<<< Dane tekstu >>>
Autor Gustaw Zieliński
Tytuł Pokusy
Podtytuł Fantazya
Pochodzenie Poezye Gustawa Zielińskiego Tom II
Wydawca Własność i wydanie rodziny
Data wyd. 1901
Druk S. Buszczyński
Miejsce wyd. Toruń
Źródło skany na Commons
Inne Cały tekst „Pokus“
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
1.

Pędzi jeździec przez stepy w noc ciemną,
Jakąś żądzą trawiony tajemną. —
Czy ucieka?... czy może w pogoni
Za tabunem porwanych mu koni?...
Czy go nuda w szeroki świat żenie?...
Może miłość, lub zemsty pragnienie?...
Myśl człowieka, — to przepaść! — któż zgadnie,
Jaki tam twór porusza się na dnie.

2.

W nagłym pędzie — koń stanął jak wryty;
Zarył w ziemię przedniemi kopyty,
Zestrzygł uszy — i chrapaniem z garła,

Dawał znaki, że czuł wielką trwogę.
Czyby tygrys zastąpił mu drogę?...
Czyby przed nim przepaść się rozwarła?...
Nie! — w tej chwili przez nieboskłon czysty,
Przelatywał meteor ognisty,
I nim ugasł z łomotem i trzaskiem,
Tak nieziemskim objął stepy blaskiem,
Takiem morzem świetlanego płynu
Oblał trawy — z ich puchem i kwiatem;
Że step — zdał się czarnoksięskim światem,
Z iskier: złota, szafiru, rubinu.

3.

Jeździec — młodzian w życia pełnej sile,
Mało zważał na niebios zjawisko;
Bo przy świetle, które trwało chwilę,
Dojrzał inne, — groźniejsze... tuż blizko.
Czterech konnych — w rzeczy dzielnych gońców,
Wprost nań biegło z czterech stepu końców;
W inne barwy, każdy był przybrany,[1]
Koń każdego, — innej był odmiany.
Widać — zdradnie został oskoczony,
A tu z nikąd pomocy, ni schrony.
Uciec!... hańba i niepodobieństwo!...
Czterech zwalczyć?... to istne szaleństwo!...
Więc się tylko — osadził w strzemieniu,
Za nóż chwycił — dla bliższej obrony,
I pozostał w miejscu niewzruszony,
Zdając resztę — swemu przeznaczeniu.

4.

Ów, co nań pędził od strony wschodu,
Na wiśnio-gniadym sadził bachmacie;
Widać potomek hańskiego rodu,
Od stóp do głowy — cały w szkarłacie.
A blask szat jego, takiej był mocy,
Że choć już ugasł ów wąż świetlany,
On, świecił sobą, śród cieniów nocy,
Jakby w jutrzenki ogniach skąpany;
Gwiazdą z rubinów miał kaftan spięty,
A na kołpaku — lychnis zatknięty.[2]
Powitał jeźdźca, skłonieniem głowy,
I doń przemówił takiemi słowy:

5.

„Błyszczy gwiazda poranna na Wschodzie,
Promieniami w świat daleki strzela;
Rośnie róża w czarownym ogrodzie,
Roskosz — w uśmiech jej listki rozdziela;
Uśmiech róży — to serce dziewicze,
Gdy przeczuwa miłości słodycze;
Blaski gwiazdy — to młodzieńca oczy,
Gdy je dziewczę swym czarem otoczy.
Ty, młodzieńcze chciej być gwiazdą Wschodu;
Ja ci różę ukażę ogrodu.
Żadna hurys w Edenie Proroka,
Nie ma blasku tak czarnego oka,
Ani włosa — z tak bujnemi sploty,
Ani ustek — milszych do pieszczoty.

