Polacy w zaraniu Stanów Zjednoczonych/Polska i Stany Zjednoczone w XVIII wieku/całość
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Polacy w zaraniu Stanów Zjednoczonych |
Wydawca | Wiedza Powszechna |
Wydanie | II |
Data wyd. | 1992 |
Druk | Zakłady Graficzne w Katowicach |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
W czasie gdy Stany Zjednoczone podjęły walkę o swą niepodległość, Polska zaczęła ją tracić. Gdy młoda republika amerykańska pojawiła się na politycznej mapie świata, Polska znajdowała się na drodze do zniknięcia z politycznej mapy Europy. Nic więc dziwnego, że przywódcy rewolucji amerykańskiej, realistycznie oceniając sytuację w Europie, uważali, że Polska nie jest krajem, z którym nawiązanie bliższych stosunków mogłoby wzmocnić politycznie młodą republikę.
Stanom Zjednoczonym zależało na uzyskaniu dyplomatycznego uznania takich potęg, jak Rosja, Prusy czy Austria — wrogo nastawionych do Polski. Kontakty z Polską mogłyby zatem w przekonaniu Amerykanów niepotrzebnie skomplikować sytuację.
Polska nie była również dla Stanów Zjednoczonych dostatecznie atrakcyjnym partnerem handlowym. Bałtyk nie był morzem dobrze znanym kapitanom statków amerykańskich i kupcom amerykańskim. Wskazywał na to John Adams w sprawozdaniu dla Kongresu z 4 sierpnia 1779 roku, dotyczącym podróży po Europie. Podkreślał, że Polska ma wyniszczoną przez wojny ludność, zły rząd, terytorium jest okrojone, a jej gospodarka — w stanie rozkładu. Znaczenie Gdańska szybko upada. W tej sytuacji — wnioskował Adams — nie ma warunków do rozwoju handlu polsko-amerykańskiego.
Również Polska niewiele mogła oczekiwać od dalekich Stanów Zjednoczonych, gdy sąsiedzi zza miedzy wyciągali ręce po nasze ziemie. Próby takiego zbliżenia musiałyby nieuchronnie prowadzić do antagonizowania Anglii, a to nie służyłoby interesom Polski. Niektórzy bowiem widzieli dla Polski nadzieję ratunku m.in. w sojuszu z Anglią.
Wojna niepodległościowa kolonii amerykańskich — choć osłabiała Anglię — uważana była na dworze pruskim czy carskim za bunt i zagrożenie dla systemu monarchistycznego. Rosja czy Prusy prawdopodobnie interweniowałyby wspomagając Anglię w zgnieceniu dążeń niepodległościowych, i to republikańskich. Potrzebowały jednak wojsk dla zażegnania ewentualnych konfliktów, jakie mogłyby wybuchnąć z powodu zaborów w Polsce. Polska więc w pewnym sensie osłaniała Stany Zjednoczone.
Król Stanisław August, nie chcąc antagonizować Anglii, gdy potężni sąsiedzi knuli zaborcze plany wobec Polski, oficjalnie nie wypowiadał się na temat amerykańskiej wojny o niepodległość, chociaż sympatyzował z aspiracjami niepodległościowych kolonii. Charles Lee, późniejszy uczestnik wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych, którego król mianował generałem w armii polskiej i swoim adiutantem, pisał o nim, „że oburza go dyskryminacja kolonistów przez Koronę”. Jeszcze przed wybuchem wojny o niepodległość, 20 marca 1786 roku, Stanisław August pisał do Charlesa Lee, przebywającego wówczas w Anglii: „Nie otrzymałem druków dotyczących Waszych kolonii, o których Pan pisze, że wysłałeś mi je. Proszę Cię, donieś mi raz jeszcze, dlaczego nie pozwalacie Waszym kolonistom mieć przedstawicielstwa w brytyjskim parlamencie. Reprezentacja i opodatkowanie szłyby wówczas w parze i związek między macierzą a jej córami stałby się nierozerwalny; inaczej nie widzę innej alternatywy, jak uciemiężenie lub zupełną niepodległość”.[1] W tymże liście Stanisław August wyraził pogląd, że samo powołanie parlamentów w koloniach amerykańskich nie stanowi wyjścia z sytuacji, jeszcze bardziej bowiem zaostrzy sprzeczności między Anglią a jej koloniami. Uważał, że akty parlamentu amerykańskiego i tak musiałyby być zatwierdzane przez Anglię, i na odwrót, akty parlamentu angielskiego podlegałyby zatwierdzeniu przez Amerykanów, a taki system nie mógłby funkcjonować sprawnie.
Stanisław August był pełen podziwu dla Waszyngtona, próbował nawiązać z nim korespondencję. Jednakże żaden z listów, które wystosował, nie dotarł do adresata. Sekretarzem króla w tym czasie był Anglik Louis Littlepage. Znany jest m.in. list Stanisława Augusta pisany w 1795 roku, a więc już po rozbiorach Polski, w którym polecał Waszyngtonowi Littlepage’a, przekazując mu równocześnie wyrazy szacunku.
Jedyne zagraniczne odznaczenie, jakie zaoferowano Jerzemu Waszyngtonowi, pochodziło od Polskiego Zakonu Rycerzy Świętej Opatrzności (Polish Order of Knights of the Divining Providence). Zakon ten w liście do Waszyngtona zaproponował, aby Kongres przedstawił amerykańskich kandydatów na członków zakonu, zasłużonych w walce niepodległościowej. Kongres jednak uznał, że przyjmowanie zagranicznych wyróżnień nie byłoby zgodne z zasadami młodej republiki.
Proamerykańskie sympatie polskiego króla zapewne znane były Amerykanom, gdyż życzliwie się o nim wypowiadali.
Z listu Davida Humphreysa do Kościuszki pisanego z Lizbony 1 października 1791 roku dowiadujemy się, że Jerzy Waszyngton interesował się wypadkami zachodzącymi w Polsce. „A propos niespodzianej a szczęśliwej rewolucji, jaka zdarzyła się w Twej Ojczyźnie, mówi on [prezydent Waszyngton — L.P.] te słowa: «Polska, jak donoszą gazety, zdaje się zrobiła wielki i niespodziewany krok ku wolności; co, jeśli okaże się prawdziwe, rzuca duży zaszczyt na obecnego króla, który wygląda na głównego kierownika tej sprawy»”.[2] Z dalszej części listu wynika, że Littlepage i król Stanisław August skierowali rok wcześniej jakieś listy do prezydenta Waszyngtona. Humphreys prosił Kościuszkę, aby poinformował króla, iż żadne jego listy nie dotarły do prezydenta Stanów Zjednoczonych. Sam Humphreys poświęcił Stanisławowi Augustowi spory fragment w poemacie, który podówczas pisał. Nazywał go „Wielkim Stanisławem”, „patriotycznym królem”, „obrońcą praw człowieka”, którego „podziwiają obydwie półkule”.
Śmierć Stanisława Augusta w 1798 roku odnotował m.in. dziennik „Columbian Centinel”: „Polska nie istnieje już. Król Stanisław nie żyje, a elita polska rozproszyła się za granicą. O tym, że Polska kiedykolwiek istniała, będą pamiętali tylko historyk, geograf i dziennikarze”.[3]
Przed wybuchem działań wojennych w Ameryce Północnej nie wykazywano w Polsce żywszego zainteresowania wydarzeniami na drugiej półkuli. Anglia traktowana była jako ewentualny sojusznik, Stanisław August liczył na jej poparcie. Mimo to informacje o narastającym konflikcie Londynu z koloniami w Ameryce zawierały znaczną dozę niechęci do Anglii. Były to doniesienia o podatkach, stemplach, cłach, o kwaterowaniu wojsk itp. Pojawiają się artykuły wyrażające krytyczne opinie o podbojach kolonialnych.
Tuż po uzyskaniu przez walczące kolonie niepodległości Józef Wybicki prorokował: „Kolonie angielskie, o ile możemy sądzić z ich nowego systemu rządów, z ich maksym narodowych, wzorowanych na maksymach starych wolnych Rzymian, staną się wkrótce największą potęgą. O, jak wielu mieszkańców uciemiężonych przez liczne niedomagania Europy przybędą do Ameryki i cieszyć się tam będą jej szczęściem”.[4]
Polska opinia publiczna żywo interesowała się amerykańską wojną wyzwoleńczą.
Swoistym przejawem solidarności z walczącymi koloniami był memoriał wojewody mazowieckiego Pawła Mostowskiego, wystosowany do Kongresu Kontynentalnego w roku 1776. Oto próbka wywodów mości wojewody:
„Imć Pan Książę, nie dbając na niepewność, na jaką się naraża, pobudzony jedynie gorliwością i przywiązaniem, postanowił spróbować złożyć widoczne dowody swych szczerych uczuć dla Najjaśniejszych Kolonij, które walczą tak chwalebnie dla odzyskania swej wolności.
Imć Książę pragnie pomóc Najjaśniejszym Koloniom w ich bohaterskiej walce przez dostarczenie im rzeczy, którą znajdą najbardziej użyteczną i korzystną w swym obecnym położeniu. Jest to Balsam, którym ranni żołnierze mogą zupełnie wyleczyć się od razu w przeciągu sześciu lub siedmiu dni, bez pomocy chirurgów, i w tym krótkim czasie będą mogli wziąć znowu za broń i wrócić do szeregów.
Imć Książę, będąc generałem porucznikiem sił zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej, w której posiada własne regimenty, miał szczęście znalezienia lekarza posiadającego cudowny sekret wyrobu tego Balsamu, tak nieocenionego dla wszystkich rannych, a w szczególności dla żołnierzy w czasie wojennym. A że Księcia wielce obchodzi los Najjaśniejszych Kolonij, przeto postanowił kupić od tegoż lekarza ilość 50 000 funtów Balsamu i ofiaruje się je wysłać dostojnemu Kongresowi.
Sądzi on jednak, że w uznaniu tej pożytecznej i ważnej usługi, którą pragnie oddać Kongresowi w jego obecnej potrzebie, dostojny Kongres przyzna mu we Florydzie, Karolinie albo w Wirginii księstwo udzielne i hrabstwo, które ma być nazwane Hrabstwem Mostów, razem z portem morskim w jednym lub w drugim, i że to nadanie będzie w zupełności jego i jego potomków własnością.
A że Imć Książę zamyśla wysłać do Ameryki i osiedlić tam niektórych ze swych współobywateli polskich, pragnie przeto, aby posiadłości, jakie mu dostojny Kongres odstąpi w jednym z tych trzech krajów wyżej wspomnianych, nosiły nazwę Nowej Polski, gdyż imię to będzie zachęcało Polaków, aby tam emigrowali.
