Pokuta (Opowiadania ludowe ze Starego Sącza)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pokuta |
Podtytuł | Opowiadania ludowe ze Starego Sącza |
Pochodzenie | Czasopismo Wisła 1896, T.10, z.1, str. 1–4 |
Wydawca | Michał Arct |
Data wyd. | 1896 |
Druk | Józef Jeżyński |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Poszedł chłop w zimie do lasu, aby sobie w wyrębie jaki pniak wykarczować i na opał do domu przynieść. Wybrał pniak jeden i łupał go siekierą po kawałku i drzewo na boku na kupkę odkładał. W dziurze tkwił jeszcze jeden kawałek drzewa, którego nie mógł wyjąć, bo korzeniami trzymał się dobrze w ziemi. Żeby go wyrwać, stanął nad dziurą, oparł się mocno nogami o jej brzegi, chwycił oburącz wystający z ziemi kawałek drzewa i szarpnął z całej siły.
W ten sposób wyrwał drzewo, ale sam wpadł do dziury, w której się ten wydobyty pień drzewa znajdował. Przestraszył się chłop i zdziwił bardzo, że pod tym drzewem była taka głęboka dziura. Chciał się czymprędzej wydobyć, chwytał się rękoma ścian, ale wszystko obrywało się i odpadało, co tylko wziął w rękę. Zaczął więc uważnie macać naokoło, czy nie natrafi gdzie na korzeń, na który mógłby nogę postawić i wydobyć się na wierzch, albo czy nie znajdzie gdzie dziury, bo wtenczas włożyłby tam nogę i wylazł wygodnie.
Tymczasem zamiast korzenia, zamiast dziury, natrafił na coś takiego, co mu się zdawało podobnym do klamki. I rzeczywiście, gdy klamkę tę nacisnął, otwarły się drzwi ukryte, i wszedł do obszernej izby pod ziemią, pełnej nieznanego wojska. Zdziwiony i zalękniony chłop nie wiedział, co teraz począć. Aż zobaczył, że jakiś wojak idzie do niego; spytał się: „Którędy stąd wyjść można na świat?”
— Człowiecze, skądżeś się ty tutaj wziął? — zapytał go wojak — i pocoś tu przyszedł? Chcesz wyjść na świat, ale ja nie wiem drogi. Idź do drugiej stancji, to ci tam może powiedzą.
I pokazał mu palcem drzwi w rogu izby, które ledwie można było odróżnić od ściany. Gdy się chłop zbliżył do tych drzwi, same się otwarły, a on wszedł do drugiego pokoju, mniejszego już, a w nim byli sami oficerowie. Jeden z oficerów przystąpił do wieśniaka i zapytał się go: po co tu przyszedł i czego chce? Chłop opowiedział wszystko, skąd i jak przyszedł, i prosił, aby mu wskazali drogę na świat.
— Nie znam ja tej drogi, to ci nie mogę wskazać, ale idź do dalszej stancji, może ci tam wskażą — powiedział oficer.
Poszedł nasz gospodarz do trzeciej sali i zastał tam samych najstarszych wojskowych. Z wielką nieśmiałością zbliżył się do jednego z nich i zapytał o drogę na świat.
— Skądżeś ty tu przyszedł, człowiecze? — zawołał ten zdziwiony — i poco? Jesteśmy tu już kilkaset lat, a jeszcze nigdy żaden żywy człowiek do nas nie zabłądził. Nie pokażę ja ci drogi na świat, bo jej nie znam, ale idź tam do króla, to król ci pewnie powie, którędy możesz się stąd wydostać.
I wskazał drzwi, prowadzące do czwartego pokoju. Drzwi znowu otworzyły się same, gdy wieśniak zbliżył się do nich, a wtedy ujrzał króla w koronie na głowie i płaszczu królewskim, siedzącego na tronie. Zatrwożony chłop upadł na kolana i nie wiedział nawet, jak zacząć mówić, ale król odezwał się łagodnym głosem:
— Wstań i nie bój się, nic ci się tu złego nie stanie. Wiem, pocoś przyszedł, ale teraz już wieczór, nie czas ci w drogę. Zanocujesz tutaj, a jutro pokażę ci, którędy wrócisz do domu.