Przy ognisku: potulna i cicha,
Jak ów fjołek, co w trawce oddycha;
Lecz niech w stepie dosiędzie rumaka,
Z orłem, chartem, puści się po fali
Traw szumiących... by polować ptaka,
Zgonić zwierza, co pomknął się w dali;
Dziwny ogień żarzy się w jej łonie,
Co z ócz tryska... i na licu płonie;
Że rozpoznasz w stepowej dziewczynie,
Krew Sułtańską, co w jej żyłach płynie.
Ale miłość — jak każdy dar nieba,
Aby posiąść: zdobyć ją potrzeba.

6.

Tam, na wschodzie, są góry olbrzymie
Ciemnym lasem porosły ich boki,
Wyżej skały, a ich szczyt wysoki
W śniegach wiecznych i w lecie i w zimie.
Do gór środka, jest przejście tajemne,
Przez parowy głębokie i ciemne.
Wąska ścieżka, którą dzikie kozy
Wydeptały, pędząc przez wąwozy,
Gdy je spłoszą wilki lub niedźwiedzie,
Pełna trudów, w ten górski świat wiedzie.
Nad huczącym w przepaściach potokiem,
Przez drzew gęstwy, przez skał rozpadliny
Piąć się trzeba — aż tam... gdzie przed okiem
Błysną fale śród wielkiej doliny.
Allach! Akbar! — krzykniesz od zachwytu,
Gdy w krąg ujrzysz otchłanie błękitu.

7.

Na jeziora rozległym obwodzie,
Cudny obraz odbija się w wodzie;
Z brzegów, lasy w głąb’ piętrami rosną,
Świerk z modrzewiem, wiąz miesza się z sosną;
Niżej lasów — ciemne, nagie góry,
Poszczerbione... burz i gromów ślady,
Z ich rozpadlin pędzą wodospady,
A po grzbietach czepiają się chmury;
Od chmur niżej — sterczą sczyty białe,
Niby starców głowy posiwiałe;
A pod niemi — na błękitów fali,
Coraz niżej, głębiej... coraz dalej...
Sunie księżyc i gwiazdy — lub słońce,
W tych bezdennych przepaściach świecące.

8.

Za jeziorem, w zacisznej ustroni,
Śród kwitnących morel i jabłoni,
Zasiadł auł — i zajął w użytek
Bujny padół, pod liczny dobytek.
Tam, zobaczysz, na rozkwitłej łące,
I wielbłądy z bydłem się pasące;
Jak pomiędzy ich spokojne stada,
Tabun źrebców pędzi jak kaskada;
Jak po wzgórzach pnąc się przez manowce,
Rozproszone skubią trawę owce.

9.

Śród aułu — jest jurta osobna,[3]

Wyższa, szersza i więcej ozdobna,
Białym kryta wojłokiem, a z góry
W dół, ujęta przez jedwabne sznury;
Tkań kaszmiru zdobi jurty ściany,
Z boków skrzynie, co mieszczą sprzęt drogi,
W środku perskie wspaniałe dywany,
I wzorzyste kobierce pod nogi.
A w tej jurcie — hoże dziewczę rośnie,
Które tęskni i marzy miłośnie.

10.

«Mam strój piękny, barwny i bogaty,
«Z chińskich tkanin kosztownych mam szaty;
«Sznury pereł, moc złotych pierścieni,
«Co się błyszczą od drogich kamieni;
«Nic mi nie brak — a przecież ja czuję,
«Że mi czegoś do szczęścia brakuje.

«Po jeziora gdy igram krysztale,
«Niby rybka co pluśnie nad fale,
«Widzę jasno w przezroczu tej wody,
«Że mi Allach nie skąpił urody;
«Nic mi nie brak, — a jednak ja czuję,
«Że mi czegoś do szczęścia brakuje.

«Mam służebnic orszak na skinienia,
«Co mi pracę w lekki trud zamienia;
«Chcę swobody?... mam stepy na okół...
«Jak wiatr leciem — koń mój, chart i sokół.
«Nic mi nie brak, — a przecież ja czuję,
«Że mi czegoś do szczęścia brakuje.