A ponieważ Imć Książę jest na mocy swego rządu gubernatorem Księstwa Mazowieckiego, spodziewa się przeto, że dostojny Kongres zrobi go gubernatorem albo namiestnikiem tej Nowej Polski i że nada mu prawa, jakimi cieszą się inni książęta, jak na przykład książę Monaco; i że on i jego następcy lub ci, którzy zajmą ich miejsca, będą mogli mieć swój głos w Kongresie na tych samych prawach, co obywatele innych Kolonij”.[5]
Zainteresowaniu wydarzeniami amerykańskimi wyszli naprzeciw ówcześni wydawcy. Tak np. w Poznaniu w 1778 roku ukazała się tłumaczona z niemieckiego książka Pawła Kollacza Rewolucja teraźniejsza Ameryki Północnej w dwunastu skonfederowanych osadach jarzmo Wielkiej Brytanii zrzucających z poprzedzającym opisem historycznym i geograficznym tychże krajów. W Warszawie wydano w 1783 roku przełożoną z francuskiego książkę Tomasza Raynala Historia polityczna rewolucji amerykańskiej teraźniejszej. Tę ostatnią pozycję tłumaczył Franciszek Siarczyński. W 1789 roku J. Jezierski przełożył z angielskiego książkę Wilhelma Robertsona Historia odkrycia Ameryki. Kilka lat wcześniej, tuż przed podpisaniem traktatu pokojowego w Paryżu, Piotr Świtkowski wydrukował w „Pamiętniku Historyczno-Politycznym” studium Obraz przyczyn i skutków zakłócenia Anglii z swymi koloniami.
Wydarzenia amerykańskie znajdowały żywy oddźwięk w ówczesnej prasie. „Gazeta Warszawska” dawała dość obszerne przedruki, głównie z prasy londyńskiej. Początkowo były to raczej obiektywistyczne relacje z ważniejszych wydarzeń, później dobór informacji wskazywał, że sympatia „Gazety” jest po stronie Amerykanów. Na łamach „Gazety” publikowano m.in. różne rezolucje i deklaracje przyjęte przez stanowe legislatury, uzasadniające decyzję proklamowania niepodległości.
„Gazeta Warszawska” nie wydrukowała pełnego tekstu Deklaracji niepodległości. Ograniczyła się do omówienia tylko niektórych jej tez. Akcentowano przede wszystkim zagadnienie niepodległości, ono bowiem miało szczególną wymowę na rodzimym gruncie, w warunkach zagrożenia niepodległości Polski. Pominięto natomiast egalitarne aspekty tego dokumentu, uznając je prawdopodobnie za niemiłe polskim klasom posiadającym.
Na temat poglądów redaktora naczelnego „Gazety Warszawskiej”, Stefana Łuskiny, Irena Sokol pisała: „Polska historiografia ogólnie ocenia rolę Łuskiny jako redaktora krytycznie, podkreślając jego negatywną postawę wobec reform Sejmu Czteroletniego. Niezależnie od tego, jak słuszna jest ta ocena, należy pamiętać, że w tych pierwszych latach Łuskina odegrał ważną rolę w rozpowszechnianiu w Polsce tych politycznych i filozoficznych argumentów, przy pomocy których Amerykanie uzasadniali swoje prawo do rewolucji, prawo do obalenia istniejącego rządu i ustanowienia nowego”.[6]
Obok „Gazety Warszawskiej” również inne czasopisma przejawiały zainteresowanie rozwojem sytuacji w Ameryce Północnej. Były to m.in. „Wiadomości Warszawskie”, „Gazeta Narodowa i Obca”, a także miesięcznik wydawany przez Piotra Świtkowskiego — „Pamiętnik Historyczno-Polityczny”. Problematykę amerykańską w różnych latach końca XVIII wieku spotyka się również m.in. na łamach takich czasopism, jak: „Monitor”, „Zabawy Przyjemne i Pożyteczne” oraz „Magazyn Warszawski”. Publikowano artykuły informujące nie tylko o bieżących wydarzeniach, ale rozmaite rozważania i spekulacje na temat, jaki wpływ wyniki tej wojny mogą wywrzeć na międzynarodową sytuację i handel.
Dość obszerne były doniesienia z frontu działań wojennych. Ważniejsze bitwy były odnotowywane w czasopismach polskich. Widoczna była sympatia dla Amerykanów, podkreślano sprawiedliwy cel, o który walczą koloniści. Prawidłowo oceniano np. wyniki bitwy pod Saratogą, uznając jej decydujące znaczenie dla dalszego przebiegu wojny. Z zadowoleniem przyjęto również ostateczną klęskę Anglików pod Yorktown.
Chociaż Polacy odgrywali niemałą rolę w wojnie o niepodległość, ówczesne społeczeństwo polskie prawie nic na ten temat nie wiedziało. Nie publikowano informacji o działalności Kościuszki czy Pułaskiego. Tylko przelotnie „Gazeta Warszawska” wspomniała o tym, że Pułaski odparł wojska angielskie spod miasta Charleston. Informowała również o śmierci Pawła Grabowskiego, który walczył po stronie angielskiej. Legenda i sława polskich uczestników wojny o niepodległość powstała dopiero później.
Prasa ówczesna popularyzowała postacie przywódców amerykańskiej wojny o niepodległość. Zofia Libiszowska w swym interesującym, bogato udokumentowanym studium o stanowisku społeczeństwa polskiego wobec rewolucji amerykańskiej pisze: „Opinia polska odnosiła się początkowo z pobłażliwym lekceważeniem do «wyrosłych z gminu» przywódców nowego państwa. Z biegiem wydarzeń popularność ich rosła, tworzył się prawdziwy ich kult [...]. Rewolucja amerykańska i jej przywódcy porównywani są najczęściej do niderlandzkiej, lubowano się również w doszukiwaniu się podobieństwa do rzymskich mężów stanu — Brutusa, Katona, Fabiusza, Kasjusza i innych. Podkreśla się również analogie do przywódców angielskiej rewolucji: Hampdena i Cromwella”.[7]
Nazwiska generałów: Waszyngtona, Gatesa, Greene’a, Lincolna były wymieniane w informacjach z frontu wojennego. Największą popularnością cieszyli się oczywiście naczelny dowódca wojsk amerykańskich Jerzy Waszyngton i przedstawiciel kolonii we Francji Benjamin Franklin. Ten ostatni był znany wielu Polakom, którzy wówczas przebywali w Paryżu. Z Franklinem utrzymywał stosunki m.in. książę Czartoryski, a także Ignacy Potocki, Grzegorz Piramowicz. Zofia Libiszowska stwierdza — co jest zaskoczeniem — że w ówczesnej prasie polskiej nie znajdziemy prawie żadnej informacji o Jeffersonie, Dickinsonie czy Hamiltonie.
Zawarcie traktatu pokojowego w Paryżu w 1783 roku powitano w Polsce z zadowoleniem. Prasa podawała informacje o uznaniu młodej republiki przez kolejne mocarstwa europejskie. Piotr Świtkowski w „Pamiętniku Historyczno-Politycznym” w lutym 1784 roku pisał: „Te trzynaście prowincji są prawda teraz niemowlęciem, ale roztropność, pilność i patriotyzm, który się wydawał we wszystkich ich krokach, wnet je przyprowadzi do dojrzalszego wieku. Wewnątrz już przezwyciężyły największe trudności, z zewnątrz uznały już ich niepodległość wszystkie narody, które się cisną, winszując im nowo nabytej politycznej istotności i ofiarowując im przyjaźń i przychylność swoją”. Nie ukrywano też, że przed młodym państwem amerykańskim stoją poważne problemy do rozwiązania, zarówno natury wewnętrznej, jak zewnętrznej. Wspomniano o niepokojąco wysokim zadłużeniu Stanów Zjednoczonych i o stałym zagrożeniu niepodległego bytu, na co Polacy w ówczesnych warunkach byli szczególnie uczuleni.
Czy rewolucja amerykańska miała wpływ na życie polityczne w Polsce? Nie jest łatwo odpowiedzieć na to pytanie, jeżeli nie chce się go zbyć odpowiedzią przeczącą. Polska przecież nie utrzymywała stosunków oficjalnych ze Stanami Zjednoczonymi i nie próbowała włączyć się w jakąkolwiek akcję dyplomatyczną związaną z wojną angielsko-amerykańską. Zofia Libiszowska doszukała się jednak pewnych śladów wpływów amerykańskich na ówczesne życie polityczne w Polsce. Pisze ona: »Stwierdzić należy, że korzystanie z wzorów amerykańskich w praktyce życia publicznego w Polsce było w tym czasie jeszcze nieznaczne i jest trudno uchwytne. Niemniej w ówczesnej publicystyce polityczno-społecznej niektóre momenty amerykańskiej rewolucji i toczącej się wojny wprowadzone zostały do politycznej argumentacji. „Monitor” nawołując w roku 1778 do reform ustrojowo-społecznych zapewniał, że Amerykanie rozrost i siłę swego nowo powstałego państwa zawdzięczają temu, „że tam ani Kongresów, ani partykularnych zrywać nie umieją zjazdów i wszystek gmin jest wolny”«.[8]
Już po zakończeniu zwycięskiej wojny o niepodległość, kiedy młoda republika borykała się z wieloma problemami, nie brakowało w polskich czasopismach artykułów wskazujących na słabość systemu amerykańskiego: mało skuteczny Kongres, sprzeczności interesów różnych stanów itp. Dlatego też sympatycy niepodległej republiki z zadowoleniem przyjęli opracowany w 1787 roku projekt konstytucji Stanów Zjednoczonych.
W latach wielkiego zrywu patriotycznego, w dobie Sejmu Czteroletniego Polacy często powoływali się na przykład Amerykanów, na ich wolę walki o niepodległość i wprowadzane reformy. Konstytucja Stanów Zjednoczonych mogła mieć pewien wpływ na Konstytucję 3 maja.