Zaraz też jacyś niewidzialni słudzy zastawili do wieczerzy, i chłop jadł z królem. Potym przyniósł ktoś łóżko drugie dla niego, i król kazał mu spać się położyć, i sam też spać poszedł.
Ale chłop nie mógł usnąć; wszystko to, co mu się dnia tego wydarzyło, nie mogło się w jego głowie pomieścić. Różne dziwne myśli snuły się po głowie: co to za wojsko? co to za król? Nie mógł tego wszystkiego pojąć. Wybiła jedenasta godzina, a on jeszcze nie spał. Wtym usłyszał jakiś szelest, potym coraz większy hałas, naraz ogromny trzask, jak gdyby kto pod oknami z armaty wystrzelił. I znowu wszystko ucichło, a wieśniak myślał, że to już koniec. Nareszcie coś tak straszliwie trzasło w pokoju, że chłop aż na łóżku podskoczył: Na podłodze zakurzyło się przytym i wyskoczyło zpod ziemi dwunastu ludzi, czarno ubranych. Rozłożyli oni na ziemi dywan, wynieśli króla z łóżka i położyli go na dywanie, potym wydobyli z pochew pałasze i porąbali króla na drobne kawałki.
Z przerażeniem patrzał chłop na to wszystko i sądził, że następnie zabiorą się do niego, więc modlił się po cichu i Bogu duszę polecał. Jednakoż djabli znikli natychmiast, skoro tylko króla posiekali. Potym przyszedł kotek i piesek, zaczęli zbierać po kawałeczku porąbane ciało i składać napowrót z sobą tak, jak było. Ciało się zaraz zrastało, a gdy już całe złożyli, przenieśli króla na łóżko i znikli.
Wszystko to odebrało do reszty sen wieśniakowi: do rana już nawet oka nie przymknął. Słyszał, że król po tej rąbaninie śpi dobrze na łóżku, słyszał potym, jak koguty zaczęły piać, wreszcie i dzień zaczął świtać.
Skoro się dzień zrobił, wstał chłop, ubrał się, zmówił pacierze; obudził się także król i wstał zaraz. Gospodarz czekał, co mu król powie, i nie śmiał się odezwać. Więc król rzekł:
— Jakżeś u mnie noc przespał? Powiedz-no śmiało, a nie bój się.
Ale chłop nic nie mówił: bał się prawdę powiedzieć, aby króla nie obrazić; nie chciał też skłamać i udawać, że spał dobrze. Wtedy król odezwał się znowu:
— Wszystko to, coś widział dzisiejszej nocy, jest prawdą. Za to, że porąbałem na świecie św. Stanisława, przychodzą djabli co noc i rąbią mię w drobne kawałki, a piesek i kotek to dobre duszyczki, litują się nade mną i składają moje ciało napowrót do kupy. Za pokutę mam tak cierpieć aż do sądnego dnia... No, zjedz teraz śniadanie, a potym pokażę ci drogę na świat.
Znowu niewidzialni słudzy stół nakryli i zastawili śniadanie, do którego usiadł król z chłopkiem. Gdy zjedli, rzekł król do wieśniaka, pokazując mu szklane drzwi, prowadzące na ogród:
— Temi drzwiami wyjdziesz na ogród, przejdziesz przez cały ogród aż na koniec; tylko pamiętaj, abyś w tym ogrodzie nie zerwał ani jednego kwiatka, ani jednego owocu. Na końcu ogrodu zobaczysz wielką gruszę, a gdy się do niej zbliżysz, zrzuci ci trzy gruszki. Te gruszki zjedz, to potym będziesz w domu.
Chłop ukłonił się nizko, za wszystko podziękował i wyszedł na ogród. A był to ogród bardzo piękny: rosły tam prześliczne kwiaty i piękne drzewa, na drzewach takie dojrzałe owoce, że ślinka już szła na nie. Ale wieśniak pamiętał rozkaz króla, więc prędko śpieszył, aby go co nie skusiło zerwać kwiatka lub owocu.
Gdy doszedł na koniec ogrodu, zobaczył wielką gruszę. Wiatr zatrząsł gałęźmi, i spadły trzy gruszki pod nogi. Zjadł te gruszki i usiadł pod drzewem, a że mu się jakoś spać zachciało, więc zdrzemnął. Skoro się zaś obudził, ujrzał, że już jest we własnym domu.