«Gdy noc cieniem otoczy namioty,
«Sny mnie budzą... bo czegóż się nie śni?...
«Słucham... słowik powtarza me pieśni,
«Ja tak lubię tę piosnkę tęsknoty;
«Nic mi nie brak, — a jednak ja czuję,
«Że mi czegoś do szczęścia brakuje.

«Stary Mułła, z gwiazd wróżył mi szczęście,
«Gdy mnie dzieckiem żądano w zamęście,
«Dziś, gwiazd pytam? — czy się z ich promieni
«Krążek światła w jeźdźca nie przemieni?...
«Gwiazdy milczą — i dopiero czuję,
«Jak mi wiele do szczęścia brakuje.»

11.

Narzeczony o którym wspomina
Rozmarzona, w swych dumach dziewczyna,
Ty nim jesteś!... wieść o tobie głucha,
Jak szmer liści, doszła do jej ucha,
I ubrała — w jej myśli młodzieńczej,
W gwiazd promienie i w kolory tęczy;
Teraz — wzrokiem śledzi na obszarze,
Czy się w dali choć pył nie ukaże,
A z za pyłu jaki jeździec dzielny,
Co wyprzedza swój orszak weselny!
Próżno czeka!... przez stepów przestworze
Pędzą — sarny i dzikie tabuny,
Lecą — wichry, orły i pioruny;
Kogo pragnie — dopatrzeć nie może.

Gdzież ów jeździec?... powtórzę ci w treści,
Smutny wątek, niedawnej powieści.

12.

W Siedmiorzeczu dwóch przyjaciół żyło,
W dwojgu piersiach, jedno serce biło.
Na barantę, na bój, czy na łowy
Powstał zamiar — to jak z jednej głowy;
Tak we wszystkiem zgadzali się wzajem,
Sułtan Akbaj, z Bijem Karybajem.
Czy koczować?... czy obrać siedlisko?...
Zawsze razem, zawsze siebie blizko,
Nigdy w sporze; — nic im na zawadzie,
Choć gromada chodzi przy gromadzie,
Chociaż tabun przy tabunie hasa,
Choć błoń sczupła ich stada wypasa.

13.

Raz rzekł Sułtan: „przyjaźń co nas łączy,
Niechże z nami w grobie się nie kończy;
Tobie Allach dał pociechę, syna,
W mojej jurcie rośnie mi dziewczyna;
Gdy dorosną, jak dwóch pni gałązki;
Niech się złączą przez małżeńskie związki;
Jednem drzewem niech się w górę wiją,
I nas starców — swym cieniem okryją.“
Ręka w rękę — i zamiar w tej chwili
Obaj ojce przysięgą stwierdzili.

14.

Przyszła zima, — ciężka, mroźna zima;
Śnieg się sypie... dla stad karmu nie ma;
Próżno konie kopią śnieg od głodu,
Zamiast trawy, dokopią się lodu.
„Trzeba spiesznie dobytek ratować,
Zwinąć jurty... w góry odkoczować,
Gdy z nas każdy inną pójdzie drogą,
Łatwiej stada wyżywić się mogą.“
Po naradzie, — Karybaj z Akbajem
Każdy innym powędrował krajem;
A Karybaj trupem drogę znaczy,
Stracił stada — i umarł z rozpaczy.

15.

U sułtana — to rozkosz i zbytek,
Z każdą chwilą mnoży się dobytek;
Auł — coraz szerzej się rozpiera,
U ogniska — tłumna czeladź zbiera;
Allach w szczęściu i zdrowiu go chowa.
W tem, uboga przychodzi doń wdowa,
Prosi wsparcia, pokazuje syna,
Dawną przyjaźń, przysięgę wspomina.
Sułtan w złości, obelg im nie sczędził,
Wdowę z dzieckiem wyszczuł i wypędził;
„Precz mi z oczu!... jam nie bogacz taki,
Bym mógł wszystkie przygarniać żebraki,
Wybrać zięcia, który jeść co niema...
Ja nie oddam córki bez Kałyma“.[4]
O! Akbaju! gdzież święte umowy?...