Wzmożone zainteresowanie eksperymentem amerykańskim częściowo zaspokajały publikacje zawierające zasady konstytucji amerykańskiej i Artykuły Konfederacji. Teksty te opatrywano komentarzami, analizując słabe i mocne strony systemu amerykańskiego. Nie chodziło oczywiście o kopiowanie przykładu amerykańskiego. Starano się jedynie wybierać to, co mogło ułatwić przeprowadzenie reform w Polsce. „Odległe sprawy Ameryki, państwa, które drogą orężnej rewolucji wywalczyło sobie niepodległość i stworzyło nowe formy ustroju, uwieńczone aktem konstytucji, dostarczały argumentów dyskusjom i polemikom, wzbogaciły polityczne słownictwo, stały się znane i spopularyzowane w szerokich kołach społeczeństwa”.[9] W obozie postępowym w Polsce eksponowano te aspekty rewolucji amerykańskiej, które mówiły o wolności osobistej człowieka i zniesieniu przywilejów stanowych. Podkreślał to zwłaszcza Hugo Kołłątaj. „Pierwsze państwo zorganizowane na fundamencie aktu konstytucyjnego — pisze Zofia Libiszewska — zasadniczej karty wolności, zabezpieczającej obywatelom ich podstawowe prawa naturalne, pociągnęło uwagę polskich polityków i reformatorów w dobie Sejmu Czteroletniego. Zdawano sobie również w pewnym stopniu sprawę, że za Oceanem narodziło się nowe pojęcie patriotyzmu i narodu. Polscy bohaterowie spod Dubienki, Zieleniec, Racławic, Szczekocin czy Warszawy nie wywalczyli jak Amerykanie wolności dla swej ojczyzny, ale uwielokrotnili przerzuconą zza Oceanu ideę patriotyzmu i dowiedli, że i w Polsce również kształtowało się i krwią jej synów cementowało nowe pojęcie narodu, który zdolny był przetrwać ciężką próbę rozbiorów”.[10]
W sferze polsko-amerykańskich związków myśli szczególną pozycję wyznacza się dziełu Goślickiego. W 1568 roku w Wenecji ukazało się po łacinie pierwsze, a w 1607 roku drugie wydanie traktatu politycznego biskupa Wawrzyńca Goślickiego De optimo senatore libri duo, dedykowane Zygmuntowi Augustowi. Mieczysław Haiman wysuwa przypuszczenie, że dzieło Goślickiego mogło mieć wpływ na niektóre koncepcje zawarte w amerykańskiej Deklaracji niepodległości.[11]
Teza ta jest wątpliwa, choć trudno zależność taką całkowicie wykluczać. Goślicki był sekretarzem Zygmunta Augusta, który wysyłał go w różnych misjach dyplomatycznych. Studiował w Akademii Krakowskiej, następnie w Bolonii, Padwie i Rzymie. Znał polityczne traktaty filozofów starożytnych — Platona, Arystotelesa, Cycerona. W swojej pracy lansował m.in. tezę, że senat jest głównym czynnikiem utrzymującym równowagę polityczną między monarchą i szlachtą.
Traktat Goślickiego był kilkakrotnie wydany w języku angielskim — pierwszy raz ukazał się w 1598 roku. W Anglii dzieło to uznano za zbyt liberalne i skonfiskowano. Egzemplarze traktatu krążyły w Ameryce i mogły być znane twórcom Deklaracji niepodległości i konstytucji Stanów Zjednoczonych. Nie musi to jednak oznaczać bezpośredniego oddziaływania myśli Goślickiego. Amerykańscy mężowie stanu, jak Tomasz Jefferson, byli doskonale oczytani w dziełach starożytnych filozofów, od których Goślicki zaczerpnął niektóre tezy, i to wspólne źródło tłumaczyć może pewną zbieżność poglądów autorów Deklaracji niepodległości i Goślickiego. Zbieżność ta nie jest jednak tak duża, jak sądził M. Haiman i inni. Do takiego wniosku doszedłem po zapoznaniu się z angielskim tekstem dzieła Goślickiego.[12]
Goślicki bronił monarchii, choć monarchii oświeconej i liberalnej. Najlepszy — twierdził — jest „monarcha rządzący przy pomocy prawa” (monarch governing by law).[13] Rząd jego zdaniem powinien składać się ze współpracujących ze sobą: monarchy, senatu i ludzi lub ludu (the people), specyficznie rozumianego, o czym niżej. Z tego choćby względu nie mógł liczyć na uznanie tych licznych kolonistów, którzy uważali się za republikanów. Wielu jednak walcząc o niepodległość Stanów Zjednoczonych nie było przeciwnikami monarchii. O sympatie dla systemu monarchicznego podejrzewano nawet Jerzego Waszyngtona i innych kolonistów wywodzących się z rodów arystokratycznych.
Goślicki pisze również o lojalności wobec kraju i o wolności. Słowo liberty pojawia się w jego pracy wielokrotnie. Używa często słowa „sprawiedliwość” lub „naturalna sprawiedliwość“ (natural justice). Stwierdza, że rząd powinien zapewnić ludziom „najwyższe szczęście” (utmost happiness).[14] „Najlepszy jest z pewnością taki rząd, pod którym ludzie są najbardziej szczęśliwi” (That government is certainly the best, in which the people are most happy).[15] Deklaracja niepodległości z 4 lipca 1776 roku również mówiła o „prawie dążenia do szczęścia”.
Senatowi wyznacza Goślicki funkcje regulacyjne, pojednawcze w stosunkach między władzą (regal authority) a ludem (power of the people). Otóż termin power of the people — władza ludu, był używany przez twórców Stanów Zjednoczonych. Doceniali oni również znaczenie senatu jako instytucji politycznej. Pojęcie people u Goślickiego dalekie jest od demokratyzmu. Do kategorii people zaliczał ludzi odpowiednio urodzonych, wykształconych i zdolnych do zajmowania stanowisk (generous by birth, civilized by education and every way duly qualified to fill the public offices of a state).[16] To również odpowiadało poglądom niektórych „ojców założycieli” Stanów Zjednoczonych.
Koloniści amerykańscy cierpiący z powodu nadużyć władzy królewskiej z zainteresowaniem musieli czytać następujące wywody Goślickiego: „Czasami wspólnota choć dobrze zorganizowana, przez złe zarządzanie i złą administrację ze strony władz nagle zostaje obalona i przekształca się z jednej formy politycznej w drugą. Tak się często dzieje, gdy królowie przekształcają się w tyranów” (sometimes a commonwealth, though in itself well ordered and constituted, is by the mismanagement and mal-administration of those who preside over it, suddenly overturned and passes from one political form, into another).[17] Pokazywał więc niejako mechanizm rewolucji. W takich wypadkach — jego zdaniem — tłum, motłoch (mob) uzurpuje sobie władzę.
Goślicki szczegółowo rozpatruje rolę senatu, tryb wyborów, zachowanie się senatorów, sposób przemawiania itp. Powołuje się przy tym na liczne przykłady z historii. Być może, jego entuzjastyczna ocena senatu w jakiś sposób mogła zachęcić kolonistów do ukształtowania senatu w tej formie, jaka znalazła wyraz w konstytucji Stanów Zjednoczonych.
Pogląd, że traktat Goślickiego miał wpływ na myśl polityczną w Ameryce, jest dość rozpowszechniony. Wspomniano o tym nawet na forum senatu amerykańskiego.[18] Senator J. Glenn Beall, republikanin ze stanu Maryland, położył nacisk na cztery kardynalne zasady zawarte w dziele Goślickiego, które znalazły szerokie odzwierciedlenie w amerykańskiej myśli politycznej: 1. Istnieją prawa, które są ponad człowiekiem, nawet ponad władcą. 2. Prawa te powinny wynikać z zasad chrześcijańskich. 3. W sytuacji, kiedy istnieją sprzeczne poglądy, należy uciec się do mediacji. 4. Zarówno naród, jak i indywidualny człowiek czerpie swą godność i cel z zasad chrześcijaństwa.
Senator Hugh D. Scott, republikanin z Pensylwanii, zacytował w debacie następujący fragment dzieła Goślickiego: „Czasami ludzie sprowokowani i poirytowani tyranią oraz uzurpatorstwem króla sprawiedliwie bronią niewątpliwego prawa i swoich swobód i drogą dobrze zorganizowanego sprzysiężenia lub przy użyciu broni zrzucają jarzmo, wypędzając swych panów i władców, i biorą władzę całkowicie w swoje ręce”. Senator Scott wyraził przekonanie, że sformułowanie to jest zbliżone w swej filozoficznej wymowie do uchwalonej 190 lat później Deklaracji niepodległości.[19]
Traktat Goślickiego miał na celu wskazać, w jaki sposób stworzyć mądry i sprawiedliwy rząd, a poddanych uczynić szczęśliwymi. Ten problem niewątpliwie mógł zainteresować kolonistów amerykańskich, którzy czuli się dyskryminowani przez Koronę angielską. Niejeden zapewne miał w swej bibliotece dzieło Goślickiego. Ale szczegółowe określenie wpływu, jaki mógł wywrzeć ten traktat na postanowienia Deklaracji niepodległości czy konstytucji Stanów Zjednoczonych, jest bardzo trudne i zarazem ryzykowne.
W okresie dyskusji nad kształtem konstytucji amerykańskiej w czasie konwencji w 1787 roku wspomniano wielokrotnie Polskę. Tak np. Aleksander Hamilton powołując się na przykład elekcji króla polskiego proponował, aby w Stanach Zjednoczonych prezydent wybierany był dożywotnio. Większość delegatów konwencji federalnej wypowiedziała się jednak przeciw propozycji Hamiltona. Polskę wspomniał również w swej wypowiedzi James Madison wyrażając obawę, aby w przyszłości obce rządy nie wywierały nacisku na wybór prezydenta Stanów Zjednoczonych, jak to się działo przy wyborze króla Polski. Zwolennicy silnej władzy wykonawczej wskazywali na przykładzie Polski, do jakich zgubnych skutków może doprowadzić słaba władza wykonawcza.
W Stanach Zjednoczonych entuzjastycznie przyjęto wiadomość o uchwaleniu Konstytucji 3 maja. Pisała o tym szeroko prasa, wznoszono toasty na jej cześć przy okazji patriotycznych zebrań, wypowiadały się na jej temat wybitne osobistości amerykańskie. Pierwsza wiadomość o Konstytucji 3 maja opublikowana została w bostońskiej gazecie „Columbian Centinel” 6 lipca 1791 roku.
Prasa amerykańska donosiła o entuzjastycznych nastrojach panujących w społeczeństwie polskim po uchwaleniu Konstytucji 3 maja. W korespondencji z Warszawy datowanej 4 maja dziennik amerykański informował: „Wczoraj dokonała się tutaj najważniejsza rewolucja [...]. Jego Królewska Mość oświadczył, że konstytucja została opracowana na podstawie angielskiego i amerykańskiego systemu rządowego [...]. Rewolucja ta może mieć bardzo poważne konsekwencje”.[20] W korespondencji nadesłanej trzy dni później z Warszawy dziennik stwierdza, że w Warszawie utrzymuje się entuzjazm społeczeństwa. Skłoniło to nawet tych, którzy byli początkowo przeciwni Konstytucji, do zadeklarowania poparcia na jej rzecz.
