bogaty?
A nawet ojciec twojej narzeczonej,
Pierwszy ci przyjdzie uderzyć pokłony,
Aby przebłagać — uzna własną winę,
I za niewielki kałym — da dziewczynę.
Zresztą — cześć zyskać i rozgłos śród ludu,
Czyż to nie warto zabiegów i trudu?...
Ja twą dolę chcę zrobić przyjemną.
Jeśli pragniesz bogactwa? — jedź ze mną.







  1. Jest kraj z którego wyżyn Amu płynie,
    Rzeka Amu-daria, starożytny Oxus, biorąca początek w łańcuchu gór zwanych Stindu-kusz, wpada do morza a właściwiej jeziora Aralskiego. —
  2. Karawana pójdzie przez pustynie,
    Przez szlak czarny... głodnym stepem zwany.
    Kara-kum znaczy: Czamy-piasek, czarna pustynia; Bidpak-dała znaczy: Step głodny, ciągnący się dwieście werst bez wody i trawy; leży pomiędzy górami Ak-tau z północy, jeziorem Bałchasz ze wschodu, rzeką Sir-darją z południa, a rzeką Sary-su od zachodu, pomiędzy 45 i 47 stop. szer. geograficznej, a 85, 30 i 95, 30 długości geograficznej.
  3. Tak orzeł — kiedy unosi się w słońce
    Porównanie o orle jest wzięte z natury — kilka razy zdarzyło mi się widzieć na stepach, wielkiego orła, jak spuściwszy się z powietrznych wyżyn, usiadł na ziemi. — W tej chwili, nie wiedzieć skąd, zebrała się gromada, wron,kawek, srok, gawronów, wróbli i innego ptastwa, i obsiadła orła na około, wprawdzie w dosyć przyzwoitem oddaleniu, — gromada ta ruszała się, chodziła, podskakiwała: kracząc, sczebiocząc, nigdy jednak zanadto się nie przybliżając. Orzeł siedział spokojnie, przypatrując się tym ewolucyom ptaszej gawiedzi; — jeżeli podleciał i przesiadł się na inne miejsce, cała gromada pociągnęła za nim, aby go znów otoczyć jak poprzednio; dopiero gdy lot obrał w wyższe powietrzne przestrzenie, gromada ptaków odprowadziwszy go do pewnej wysokości, powracała na ziemię i rozpierzchała się tak bez śladu, jak niewiadomo skąd się poprzednio zebrała.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Gustaw Zieliński.