Czy je wicher rozpędził stepowy?
Czy je słońce spaliło?... czy morze
W swe bezdenne schłonęło je łoże?...
Gdzież twa przyjaźń?... co jak gwiazda lśniąca
Miała obu przyświecać bez końca?
Wszystkoż znikło?... wyschło, jak zdrój czysty,
W twego serca pustyni piaszczystej?...
A czas leci... oj! płynie powoli,
Temu w sczęściu — a owym, w niedoli.

16.

Duch rycerski zawsze w twej rodzinie
Stał wysoko — jej krew w tobie płynie,
A do czynu nie brak ci odwagi,
Więc się pomścij tak ciężkiej zniewagi;
Twoje prawa niczem nie zachwiane. —
Chcesz wziąć odwet za krzywdy doznane?...
Teraz pora!...
Auł w górach skryty
Mieści — starce, dzieci i kobiéty;
Sułtan o los swych skarbów spokojny,
Wszystkich zdatnych na koń i do wojny,
Na daleką wziął z sobą wyprawę,
Zyskać nowe zdobycze i sławę.
Śmiały napad na auł śród nocy,
Rzuci popłoch, — a przy mej pomocy
Znajdziesz sczęście — gdyż twa narzeczona
Chętnie w twoje skłoni się ramiona. —
Ja ci drogę ukażę tajemną,
Jeśli żądasz miłości? — jedź ze mną.







  1. W inne barwy każdy był przybrany.
    Ubiór Kirgizów, mianowicie zimowy, składa się z długiego baraniego kożucha, którego poły owijają się około nóg, a na to wciągają szarawary skórzane, zapuszczone w buty, pasem rzemiennym utwierdzone, — na głowie czapka spiczasta z baraniego kożucha, zwana „małachaj“, której skrzydła w czasie silnych mrozów zapuszczają się na kark i szyję, chroniąc twarz, i zostawiając zaledwie otwór dla oczu potrzebny. — Ubiór to nie estetyczny, ale praktyczny, od gwałtownych mrozów jakie w zimie bywają w stepach, zabezpieczający. — Kirgizy kochają się w jaskrawych kolorach, to też często zobaczyć można, że całe ubranie jest jednego koloru, czerwonego lub żółtego, którym skóra zwierzchnia „małachaja“, kożucha i spodni, jest zafarbowana. — Inni wyglądają zupełnie biało, jeśli skóra odzienia jest świeżo wyprawna i niefarbowana, inni nareszcie czarno, skoro się ich odzienie mocno zbrudzi.
  2. A na kołpaku — lychnis zatknięty.
    Lichnis chalcedonica, kwiat obficie w stepach rosnący, a w ogrodach naszych znany pod nazwiskiem „gorącej miłości.“
  3. Śród Aułu — jest jurta osobna.
    Auły są to wsie koczowe kirgizkie z niniejszej lub większej ilości jurt złożone. — Jurty zaś są pojedyncze namioty, formy półkulistej, pokryte wojłokiem, z okrągłym otworem u wierzchu do wypuszczania dymu. Kirgizi, a za niemi Rossyanie, nazywają jurty „kibitkami“; nie użyliśmy tego wyrażenia, albowiem w naszym języku ma zupełnie odmienne znaczenie.
  4. Ja nie oddam córki bez kałyma. —
    Kałym — jest opłata jaką daje kawaler ojcu lub bratu swojej narzeczonej. — U kirgizów żony się kupują; kałym w ogóle, składa się z pewnej ilości zwierząt domowych większych i drobniejszych; wysokość jego zależy od wdzięków i społecznego stanowiska tej, którą sobie życzy Kirgiz wziąść za małżonkę. —





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Gustaw Zieliński.