Kilka gazet amerykańskich zamieściło obszerne omówienie głównych zasad Konstytucji 3 maja.[21] Opisano przy tym szczegółowo procedurę przyjęcia Konstytucji i radość mieszkańców stolicy na wieść o jej uchwaleniu. „Gazette of the United States” podkreślała, że rewolucja w Polsce „tak szczęśliwie zaczęta” odbywa się „bez gwałtu lub tumultu”.[22] Ten sam dziennik w innym artykule nazwał uchwalenie Konstytucji 3 maja „najwspanialszą rewolucją, jaka kiedykolwiek się wydarzyła w wyniku powszechnej jedności przebudzonego narodu i przy pełnej filozoficznej zgodności”.[23]
Nowojorski dziennik pisał: „Rewolucja, która tak nagle wybuchnęła w Polsce, jest niezwykle ważnym i interesującym wydarzeniem i jeśli zostanie w pełni poparta i zrealizowana, zupełnie zmieni ten kraj wyprowadzając go ze strasznej monarchii elekcyjnej. Jest to kraj niezwykle zasobny w ludność i produkty, pod dobrymi rządami może dojść do rangi mocarstwowej w tej części Europy”.[24]
Prasa amerykańska niezwykle pochlebnie pisała o Stanisławie Auguście. Podkreślano, że jest to jeden z najbardziej oświeconych władców w Europie, że cieszy się poparciem i szacunkiem społeczeństwa polskiego. Stanisław August jest — jak pisał jeden z dzienników — „nie królem szat i bereł, nie królem diamentów i prerogatyw, lecz królem umysłu, zasad, królem mądrości i cnót”.[25] Króla polskiego i Konstytucję 3 maja chwalił angielski filozof Edmund Burke. Jego opinie były cytowane w prasie amerykańskiej. Porównywał polską konstytucję z francuską, krytycznie wyrażając się o tej ostatniej. Prasie amerykańskiej podobało się przede wszystkim to, że w Polsce nie doszło do przelewu krwi i do konfiskaty majątków. Taki przebieg wydarzeń bardzo odpowiadał amerykańskim kołom burżuazyjno-liberalnym.
Poeci amerykańscy Joel Barlow i David Humphreys, pozostający w służbie dyplomatycznej Stanów Zjednoczonych, pisali hymny pochwalne na cześć oświeconego króla polskiego i Konstytucji 3 maja. Jerzy Waszyngton, Tomasz Jefferson i inne czołowe osobistości wojny o niepodległość z uznaniem wyrażali się o polskiej konstytucji. Jerzy Waszyngton przypisywał zasługę jej uchwalenia Stanisławowi Augustowi.[26]
Amerykanie do dzisiejszego dnia czczą Konstytucję 3 maja. Co roku w Kongresie amerykańskim 3 maja jest uroczyście obchodzony jako dzień polskiej konstytucji. W okresie powojennym debata na ten temat nabrała — obok historycznego, które miała dotychczas — również politycznego znaczenia. Świadczą o tym wypowiedzi współczesnych parlamentarzystów amerykańskich.
Kongresman Thaddeus Machrowicz (demokrata z Michigan) nazwał Konstytucję „świadectwem polskiej tradycji wolności i demokracji”, „najstarszą demokratyczną konstytucją opracowaną w Starym Świecie do tego czasu. Konstytucja ta, karta ludzkich swobód, została przyjęta w Polsce w dobie amerykańskiej i francuskiej rewolucji. W ten sposób Polska przyłączyła się do nowej republiki amerykańskiej uświęcając konstytucyjne ideały ludzkiej godności i wolności”.[27]
Występujący w tej samej debacie kongresman John Dingell (demokrata z Michigan) stwierdził, że Konstytucja 3 maja „była kamieniem węgielnym postępu, kroczącego drogą wyznaczaną przez konstytucję [amerykańską — L.P.] i Bill of Rights [artykuły konstytucji o prawach obywatelskich — L.P.], które uczyniły Amerykę wolnym krajem wolnych ludzi”.[28]
Kongresman Alvin E. O’Konski (republikanin z Wisconsin) oświadczył, że Konstytucja 3 maja interesuje Amerykanów dlatego, że Polska była pierwszym krajem, który po uchwaleniu konstytucji Stanów Zjednoczonych wprowadził w swojej ustawie zasadniczej wiele zasad wzorowanych na artykułach konstytucji amerykańskiej.[29]
Dużych podobieństw między Konstytucją 3 maja a konstytucją amerykańską doszukał się kongresman Frank Thompson, demokrata ze stanu New Jersey: podobieństwo wykazują „prawa obywatelskie, podział władzy, dwuizbowy parlament itp. Różnica polega na tym, że Amerykanie byli w stanie obronić swą konstytucję, podczas gdy polski dokument w wyniku wypadków dziejowych nie mógł przetrwać”.[30] „Fakt, że Konstytucja 3 maja została uchwalona wkrótce po uchwaleniu naszej konstytucji, nie jest w żadnym razie sprawą przypadku” — stwierdził kongresman James C. Murray, demokrata ze stanu Illinois.[31]
Często przypominano w debatach kongresowych pochlebne wypowiedzi Jerzego Waszyngtona o Konstytucji 3 maja oraz roli Stanisława Augusta. Wielokrotnie również przewijał się w wypowiedziach kongresmanów temat wzajemnych związków Konstytucji 3 maja i Deklaracji niepodległości. Kongresman Martin wyraził wręcz pogląd, że inicjatorzy polskiej konstytucji „czerpali inspirację i działali pod wpływem ideałów zawartych w amerykańskiej Deklaracji niepodległości“.[32]
„Hołd, który składamy dziś polskiej konstytucji, znajduje uzasadnienie w tym, że wzorowała się ona na naszych artykułach o prawach obywatelskich (Bill of Rights) oraz na Karcie Wolności (Charter of Freedom). Przyjęcie Konstytucji 3 maja przez naród polski w 1791 roku wprowadziło na kontynent europejski te same podstawowe koncepcje wolności i godności ludzkiej oparte na prawie, które tu, w Ameryce, przyjęliśmy kilka lat wcześniej” — powiedział kongresman Roman C. Pucinski, demokrata z Illinois.[33]
„Konstytucja 3 maja 1791 roku była liberalnym, demokratycznym i postępowym dokumentem” — stwierdził kongresman Thaddeus J. Dulski, demokrata z Nowego Jorku.[34] Te przymiotniki najczęściej pojawiają się w ocenach konstytucji polskiej przez kongresmanów i senatorów amerykańskich.
„Polska Konstytucja z 3 maja 1791 roku, opracowana wkrótce po naszej Deklaracji niepodległości i naszej konstytucji, jest doniosłym dokumentem praw ludzkich, sprawiedliwości społecznej, tolerancji religijnej, wkładem Polaków w dziedzictwo wolności” — powiedział kongresman Barrett O’Hara, demokrata z Illinois.[35]
Podobny pogląd wyraził kongresman Lucien N. Nedzi, demokrata z Michigan, który przyznał Konstytucji 3 maja światową rangę, stawiając ją obok amerykańskiej i francuskiej.[36] Tenże kongresman rok później ocenił, że Konstytucja 3 maja powstała pod dużym wpływem ruchów liberalnych w Ameryce, Anglii i we Francji. Polacy — dowodził — którzy wnieśli wkład w opracowanie polskiej konstytucji, znali i cenili zasady konstytucji Stanów Zjednoczonych.[37]
Z okazji 172. rocznicy Konstytucji 3 maja Związek Narodowy Polski zorganizował w Chicago uroczystość, na której przemawiał ówczesny wiceprzewodniczący Lyndon B. Johnson. On również dokonał porównania konstytucji polskiej z konstytucją amerykańską. „Polska konstytucja z 1791 roku wprowadziła na kontynent europejski te same zasady samorządu i sprawiedliwości, które konstytucja amerykańska z 1789 roku wprowadziła na kontynent północnoamerykański. Obydwie konstytucje były rewolucyjnymi dokumentami. Obydwie znosiły różnice klasowe. Obydwie gwarantowały wolność słowa i sumienia”. Obie konstytucje — stwierdził Lyndon B. Johnson — wychodziły z fundamentalnego założenia, że najwyższa władza pochodzi od narodu.[38]
W 1970 roku ówczesny kongresman, a następnie prezydent Stanów Zjednoczonych Gerald Ford powiedział: „Chciałbym się przyłączyć do wszystkich moich kolegów i wszystkich Amerykanów polskiego pochodzenia dla uhonorowania 179 rocznicy polskiej konstytucji z 1791 roku. Konstytucja ta podobnie jak nasza wychodziła z założenia, że władza obywatelska bierze się z woli narodu. Niestety, historia nie była łaskawa dla naszych polskich braci”.[39] Rok później, w 1971 roku, Gerald Ford ponownie zabrał głos podczas debaty w Izbie Reprezentantów poświęconej Konstytucji 3 maja i podkreślił bliskie związki między polską konstytucją i konstytucją Stanów Zjednoczonych.[40] Członek Izby Reprezentantów, pani Martha W. Griffiths wyraziła przekonanie, iż jest rzeczą słuszną, że Kongres amerykański uroczyście obchodzi rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 maja, która ma tyle podobieństw z konstytucją Stanów Zjednoczonych. Zasadnicze rysy filozoficzne obu konstytucji wywodzą się z tych samych źródeł.[41]
Kongresman William E. Minshall, republikanin z Ohio, przedłożył 2 maja 1974 roku w Izbie Reprezentantów projekt rezolucji postulującej, aby prezydent Stanów Zjednoczonych ogłosił 3 maja każdego roku „dniem polskiej konstytucji”. Powołał się na wspólnotę ideałów Konstytucji 3 maja i konstytucji Stanów Zjednoczonych, na fakt, że obecnie Kongres, legislatury stanowe, gubernatorzy, burmistrzowie podejmują samorzutnie decyzje obchodu rocznicy Konstytucji 3 maja. Prezydent — zdaniem Minshalla — powinien co roku wezwać społeczeństwo amerykańskie do uroczystego uczczenia Konstytucji 3 maja.[42] Przemawiając w Senacie 29 kwietnia 1981 roku z okazji 190 rocznicy Konstytucji 3 maja demokratyczny senator Paul S. Sarbanes ze stanu Maryland stwierdził, że konstytucja ta jest „jednym z wielkich osiągnięć w historii Polski i jednym z największych światowych dokumentów politycznej wolności i religijnej tolerancji”.[43]
W lecie 1981 roku sytuacja polityczna w Polsce była napięta, istniała nawet groźba interwencji z zewnątrz. Kongresman Robert A. Roc z New Jersey przedłożył 29 kwietnia 1981 roku w Izbie Reprezentantów projekt rezolucji, która powołując się na zasady Konstytucji 3 maja o zachowaniu integralności państwa apelowała do ZSRR i państw sąsiadujących z Polską, aby — w związku z przemianami zachodzącymi w Polsce w 1981 roku — pozwoliły Polakom rozwiązywać swe problemy bez ich interwencji.[44]
Kongresman John G. Fary z Illinois w swej wypowiedzi 30 kwietnia 1981 roku podkreślił, że na kształt Konstytucji 3 maja duży wpływ miały konstytucja Stanów Zjednoczonych, Deklaracja Niepodległości, a przede wszystkim — potrzeby Polski. Konstytucję 3 maja określił mianem „interesującej mieszaniny tradycji i oświeconych idei”. „Obecny rząd — powiedział 30 kwietnia 1981 roku kongresman Fary — zakazuje jakiejkolwiek wzmianki o Konstytucji 3 maja ignorując jej istnienie. Obchody Konstytucji 3 maja są wręcz zakazane. Mimo to siła jej idei tkwi w sercach Polaków. Tu, w Stanach Zjednoczonych, gdzie żyjemy ciesząc się naszą wolnością, możemy zastępować głosy naszych braci i sióstr”.[45]
Kongresman Edward J. Derwiński z Illinois 1 maja 1981 roku z okazji rocznicy Konstytucji 3 maja stwierdził, że jest ona przypomnieniem, iż „Polska była jednym z pionierów wolności w Europie”. »Dziś — stwierdził Derwiński — ruch „Solidarności” przynosi nowe nadzieje na rozkwit Polski nawiązując do jej wielkich tradycji i ideałów«.[46]
Również kongresman Franc Annunzio z Illinois w przemówieniu z 4 maja 1981 roku na forum Izby Reprezentantów nawiązał do 190 rocznicy Konstytucji 3 maja oceniając aktualną sytuację polityczną w Polsce. „Polacy — powiedział — kontynuują dziś walkę o swobodę decydowania o swej przyszłości, jak również o wolność ekonomiczną, religijną i prawa obywatelskie. My Amerykanie zdecydowanie popieramy obronę cennego dziedzictwa”.[47]
Kongresman Clement Zabłocki z Wisconsin 7 maja 1981 roku powiedział w Izbie Reprezentantów, że polska konstytucja z 1791 roku była nie tylko pionierskim dokumentem na kontynencie europejskim, lecz także drugim po konstytucji Stanów Zjednoczonych modelowym dokumentem rządów demokratycznych dla przyszłych pokoleń.[48]
W 1990 roku z okazji 199 rocznicy Konstytucji 3 maja członkowie Kongresu Stanów Zjednoczonych zabrali głos na forum obu izb. Kongresman z Wisconsin Gerald D. Kleczka stwierdził, że o ile w 1791 roku Stany Zjednoczone niewiele mogły pomóc Polsce, o tyle obecnie, w sytuacji zasadniczych zmian polityczno-gospodarczych w Polsce, powinny udzielić jej wsparcia. Wezwał członków Kongresu do udzielenia Polsce pomocy w przejściu do demokratycznego systemu politycznego i do gospodarki rynkowej.[49] W podobnym duchu wypowiedzieli się również inni kongresmani i senatorowie.
Amerykanie ubolewali z powodu rozbiorów Polski i wyrażali Polakom współczucie. Jefferson nazwał rozbiory Polski „zgubnym precedensem”, „zbrodnią” i „zgrozą”, a prawnik i polityk amerykański Henry Wheaton — „najjaskrawszą obrazą przyrodzonej sprawiedliwości i prawa międzynarodowego, obrazą, jakiej nie widziano od chwili, gdy Europa wydobyła się ze stanu barbarzyństwa”.[50]
Współczuciu dla Polski dawali wyraz w publicznych wystąpieniach m.in. tacy przywódcy amerykańscy, jak James Monroe, John Hancock, Samuel Adams, generałowie Thomas Mifflin, Horatio Gates, „Light-Horse Harry” Lee i Stephen Moylan. Aleksander Hamilton i John Adams również wyrazili żal z powodu wymazania Polski z mapy politycznej świata. „Ówczesna prasa amerykańska prezentowała szczegółowo wydarzenia zachodzące w Polsce. Już sam ten fakt jest dowodem wielkiego zainteresowania Stanów Zjednoczonych ówczesną Polską. Oczywiście wiadomości nie były pełne. Ale ogólnie rzecz biorąc informacje były wystarczające, aby dać czytelnikowi jasny obraz sytuacji”.[51] Biorąc pod uwagę odległość dzielącą Stany Zjednoczone i Polskę, trudności w transporcie i łączności, należy stwierdzić, że ówczesna prasa amerykańska dostarczała zadziwiająco dużo informacji z Polski.
Gdy dokonywał się pierwszy rozbiór Polski, nie było jeszcze niepodległych Stanów Zjednoczonych, ale prasa kolonialna informowała o wydarzeniach zachodzących w Polsce. Ze zrozumiałych względów rewolucja amerykańska przesłoniła wszystkie inne sprawy, później znów Polsce zaczęto poświęcać więcej uwagi.
Wszystkie ważniejsze wydarzenia w Polsce między pierwszym a trzecim rozbiorem znajdowały odbicie w prasie amerykańskiej i były dość obszernie komentowane.
Konfederację targowicką pismo filadelfijskie nazwało „sprzysiężeniem przeciw konstytucji”.[52] Inne pismo donosiło o nadciągających nad Polskę groźnych chmurach. „Polska wkrótce doświadczy smutnych skutków intryg dworskich”. Pismo zapowiadało prawdopodobną interwencję wojsk rosyjskich i „stanowczy opór” Polaków.[53] „The American Museum” przewidywało atak Prus i Rosji na Polskę.[54] „Dunlap’s American Daily Advertiser” pisał zaś, że celem tego ataku będzie obalenie Konstytucji 3 maja i drugi rozbiór Polski.[55] To samo pismo cztery dni wcześniej donosiło w artykule sygnowanym z Londynu 4 czerwca, że „despoci Europy zapoczątkowali wojnę przeciw narodowi polskiemu, który dokonał rewolucji i osiągnął wolność bez przelewu krwi i z poszanowaniem świętego prawa własności”. Inne pismo informowało czytelnika amerykańskiego o działalności targowiczan nazywając ich zdrajcami Polski.[56]
Od momentu wkroczenia wojsk carskich w 1792 roku wydarzenia w Polsce znajdowały odbicie w amerykańskiej prasie. Układ sił uznano za wyjątkowo nierówny i prasa amerykańska od początku nie miała wątpliwości co do wyniku tej wojny. Eksponowano przykłady oporu ludności polskiej. Szczególnie często wymieniano nazwisko Kościuszki, prawdopodobnie z racji tego, że był osobą znaną wielu Amerykanom. W jednej z gazet opublikowano list nadesłany z obozu gen. Judyckiego. Autor listu pisał: „przykład Amerykanów, którzy ponieśli wiele porażek, zanim wywalczyli wolność, dodawał nam pewności siebie”.[57]
Na początku października 1792 roku w gazetach amerykańskich ukazała się wiadomość: „Nowa polska konstytucja została ostatecznie obalona. Pomimo bohaterstwa, patriotyzmu i odwagi Polaków zostali oni zmuszeni do ustąpienia przed przeważającymi siłami [...]. Jaka to hańba dla Europy, że nie znalazło się żadne państwo, które przyjaźnie odniosłoby się do sprawy tak zaszczytnej dla ludzkości”.[58] Podobnie skomentowano wkroczenie wojsk pruskich do Polski. Podkreślano równocześnie opór, jaki Polacy stawiali Prusakom, np. w Gdańsku.
Wiadomość o wybuchu powstania kościuszkowskiego wywołała w Stanach Zjednoczonych żywy odzew. „Duch rewolucyjny rozszerza się na wiele rejonów kraju” — pisał jeden z dzienników.[59] Ta sama gazeta opublikowała 22 sierpnia 1794 roku pełny tekst aktu insurekcji, wyjaśniającego przyczyny powstania. „Duch rewolucyjny panuje wszędzie” — donosił „Columbian Centinel”.[60] Zwycięstwo pod Racławicami i zajęcie Warszawy przez powstańców zostały odpowiednio wyeksponowane. W czasie obchodów święta narodowego Stanów Zjednoczonych nawiązywano do wydarzeń w Polsce. Solidaryzowano się z powstańcami, Kościuszce życzono, by stał się polskim Waszyngtonem. Jeden z czytelników w liście do redakcji pisał: „Generał Kościuszko służył pod sztandarami wolności w naszej armii. Mówi się, że posiada on wielkie uzdolnienia wojskowe i jest równie uczciwy jak dzielny. Z takimi cechami oraz patriotyzmem, wspierany przez dzielny naród, może mieć uzasadnioną nadzieję na zwycięstwo i może stać się Waszyngtonem Polski. Jestem pewien, że nie ma w tym nic złego, jeśli powiemy: «Boże dopomóż mu»”.[61]
Większość doniesień prasy amerykańskiej na temat powstania kościuszkowskiego miała charakter bezstronnej relacji. Ale sformułowania, jakich używano, nie budziły najmniejszej wątpliwości, że sympatia piszących jest po stronie Polaków. Oprócz informacji publikowano komentarze z jasno wyłożonym stanowiskiem redakcji. Tak np. nowojorski „The Herald” pisał: „Przywódcy polskiego powstania prowadzą bardzo sprawiedliwą politykę, walcząc o prawa dla wszystkich grup obywateli. Nie atakują istniejących przywilejów i w ten sposób zapewniają sobie poparcie arystokracji. Sami przywódcy pochodzą ze szlachty. Odłożyli opracowanie konstytucji do czasu pokoju, aż pozbędą się jarzma rosyjskiego. W ten sposób pozyskali różne odłamy społeczeństwa dla jednego celu”.[62] Nawet w trudnych sytuacjach, publikując niepomyślne wieści, starano się równoważyć je bardziej optymistycznymi notatkami.[63]
Doniesienie o klęsce Kościuszki pod Maciejowicami jeden z dzienników nazwał „najsmutniejszą wiadomością”.[64] Przez pewien czas nie było potwierdzenia tej informacji, co dało niektórym czasopismom amerykańskim podstawy do spekulacji, iż sytuacja powstańców może się jeszcze poprawić. Jedna z gazet wyraziła nawet nadzieję, że być może Francja przyjdzie Polsce z pomocą.[65] Kiedy jednak potwierdziły się wieści o porażce Kościuszki, ta sama gazeta stwierdziła, że teraz mogą nastąpić „najbardziej fatalne konsekwencje dla sprawy wolności Polski”.[66]
Jeden z dzienników zwrócił uwagę na stosunek Amerykanów do wydarzeń w Polsce. „W tym czasie gdy Amerykanie są spokojni o los swego kraju [...] są oni równocześnie nadzwyczaj podnieceni wydarzeniami i losem państw europejskich. Obserwujemy umacnianie się dążenia butnych dworów do podboju Polski [...]. Polska jest pocięta między sąsiadujących z nią tyranów [...]. Dzielni i nieszczęśliwi Polacy! Odległość stawia Was poza zasięgiem naszej pomocy! Lecz nasze porty są otwarte dla całego świata, a ziemia nasza dostarcza obfitych produktów. Nasze trwałe życzenia będą towarzyszyć Waszej walce o prawa narodowe”.[67] Po klęsce powstania najwięcej informacji w prasie amerykańskiej dotyczyło Kościuszki. Opisywano jak padł ranny pod Maciejowicami, w jakich okolicznościach wzięty został do niewoli i jak brutalnie obchodzą się z nim władze carskie itp. Nieco później informowano, że Kościuszko leczy rany odniesione pod Maciejowicami i że Rosjanie zamierzają postawić go przed sądem.[68]
Pojawiły się również doniesienia o trudnej sytuacji gospodarczej mieszkańców Warszawy, o braku żywności.[69] Inna gazeta podkreślała, że w Warszawie panuje spokój.[70] Pisano także o aresztowaniach przez władze carskie głównych twórców Konstytucji 3 maja i organizatorów powstania kościuszkowskiego.[71]
Kronikarze wczesnych stosunków polsko-amerykańskich nie mogą pominąć również udziału kilku Amerykanów w powstaniu kościuszkowskim, choć ma to raczej znaczenie symboliczne. Tak np. kapitan Abner Crump z Wirginii uczestniczył w bitwie pod Dubienką. Odznaczony został Krzyżem Virtuti Militari. Był zaprzyjaźniony z Kościuszką i swój udział w powstaniu traktował jako odwzajemnienie udziału Polaków w amerykańskiej wojnie o niepodległość. Inny uczestnik powstania, John Philips Ripley z Filadelfii, został wzięty do niewoli przez Rosjan.
W prasie amerykańskiej pisano o zbliżającym się trzecim rozbiorze Polski — „nieszczęśliwego kraju”, jak często ją określano. Jak każdy musiał być na to przygotowany, Polska jako samodzielne państwo nie istnieje już i cesarzowa Rosji oświadczyła, iż zamierza przejąć ten nieszczęśliwy kraj pod swoją opiekę”.[72] Dziennik pisał w mocnych słowach o hipokryzji zaborców.
„Niechaj Polska jak Feniks powstanie z popiołów”. Opinia publiczna żywo interesowała się losem Kościuszki. Na jego temat — o pobycie w twierdzy, uwolnieniu i powtórnym następnie przyjeździe do Stanów Zjednoczonych publikowano wiele informacji.
W czasie zebrań organizacji społecznych, patriotycznych, grup weteranów z okazji święta narodowego Stanów Zjednoczonych często mówiono o Polsce, wymieniano Kościuszkę i życzono Polakom, aby jak najszybciej zrzucili jarzmo niewoli. Często powtarzał się toast: „Niechaj Polska jak Feniks powstanie z popiołów”.
Książka niniejsza wprawdzie dotyczy udziału Polaków we wczesnym osadnictwie w Ameryce Północnej oraz w walce o niepodległość Stanów Zjednoczonych, ale obraz wczesnych związków polsko-amerykańskich byłby niepełny bez uwzględnienia działalności kilku Amerykanów w Polsce w końcu XVIII wieku. Poniżej przedstawiamy ich sylwetki.
Generał Charles Lee
Gdy mowa o związkach polsko-amerykańskich przed wojną o niepodległość Stanów Zjednoczonych, na uwagę zasługuje generał Charles Lee. Urodził się w Anglii w 1731 roku. Ojciec jego był generałem. Charles Lee kształcił się w Anglii oraz w Szwajcarii. W 1755 roku wyjechał do Ameryki, gdzie brał udział w walce z wojskami francuskimi. Po pięciu latach powrócił do Anglii. Nie czuł się tu jednak dobrze. Krytycznie odnosił się do polityki rządu królewskiego wobec kolonii amerykańskich.
Lee słyszał o polskim królu Stanisławie Auguście jako oświeconym władcy. Nie widząc perspektywy kariery w Anglii, borykając się z kłopotami materialnymi, postanowił zaciągnąć się do służby na jego dworze. Zebrał więc kilka listów polecających od arystokratów europejskich i w lutym 1765 roku zjawił się w Warszawie. Zatrzymał się u Czartoryskich. Król przyjął go życzliwie i zaprosił do stołowania na swoim dworze. Lee chciał wstąpić do armii polskiej, ale nie było odpowiedniego wakatu. A że cieszył się sympatią monarchy, ten mianował go swoim adiutantem z pensją 800 dukatów rocznie. W rewanżu Lee postanowił sprezentować królowi szablę Cromwella, którą miał w Anglii.
Charles Lee w swych listach bardzo pochlebnie wyraża się o Stanisławie Auguście i o księciu Czartoryskim, który „mówi i pisze po angielsku płynnie i poprawnie. Ma on w palcu niemal każdą książkę w naszym języku”[73] Jest zachwycony znajomością przez króla dzieł Szekspira. Za największą jego słabość uważał to, „że spędza za wiele czasu z kobietami, ale jest to grzechem całego kraju. Włochy nie mogą iść w porównanie z Polską co do miłostkowości; mężczyźni i kobiety są zawsze razem, już to zażywając tabakę, już to ziewając, już to wzdychając, nie mówiąc przy tym do siebie ani słowa — ale rozdzielić się nie mogą”.[74]
Stanisław August żywo interesował się sprawami politycznymi, zajmowała go polityka Anglii, zwłaszcza w odniesieniu do kolonii amerykańskich. Często na te tematy prowadził rozmowy z Lee, który znał doskonale Amerykę i podzielał opinie króla.
Korespondencja między Lee a Stanisławem Augustem świadczy, że król wiele uwagi poświęcał wydarzeniom w Ameryce i z sympatią odnosił się do dążeń niepodległościowych kolonii. Świadectwo to tym cenniejsze, że brak oficjalnej reakcji władz polskich w tej kwestii. Pod koniec 1766 roku Charles Lee powrócił do Anglii, przywożąc list od króla polskiego do Jerzego III. Niebawem wszakże znów widzimy go w Warszawie. Brał udział w walce z konfederatami barskimi, król awansował go do stopnia generała majora armii polskiej. W 1769 roku opuścił ostatecznie Warszawę i w towarzystwie ambasadora Repnina udał się do Rosji, skąd jednak szybko w 1770 roku okrężną drogą przez Sycylię i Maltę powrócił do Anglii.
W 1771 roku Charles Lee wyjechał do Ameryki. Brał udział w wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych, w pewnym okresie był drugim generałem po Waszyngtonie. Początkowo kierował ważnymi operacjami, zwłaszcza na południowym froncie, później walczył na północy w okolicy Nowego Jorku. Wyjeżdżając do Ameryki w 1776 roku Tadeusz Kościuszko miał od Czartoryskich listy polecające do Charlesa Lee. 13 grudnia 1776 roku Lee dostał się do niewoli w Basking Bridge w New Jersey. W wyniku interwencji Waszyngtona został uwolniony w maju 1778 roku. Z powodu niesubordynacji w bitwie pod Monmouth sąd wojskowy na rok pozbawił go dowództwa. Odpowiedział butnym listem do Kongresu, za co usunięto go z armii. Samotny, przybity swym losem Lee, osiedlił się w stanie Wirginia. W 1782 roku udał się do Filadelfii, gdzie zmarł. Pochowano go z wszystkimi wojskowymi honorami. Dopiero w 70 lat po jego śmierci wyszło na jaw, że dopuścił się zdrady — podczas pobytu w niewoli ujawnił generałowi angielskiemu Howe’emu plany armii amerykańskiej. Mimo tej niechlubnej karty niewątpliwe są jego zasługi dla sprawy niepodległości Stanów Zjednoczonych.
Amerykanin sekretarzem Stanisława Augusta
Za przejaw kontaktów polsko-amerykańskich w okresie przedrozbiorowym można uznać obecność na dworze Stanisława Augusta Louisa Littlepage’a w charakterze królewskiego sekretarza. Littlepage urodził się w 1762 roku w plantatorskiej rodzinie w stanie Wirginia. Po ukończeniu uniwersytetu w Wiliamsburgu udał się do Europy dla poznania świata i podniesienia swego ogólnego wykształcenia. Uchodził za młodzieńca zdolnego, parał się poezją, interesowała go polityka. Był inteligentny i lubiany w towarzystwie. Julian Ursyn Niemcewicz, który znał Littlepage’a w Polsce, w jednym z listów do Jeffersona w 1800 roku oceniał go jako „bardzo miłego towarzysza, pełnego rozumu i wiedzy”.
Początkowo Littlepage przebywał w Hiszpanii pod opieką swego krewnego, posła amerykańskiego Johna Jaya. Wkrótce jednak między Littlepage’em a jego opiekunem doszło do ostrego sporu na tle finansowym i Littlepage wyjechał do Paryża. Stąd wraz z księciem de Nassau udał się w podróż, która zaprowadziła go również do Polski. Był na sejmie w Grodnie w 1784 roku. Widocznie spodobało mu się w Polsce, skoro po otrzymaniu propozycji służby na dworze króla polskiego, przyjął ją. „Zdaje się — pisze M. Haiman — że Stanisław August, potrzebując angielskiego pisarza, sam zaprosił układnego młodzieńca do swego gabinetu, ale możliwe, że Littlepage [...] prędko ujął sobie króla, o czym świadczy fakt, że ten od razu zrobił go też szambelanem”.[75]
Littlepage wiedział, że zgodnie z prawem amerykańskim wstępując na służbę obcego państwa może utracić obywatelstwo amerykańskie, jeżeli nie uzyska na to zgody Kongresu. Dlatego też prosił króla o odpowiednie pismo do przewodniczącego Kongresu i udał się do Stanów Zjednoczonych, aby uporządkować swoje sprawy spadkowe i uzyskać zgodę władz amerykańskich na wstąpienie do służby na dworze polskim. Odwiedził przy tej okazji Jerzego Waszyngtona w jego posiadłości w Mount Vernon. Prosił również Johna Jaya o wstawiennictwo w swojej sprawie w Kongresie, a zwłaszcza o list polecający od Kongresu do króla polskiego. Jay jednak, któremu Littlepage nie spłacił ciągle jeszcze madryckich długów, przyjął od niego wszystkie dokumenty dla Kongresu, ale nie przesłał ich dalej, a nawet utrudniał wyjazd, zanim Littlepage nie spłaci długów. Przebieg swej kariery po przybyciu do Polski Littlepage niezwykle barwnie i przesadnie opisuje w jednym z listów z 1801 roku.
„Dnia 2 marca 1786 zostałem zaprzysiężony do gabinetu króla polskiego jako jego pierwszy tajny sekretarz z rangą szambelana. W lutym 1787 zostałem wysłany w celu ułożenia traktatu z carycą rosyjską w Kijowie, co doprowadziłem do skutku. W tym samym roku zostałem wysłany jako tajny i nadzwyczajny poseł na dwór Francji, aby pomóc w układach o wielkie poczwórne przymierze, które jednakowoż nie przyszło do skutku”.[76]
Stanisław August darzył Littlepage’a zaufaniem, obsypywał zaszczytami (w 1790 r. został odznaczony Orderem św. Stanisława) i powierzał mu ważne misje dyplomatyczne.
Na jesieni 1787 roku Littlepage wyjechał do Paryża w celu prowadzenia negocjacji dyplomatycznych mających ułatwić zawarcie czwórprzymierza z udziałem Anglii, Francji, Austrii i Polski. Przedstawicielem dyplomatycznym króla w Paryżu był w tym czasie hrabia Monnet, który będąc w podeszłym wieku od dawna prosił króla o zwolnienie z tych obowiązków. Król zwlekał, nie miał bowiem odpowiedniego kandydata na następcę. Wysyłając Littlepage’a do Paryża, pisał równocześnie do Monneta: „Zawikłane okoliczności, jak również niechęć moja do rozłączenia się z Panem, nie pozwoliły mi wcześniej ustąpić przed niecierpliwością, z jaką prosiłeś mnie pan o następcę. Dzisiaj czynię jej zadosyć, posyłając Panu Littlepage’a, młodego Amerykanina, który mi się ofiarował, a w którym znalazłem gorliwość i zdolności. Jest on pochlebnie znany w Paryżu, a ta okoliczność kazała mi go uważać za stosownego do prowadzenia w dalszym ciągu korespondencji, aż do chwili, gdy będę mógł mieć we Francji ministra. Oddaję go pod pański kierunek i nakazuję postępować według pańskich wskazówek. Jeśli młodość będzie powodem odmówienia mu pewnego stopnia zaufania, to ponieważ mentor, jakiego mu daję, jest znanym, niedługo będzie na nie czekał. To przekonanie było pobudką mego wyboru”.[77]
Z Paryża Littlepage napisał list do matki w Wirginii, w którym chwali sobie swoją sytuację materialną, króla polskiego uważa za szczodrego. Uskarża się jednak, że burzliwe życie dworskie nuży go, i marzy o powrocie do zacisza w Wirginii. Zapowiada nawet, iż przekaże za pośrednictwem posła amerykańskiego w Paryżu, Tomasza Jeffersona, pieniądze na zakup farmy w Stanach Zjednoczonych, gdzie chciałby spokojnie osiąść. Na farmę tę Littlepage odkładał pieniądze prawdopodobnie z kiesy królewskiej. Wskazuje na to list Jeffersona do Madisona z 31 lipca 1778 roku, w którym Jefferson pisze, że Littlepage „trochę przeciągnął strunę”, żądając więcej pieniędzy od króla polskiego.
Littlepage nie osiągnął w Paryżu sukcesów dyplomatycznych. Na jego miejsce Stanisław August wysłał innego przedstawiciela. Littlepage brał udział w wojnie rosyjsko-tureckiej. Wrócił do Warszawy i w 1789 roku wyjechał do Włoch, a następnie do Madrytu. Tu przekazał posłowi amerykańskiemu list króla polskiego adresowany do Jerzego Waszyngtona. List ten jednak nigdy nie dotarł do prezydenta Stanów Zjednoczonych.
W 1791 roku Littlepage wrócił do Warszawy. W okresie nasilonej aktywności stronnictwa patriotycznego był z nim związany wykonując różne misje dyplomatyczne. Kiedy drugi rozbiór Polski był już nieuchronny, król chcąc wytargować możliwie najkorzystniejsze warunki zadanie to powierzył właśnie Littlepage’owi. Misji tej jednak sprzeciwił się ambasador rosyjski Jakow Sievers.
Król miał widocznie poczucie długu wobec Littlepage’a, bowiem 24 marca 1793 roku wystosował do niego list, w którym wspomina o jego zaletach i o tym, że nie jest w stanie zabezpieczyć mu dostatecznej fortuny. Kasa królewska była wówczas pusta. Król był zadłużony, a mimo to przeznaczył dla Littlepage’a 1200 dukatów, których nie mógł mu wypłacić, ale do której to sumy mógł on zgłaszać roszczenia nawet po śmierci króla.
Littlepage wyegzekwował tę należność od Rosjan. Współpracował z ambasadorem carskim w Warszawie, przekazując mu ważne informacje polityczne z dworu królewskiego. Sievers w liście z kwietnia 1793 roku informuje Littlepage’a, że władze rosyjskie zapewnią mu „szczęśliwe i spokojne życie na starość”.
Rada Najwyższa Narodowa traktowała Littlepage’a jako zdrajcę i sprzymierzeńca caratu. Przekazywał poufne informacje króla dowódcy wojsk rosyjskich w Polsce, generałowi Josifowi Igelströmowi. W liście do Kościuszki Littlepage protestował przeciw takim zarzutom i domagał się powołania komisji, która by zbadała wysuwane przeciw niemu zarzuty. Powoływał się przy tym na swe obywatelstwo amerykańskie i na sprawiedliwość Kościuszki jako generała amerykańskiego. Kościuszko jednak nie chciał angażować się w tę sprawę. Na przypominanie związku ze Stanami Zjednoczonymi odpowiedział: „Tytuł Amerykanina będzie zawsze dla mnie święty. Nie potrzebuje Pan przypominać mi go, aby znaleźć u nas sprawiedliwość. Naród, który walczy o uzyskanie jej od swoich prześladowców, czyżby mógł innym jej odmówić?”
W okresie powstania kościuszkowskiego Littlepage dał się poznać jako patriota. Złożył nawet kilkusetzłotową składkę na rzecz czynu powstańczego. Naraził się tym władzom carskim. Mimo to uratował głowę po klęsce powstania. Policzono mu prawdopodobnie dawne zasługi dla Rosji.
Przed wyjazdem do Stanów Zjednoczonych Stanisław August zaopatrzył go w list polecający z Grodna pod datą 27 kwietnia 1795 roku. W liście tym, adresowanym do prezydenta Jerzego Waszyngtona, król wyraża szacunek dla Waszyngtona i prosi o okazanie względów Littlepage’owi, podkreślając jego talenty i doświadczenie. Prosi prezydenta, aby ten wyraził zgodę na noszenie przez Littlepage’a Orderu św. Stanisława, który został mu w Polsce nadany za zasługi. „Będzie to przyjemnym dla mnie — kończył list Stanisław August — że Amerykanin będzie tym, który zawiezie oznaki mego szacunku i uczucia pomiędzy swych rodaków, pomiędzy ten naród, który umiał już sobie zdobyć takie poważanie ze strony mieszkańców starej półkuli, który może w tak wielu względach służyć im za naukę i wzór.”[78] Był to drugi list Stanisława Augusta adresowany do Jerzego Waszyngtona. Podobnie jak pierwszy nie dotarł do rąk adresata. Brudnopis tego listu znajduje się w Archiwum Głównym Akt Dawnych. Littlepage zmienił bowiem swe plany i pozostał w Europie.
Littlepage był tak zajęty swymi sprawami w Polsce, że zaniedbał się w korespondencji z rodziną w Stanach Zjednoczonych. Rodzina zatem prosiła Tomasza Jeffersona, aby dowiedział się o losach Littlepage’a. Jefferson zasięgnął informacji u Kościuszki oraz u Niemcewicza. O Littlepage’u wspomina się w kilku listach wymienionych między Jeffersonem i Niemcewiczem.
W 1800 roku Littlepage opuścił Warszawę i po rocznym pobycie w Europie Zachodniej z końcem 1801 roku przybył do Stanów Zjednoczonych. Osiedlił się w rodzinnej posiadłości w Wirginii. Zmarł 19 lipca 1802 roku.
John Paul Jones
John Paul Jones był bardzo zdolnym oficerem amerykańskiej marynarki wojennej, zasłużonym w okresie wojny o niepodległość. Po zakończeniu wojny przybył do Europy, gdzie nawiązał kontakt z dyplomatami rosyjskimi. Za ich namową — zwiedziony obietnicami zaszczytów i stanowisk — wstąpił do służby we flocie rosyjskiej. W maju 1788 roku zjawił się w Petersburgu, gdzie przyjęła go caryca Katarzyna. Rozpoczął służbę we flocie czarnomorskiej, ale nie otrzymał ani stanowisk, ani zaszczytów, na które liczył. Popadł przy tym w konflikty z innymi oficerami, a uwikłany w różne intrygi i pozbawiony łaski dworu, postanowił opuścić Rosję.
We wrześniu 1789 roku Jones przybył do Warszawy. Sekretarzem Stanisława Augusta był podówczas Louis Littlepage, który wprowadził go na dwór polski. W liście do posła francuskiego w Hamburgu Jones pisał: „Byłem traktowany z największą gościnnością i grzecznością przez króla i modne towarzystwo”.[79]
W tym czasie również Kościuszko nawiązał kontakt z Jonesem. Prawdopodobnie słyszał o nim jeszcze podczas pobytu w Ameryce i ubolewał, że Jones, „republikanin i Amerykanin”, oddał się w służbę dworu carskiego. Kościuszko chętnie widziałby go w służbie polskiej, ale Polska nie miała wówczas floty, proponował więc flotę szwedzką. Podjął nawet w tym kierunku starania, ale nic z tego nie wyszło, ponieważ Jones zmienił zdanie. Między Kościuszką a Jonesem trwała wymiana korespondencji.
Na kilka miesięcy przed śmiercią w listopadzie 1791 roku Jones w liście do Littlepage’a, wówczas szambelana królewskiego, gratulował mu uchwalenia Konstytucji 3 maja.
Joel Barlow
Joel Barlow, poeta i dyplomata amerykański, interesował się sprawami polskimi. Miał ogromny szacunek dla Stanisława Augusta, którego uważał za najbardziej oświeconego władcę w Europie. W Paryżu Barlow poznał Littlepage’a, sekretarza Stanisława Augusta, i za jego pośrednictwem przesłał mu egzemplarz swego poematu wraz z listem wyrażającym podziw dla polskiego króla.
Joel Barlow otrzymał od Stanisława Augusta list datowany 25 maja 1791 roku z podziękowaniami za poemat The Vision of Columbus. Poemat ten zawiera wzmianki o Kościuszce. Król wyrażał przy tym życzenie, aby został on przetłumaczony na język polski.
Barlow odpisał królowi z Londynu 20 lutego 1792 roku. Dziękował za życzliwe zainteresowanie poematem i zapowiedź wydania go w języku polskim. Informował, że pracuje obecnie nad nową wersją poematu, która będzie bardziej odpowiednia do tłumaczenia. Przesłał również królowi swoją broszurę zatytułowaną Rada dla uprzywilejowanych stanów etc. W tymże liście Barlow gratuluje królowi Konstytucji 3 maja, dla której — jak pisze — żywi podziw. „Jeżeli się rozważy sposób, w jaki ją wprowadzono, burzliwe położenie Rzeczypospolitej, wewnętrzne knowania, przekupstwo oraz rozbrat w Sejmie, nacisk zewnętrznych niebezpieczeństw tudzież intrygi obcych dworów — dzieło to wykazuje odwagę i roztropność, szeroki rozum i filantropię, które stawiają je na najwyższy szczebel wśród czynów ludzkich. Co się tyczy zalet Konstytucji, to W.K. Mość zapewne wie, że należy ją rozpatrywać z dwojakiego punktu widzenia — najpierw jako stosującą się do wielkiego systemu feudalnego arystokracji, przeważającej w Europie, a następnie jako tyczącą się szczególnego położenia narodu, dla którego ją przeznaczono. Moja znajomość Polski jest zanadto powierzchowna, abym był zdolny ocenić zalety Konstytucji W.K. Mości z tego drugiego punktu widzenia, tj. jako tyczącą się wewnętrznej sytuacji Rzeczypospolitej. Jest to dla obcego zawsze niebezpieczne, gdy podejmuje się takiego zadania. Sądzę jednak, że W.K. Mości w tym głównym punkcie nie zabrakło mądrości. Sądząc ją atoli z pierwszego punktu widzenia, jako system ułożony dla jednej z umiarkowanych arystokracji Europy, znajduję w niej wiele rzeczy godnych podziwu. Niewątpliwie W.K. Mość działał jak Solon i dał narodowi jeżeli nie najlepsze prawa, które mógł ułożyć, to przynajmniej najlepsze, na jakie okoliczności dozwalały. Dobrze są one obrachowane, by powstrzymać rozrost tyranii, aby stopniowo oświecać ludność, tak żeby zapobiec jej powstaniom, i dla pobudzenia przemysłu przez ochronę jego; ochrona przemysłu jest twórcą wszelkich zalet i niezawodną rękojmią wewnętrznego spokoju i szczęścia w narodzie. Jeżeli wewnętrzny spokój i szczęście są należycie zabezpieczone, to zewnętrzny i powszechny spokój będzie koniecznym następstwem. Żadne twierdzenie, według mojego mniemania, nie jest prawdziwsze aniżeli to, że gdyby lud w Europie był oświecony, choćby w umiarkowanym stopniu, i miał odpowiedni udział w rządzie — to wojen więcej by nie było”.[80]
W 1792 roku Barlow przesłał królowi polskiemu swe kolejne dzieło — The Conspiracy of Kings (Konspiracja królów), w którym znalazły się niezwykle pochlebne strofy pod adresem Stanisława Augusta. W Kolumbiadzie z kolei wspominał o udziale Kościuszki w wojnie o niepodległość.
W 1811 roku prezydent Madison mianował Barlowa ministrem we Francji powierzając mu zadanie uzyskania odszkodowania od Francuzów z tytułu zarekwirowania statków amerykańskich oraz towarów należących do kupców amerykańskich. Barlow został również upoważniony do rozpoczęcia negocjacji w celu wznowienia stosunków handlowych między obu krajami. W 1809 roku Napoleon ogłosił dekret nakazujący konfiskatę każdego statku amerykańskiego, który zawinie do portów Francji, Hiszpanii i Włoch. W sumie skonfiskowano aż 134 statki amerykańskie. Było więc o co rokować, Barlow jednak napotykał duże trudności. Wobec wojny angielsko-amerykańskiej 1812 roku uregulowanie tej sprawy stało się jeszcze pilniejsze i Barlow postanowił osobiście przedstawić ją Napoleonowi. Na jego usilne nalegania francuskie ministerstwo spraw zagranicznych odpowiedziało, że może być przyjęty przez cesarza w Wilnie.
27 października 1812 roku Barlow wraz ze swoim synem Thomasem i służącym udał się do Wilna. Wziął z sobą ogromną dokumentację problemu, obiecując sobie rozstrzygnięcie wszystkich spraw w rozmowie z Napoleonem. W Wilnie spotkało go jednak rozczarowanie. Armia francuska była już w odwrocie. Francuski minister spraw zagranicznych Bassano, który przebywał również w tym czasie w Wilnie, oświadczył, że cesarz jest zbyt zajęty kampanią rosyjską, aby go przyjąć. Barlow bezskutecznie ponawiał prośby, wreszcie spakował rzeczy i odjechał.
W drodze powrotnej do Paryża Barlow zatrzymał się w Warszawie. 18 grudnia opuścił ją, udając się na południe. Zima była ciężka i podczas podróży zaziębił się. Ponieważ miał wysoką temperaturę, zdecydowano przerwać podróż, chociaż Barlow spieszył się na święta Bożego Narodzenia do Paryża. Thomas znalazł gospodę dla ojca we wsi Żarnowiec. Tu 26 grudnia 1812 roku Barlow zmarł na zapalenie płuc. Żadna gazeta francuska nie zamieściła nawet najmniejszej wzmianki o jego śmierci.[81]
Barlow został pochowany na cmentarzu w Żarnowcu w Krakowskiem. W księgach parafialnych jest na ten temat zapis. W tamtejszym kościele znajduje się również tablica pamiątkowa.
- ↑ The Lee Papers, N.Y. Hist. Soc. Coll. IV, 65. Patrz również Edgar Erskine Hume: Polska a Stowarzyszenie Cyncynnatów. Worzalla PublishLng Company, Stevens Point, Wis. 1935, s. 2.
- ↑ Mieczysław Haiman: Polacy wśród pionierów Ameryki..., s. 113.
- ↑ „Columbian Centinel”, 12 V 1798 oraz 23 XI 1799.
- ↑ Cyt. za: Edgar Erskine Hume: Polska a Stowarzyszenie Cyncynnatów..., s. 2.
- ↑ Cyt. za: Mieczysław Haiman: Z przeszłości polskiej w Ameryce..., s. 30—31.
- ↑ Irene M. Sokol: The American Revolution and Poland. A. Bibliographical Essay. „The Polish Review”, vol. XII, 1967, No 3, s. 8.
- ↑ Zofia Libiszowska: Opinia polska wobec rewolucji amerykańskiej w XVIII wieku. Łódź 1962, s. 83.
- ↑ Tamże, s. 112.
- ↑ Tamże, s. 125.
- ↑ Tamże, s. 145.
- ↑ Mieczysław Haiman: Polish Past in America, 1608—1865..., s. 27.
- ↑ The Accomplished Senator. In Two Books. Written Originally in Latin by Laurence Grimald Gozliski, Senator and Chancellor of Poland and Biskop of Posna or Pozen. Done into English from the Edition Printed of Venice, in the year 1568 by Mr Oldisworth. London 1733.
- ↑ Tamże, s. 18.
- ↑ Tamże, s. 2.
- ↑ Tamże, s. 4.
- ↑ Tamże, s. 38.
- ↑ Tamże, s. 19.
- ↑ „Congressional Record”, vol. 106, May 3, 1960, s. 9179-80.
- ↑ Tamże, s. 9180.
- ↑ „Dunlap’s American Daily Advertiser”, July 27, 1791. Cytowane głosy prasy amerykańskiej pochodzą z kwerendy dokonanej przez Mieczysława Haimana, której owocem jest praca: The Fall of Poland in Contemporary American Opinion. Chicago 1935.
- ↑ „The Daily Advertiser”, July 30, 1791; „Dunlap’s American Daily Advertiser”, July 26, 1791; „Gazette of the United States”, August 3, 1791.
- ↑ „Gazette of the United States”, August 10, 1791.
- ↑ Tamże, September 21, 1791.
- ↑ „The Daily Advertiser”, August 8, 1791.
- ↑ „Dunlap’s American Daily Advertiser”, August 23, 1791.
- ↑ Cyt. za: „Congressional Record”, vol. 118, May 4, 1972, s. H 4128.
- ↑ Tamże, vol. 91, May 3, 1951, s. 4824.
- ↑ Tamże, s. 4825.
- ↑ Tamże, s. 4836.
- ↑ Tamże, vol. 102, May 3, 1956, s. 7462.
- ↑ Tamże, s. 7468.
- ↑ Tamże, vol. 104, May 5, 1958, s. 8024.
- ↑ Tamże, vol. 106, May 3, 1960, s. 9295.
- ↑ Tamże, vol. 107, May 3, 1961, s. 7212.
- ↑ Tamże, s. 7225.
- ↑ Tamże, vol. 108, May 3, 1962, s. 7733.
- ↑ Tamże, vol. 109, May 2, 1963, s. 7686.
- ↑ Pełny tekst tego przemówienia patrz: „Congressional Record”, vol. 109, May 6, 1963, s. 7863.
- ↑ Tamże, vol. 116, May 4, 1970, s. 1426.
- ↑ Tamże, vol. 117, May 3, 1971, s. 13076.
- ↑ Tamże, vol. 117, May 3, 1971, s. 13077.
- ↑ Tamże, vol. 120, May 2, 1974, s. H 3531—32.
- ↑ „Congressional Record”, vol. 127, Part 6, April 29, 1981, s. 7792.
- ↑ Tamże, s. 7877.
- ↑ Tamże, s. 8125.
- ↑ Tamże, s. 8236.
- ↑ Tamże, s. 8385.
- ↑ Tamże, s. 9026.
- ↑ „Congressional Record”, vol. 136, May 3, 1990, s. H 2026.
- ↑ Dzwon Wolności 1776—1926. W rocznicę narodzin Stanów Zjednoczonych Ameryki. Księga zbiorowa wydana staraniem Komitetu Centralnego Obchodu 150-lecia Niepodległości Stanów Zjednoczonych Ameryki. Warszawa 1926, s. 24.
- ↑ Miecislaus Haiman: The Fall of Poland in Contemporary American Opinion..., s. 29.
- ↑ „The American Museum”, April 1792.
- ↑ „Dunlap’s American Daily Advertiser”, July 28, 1792.
- ↑ „The American Museum”, July 1792.
- ↑ „Dunlap’s American Daily Advertiser”, August 9, 1792.
- ↑ „The Newport Mercury”, August 13, 1792.
- ↑ „Dunlap’s American Daily Advertiser”, September 6, 1792.
- ↑ „The Newport Mercury”, October 1, 1792; „Independent Chronicle”, October 4, 1792.
- ↑ „Dunlap and Claypoole’s American Daily Advertiser”, June 11, 1794.
- ↑ „Columbian Centinel”, June 25, 1794.
- ↑ „Dunlap and Claypoole’s American Daily Advertiser”, August 26, 1794.
- ↑ „The Herald”, August 25, 1794.
- ↑ „The Newport Mercury”, September 30, 1794.
- ↑ „Dunlap and Claypoole’s American Daily Advertiser”, January 9, 1795.
- ↑ Tamże, January 21, 1795.
- ↑ Tamże.
- ↑ „Dunlap and Claypoole’s American Daily Advertiser”, February 26, 1795.
- ↑ „Kentucky Gazette”, March 28, 1795.
- ↑ „The Newport Mercury”, March 17, 1795.
- ↑ „Columbian Centinel”, April 1, 1795.
- ↑ „The Newport Mercury”, April 14, 1795.
- ↑ „Dunlap and Claypoole’s American Daily Advertiser”, May 16, 1795.
- ↑ Mieczysław Haiman: Polacy wśród pionierów Ameryki..., s. 78.
- ↑ Tamże, s. 81.
- ↑ Tamże, s. 142.
- ↑ Tamże, s. 144.
- ↑ Tamże, s. 148.
- ↑ Tamże, s. 162.
- ↑ Tamże, s. 124.
- ↑ Tamże, s. 173—174.
- ↑ Ralph Hilton: Worldwide Mission. The Story of United States Foreign Service. The World Publishing Company, New York 1970, s. 61—66.